Trwa ładowanie...
recenzja
12-10-2012 18:05

A jednak Paryż może nie zadziałać

A jednak Paryż może nie zadziałaćŹródło: Inne
d2wj1au
d2wj1au

Piękną ta książka była obietnicą. Miała pokazać "starannie oddaną scenerię magicznego miasta świateł", tego uwodzicielskiego Paryża, który u schyłku XIX wieku czarował i magnetyzował bardziej chyba, niż obecnie. Miał być tu też Edgar Degas, wielki impresjonista, którego sceny z życia tancerek zapewniły mu miejsce w historii. Miał być w końcu dramat młodziutkiej Alexandrine - dziewczyny skromnej, niezbyt atrakcyjnej, pochodzącej z biednej, francuskiej rodziny, trudniącej się uprawą pola paprykowego i z trudem wiążącej koniec z końcem. I tylko trzecia obietnica została właściwie spełniona. W sposób ładny, przyznaję. Chwytający za serce, urzekający, wywołujący na przemian radość, złość i smutek. I pewnie ucieszyłaby mnie ta książka, gdyby nie zawiodła na dwóch wcześniej wspomnianych polach.

Nie wypada bowiem sprzedawać historii Degasem, kiedy w środku tyle go, co kot napłakał. Już sam tytuł książki wywołuje go przecież do tablicy, już okładka, zainspirowana jednym z jego obrazów, nakreśla kierunek, w jakim autorka powinna była iść. Co zresztą czytamy we wstępie? Otóż główna bohaterka wita czytelników tymi oto słowami: "Wyobraźcie sobie, że kreski, które rysuje, zmuszają mnie do tańca. Wyciągam nogę w górę, staję w bezruchu. Przedstawcie sobie, że on, siedząc na widowni, rysuje mnie raz jeszcze. Niemal widzę, jak jego ręka wędruje w górę kartki, a ja w tym samym momencie czuję skurcz w nodze i wyobrażam sobie, że najmniejszy ruch jego nadgarstka przyniesie mi ulgę".

Obraz to szalenie sugestywny, pobudzający, pozwalający mieć ochotę na więcej. Tymczasem Degas w tej książce wydaje się raczej brakiem Degasa. Pojawia się raczej w myślach, słowach, opisach. Jako wspomnienie, marzenie, pragnienie. A nie fizycznie, jako człowiek z krwi i kości. Ale i to może jest symptomatyczne - ten wielki samotnik, mruk i indywidualista, miał to przecież do siebie, że życiem towarzyskim raczej gardził, niż się zachwycał. Trudno więc osądzać autorkę. Czy celowo definiuje swojego bohatera poprzez zaprzeczenie go, czy może wplotła go w tę historię na siłę, po to tylko, żeby większą liczbę czytelników do książki przyciągnąć? Całą historię sygnuje przecież Degasem. Ba, on miał pełnić rolę szkieletu dla tekstu, kręgosłupa, wokół którego spokojnie dobuduje się całą resztę. I doprawdy trudno ocenić, co z tego wyszło, skoro więcej go nie ma, niż jest. Podobnie z Paryżem.

A przecież to miasto, którego sama już nazwa uruchamia w czytelnikach cały ciąg skojarzeń!Ile osób sięga po książkę tylko dlatego, że jej akcja w Paryżu się przecież dzieje. Jak wielka jest legenda tego miejsca, że wystarczy akcję osadzić w Paryżu, żeby w mgnieniu oka stała się dla czytelnika znośną, miłą, ba, wręcz porywającą! Wagner pociąga więc za odpowiednie struny, pozwala wierzyć, że Paryża rzeczywiście tu uświadczymy. I na wierze, niestety, się kończy.

d2wj1au

Porzucając już jednak tę litanię skarg i zażaleń, przyznać trzeba uczciwie, że książka się broni. Nie jako opowieść o genialnym artyście i równie genialnej metropolii, ale o tancerce - wschodzącej gwieździe, którą rodzina posyła na naukę baletu, by swoją ciężką pracą mogła wyciągnąć ją z długów. Obserwujemy więc Alexandrine, jak z dziewczynki o szaroburych włosach, niezbyt zgrabnej sylwetce i wiecznie przykurzonych ubraniach zmienia się w zdolną baletnicę, zaharowującą się od świtu do nocy i odnoszącą coraz to większe sukcesy.* Jak zostaje przyjęta do słynnej Opery Paryskiej, jak wspina się po kolejnych szczeblach kariery.*Jest tu więc ciężka praca, ból, rywalizacja. I rozdźwięk między tym, czego dziewczyna chce, a czego oczekuje od niej otoczenie. Alexandrine staje bowiem przed podobnym wyborem, jak jej koleżanki. Może stać się luksusową kochanką zamożnych mężczyzn, lub biernie trwać w swojej wiecznie niezaspokojonej miłości do artysty i - jak dawniej - klepać uparcie biedę.

A to już kolejny znaczący obrazek w tej opowieści. Wagner w wyśmienity sposób pokazuje mechanizmy, rządzące ówczesnym baletem. Surowe zasady, którym - choćby z rozpaczą - trzeba się było podporządkować. Kreśli zgrabny obraz francuskiego społeczeństwa schyłku wieku, które rządziło się takimi, a nie innymi prawami. Pięknie to robi, pięknie oddaje los tych dziewcząt, tych skromnych początkowo debiutantek, które walczą o tytuł primabaleriny, a które z czasem gotowe są wejść w role szykownych prostytutek, byle zaznać życia, o jakim marzyły. Trudno więc tę książkę jednoznacznie osądzić. Niby porządna, a jednak bez polotu. Niby z mocnym wejściem, a jednak zakończona tak mało ciekawie. Niby interesująca, a jednak zawodzi. Raczej przyzwoita, chociaż nie rozbudza apetytu na więcej.

d2wj1au
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2wj1au