Katastrofa po raz pierwszy
5 listopada 1942 roku dwusilnikowy C-53 Skytrooper odbywał rutynowy, transportowy lot z Islandii na Grenlandię. Na jego pokładzie znajdowało się pięciu amerykańskich lotników. Niedługo po tym, jak znalazł się nad południowo-wschodnim wybrzeżem Grenlandii, spadł na pokrywę lodową. Pilotom udało się zapobiec rozpadnięciu się samolotu na kawałki, zaś członkowie załogi nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Wszystkie bazy na Grenlandii zostały powiadomione o wypadku i czym prędzej podjęto przygotowania do akcji poszukiwawczej. Wydawało się, że ratunek dla rozbitków to tylko kwestia czasu.
W poszukiwaniach C-53 brał udział m.in. świeżo wypuszczony z fabryki bombowiec B-17. Docelowo miał dotrzeć na amerykańskie lotnisko wojskowe na terenie Wielkiej Brytanii, jednak postanowiono włączyć go do akcji ratunkowej na Grenlandii. 9 listopada B-17 z dziewięcioma członkami załogi na pokładzie znalazł się w samym środku arktycznej mgły. Wszystko tonęło w zszarzałej bieli, pilot nie był w stanie stwierdzić, gdzie kończy się niebo, a gdzie zaczyna pokrywa lodowa wyspy. W każdej chwili mógł uderzyć w lodową ścianę. Postanowił wykonać płytki skręt - ot, kilka stopni. Niestety, zawadził końcówką skrzydła o lód. 15-tonowy bombowiec zaczął się ślizgać po lodowcu jak bobslej. Po 200-metrowym ślizgu, przełamany na pół, spoczął na lądolodzie.