Trwa ładowanie...
recenzja
30-01-2014 19:39

A to dopiero piękny widok!

A to dopiero piękny widok!Źródło: "__wlasne
d1d9elp
d1d9elp

Ileż już książek napisano o zaletach zmiany środowiska jako remedium na splin, na niezdecydowanie, na traumatyczne przeżycia, jednym słowem na wszelkie możliwe problemy! Prawie każdy jest w stanie przypomnieć sobie co najmniej jeden taki tytuł, którego bohater(-ka) czy to rusza w długą podróż (najlepiej w jakieś przyjazne klimatycznie okolice), czy też od razu skacze na głęboką wodę, decydując się osiedlić w obcym kraju, w następstwie czego spada na nią/niego bogactwo doznań, spokój ducha, wena twórcza, wielka miłość, a czasem i wszystko naraz...

Blanka, dziewiętnastoletnia studentka z Bratysławy, ma za sobą trochę życiowych problemów (o czym dowiemy się dopiero później), ale teraz znajduje się w dość stabilnym punkcie i po prostu chce spróbować czegoś nowego. Wolontariat w ośrodku dla niepełnosprawnych na południu Francji wydaje się czymś wręcz idealnym dla osoby w jej wieku i w jej sytuacji: nie wydając zbyt wiele (tylko na podróż i ewentualne drobne przyjemności) zobaczy kawałek świata, pozna młodych ludzi z różnych krajów Europy, zrobi coś pożytecznego dla innych, sprawdzi w praktyce znajomość języka. I ta urocza nazwa:„Bellevue”, dosłownie „piękny widok”! Kto by się nie zdecydował, mając taką możliwość? A skoro się zdecydowało, głupio się wycofać, nawet jeśli pierwsze chwile nie są szczególnie zachwycające… Dopasowanie się do międzynarodowego towarzystwa w różnym wieku początkowo nie jest jeszcze takie trudne, natomiast sam charakter pracy okazuje się dla Blanki nie do zniesienia. I wtedy już niewiele potrzeba, by obudziły się uśpione demony…

Zastosowane przez autora noty wydawniczej porównanie ze „Szklanym kloszem” Sylvii Plath jest w pewnej mierze uzasadnione. Obie bohaterki to młode dziewczyny szukające swojego miejsca w życiu (formalnie dorosłe, ale od metrykalnej dorosłości do dojrzałości bywa czasem dość daleko), nadwrażliwe, ze skłonnościami do reakcji depresyjnych. W obu przypadkach załamanie psychiczne wiąże się z pobytem w nowym środowisku, który ma być dla nich pewnego rodzaju sprawdzianem – a tego sprawdzianu obie (nie tylko we własnej opinii) nie zdają, czy to przez brak określonych predyspozycji, czy tylko z powodu poczucia bezradności i niedostosowania. I jedna, i druga wplątuje się w romans z dopiero co poznanym mężczyzną, choć tam, w domu, został inny, razem z którym dotąd snuła plany na przyszłość. Różnica tkwi w naturze tej relacji: Konstanty to tylko (jakkolwiek cynicznie by to zabrzmiało) instrument, mający posłużyć Esther do zdobycia doświadczenia w wiadomej materii i doskonale sobie z tego zdający sprawę, Drago zaś (trudno
powiedzieć, żeby nieświadomie) krok po kroku stwarza pozory głębszego zainteresowania Blanką i jej sprawami, i dopiero gdy dziewczyna zbyt otwarcie manifestuje swoje zaangażowanie emocjonalne, a równocześnie zdradza coraz większą niestabilność psychiczną, odkrywa karty. Różni się też rodzaj defektu psychicznego bohaterek: Esther cierpi najpewniej na zaburzenie dwubiegunowe z dominującym komponentem depresji, klasycznie sprzyjające podejmowaniu prób samobójczych, w przypadku Blanki sprawa jest bardziej skomplikowana, bo choć dziewczyna wspomina o przebytych epizodach depresji i o psychozie maniakalno-depresyjnej u ojca, jej skłonność do autoagresji i przede wszystkim objawiające się w miarę postępu choroby urojenia sugerują raczej zaburzenie typu borderline.

Ale sama diagnoza nie jest tu aż tak istotna – ważna jest sytuacja, w której problem się ujawnia i studium stopniowego rozpadu psychiki Blanki. Narracja, początkowo spójna i konsekwentna, robi się coraz bardziej chaotyczna – tu trzeba powiedzieć, że autorce udało się doskonale odwzorować zmiany zachodzące w umyśle dziewczyny za pomocą nie tylko samych słów, ale i sposobu rozpisania jej monologu – a jej treść daje pojęcie, jak dalece bohaterka traci kontakt z realną rzeczywistością; w tym aspekcie, gdyby porównywać „Bellevue” ze znanymi utworami o podobnej tematyce, byłby to raczej „Obłęd” Krzysztonia, niż „Szklany klosz”. Szczególnie dramatyczny wymiar zyskuje tu fakt, że choć cała rzecz ma miejsce w placówce dostatecznie obsadzonej personelem medycznym, Blanka nie może liczyć na żadną pomoc prócz czysto amatorskich gestów ze strony kolegów-wolontariuszy; lekarze i pielęgniarki zainteresują się nią dopiero wtedy, gdy będzie wymagała natychmiastowego umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiemy, czy to
czysta fikcja, czy też opowieść w jakimś stopniu inspirowana prawdą – natomiast bez wątpienia prawdą jest to, że raczej nikt i nigdzie nie wpada na pomysł sprawdzenia predyspozycji psychicznych wolontariuszy do pracy w określonych warunkach. A mitem – że ciężko niepełnosprawnymi i przewlekle chorymi może zajmować się każdy, byle tylko miał dobrą wolę i silne ręce. Nie może, tak samo, jak nie każdy może być lekarzem, duchownym, nauczycielem, psychologiem; są ludzie, którzy pod działaniem napięcia psychicznego związanego z tego rodzaju pracą prędzej czy później skrzywdzą albo kogoś (tu od razu przychodzą na myśl przerażające opiekunki z „Ołówka” K.Rosickiej-Jaczyńskiej), albo siebie…

Warto tę książkę przeczytać, by utrwalić to sobie w pamięci, choć może to być dość traumatyczne doświadczenie. I chyba warto również poczekać na przekłady kolejnych utworów młodej słowackiej pisarki.

d1d9elp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1d9elp