Trwa ładowanie...
d3nm213
05-02-2020 02:12

50 twarzy Tindera

książka
Oceń jako pierwszy:
d3nm213
50 twarzy Tindera
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?

Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej.

Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika.

Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych.

50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich.

50 twarzy Tindera
Numer ISBN

978-83-66232-16-7

Wymiary

132x205

Oprawa

miękka

Liczba stron

288

Język

polski

Fragment

(...)

Każdy z nas jest potrzaskany. Każdy ma przyjaciół, którzy są

zmaltretowani. Rozpadające się relacje, zerwania, związki bez

przyszłości, bez przekonania, z rozsądku, z przymusu, ze stra-

chu. Porzucamy i jesteśmy porzucani, zdradzają nas, krzywdzą.

Każdy z was wie, jak boli rozczarowanie, jak fzycznie, mocno

boli, kiedy po raz kolejny się okazuje, że się nie udało. Ci wciąż

w relacji wiedzą, jak to jest, kiedy niby masz wszystko, ale mo-

mentami dociera do ciebie, że jest w niej coś zgniłego, że czegoś

brakuje, gdzieś tkwi błąd.

Z jednej strony podświadomie powielamy model relacji

z rodzicami. Jeśli tylko czegokolwiek nam w dzieciństwie bra-

kowało, jeśli coś było złe, to, na swoje nieszczęście, będziemy

tego szukać w kobiecie czy mężczyźnie naszych snów. Wina

za złe wybory nie do końca jest nasza, podejmiemy je i tak.

Z drugiej – większość z nas chce sprzeczności. Szukamy bad

boya, ale jednocześnie kogoś, kto przytuli i zrobi herbatę, z kim

można iść na imprezę, kto naprawi kontakt, zarobi na bilety

do Paryża, zaimponuje nam wiedzą, pochodzi z dobrej rodzi-

ny i, last but not least, jest zajebistym kochankiem… No i jak

będzie trzeba, to zostanie dobrym tatą dla naszych pociech,

bo w sumie większość z nas albo chce mieć potomstwo, albo

uważa, że trzeba. Aha, no i żeby jeszcze miał dużego chuja.

Chyba nie muszę tłumaczyć, że takiej osoby nie ma. Jak ktoś

jest przystojnym bad boyem, to zdradza, chleje i nie dzwoni do

nas trzy miesiące. Chcemy się przytulić po seksie, a on mówi,

żebyśmy szły już do domu, bo rano jedzie na kajta i musi być

wyspany. Z kolei jak macie miśka, który przytuli, zrobi obiad,

hajs przynosi, wakacje organizuje, ale w łóżku nuda, to też sobie

po cichu myślicie, że coś jest nie tak. Idziecie z koleżankami na

Magic Mike’a do kina i wybiegacie z płaczem, bo do was docie-

ra, że misiek nie będzie was z pasją pieprzył na komodzie, jak

kilka lat wcześniej inny chłopak. A to przecież był najlepszy

seks w życiu. Inne z was zwiążą się z człowiekiem sukcesu.

Splendor, sława, ale ani to nie wie, jak zrobić zakupy, ani nie

możecie liczyć na uwagę, bo jednak racjonalna jest kariera, a nie

paplanina o wyjazdach na weekend i czytanie książek w łóż-

ku w sobotę rano. W sobotę rano to można być już po siłowni

i w biurze prawie wyrabiać się z robotą. A zajebisty kochanek

z dużym kutasem? No ekstra, ale co z tego, skoro on lubi żużel,

nie umie się zachować w towarzystwie, nie zna się na zegarku

i oczekuje, że będziecie mu gotować?

I tak sobie możemy wymieniać bez końca. W wersji dla

panów, skrótowo: chcielibyśmy matki, żony i kochanki. Dziwki

w sypialni i damy w salonie. I co, jak wychodzi szukanie? No

właśnie. Smuteczek. Przykro mi, chłopaki.

(...)

Idziemy na spotkanie, facet jest słodki, ma niski głos, oku-

lary z grubymi oprawkami i fajny hipsterski kardigan. Wy-

gląda strasznie młodo, ale w tej dziurze nie będę wybrzydzać.

Rozmowa jest prawie na autopilocie, prowadziłam takich na

tinderrandkach dziesiątki. Najpierw trochę info o pracy, stu-

diach. Potem wymiana uprzejmości dotycząca profilu, skądinąd

szczera, gdyby był pięć lat starszy ode mnie i mieszkał w tym

samym mieście co ja, byłby bliski ideału. Wreszcie wyciągam

mocne karty – rozmawiamy o muzyce. Lubi kilka rzeczy, o któ-

rych przypadkiem wiem całkiem sporo, mam coś do polecenia

i byłam na koncertach. Z jakiegoś powodu ludzi bardzo zbliża

podobny gust muzyczny, a faceci jarają się potwornie dziewczy-

nami, które znają coś więcej niż Florence and The Machine.

Ma na imię Sebastian. Od razu widać, że jest strasznie wraż-

liwy i trochę egzaltowany. Ma też niestety dość głupie poczucie

humoru. Rozmawiamy o polityce i posłusznie chichoczę z jego

żartów, które są odkrywcze jak memy robione przez członków

KOD-u. Normalnie bym podziękowała, ale jednak jestem na

zadupiu. Nie okazuję więc zniecierpliwienia, rozmawiam i roz-

mawiam. Jemy śledzie i pijemy wódkę Stolichnaya. W pew-

nym momencie Sebastian robi się jeszcze bardziej wylewny.

Chciałabym, żeby się zamknął, zastanawiam się, czy go nie

objąć i nie zakneblować mu ust swoimi ustami. Kalkuluję, że

chłopak będzie tu jeszcze dwa dni, więc opłaca się przemęczyć,

na wypadek gdyby jednak się okazało, że jest dobry w łóżku.

Tymczasem mój towarzysz trochę smutnieje i narzeka, że

nikt go nie rozumie. Zaczyna mówić o depresji i odpoczynku

w górach, bo leczy się po załamaniu. Aha. Wcale mnie to nie

dziwi. W końcu wydusza z siebie, że ma zaburzenia obsesyj-

no-kompulsywne. Spogląda na mnie, jakby się spodziewał,

że ucieknę. Reakcja cynicznego, wytrenowanego na Tinde-

rze umysłu jest natychmiastowa: zarzucam mu ręce na szyję

i wykrzykuję (niezgodnie z prawdą), że ja też! Zbliżamy się do

siebie tak, jakbyśmy chodzili do tego samego przedszkola, ba-

wili w dzieciństwie tym samym transformersem albo w ogóle

odkryli, że jesteśmy rozłączonymi w dzieciństwie bliźniakami.

Sebastian opowiada o swojej chorobie. Mówi trochę strasz-

ne rzeczy, ale na koniec dodaje, że teraz jest dobrze i stabilnie.

Ja nie bardzo mam o czym opowiadać, więc opisuję objawy,

które widziałam w serialu Dziewczyny, a trochę wymyślam. Mój

wrażliwy Seba jest przekonany, że jesteśmy bratnimi duszami,

bo oboje wiemy, jak to jest dotykać klamki osiem razy prawą

ręką i osiem razy lewą.

W ciągu godziny ląduje w moim łóżku. Bez ubrania jest

zjawiskowy. W dodatku czule mnie przytula; zachowuje się

tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi. Widzimy się

jeszcze następnego dnia, seks też jest ekstra, może nawet lep-

szy. Sebastian opowiada mi o lekach, wizytach w psychiatryku.

Przytulam go do nagiej piersi i robię mu laskę z prawdziwym

zaangażowaniem, w końcu to strasznie niesprawiedliwe, że

ludzie muszą tak cierpieć.

(...)

Radek opowiadał mi, jak bajerował dziewczyny na Tinderze.

Na początek pożyczył od kumpla psa, mopsa, bo uznał, że na

takiego lecą rozrywkowe laski, a nie dziewczyny z sąsiedztwa,

które wolą goldeny i dalmatyńczyki. Na proflowym wstawił

biało-czarne zdjęcie z tym mopsem. Następne zdjęcie – Ra-

dek w garniturze. Szedł na ślub kumpla, ale zatrzymał się pod

wieżowcem, żeby walnąć fotkę w stylu „właśnie wychodzę

z biura”. Potem zdjęcie na desce, Radek jedzie lekko pochylony

w hipsterskim kaszkiecie, białej koszuli i kamizelce od garni-

turu, nazwał to stylówka à la Peaky Blinders. Muszę dodawać, że

Radek nie umie jeździć na desce? Zdjęcie było w sepii, bo chciał

wyjść na fajnego, wrażliwego łobuza, a nie jakąś nudną biurwę.

Potem Radek wpisał w Google’u: „10 things women want”,

i kliknął w pierwszy lepszy artykuł z „Huffngton Post”. Przeczy-

tał, że chcą, żeby był wrażliwy, zabawny, gotował, robił masaż,

miał stabilną pracę i tak dalej. Na wszelki wypadek wszystko

przetłumaczył na polski i wkleił sobie do opisu na Tinderze.

Potem przeczytał kolejny artykuł, w którym była masa staty-

styk. Wychodziło na to, że kobiety najchętniej umawiają się na

randki z pilotami samolotów, ratownikami medycznymi i ak-

torami. Wykminił, że fałszywych aktorów łatwo zdemaskować,

bo wystarczy ich poszukać w internecie, ratownicy medyczni

zarabiają w Polsce żenująco mały hajs, napisał więc ostatecznie,

że jest pilotem, a jako pracodawcę podał Air France, bo brzmi

bardziej seksownie niż LOT.

Na randkach bezbłędnie rozpracowywał dziewczyny. Miał

stały patent: na pierwszym spotkaniu dziewczyna opowiadała

mu o czymś, co ją interesuje. Modernistyczna poezja, kuchnia

molekularna, cokolwiek. Radek entuzjastycznie krzyczał: „Ooo,

ciekawe, że o tym mówisz, jak tylko wrócę, to opowiesz mi

więcej”, i szedł do łazienki, gdzie zamiast oddawać mocz, czytał

o tej kuchni molekularnej czy innej ciekawostce. Wracał i nie

dość, że wypytywał laskę o szczegóły, żeby mogła się przy nim

poczuć mądra i dowartościowana, to jeszcze na koniec rzucał,

że on też się trochę tym interesował, i walił kilka strzałów

z przeczytanego naprędce wywiadu (skubany, ma niezłą pamięć,

potraf cały cytat przytoczyć). Dziewczyny były oczarowane.

Obowiązkowo żartował na randkach z kolesi, którzy kła-

mią, żeby zaciągnąć kobiety do łóżka. Stosował nawet jakieś

sztuczki poniżej pasa, brał na litość. Często wymyślał smutne

wydarzenia (nie umiał policzyć, ile razy uśmiercił tego mopsa

ze zdjęć), po czym dawał się pocieszyć. Dziewczyny są strasz-

nie troskliwe i ciepłe, a jak już się do nich przytuliło, to było

strasznie łatwo dostać im się do majtek.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nm213
d3nm213
d3nm213
d3nm213