Jose Saramago, Miasto ślepców
Już samo zestawienie obu słów wydaje się być paradoksem. Kolejni mieszkańcy nagle tracą wzrok, pogrążając się w mlecznej otchłani. W całym kraju powstają miejsca zesłania ociemniałych nieszczęśników, ale my obserwujemy tylko jeden opustoszały szpital, który w ciągu kilku dni zapełnia się dwustoma ślepcami. Wkrótce szpitalną społecznością zaczynają rządzić mechanizmy odtwarzające prastare, odwieczne schematy: walka o przetrwanie, walka o władzę, podział ról na oprawców i ofiary. Groteskowy obraz bezradnych jak dzieci, wytrąconych z normalnego życia ludzi, staje się historią upokorzenia. Przekroczone są wszelkie granice upodlenia, jakby ociemniały świat pozbył się nagle hamulców ukształtowanych przez tradycję, wiarę, kulturę. Podobnie jak żona lekarza, która jest mimowolnym świadkiem wielkiego upadku, chcemy zamknąć oczy, odwrócić głowę, ale musimy patrzeć do końca.