Trwa ładowanie...
recenzja
08-05-2012 13:47

Artysta w chińskim gułagu

Artysta w chińskim gułaguŹródło: Inne
d29jyev
d29jyev

Bazujący na angielskim przekładzie polski tytuł oraz okładka wspomnień Gao Ertaia sugerują mniej niż ta książka naprawdę ofiarowuje czytelnikowi. W poszukiwaniu ojczyzny. Wspomnienia z chińskiego obozu pracy wychodzi poza zwykłą kronikę życia w gułagu za czasów maoistowskich, poza rejestr okropieństw, absurdów i niesprawiedliwości. To najbardziej niezwykła książka o tym odcinku chińskiej historii (tuż przed i podczas rewolucji kulturalnej), jaką udało mi się przeczytać. Stanowi ona dowód na siłę i niezniszczalność ducha humanizmu w nawet najbardziej nieludzkich warunkach.

Bez wątpienia można powiedzieć, że rządy Mao stanowią jeden z najbardziej nieludzkich okresów w historii. Skala przemocy, wzajemnej nieufności, nienawiści i zaślepienia ideologią sięga absurdu, była nierzeczywista.Gao Ertai, intelektualista, pisarz i malarz, ma zaledwie dziewiętnaście lat, kiedy pisze niezgodny z oficjalnym myśleniem esej „O pięknie” (można go przeczytać na końcu tego tomu), za który nieco później zostaje uznany niebezpiecznym prawicowcem, „bydlęcego demona i żmiję” i osadzony w obozie pracy na pustyni Gobi. Tutaj czekają na niego katorżnicza praca, głód, strach przed donosami. Jednak narracja Gao jest momentami dziwnie lekka, drastyczność sytuacji jest jakby ukryta za szybą. Gao, pięknoduch i mól książkowy, przyznaje, że przed osadzeniem nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół i nie rozumiał powagi sytuacji. „Czułem się jak widz na spektaklu” – filozoficzne dysputy, jakie w całym kraju wywołał jego młodzieńczy esej, to przecież żadne zagrożenie. Także sposób, w jaki zostaje
on w końcu zadenuncjowany i skazany, ma charakter dziecięcej zabawy: „moja śmierć lub życie zależały od czyjegoś kaprysu”.

W obozie Gao ma za zadanie kopać rowy drenujące, cierpi dotkliwy głód, jego towarzysze – niektórym poświęca on całe rozdziały – umierają jeden po drugim. Pod piórem Gao część tych przecież straszliwych wspomnień przekształca się w sceny niczym z filmu, z mocnymi, bardzo plastycznymi pojedynczymi klatkami: burza, która zaskakuje robotników na pustyni, tworzy z nich rząd glinianych figur. Bezsensowna ucieczka Gao przez pustynię Gobi, błądzenie w lodowatym zimnie pod ciemnoczerwonym księżycem. Co i rusz jakiś obdartus okazuje się być elokwentnym lekarzem lub profesorem lingwistyki, który na przekór każącemu oszczędzać siły głodowi nagle wygłasza płomienny wykład. Dziesiątki wycieńczonych, przypominających kościotrupy mężczyzn uśmiechających się upiornie, aby pokazać, jak bardzo są szczęśliwi w maoistowskich Chinach. Teatralne w swej intensywności oskarżenia i denuncjacje, zadziwiające swą pomysłowością obraźliwe epitety. I choć to wszystko było straszne, a Gao sam tego doświadczył, przedstawia on to właśnie
trochę jak film, w zdystansowany sposób. Oczytany, wplata tu i ówdzie cytaty z chińskich klasyków, Dantego, porównuje widziane krajobrazy z obrazami Szyszkina. Jakieś dziesięć lat później, zesłany z kilkoma innymi osobami w góry, poluje na antylopę, która wyrwała się z przygotowanej przez nich zasadzki i ucieka w agonii, krwawiąc. Boleśnie szczegółowy opis pościgu, wyobrażenia cierpień i strachu umierającego zwierzęcia, zetknięcie się z nim, z jego przerażonymi oczami, rozdzierającym jękiem bólu, w końcu jego cicha śmierć – to zdarzenie jest opisane w sposób dużo bardziej poruszający, drobiazgowy, empatyczny niż cierpienia i śmierć w obozie pracy. Bardziej zapisuje się w pamięci zwierzę niż dziesiątki ludzi.

Czy owijając koszmar maoistowskich Chin w filmowe sceny, literackie porównania, Gao daje wyraz swojej nieczułości, patrząc na wszystko chłodnym okiem, jak artysta obmyślający mające powstać dzieło? Czy może broni się w ten sposób, nie dopuszczając tego koszmaru do swojej duszy, bo w przeciwnym wypadku mógłby zwariować? Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie jest on nieczułym, zimnym poszukiwaczem doznań estetycznych.* Spod pisanych przez niego słów wyziera wielka wrażliwość i mądrość.*

d29jyev

Ta wrażliwość, a także talent i artystyczne zamiłowania są czymś, co prowadzi go przez te wszystkie brutalne lata, są „pestką”, która nie pozwala mu się zdegradować do poziomu stworzenia. W osobie Gao ukazany jest triumf sztuki, ludzkiego ducha, które nigdy nie dają się zniszczyć, przeciwnie – w całej tej zawierusze wyprowadzają pisarza na prostą, kierują go ku kryjącym skarby sztuki jaskiniom Mogao, gdzie spędza on następne lata. Buddyjskie malowidła, rzeźby z kolejno po sobie następujących dynastii – współcześni Chińczycy są spadkobiercami wielkiej kultury poprzednich pokoleń, żyjącej w duszach takich osób jak Gao Ertai. Nie da się jej unicestwić, tak jak nie daje się unicestwić sam Gao. Chociaż przyznaje on ze smutkiem: „W pogoni za zyskiem rozpłynęła się wielka część naszego dziedzictwa”. W czasie rewolucji kulturalnej bezmyślnie obchodzono się z dziełami sztuki, niszczono je, opatrywano komentarzami zgodnymi z ideologią komunistyczną. Wobec tej oczywistej wulgaryzacji sztuki chińskiej jedyną
nadzieją, zdaje się mówić Gao, jest kultura niematerialna żyjąca w ludziach – jak choćby tradycje kulinarne, o których opowiadają sobie pewnej nocy mieszkańcy gułagu. Jedyną nadzieją na „odnalezienie ojczyzny” nie tylko podczas szaleństw komunistycznych rewolucji, ale i teraz, gdy te rewolucje zostały zastąpione przez ideologię zysku.

d29jyev
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d29jyev