Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:22

Apetycznie, choć ciężkostrawnie

Apetycznie, choć ciężkostrawnieŹródło: Inne
d38fjz2
d38fjz2

Są potrawy, które tak naprawdę smakują nam jeden, jedyny raz w życiu. Które próbowane po raz drugi tracą swój czar, całą swoją wyjątkowość. Niestety, podobnie stało się ze stylem de Blasi. Ten pamiętnikarski dar opisu, tak wdzięcznie prowadzący nas przez Tysiąc dni w Wenecji, najzwyczajniej w świecie spowszedniał. I to spowszedniał na tyle, że przestał zasłaniać braki w treści, jakby nie był w stanie prowadzić nas dłużej przez nużącą historię na tyle sprawnie, byśmy wierzyli, że może być ona choć trochę zajmująca. W przypadku książki poprzedniej mieliśmy do czynienia z wciągającą fabułą, opowiadającą początki wielkiej miłości niemłodej już przecież pary, a więc ten poetycki opis rzeczywiście mógł czemuś służyć. Zupełnie inaczej rzecz się ma z pozycją najnowszą. Tysiąc dni w Toskanii to książka monotonna, nie skrywająca w sobie żadnych niemal zdarzeń, a będąca jedynie wspomnieniem uroczej sielanki, jaką nasi zakochani przeżyli w niewielkiej miejscowości o nazwie San Casciano dei Bagni. Obecnie niezbyt
wiele się między nimi dzieje, ot – kochają się. I to miłością zwyczajną, całkiem przecież pospolitą, która nakazuje nam cieszyć się ze wspólnych śniadań i zachodów słońca, niewiele od życia wymagać i czerpać radość z dnia poprzedniego. Oczywiście piękne to i szlachetne, ale trudno jednak stwierdzić, czy nadające się przy tym na powieść. Od tego gatunku zwykliśmy przecież oczekiwać raczej zgrabnie usnutej fabuły i intrygujących bohaterów, a nie opowiastek o poczciwym życiu równie poczciwych małżonków. De Blasi serwuje więc nam książkę trudną w ocenie, bo przecież dobrze napisaną i przypominającą o rzeczach najważniejszych, a jednak ckliwą i męczącą już od pierwszych stron.

Główna bohaterka i zarazem narratorka, istna znawczyni sztuki kulinarnej, porzuca ze swym mężem malowniczą Wenecję i osiedla się w mało luksusowej posiadłości. Brak komfortu rekompensują jej toskańskie krajobrazy i obecność ukochanego, który bywa jednak nazbyt melancholijny i czasem wręcz marudny. Wspólnie postanowili oni rozpocząć nowe życie, cofnąć się do korzeni, do najstarszych, włoskich tradycji, skrywających w sobie pierwotną prostotę i nakazujących wypełniać czas najprostszymi, acz jakże pięknymi rytuałami. Do rangi rytuału urasta tu bowiem wybieranie mięsa na obiad, omawianie z sąsiadami ulubionych przepisów, wspólne zasiadanie do posiłków. Świat, jaki Marlena i Fernando właśnie odnaleźli, rządzi się własnymi prawami, pośród których nie ma miejsca na wielkomiejski przepych czy jakąkolwiek ingerencję cywilizacji. W myśl zasady, że „o urodzie życia decyduje umiejętność cieszenia się chwilą”, autorka zdaje się rozkoszować każdym dniem, spędzonym u boku męża oraz wiekowego Barlozza, który mieszkał
niegdyś w ich domu i za cel główny obrał sobie przekazanie im zdobytej przez lata wiedzy. Szybko okazuje się, że jedyną rzeczą, jakiej Barlozzo nie umie, jest robienie przetworów ze śliwek i pomidorów. Na wszystkim innym zna się za to doskonale. To on przybliża naszym bohaterom tutejsze zwyczaje, opowiada historię regionu, pomaga przy urządzeniu domu, oprowadza po winnicach i plantacjach oliwek. Cała powieść zdaje się trwaniem w tej sielance, wśród opowieści starca, przygotowywania posiłków, degustacji najróżniejszych potraw i zyskiwania sobie sympatii mieszkańców. Zresztą, treść książki doskonale oddają tytuły poszczególnych rozdziałów: „Figi i jabłka nanizane na sznurki”, „Dolina jest bezpieczna, a my będziemy wypiekać chleb”, „Florì i ja łuskamy groch”, itd. Średnio to przecież interesujące, ale nie można rzec, że całkiem bezużyteczne. De Blasi zdradza nam bowiem sekrety toskańskiej kuchni, w przystępny sposób prezentując przepisy na płaski chleb toskański, bruschettę, kiełbaski winiarza zapiekane z
winogronami, wiśnie Ducha Świętego i wiele, wiele innych. Dla miłośniczki dobrej kuchni (za jaką de Blasi niewątpliwie uchodzi) Toskania to prawdziwy raj na ziemi, w którym chleb nadal wypieka się w piecach, a mięso przyrządza według miejscowej receptury. I – jak to w raju – wszyscy żyją tu w zgodzie i szczęściu powszechnym.

„Wszyscy tu wiedzą, że tak naprawdę są trzy tematy, na które warto rozmawiać, przynajmniej w tych stronach (…). Najważniejsza jest pogoda, bo decyduje o wszystkim, a oni są rolnikami. Druga rzecz to narodziny i śmierć, zarówno ludzi, jak i zwierząt. A trzecia to potrawy – z uwzględnieniem tego, co jadło się poprzedniego dnia i co planuje się zjeść następnego. W tych trzech tematach mieści się właściwie wszystko: filozofia, psychologia, socjologia, antropologia, nauki ścisłe, historia, sztuka, literatura i religia. Przy różnych okazjach dyskutujemy o tym, co tak naprawdę liczy się w życiu, ale zwykle to właśnie wtedy, gdy rozmawiamy o jedzeniu, dotykamy rzeczy najistotniejszych. Ten temat łączy się bowiem ściśle z innymi. W życiu najważniejsze są stół i łóżko. Wszystkie inne sprawy załatwiamy tylko po to, by móc znowu zasiąść do stołu lub wrócić do łóżka” – to zaledwie fragment wykładu, jakiego Barlozzo udzielił naszym zakochanym już na początku znajomości. Autorka z kolei za bardzo chyba wzięła sobie do
serca jego słowa, ponieważ poza magiczne trzy tematy rzadko kiedy zdarza jej się wykraczać. Z zafascynowaniem opowiada nam więc o swojej pierwszej wizycie w kurniku, o smażeniu kwiatów cukinii czy układaniu kurczaka w brytfannie. I jeśli czytelnik podziela jej pasję gotowania, to rzeczywiście powinien być wniebowzięty. Jeśli jednak kulinaria pozostają dla niego czarną magią – książka nie tylko go znudzi, ale i pewnie nierzadko zirytuje.

d38fjz2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d38fjz2

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj