Karkołomny plan Balchena
Skuter przejechał po nim bez problemu, niestety lód pękł pod Clarencem Wedelem. Mechanik B-17 runął w dół, roztrzaskując się w szczelinie. Postanowiono ruszyć dalej; 10 km od wraku samolotu, zepsuł się skuter. Tego było już za wiele - rozbitkowie założyli prowizoryczny obóz nazwany Motorsleed Camp i czekali na pomoc.
Niebawem Nothland zakończył swój bezpośredni udział w akcji ratunkowej opuszczając wody Comanche Bay. Szczęśliwym zrządzeniem losu Kenneth Turner, pilot B-17, zlokalizował grupę Tetleya i kiedy tylko było to możliwe, zrzucał im zaopatrzenie. W połowie grudnia rozbił się kolejny samolot ratunkowy - Barkley-Grow T8P-1. Załogę uratowali inuiccy myśliwi. Na scenę wkroczył wówczas znów Balchen, który stwierdził, że skoro "Kaczka" mogła wylądować na lądolodzie, to spokojnie uczyni to również PBY Catalina. Nie było łatwo przekonać do tego pomysłu włodarzy - na Grenlandii operowały cztery takie samoloty, tymczasem Balchen prosił o dwa z nich. W końcu jednak dowództwo się ugięło.