To powieść, jakich wiele. Tylko imiona i nazwiska bohaterek się zmieniają, tematyka pozostaje taka sama. Dotyczy mianowicie prób wyjaśnienia odwiecznej kwestii, czemu facet to świnia i dlaczego mężczyźni w pewnym wieku za punkt honoru stawiają sobie zdobycie młodej kochanki, co w konsekwencji prowadzi do porzucenia niczego nie spodziewającej się żony. Brzmi znajomo? Pewnie dlatego, że tego typu problemy wałkowano już w literaturze dla kobiet wielokrotnie. Z różnym skutkiem. Powieści autorstwa Rogozińskiej nic zarzucić nie można (chyba że weźmie się pod uwagę wtórność tematyki). Poza tym jest w porządku – budząca sympatię i współczucie główna bohaterka, która jest kobietą mającą się dopiero przekonać o własnej wartości i sile, jest również mąż-drań i zdrajca, jest także jego kochanka (późniejsza druga żona)
. Są perypetie zawodowe i zgrabnie odmalowany fryzjerski światek Alicji, potentatki na rynku urody w zamieszkanym przez jej rodzinę miasteczku. Są też kłopoty z dorastającymi dziećmi i absztyfikant na
horyzoncie. Niby więc wszystko jest na miejscu, ale czegoś brakuje. Czego? Trudno to określić. To cecha tak niedoprecyzowana jako owo mityczne „coś”, co decyduje o naszym zauroczeniu drugim człowiekiem.
Całość sprawnie napisana, czyta się dobrze i szybko (na co ma także wpływ niewielki rozmiar książeczki), ale to nie jest to. Żeby napisać dobrą powieść o tak wyeksploatowanej tematyce, trzeba czegoś więcej, niż tylko standardowego czytadła. Potrzeba fajerwerków i czegoś, co odróżni taką pozycję od innych, tak podobnych. W tym przypadku tego niestety zabrakło. W trakcie lektury ma się nieodparte wrażenie, że to wszystko już było, że to już się czytało, że zna się ciąg dalszy. To niewątpliwie psuje przyjemność z tej lektury.