Już na samym początku Eve Edwards udało się mnie zaskoczyć. Szybko bowiem staje się jasne, że głównym bohaterem trzeciego tomu Kronik rodu Lacey, czyli Gry o miłość (upieranie się przy „miłości” w przekładzie okrutnie się na wydawcy mści, tym razem tytuł oryginału to Rogue’s Princess), nie będzie trzeci z braci Laceyów, Tobias. Tym razem strzała Amora dosięgnie Laceya z nieprawego łoża, Kita Turnera, parającego się aktorskim rzemiosłem. Od czasu wydarzeń opisanych w poprzednim tomie, kiedy to chłopak, po latach odrzucenia, pojednał się z rodziną ojca, minęły dwa lata. Jest rok 1586, a kariera osiemnastoletniego obecnie Turnera - po sześciu latach terminowania - nabiera rozpędu. Młodzieniec jest ulubieńcem widzów, a zwłaszcza żeńskiej części publiczności. Szef trupy zabiera go więc pewnego dnia na kolację do domu wpływowego kupca z City, by Kit pomógł zespołowi w zdobywaniu sponsorów. Na przyjęciu Turner poznaje o dwa lata młodszą od siebie Mercy Hart, dziewczynę wychowaną w surowym, purytańskim domu.
Trudno o bardziej niedopasowanych kochanków, tym silnejsze jednak będzie, zgodnie z żelaznymi zasadami gatunku, łączące ich uczucie.
Na osobie głównego bohatera zaskoczenia się kończą. Dalej jest już zupełnie jak w sztuce: miłość od pierwszego wejrzenia, oświadczyny po jednym spotkaniu, sprzeciw rodziny ukochanej, wyznania uczuć kreślone na piasku... Dzięki sprawności narracyjnej i stylistycznej autorki śledzi się perypetie zakochanych łatwo, szybko i przyjemnie, ale zarazem, za sprawą ich całkowitej przewidywalności (może poza jednym epizodem z purytańskim zalotnikiem...), bez większego zaangażowania.
Edwards próbuje co prawda, jak to ma w zwyczaju, zaoferować czytelnikowi coś oprócz romansu. Tym razem (obok romansu pobocznego, jeden to wszak za mało) jest to wątek polityczny - spisek, mający na celu obalenie królowej Elżbiety I Tudor i osadzenie na tronie uwięzionej Marii Stuart, królowej Szkotów, czyli tzw. spisek Babingtona. Jest to jednak w trzecim tomie cyklu motyw czysto pretekstowy, potrzebny tylko po to, by Kit znalazł się w tarapatach i by można było jakoś odwrócić koleje jego związku z Mercy.
Gra o miłośćniewątpliwie przypadnie do gustu tym spośród czytelniczek, które nie mają nic przeciwko przewidywalnym fabułom. To najbardziej naiwna z dotychczas opowiadanych przez autorkę historii, nawet z uwzględnieniem sygnalizowanych od samego początku (bez finezji) teatralnych paralel. Fani cyklu spotkają na jej kartach po raz kolejny, choćby tylko w epizodach, bohaterów znanych z poprzednich tomów, a obecnie - bez wyjątku - kultywujących rodzinne szczęście, czyli przeważnie płodzących potomstwo. To okazja do powrotu do Londynu Tudorów. W sumie nie jest to najgorszy sposób na spędzenie popołudnia, jeśli jednak ktoś szuka czegoś więcej niż sprawnie zrealizowany schemat, powinien sięgnąć po inną autorkę. Niewątpliwie najsłabsza odsłona serii.