Jak to się stało, że Ukrainka z protestanckiej rodziny została Anną "Solidarność". Jej historię - od rzezi wołyńskiej przez komunizm, karnawał "S", aż po katastrofę smoleńską - opisali Dorota Karaś i Marek Sterlingow.
Sebastian Łupak: Dziennikarka "Gazety Wyborczej" i były dziennikarz tej gazety piszą książkę o Annie Walentynowicz. Zaraz pojawią się zarzuty, że książka jest nieobiektywna.
Marek Sterlingow: Nie ma monopolu na to, kto ma się kim zajmować. Anna Walentynowicz jest bohaterką całej Polski. Zwłaszcza, że w pewnym okresie życia najbliżej jej było do Bogdana Borusewicza, Jacka Kuronia czy Adama Michnika. A poza tym była moją sąsiadką z Wrzeszcza.
Dorota Karaś: Pisaliśmy bez tezy. Opisaliśmy historię dziewczyny, która urodziła się w biednej ukraińskiej rodzinie, przeszła przez całą historię powojennej Polski, będąc świadkiem kluczowych wydarzeń i spotykając najważniejsze postaci: Gierka, Wałęsę, Jana Pawła II, George’a Busha.
Jej dzieciństwo przypada na rzeź wołyńską, a życie kończy się katastrofą smoleńską. Po drodze uczestniczy w budowie komunizmu i obalaniu komunizmu.
Lech Wałęsa, jak wynika z waszej książki, ma skazę na życiorysie – w latach 1970-76 raportował do SB. Później się z tego wyplątał. Czy Annę Walentynowicz można za to uznać za świętą Solidarności, osobę bez skazy, na jaką kreuje ją prawica narodowa?
Nie była żadną świętą. Jak każdy człowiek miała momenty wielkości, ale również swoje słabości, wady, tajemnice.
Jakie tajemnice miała Anna Walentynowicz?
Całe życie ukrywała swoje ukraińskie pochodzenie. W jednym z ostatnich wywiadów opowiada Cezaremu Gmyzowi wymyśloną historię o śmierci ojca - wielkiego patrioty, Polaka, który zginął w czasie kampanii wrześniowej.
A jaka była prawda?
Jej ojciec walczył w Armii Czerwonej, został odznaczony przez Związek Radziecki. Zmarł dopiero w 1995 roku. Jej brat należał do UPA, został za to zesłany. Ona miała w Siennem pod Równem pięcioro rodzeństwa.
Jak Anna Walentynowicz została Polką?
W czasie wojny, gdy była dzieckiem, przygarnęła ją polska rodzina Teleśnickich. Oni wywieźli ją z Wołynia w czasie rzezi, najpierw pod Warszawę, a później do Gdańska.
Ona za życia nigdy nikomu tego nie opowiedziała?
Tylko najbliższym - synowi i wnukowi. Ale nawet im nie wytłumaczyła dokładnie rodzinnych koligacji. Zwierzyła się też Henryce Krzywonos, ale ta nikomu nie zdradziła.
Ukrywała nawet fakt, że w końcu jej ukraińska rodzina ją odnalazła?
Nigdy nie przypuszczała, że to wyjdzie na jaw. Okrzepła w polskości. Nie spodziewała się, że rodzina z Ukrainy zacznie jej szukać i że w efekcie, po 55 latach, spotka swoje rodzeństwo w Równem. Ojciec już wtedy nie żył.
Po wojnie wyrobiła sobie nową tożsamość?
Wyrobiła sobie nowy akt urodzenia w urzędzie w Łodzi. Była przekonana, że wszyscy jej bliscy nie żyją, a ona musi odciąć przeszłość i zacząć życie od nowa. Tworzy więc nową tożsamość: jest odtąd Polką urodzoną w patriotycznej katolickiej rodzinie w Równem. A nie Ukrainką bez chrztu.
Kojarzymy ją jako żarliwą katoliczkę, piszącą listy do papieża…
Nie urodziła się katoliczką. Wychowywała się w rodzinie ukraińskich protestantów – sztundystów. Ochrzciła się w wieku 35 lat, tuż przed ślubem.
Swoją drogą to bardzo smutne, że kobieta o takiej przeszłości nie miała nigdy przestrzeni, żeby opowiedzieć swoją historię. To świadczy źle o nas, Polakach, a nie o niej. Jakim jesteśmy społeczeństwem, jeśli Anna
Walentynowicz bała się nam opowiedzieć o swojej prawdziwej przeszłości?
Dlaczego nie miała odwagi o tym opowiedzieć?
Możemy tylko zgadywać. W tym momencie życia najbliżej jej było do środowisk prawicowych, wręcz nacjonalistycznych. Jak miała się im przyznać, że jej brat był w UPA?! Zresztą do dzisiaj niektórzy mają problem z zaakceptowaniem jej prawdziwego życiorysu.
Kończy się wojna, jest 1945 rok. W Polsce panuje socjalizm…
Pracowała jako służąca u polskiej rodziny, z którą przyjechała do Gdańska. Po wojnie mieszkała z nimi jeszcze pięć lat, zanim doszła do wniosku, że ma dość.
Trafiły do niej socjalistyczne hasła, że robotnicy są wykorzystywani przez kapitalistów i obszarników, że należy im się lepsze życie. W 1950 roku dostaje pracę w stoczni w Gdańsku. To zapewnia jej awans społeczny, daje poczucie przynależności.
Ona nowemu systemowi odpłaca się jak może. Zapisuje się do ZMP, jest spawaczką w kadłubach statków. Pracuje często po kilkanaście godzin dziennie.
Zostaje przodownicą pracy…
Pracuje świątek piątek, soboty, niedziele, na dwie zmiany. Ma pensję, ma godność, piszą o niej w gazetach. Jako przodownica pracy i samotna matka z dzieckiem, dostaje mieszkanie od Bieruta, po tym jak napisała do niego list. Bardzo długo była przekonana do socjalizmu.
Do końca lat 60. była aktywną działaczką związków zawodowych, Ligi Kobiet, Komisji Kobiet. Chodziła na zebrania. Przebierała się po pracy i biegła na zebranie. Rozczarowanie przyszło później.
Dlaczego?
Jej problem z ustrojem zaczął się, gdy zachorowała na raka. Stocznia obniżyła jej wtedy pensję. Dotąd była spawaczką, miała ósmą grupę, zarabiała bardzo dobrze. A po chorobie została suwnicową – to była dużo gorzej płatna praca. Zaczęła się wtedy kłócić o swoje.
Nakłada się na to konflikt personalny na wydziale, koleżanki nawet plują na nią z suwnicy, wyzywają. Dotarliśmy do dokumentów, które w szczegółach opisują te awantury. Ostatecznie Walentynowicz musi zmienić wydział.
O co się pokłócili?
Oskarżyła kolegów, że pieniądze przeznaczone na premie dla robotników wydawali pokątnie na grę w totolotka. Jej z kolei zarzucano, że jako przewodnicząca Ligi Kobiet na wydziale nie rozlicza się z wina i ciastek kupowanych na spotkania.
Konflikt na wydziale stoczniowym trwał kilka lat. Pisała w tych sprawach pisma do Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ), do telewizji. Wtedy wyszedł jej upór, jej chęć postawienia na swoim za wszelką cenę.
Miała 40 lat i zaczęła się konfliktować z władzami na wydziale. Ale to jeszcze daleko do opozycji, do działalności podziemnej.
Jest rok 1968 rok. Anna udaje się do poradni zdrowia psychicznego, bo ma ciężką nerwicę po konflikcie na wydziale. Nie wie za bardzo, co ze sobą robić. Ma różne szalone pomysły, chce się nawet zapisać do ORMO – Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej.
A grudzień 1970?
Tak jak wszyscy w stoczni bardzo to przeżyła. Gotowała dla robotników, była świadkiem tragicznych wydarzeń. W nocy przez okno mieszkania liczyła czołgi jadące w kierunku stoczni. Ale ciągle jeszcze się nie buntuje. Gdy do stoczni przyjeżdża Gierek, sama mówi o tym, że jest wśród tych, którzy krzyczą “pomożemy”.
Rok później umiera jej mąż.
Śmierć Kazimierza to dla niej dramat. Byli udanym małżeństwem, przez kilka lat wiedli stabilne gomułkowskie życie – rajdy na motorach, grzybobrania, wycieczki, spanie po stodołach. Mieli zaplanowany wyjazd na zlot motorowy do Budapesztu.
I nagle, w 1971 roku, mąż umiera, a syn idzie do wojska, do Marynarki Wojennej. Anna zostaje sama. Do 1977 roku nic się w jej życiu nie dzieje. Naszym zdaniem Walentynowicz ma w tym czasie depresję. Jeździ codziennie na grób męża, opowiada mu, co w domu, co w pracy.
Skąd więc nagle biorą się w jej życiu Wolne Związki Zawodowe?
Z czasem znów chce działać. Impulsem jest być może śmierć Stanisława Pyjasa. Po stoczni krąży ulotka KOR, że Pyjas zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie zabity przez bezpiekę. To ją porusza.
W Radiu Wolna Europa słyszy adres Bogdana Borusewicza, który jest współpracownikiem KOR-u i mieszka w Sopocie. Nie ma nic do stracenia. Dołącza do Wolnych Związków Zawodowych, zostaje kolporterką, chodzi po stoczni, rozdaje nielegalną prasę. Sama też pisze artykuły.
50-letnia kobieta, która wie, że będzie miała kłopoty, będzie przesłuchiwana, zatrzymywana na 48 godzin, czekają ją rewizje w domu. To naprawdę wymagało odwagi. A ona nie bała się pyskować milicjantom.
Ludzie WZZ byli szykanowani...
Pod koniec lat 70. w Polsce w opozycji było raptem kilkaset osób. A szykany? Oni zdawali sobie sprawę z tego, co ich może spotkać. Tracili pensję, byli przenoszeni na gorsze stanowiska, wyrzucani z hotel robotniczych czy nawet z pracy.
Ta grupa wspierała się psychicznie i materialnie. Walentynowicz bardzo dobrze się wśród nich czuła.
W końcu, za swoją działalność, zostaje zwolniona ze stoczni latem 1980 roku…
Walcząc o drobne prawa w zakładzie pracy, została zwolniona kilka miesięcy przed emeryturą. Wykorzystał to w genialny sposób Bogdan Borusewicz. W Polsce już wtedy wrzało z powodu podwyżek. Ulotka z informacją o zwolnieniu Anny Walentynowicz poruszyła robotników.
Rozpoczął się strajk sierpniowy w 1980 roku. Jak jest jej rola w tym strajku?
Niektórzy mówią, że robiła tylko kanapki dla strajkujących. To nieprawda. Zajmowała się strajkową kasą. To były miliony złotych. Pieniądze trzymała pod łóżkiem jednego z chorych kolegów w szpitalu stoczniowym. A później mercedesem tę kasę wywoził ksiądz Jankowski do parafii św. Brygidy.
Interweniowała w sprawie aresztowanych opozycjonistów, wydzwaniała po komisariatach i domagała się ich zwolnienia. W czasie negocjacji w sali BHP przedstawiała wicepremierowi Mieczysławowi Jagielskiemu jakie represje spotykają robotników.
Gdy powstała “Solidarność” instruowała ludzi z całej Polski, jak zakładać związki, jak działać.
Ale na pewno nie była tak ważna jak Lech Wałęsa…
Relacje między nimi były skomplikowane. Najpierw byli przyjaciółmi, ona została matką chrzestną jego córki. Po strajku znalazła się w grupie jego związkowych przeciwników, razem z Gwiazdami, Kuroniem, Borusewiczem.
Dla większości Polaków to Wałęsa był w tym czasie niekwestionowanym przywódcą, uwielbiały go tłumy, stał się rozpoznawalny na świecie. Ona nie mogła z nim konkurować i nie miała szansy go zastąpić.
Jeżeli porównać ich do Beatlesów, to on był Lennonem a ona tylko Ringo Starrem. Oni wszyscy byli popularni. To był też czas, gdy inteligenci zakochali się w robotnikach.
Uwierzyli, że mają w sobie ludową mądrość, że potrafią doprowadzić do zmian w Polsce. Pisali o nich artykuły, książki, robili filmy, spektakle teatralne.
O Annie też?
Ją po prostu uwielbiali. Słynna reporterka Hanna Krall jesienią 1980 roku napisała o niej reportaż. Adam Hanuszkiewicz wystawił ten tekst w Teatrze Małym. Annę zagrała Zofia Kucówna. Walentynowicz korespondowała też z poetą Zbigniewem Herbertem. W Polsce i za granicą powstawały o niej filmy.
Wajda zaprosił ją na plan ”Człowieka z żelaza”. Wystąpiła nawet w fabularyzowanym brytyjskim dokumencie o Solidarności. Wałęsę zagrał tam Ian Holm, który później zrobił ogromną karierę. Wszyscy na pewno kojarzą go z roli Bilbo Bagginsa w filmie “Władca pierścieni”.
Czyli w czasie karnawału Solidarności została celebrytką?
Jeździ po Polsce z objazdami, spotyka się z ludźmi. Gromadzi hale. Potrafi opowiadać, przyciąga uwagę. Emocje wśród słuchaczy są duże. Często pojawiają się razem z Wałęsą – jest zdjęcie, na którym stoją obok siebie, ona trzyma nad nim parasolkę.
Kiedy zaczynają się kłótnie?
Konflikty zaczynają się już w pierwszych dniach września 1980. Jego wielkie ego ją denerwuje. Ona nie szanowała Wałęsy, bo on był robotnikiem, tak jak ona. Gwiazda – inżynier, Kuroń – pan redaktor z Warszawy i jej to imponowało. Ale Wałęsy się nie bała, więc mu pyskowała. Jej pretensje i zarzuty odbierane są jako chęć rozbicia związku.
A w tym czasie wewnątrz związku są ogromne tarcia. Z jednej strony Lech Wałęsa, z doradcami Tadeuszem Mazowieckim i Bronisławem Geremkiem. Mają poparcie Kościoła, nie chcą konfrontacji z komunistami, obierają łagodną linię, boją się powtórki z Grudnia 1970.
Z drugiej są: Andrzej Gwiazda, Bogdan Borusewicz, Anna Walentynowicz, Alina Pienkowska, ludzie KOR, którym władze przypinają łatkę “ekstremy”. Te konflikty podsyca, czasami wręcz wywołuje Służba Bezpieczeństwa.
W jaki sposób?
Dzięki agentom i podsłuchom. SB znała niechęć Walentynowicz do Wałęsy. Widzieli, że zarzuca mu różne rzeczy, nie sprawdzając ich. I zaczynają ją rozgrywać. Na spotkaniach podstawieni ludzie ją prowokują, zadają jej celowo pytania o Wałęsę. Podsuwają informacje, że jest nieuczciwy, że zdradza żonę…
Że jest Bolkiem?
W stanie wojennym SB wzmacnia działanie, dając jej do ręki papiery na Wałęsę. Dotarliśmy do agentki, której zadaniem było skłócanie ich ze sobą. Pozwolono jej nawet przez pół roku nie pracować i zajmować się tylko tym zadaniem. W drugiej połowie 80. esbecji udaje się właściwie rozmontować Solidarność. 10-milionowy związek przestaje istnieć.
Co robi w tym czasie Walentynowicz?
Sporo odsiedziała, bo miała różne pomysły: protest głodowy, tablica ku pamięci ofiar Kopalni Wujek. Ale nie miała wtedy dobrych pomysłów politycznych. Proponowała na przykład, żeby każdy dzień pracy w zakładach i fabrykach zaczynać od mszy świętej.
To nie był program przejęcia władzy od komunistów. Ani ona, ani jej środowisko, z Gwiazdą na czele, nie miało konstruktywnych pomysłów. Co innego Wałęsa i większa część jej dawnych znajomych z KOR. Postanowili zacząć rozmawiać z Kiszczakiem.
Przychodzi rok 1989, okrągły stół, pierwsze wolne wybory…
Anna bojkotuje wybory. Wyjeżdża do USA, ma tam wykłady, spotkanie, zbiera pieniądze na pomnik księdza Popiełuszki. Tymczasem Wałęsa zostaje prezydentem. Wszyscy na świecie chcą się z nim spotkać, z nim rozmawiać. On jest na fali wznoszącej. To jest dla niej bolesne.
Walentynowicz jest na politycznym marginesie. Musi wrócić do pracy w stoczni, żeby dorobić do emerytury. Wykłóca się o pieniądze. Nie umiera z głodu, ale jak wszystkim Polakom w okresie transformacji, jest jej ciężko. Rośnie rozgoryczenie.
Są próby pogodzenia się z Wałęsą?
Wałęsa może nawet zabiega o to, ale to się nie udaje. Andrzej Gwiazda potępia Annę nawet za to, że idzie na ślub córki Wałęsy, której jest matką chrzestną. Konflikt między nią a Wałęsą robi się brutalny. Ona oskarża go o najgorsze rzeczy.
Zadaje mu 17 pytań, w stylu: gdzie zgubiłeś swoją moralność, co zrobiłeś z 30 tysiącami dolarów dla Solidarności, ”czy Wachowski posiada twoje zdjęcia ze wspólnych orgii”? Robi z niego złodzieja, agenta SB, maniaka seksualnego.
Końcówka jej życia to głównie pisanie listów do papieża.
Przywiązuje do nich wielką wagę. Opisuje papieżowi swoje życie, sytuację w Polsce, liczy na odzew. Odpisuje jej, w imieniu Jana Pawła II, papieski asesor.
Jak ma się wasza biografia do tej opublikowanej przez prawicowego historyka Sławomira Cenckiewicza?
Są spore różnice ale wolelibyśmy, żeby na to pytanie odpowiedzieli sobie czytelnicy. Było wiele osób piszących o życiu Anny Walentynowicz. Korzystaliśmy z ich materiałów, dotarliśmy też do nowych, nieznanych faktów. Pracowaliśmy nad książką trzy lata, mieliśmy prawie stu rozmówców, przeczesaliśmy wszelkie archiwa.
Gdzie jest ciało Anny Walentynowicz? Z książki wynika, że w grobie na cmentarzu w Gdańsku leży ktoś inny.
Jest o tym przekonany jej syn. Jego argumentacja wydaje nam się przekonywująca. Widział ciało matki w Moskwie, rozpoznał je tam. Podczas ekshumacji pokazano mu inne ciało. Od tego czasu próbuje to wyjaśnić. Mimo tego, że od pięciu lat u władzy jest PiS, Janusz Walentynowicz nadal nie ma odpowiedzi na to pytanie.
Dorota Karaś, Marek Sterlingow, "Walentynowicz. Anna szuka raju", Znak, 2020. Premiera 11 marca