Trwa ładowanie...

Akwizytor szczęścia. Niebiańskie Osiedle czeka na ciebie

– Współczesny kryminał nie tylko opowiada historię zbrodni, ale staje się też powieścią diagnozującą stan społeczeństwa – mówi Ryszard Ćwirlej. Do ciekawych wniosków na temat aktualnej kondycji Polaków mistrz kryminału dochodzi w swojej najnowszej książce "Niebiańskie osiedle".

Płatna współpraca z Wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału
Akwizytor szczęścia. Niebiańskie Osiedle czeka na ciebieŹródło: Materiały prasowe
dbyulev
dbyulev

Chcesz znaleźć spokój i ciszę? Chcesz w tym zwariowanym świecie trafić do wymarzonego miejsca, w którym otoczą cię życzliwość, miłość i ciepło płynące wprost z serca? Każdy ma prawo do zasłużonego odpoczynku po ciężkiej pracy. Ty również możesz mieć to wszystko na wyciągnięcie ręki. Niebiańskie Osiedle czeka na ciebie.

Czy można sprzedawać miejsca w niebie? Czy ktoś zamierza skorzystać z tak absurdalnej oferty?

Ryszard Ćwirlej, uznany twórca cyklu o milicjantach z Poznania i cyklu przedwojennego z komisarzem Fisherem, prezentuje nową serię i nowego bohatera – dziennikarza śledczego Marcina Engela.

Rozmowa z Ryszardem Ćwirlejem, autorem "Niebiańskiego osiedla"

Ryszard Ćwirlej Materiały prasowe
fot. Adam CiereszkoŹródło: Materiały prasowe

Monika Rosmanowska, WP: Co sprawia, że twórca dwóch poczytnych serii postanawia "porzucić" dotychczasowych bohaterów i rozpocząć zupełnie nowy cykl?

Ryszard Ćwirlej*: Trzeba dać szansę czytelnikowi, by ten nie skostniał. I nie stwarzać mu możliwości zaszufladkowania autora w rzeczywistości, którą ten sam sobie wybrał, czyli PRL-owskiej czy międzywojennej. Przyszedł mi też do głowy pomysł, by napisać książkę o akwizycji szczęścia.

dbyulev

Przybliżmy czytelnikom tę opowieść. "Niebiańskie osiedle" to historia zakrojonego na dużą skalę oszustwa, które wykorzystuje ludzką łatwowierność i marzenia o lepszym życiu.

Z akwizycją szczęścia mamy do czynienia praktycznie każdego dnia. Oczywiście książka jest pastiszem, przerysowuję w niej pewne kwestie. Niemniej tego rodzaju mechanizmy od lat są stosowane przez różnego rodzaju firmy, które sprzedają naiwnym najrozmaitsze towary. Pomyślałem, że warto pójść w lekką przesadę, grubą kreską zarysować problem. Wielu z nas niejednokrotnie powtarzało bliskim, by ci nie odbierali podejrzanych telefonów, nie zgadzali się na spotkania z przedstawicielami firm, które chcą "za darmo" przekazać im zestawy leków czy rurę od odkurzacza. Te sprawy nas dotyczą i uważam, że literatura jest dobrym miejscem, by mówić o nich głośno.

W "Niebiańskim osiedlu", powieści otwierającej nową serię z Marcinem Engelem, głównymi bohaterami nie są już milicjanci czy policjanci, a dziennikarz śledczy i jego koleżanka po fachu.

Założenie było takie, by do nowej rzeczywistości nie mieszać bohaterów, których znają już moi czytelnicy. Chciałem też spróbować czegoś innego, takiego chandlerowskiego podejścia do bohatera. Po raz pierwszy część historii opowiadam w pierwszej osobie.

dbyulev

Engelowi, który nie jest ograniczony procedurami czy służbową hierarchią, wolno więcej?

Sam jestem dziennikarzem i wiem, w jaki sposób podchodzi się do tematów, które wpadają w ręce reportera. Ten nie musi zachowywać się jak policjant, nie musi być poprawny, może za to iść pod prąd. Zawód dziennikarza, o czym oboje wiemy doskonale, jest też niezwykle pasjonującym zajęciem.

Proszę też zwrócić uwagę na nazwisko bohatera. On musi być aniołem, który będzie się starał przeniknąć rzeczywistość i dogłębnie poznać każdy aspekt tego, co go otacza. Chciałem stworzyć ciekawego człowieka i otoczyć go całym spectrum postaci i osobowości, także policyjnych. Wystarczy spojrzeć chociażby na babcię Matyldę, emerytowaną milicjantkę, kobietę z ikrą, mocno stojącą na ziemi oraz patrzącą na rzeczywistość z lekkim przymrużeniem oka i pewną dozą ironii.

Ryszard Ćwirlej Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe, fot: Anna Rychlicka-Karbowska

Tym, co wyróżnia Pańskie powieści, są pełnokrwiści bohaterowie, nie tylko pierwszego czy drugiego planu, ale także ci pojawiający się epizodycznie. Cały czas mam w głowie żywy obraz ciecia z Piły nadużywającego słowa "bynajmniej". Skąd Pan czerpie inspiracje?

Trzeba mieć dobry słuch i zwracać uwagę na to, jak ludzie mówią. Każda z moich postaci ma swój charakter, tak jak w życiu. I trzeba to umieć pokazać na kartach książki, nawet w krótkich dialogach czy scenkach. Każdemu człowiekowi należy oddać honor, wydobyć z niego jego wartość.

dbyulev

Mistrzem papierowych dialogów i ludzi bez wyrazu był Zygmunt Zeydler-Zborowski (autor kryminałów w PRL – przyp. red.) Wszyscy jego bohaterowie, na co zwracał uwagę Stanisław Barańczak, posługiwali się taką samą polszczyzną, niezależnie od tego, czy byli uniwersyteckimi profesorami, czy złodziejaszkami. Nigdy nie chciałem być postrzegany jako wierny uczeń Zeydlera-Zborowskiego, choć lubię sięgać po jego książki.

Wracając do meritum, każdemu należy dać szansę, by zaistniał, i to w sposób mocny i zdecydowany. Staram się, by główni bohaterowie stykali się z różnymi ludźmi i by każda z tych osób wnosiła jakąś wartość, pozytywną czy negatywną. Tylko wtedy opowieść ma szansę stać się wielowymiarową.

Notuje Pan sobie to, co Pan usłyszy i zaobserwuje na ulicy?

Mam notes, w którym rzeczywiście jest wszystko. Rozpisuję w nim każdy rozdział i podrozdział. To są hasła, np. "godz. 15.15, Brodziak ustala z Mariańskim szczegóły śledztwa, które przejął". To mi wystarczy. Zapisując wszystkie elementy, mogę w każdej chwili cofnąć się do tego, co działo się wcześniej. Jestem na bieżąco ze swoją książką, nic mi się nie myli.

dbyulev

Na małych karteczkach notuję też rzeczy, które wynajdę czy usłyszę. Mam tu na przykład coś takiego: "Alkohol nie rozwiązuje problemów, ale mleko też nie". To jest coś, co w jednej ze scen spokojnie może powiedzieć, znany z serii o milicjantach z Poznania, pierwszy pijak PRL-u – Teofil Olkiewicz.

Domyślam się, że przy tak drobiazgowym kreśleniu postaci i epizodów planowanie jest konieczne.

Kryminał jest dość wymagającym gatunkiem. Najważniejsze, by autor od początku wiedział, kto zabił. To już jest połowa sukcesu. Zakładam, że dana osoba zostanie zamordowana w danym momencie i z określonych powodów. Następnie piszę scenę, w której dochodzi do zbrodni, a później uważnie przyglądam się temu, co robią policjanci czy milicjanci, w jaki sposób dochodzą do odnalezienia sprawcy i jaką karę mu wymierzają.

dbyulev

Współczesny polski kryminał ma jeszcze jedną ważną cechę. To mocne osadzenie w rzeczywistości, dotykanie jej w jak największym stopniu. Bohaterowie muszą dyskutować o ważnych sprawach, mówić o tym, co aktualnie się dzieje i się do tego ustosunkować. Kryminał nie tylko więc opowiada historię zbrodni, ale staje się powieścią diagnozującą stan naszego społeczeństwa, odpowiadającą na pytanie, w jakim miejscu obecnie się znajdujemy. To nieprawdopodobnie pojemny gatunek.

Ważna jest również wiarygodność postaci i detali, które pojawiają się w prezentowanej historii.

To prawda, jeśli zapraszam czytelnika w roku 1924 do restauracji Grand Cafe w Poznaniu, to wiem, że wchodzi on do niej z moim bohaterem i zamawia sznycel devolay z podwójnymi jajkami sadzonymi i frytkami, a całość popija piwem grodziskim. Co więcej, jeśli robi to tego dnia, to znaczy, że wówczas w tej restauracji rzeczywiście podawano takiego sznycla. Dokładnie to sprawdzam. To jest szacunek do czytelnika i budowanie wiarygodności właśnie poprzez detale historyczne.

Ryszard Ćwirlej Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe, fot: Adam Ciereszko

Czy przy tworzeniu historii konsultuje się Pan z ekspertami?

Bez tego trudno sobie nawet wyobrazić wiarygodny sposób przekazywania informacji. Trzeba starać się być fachowcem w dziedzinie, którą się opisuje. Jeśli w tworzonej przeze mnie historii chciałbym umieścić lekcję gry na pianinie, to pierwsze, co bym zrobił, to zapytał osobę, która się na tym zna, jak taka lekcja powinna wyglądać. Oczywiście zdarzają się pomyłki. Ot, choćby banalna różnica między rewolwerem a pistoletem. Doskonale wiem, jak wygląda jedno i drugie. Używam więc w jednej z książek sformułowania rewolwer i w pewnym momencie, już w druku, zamiast tego pojawia się pistolet. Po ostatniej korekcie nie sprawdziłem tekstu. I pisze do mnie czytelnik: "Panie Ryszardzie, myślałem, że Pan się zna, a tu taka głupia pomyłka". W takich sytuacjach jestem bezradny.

dbyulev

Jest jeszcze jeden ważny element, który nieodmiennie kojarzy się z Pańskimi powieściami. To spora dawka humoru i ironii. Czy to zabieg, który ma pozwolić czytelnikowi zachować dystans? A może przypomnieć, że mimo otaczającego nas mroku wciąż mamy do czynienia z rozrywką?

Wychowałem się na książkach Raymonda Chandlera, mistrza humorystycznej narracji, który jak nikt inny potrafił opowiadać o poważnych sprawach z przymrużeniem oka. Mam też ironiczne podejście do tego, co wokół i lubię, gdy podobnie na rzeczywistość patrzą moi bohaterowie.

Kryminał powinien dostarczać czytelnikowi tego, czego ten potrzebuje. Mówimy tu o pewnym dreszczyku emocji. Lubimy się bać, ale w bezpiecznych warunkach, w swoim mieszkaniu, leżąc w ciepłym łóżku, popijając herbatę i przewracając kartki książki. Jeśli do tego dochodzi odrobina humoru, to niebezpieczeństwo staje się oswojone.

Staram się też, by ci moi przestępcy byli nie tyle okrutni, co gamoniowaci, by przypominali raczej ludzi z "Gangu Olsena". I o to też chodzi, by rozrywka była jak najbardziej przystępna.

Powiedział Pan, że lubimy się bać, ale to chyba też dlatego, że żyjemy w bezpiecznych czasach. Nikt nie biega po ulicach z bronią w ręku i nie strzela do przechodniów.

Jakkolwiek byśmy nie oceniali dzisiejszej rzeczywistości, to żyjemy w kraju, w którym nic nam nie zagraża oprócz nas samych i naszej głupoty. Oczywiście dzieje się mnóstwo złych rzeczy, o czym informują nas w wiadomościach, ale to zawsze dzieje się gdzieś daleko. Kryminał pozwala nam się do tego zbliżyć, ale na bezpieczną odległość. Sprawia, że nie boimy się o siebie czy bliskich.

"Niebiańskie osiedle" to Pańska dziewiętnasta powieść. Czy premiera wciąż wywołuje w Panu emocje?

Gdy dostaję nową książkę, pierwsze, co robię, to przykładam nos do zadrukowanych stronic. I to jest ten najpiękniejszy moment. Oczywiście doskonale pamiętam emocje towarzyszące premierze pierwszej mojej powieści. Wydawało mi się wówczas, że zrobiłem coś wielkiego. Jako dziennikarz newsowy zdałem sobie sprawę, że stworzyłem coś bardziej trwałego i że warto to kontynuować.

Dziś nie ma momentu, w którym bym nie pisał. Każdego dnia włączam komputer i tworzę. Co więcej, gdy jestem na etapie jednej książki, już myślę o następnej, kolejna opowieść zaczyna mi się układać w głowie. Opisywana historia cały czas mi też towarzyszy. Jadąc samochodem, myślę, co jeszcze powinienem dodać do danej sceny. Proces tworzenia nie ustaje, nigdy się nie kończy.

Nie ma też czegoś takiego jak wena twórcza. Pisanie powieści to nic innego jak systematyczna praca. Może moment, gdy pojawia się pomysł, gdy zaczynam kreować historię i wymyślam, kto zabije i dlaczego, mógłbym nazwać weną. Jednak później muszę to wszystko opisać. I jeśli zakładam, że danego dnia stworzę pięć stron, to nie odejdę od komputera, póki tego wyniku nie osiągnę.

Czy ma Pan już w głowie pomysł na nowe wyzwanie dla Marcina Engela? A może – przeciwnie – czas na kolejną zmianę i powrót do którejś z już istniejących serii?

Nie ma możliwości, bym uciekł od Teofila Olkiewicza, bohatera o nadzwyczajnych umiejętnościach śledczych, obdarzonego podwójną wątrobą. Obiecałem czytelnikom, że do niego wrócę. Rok 1987 jest luką w życiu moich bohaterów, czas go opisać. Obecnie pracuję więc nad "Morderczą rozgrywką".

Nie wiem, czy po tej książce wrócę jeszcze do PRL-u. Zaczynam się za to zastanawiać nad latami 90. To były interesujące czasy, przypominające Dziki Zachód, kiedy to na ulicach walczyły gangi, a policja nie bardzo sobie z tym radziła. Ciekaw jestem, jak moi bohaterowie by się w tym odnaleźli.

Zanim jednak to nastąpi, muszę jeszcze usiąść do czwartej części przygód Anety Nowak, a następnie wrócić do serii z Antonim Fischerem. I gdzie tu jeszcze zmieścić Marcina Engela? Mam nadzieję, że spodoba się na tyle, że czytelnicy i czytelniczki zechcą się z nim ponownie spotkać.

Tyle do napisania, a czas goni… Kolejnym cyklem sam sobie zacisnąłem pętlę na szyi.

Ryszard Ćwirlej Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe, fot: Anna Rychlicka-Karbowska

* Ryszard Ćwirlej – dziennikarz, pisarz i wykładowa. Absolwent socjologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W latach 1996–1997 pracował jako reporter w TVP Katowice, w latach 1997–2010 w poznańskim oddziale TVP. W latach 2010–2015 członek zarządu ds. programowych poznańskiego Radia Merkury. Wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor powieści kryminalnych, twórca nowego gatunku literackiego – powieści neomilicyjnej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Płatna współpraca z Wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału
dbyulev

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dbyulev

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj