Z deszczu pod rynnę
Dowódca zaproponował Timblemu służbę w bazie stanowiącej kwaterę główną Dowództwa Wschodniego w Połtawie. Bazę tę zbudowano na potrzeby misji wahadłowych. W grudniu 1943 roku operacja "Frantic" została wstrzymana, a połtawska baza przerodziła się w miejsce, gdzie reperowano uszkodzone bombowce, przymusowo lądujące na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. Jedyne, co Trimble miał robić, to transportować ocalone załogi do Anglii lub Włoch. Transportować, zanim Rosjanie nie rozbiorą uszkodzonych B-17 i B-24 na czynniki pierwsze. Ot, spokojna, kilkumiesięczna praca poza teatrem działań wojennych. Propozycja ta miała jednak drobny haczyk - kapitan mógł na razie zapomnieć o powrocie do domu; w Połtawie potrzebny był natychmiast.
Alternatywą było tak wyczekiwane dwadzieścia jeden dni urlopu, a potem kolejne trzydzieści pięć lotów bojowych. Po konsultacji z żoną, Trimble wybrał Połtawę, wiedząc, że to drugie wyjście byłoby już zbytnim kuszeniem losu i "klub cholernych szczęściarzy" mógłby się w tym czasie uszczuplić. Ponad miesiąc musiał minąć, zanim kapitan zorientował się, jak bardzo został oszukany zarówno on, jak i pułkownik Helton. Okazało się bowiem, że Trimble ma odprowadzać samoloty do Anglii, ale czasem będzie musiał "wykonywać inne zadania, jeśli okaże się to konieczne". To, jakie to miały być zadania, na razie pozostawało w sferze niedomówień.