Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:21

Arka pod zwariowaną gwiazdą

Arka pod zwariowaną gwiazdąŹródło: Inne
d38fjz2
d38fjz2

Myślę, że każdy, kto choć trochę interesował się zwierzętami w szaro-burych czasach PRL-u, doskonale zna nazwisko Jana Żabińskiego i czytał jego książki. Ten dyrektor warszawskiego ZOO chęć popularyzacji tajemnic zwierzęcego świata łączył z niebanalnym talentem pisarskim, dzięki czemu jego prace przystępne były nawet dla młodszych czytelników, stanowiąc raczej gawędy, niźli książki stricte naukowe, nafaszerowane specjalistyczną terminologią. O ile ta działalność pana Jana jest powszechnie znana, tak drugo wojenne dokonania jego oraz małżonki, pani Antoniny, nie były dotąd przesadnie eksponowane czy nagłaśniane. Jeśli wybierzemy się na spacer do ZOO, próżno szukać tablicy upamiętniającej to, co działo się w willi państwa Żabińskich w czasach, w których za jakąkolwiek pomoc Żydom, karano śmiercią całe rodziny.

Na szczęście jest jeszcze ktoś taki, jak Diane Ackerman, poetka, dziennikarka, przyrodniczka i pisarka. Najbardziej znaną jej książką, która ukazała się również na polskim rynku, jest Alchemia umysłu, praca o brązowawej, pofałdowanej, dość twardej galaretce ulokowanej w naszej czaszce, w którym to narządzie autorka dostrzegła pełne metafor i poezji piękno. Na polskich półkach księgarskich ukazał się właśnie Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo. Autorka uhonorowana została za tę pracę w 2008 roku nagrodą Orion Book Award. W pierwszej części Azylu, ukazała ona dzieje przedwojenne, kiedy to państwo Żabińscy zbudowali most pomiędzy ludźmi a dziką naturą. Bardzo plastyczne, filmowe opisy skrzą kolorami, rzucając czytelnika w świat, w którym „szpak wyśpiewywał wiązankę podkradzionych melodyjek, gdzieś z cala dorzucały kilka skrzekliwych arpedżiów strzyżyki, a kukułki nawoływały monotonnie jak ścienny zegar, który zaciął się na jednej godzinie”. Słysząc te trele, gibbony zaczynały się
wydzierać, wilki i likaony szczekać, hieny chichotać, lwy porykiwać, kruki krakać, pawie krzyczeć, nosorożec prychać, lisy skowytać, a hipopotamy dudnić, a wszystko to ukazane zostało przez autorkę w taki sposób, jakby odbiorca był w samym centrum, oczarowany rozbrzmiewającą wokół symfonią dźwięków. ZOO jawi się jako panoptikum niesamowitych barw, kształtów i zapachów, rojne, gwarne i bajecznie kolorowe. U Ackerman jest ono republiką zwierzęcą, rajską wyspą odciętą od świata – przyznam, że wykreowanym przez nią obrazem niczym żywcem wyjętym z najpiękniejszych obrazów impresjonistów byłem wprost urzeczony i jestem przekonany, że gdyby Orzeszkowa w ten sposób, tak malowniczo opisywała przyrodę, to Nad Niemnem z pewnością nie byłoby zmorą kolejnych pokoleń.

Jak to z edenami zazwyczaj bywa, czar bardzo szybko prysł, zaś autorka bardzo sugestywnie i poruszająco ukazała wrześniowy dramat, kiedy zdane na człowieka zwierzęta miotały się przerażone w klatkach, usiłując ukryć potomstwo, oszalałe ze strachu, ogłuszone hukiem bomb i dudnieniem dział. Czworonogi niewiele różniły tutaj się od swoich dwunożnych towarzyszy niedoli, Żabińska napisała w swoim pamiętniku, iż była podobna do lwicy w klatce, która brała w zęby swoje młode i przenosiła w popłochu z miejsca na miejsce. Proszę zresztą jeszcze raz wsłuchać się w tę melodię słów: „Ranne zebry rozbiegły się, prążkowane strużkami krwi, przerażone wyjce i orangutany z rozdzierającym wrzaskiem wspinały się na drzewa i chowały w zaroślach, uwolnione węże wiły się w trawie, a krokodyle dźwigały z trudem na podkurczone łapki i ruszały pospiesznym trudem”. Hałaśliwą muzykę ogrodu zakłóciły zrazu zgrzytliwe, potem iście minorowe tony. Od tej chwili zmienia się i narracja Ackerman, już nie tak idylliczna, bajkowa,
przekształca się w pełną niepokoju, smutku, nostalgii i dramatyzmu. Część zwierząt zabrano w charakterze „depozytu” do Niemiec, zaś w pewną sylwestrową noc do warszawskiego ZOO wdarło się bydło, choć tutaj to pejoratywne określenie jest wielce krzywdzące dla sympatycznych krętorogich. Bydło to miało czarne mundury SS, otumanione alkoholem łby wypełnione bredniami o rasie panów i przemożne poczucie, że zamordowanie spętanego lub uwięzionego w klatce zwierzaka jest pyszną zabawą. Jak napisała Ackerman podsumowując przerażający wprost opis rzezi, życie zwierząt znaczyło dla tych Niemców mniej, niż przelotny dreszczyk emocji, jakiej dostarczało zabijanie. ZOO zapadło w „sen śmierci i zagłady”, niebawem jednak miał zostać napisany nowy, piękny i chwalebny rozdział jego historii.

Tysiące książek ukazują tragedię ludzi podczas drugiej wojny światowej. Napisano już o niej miliony słów i kolejne miliony czekają na przelanie na papier. Pierwsza połowa Azylu jest zgoła inna, choć również traktuje o wojennym terrorze, z tym, że ukazany jest on poprzez pryzmat koszmaru zwierząt. Druga część to już dramat tych, którzy sprowadzeni zostali do roli zwierząt właśnie, prowadzonych na rzeź i odstrzeliwanych w ramach kaprysu aryjskiego pana. Autorka w syntetyczny, acz może trochę zbyt uproszczony i naiwny sposób przedstawiła powstanie warszawskiego getta, ciężką sytuację Żydów oraz przypomniała słowa Jana Żabińskiego, który rzekł, iż miał moralne zobowiązania wobec nich. Na początku lat czterdziestych ubiegłego wieku zaczął te zobowiązania wypełniać, tworząc wraz z panią Antoniną swoistą stację tranzytową dla uciekinierów oczekujących na zorganizowanie innej, bezpieczniejszej kryjówki. Ich siedziba nosiła konspiracyjny kryptonim „dom pod zwariowaną gwiazdą” i, jak wynika z książki Ackerman, było
to całkowicie zasadne określenie. „Goście”, których w willi Żabińskich przewinęło się ponad stu, umieszczano później w majątkach ziemskich jako służących, pracowników młyna lub rolników, trafiali również do wiejskich szkółek jako nauczyciele. I w tej części jednak nie zabraknie pięknych gawęd o zwierzętach – jamniczce Żarce czy kotce Balbinie, wielce zdezorientowanej faktem, że miast kociego potomstwa wychowuje małe liski, które, pomimo wysiłków nowej mamy, wcale nie myślą o miauczeniu. Poznamy również historię królika Wicka, oddającego się konsumpcji wszystkiego, z marynarkami i kapeluszami włącznie, że nie wspomnę o nogach od krzesła. Państwo Żabińscy stworzyli dla „zbiegów z przedsionka krematoriów i progu komór gazowych” szukających schronienia w klatkach, stajenkach i szafach, prawdziwy azyl, arkę pozwalającą przetrwać potop rasistowskiej paranoi i opętańczej nienawiści. W willi wykreowali jedyny w swym rodzaju ekosystem, pełen zabawy, ciekawości i świata i zachwytu, podczas gdy świat wokół zdominowany
był przez strach, ból i cierpienie. Z powodzeniem koegzystowały tam zarówno rozliczne czworonogi, jak i homo sapiens, „zwierzę, które wie, i do tego wie, że wie”. Szkoda, że czasem ta wiedza bywa przekleństwem, a nie błogosławieństwem.

d38fjz2

Niezmiernie cieszy mnie, że Ackerman jest między innymi poetką, która swą wrażliwość wybornie potrafiła zaadaptować do pracy z poezją nie mającą zbyt wiele wspólnego. Dzięki temu otrzymujemy dzieło biograficzne przepełnione, jak wspomniałem, feerią barw, zapachów i dźwięków oraz atmosferą rodzinnego ciepła, w którym miłością darzy się zarówno braci mniejszych, jak i przedstawicieli tego samego, ciemiężonego gatunku. Autorka czyni to zarazem z wyczuciem, brakiem patosu i unikając wielkich słów, ot, zwyczajnie, jak zwyczajnym i oczywistym dla właścicieli ZOO było ratowanie Żydów. Obficie czerpie przede wszystkim ze wspomnień Antoniny Żabińskiej, jednak w bogatej, liczącej 68 pozycji bibliografii, znajdziemy również dzieła m.in. Edelmana, Daviesa, Schulza, Bartoszewskiego oraz Iranka-Osmeckiego. Niebagatelne oklaski i wyrazy uznania należą się tłumaczce, Oldze Zienkiewicz, która w przekładzie znakomicie oddała wspomniany poetycki, wysmakowany, poruszający nastrój wykreowany przez Diane Ackerman na kartach
tej świetnej książki.

Zaślepieni chęcią zwalania kolejnych pomników, zapominamy często o stawianiu nowych, ewentualnie o renowacji tych już istniejących, pokrytych mchem, niszczejących gdzieś w kąciku. Po raz kolejny ktoś uczynił to za nas, na światło dzienne wydobywając piękną kartę naszej, polskiej historii. Kartę pełną odwagi, poświęcenia i przedkładania pragnienia uratowania ludzkiego życia ponad własne bezpieczeństwo i komfort. Pozostaje chyba tylko odetchnąć z ulgą, że jeszcze są za granicą ludzie, którzy chcą nas w tej materii wyręczać.

d38fjz2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d38fjz2

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj