Trwa ładowanie...

Ks. Kaczkowski o powołaniu i celibacie. "Dla księdza najtrudniejszy nie jest brak seksu"

Ks. Jan Kaczkowski zmarł ponad 6 lat temu, ale pamięć o założycielu puckiego hospicjum jest ciągle żywa. Ostatnio za sprawą filmu "Johnny", a także dzięki książce "Zamiast czekać, zacznij żyć!", w której można przeczytać, co dla ks. Kaczkowskiego było najtrudniejsze w celibacie, czemu uważał się za "ekskluzywnego żebraka" i co zrobić, by nie być "pluszowym katolikiem".

Ks. Jan Kaczkowski w 2015 r.Ks. Jan Kaczkowski w 2015 r.Źródło: AKPA, fot: Michal Lepecki
d21ywzo
d21ywzo

Dzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki "Zamiast czekać, zacznij żyć!", która zawiera nigdy wcześniej niepublikowane teksty rekolekcji ks. Jana Kaczkowskiego.

O TYM, JAK NIE BYĆ PLUSZOWYM KATOLIKIEM

(…)

Mówimy: "Nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem", ale to jest tylko wychodzenie na zero.

Co więcej mogę dać od siebie? – to jest pytanie, które każdy z nas powinien sobie zadawać. Co więcej mogę dać od siebie, żeby moja wiara nie była wiarą pluszową, żeby moje chrześcijaństwo nie było pluszowym chrześcijaństwem, żeby ta śmierć na krzyżu nie była śmiercią pluszaka? Bo taka śmierć jest akceptowalna. Nikt z państwa nie będzie przecież rozpaczał, jeśli zauważy, że jego dziecko w zabawie uśmierciło swoją pluszową maskotkę. My, niestety, mamy taką tendencję do myślenia, że chrześcijaństwo za wszelką cenę powinno być miłe. Otóż nie, w życiu wcale nie musi być miło. Życie to nie jest jedno wielkie pasmo sukcesów. Dobrze o tym wiemy, jeśli mamy chociaż minimalny kontakt z rzeczywistością.

d21ywzo

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ks. Jan Kaczkowski: "Hospicjum to nie jest one way ticket":

Jeżeli całe życie będziemy uciekać przed problemami – zwłaszcza tymi, które mamy w sobie – to nasze życie będzie pluszowe. Nasze związki będą pluszowe. Nasze relacje będą pluszowe. Wszystko będzie udawane. Wszystko będzie nieprawdziwe.

Podobnie jak śmierć Jezusa na krzyżu i chrześcijaństwo, Eucharystia też nie jest pluszowa, ona jest jak najbardziej prawdziwa. Żeby umieć uczestniczyć w pełni w Najświętszej Ofierze Chrystusa, która na ołtarzu się nie powtarza, jak zakładają protestanci, ale – jak mówiliśmy – uobecnia, czyli działa poza czasem, musimy zrozumieć, założyć albo mieć nadzieję, że jest ona realna. Każdego dnia na ołtarzach świata, nawet jeśli mszę odprawia najgłupszy ksiądz globu, prawdziwy Jezus Chrystus ofiarowuje się za zbawienie każdego człowieka. Właśnie dlatego jest sens we wznoszeniu do Niego modlitw i dlatego bardzo państwu dziękuję, że modlicie się o moje uzdrowienie.

d21ywzo

Nie jestem – podkreślam to – mimo swojej choroby w odwrocie. Muszę państwu opowiedzieć pewną historię. Jedną z najtrudniejszych modlitw, jaką musiałem w życiu odmówić, jest modlitwa, która znajduje się na końcu brewiarza. Powiedziane jest w niej – parafrazuję – Przyjmij, Panie, całą wolność moją, przyjmij pamięć, rozum, wolę, wszystko, co mam i co posiadam. Tobie to daję i całkowicie zgadzam się z panowaniem Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty, niczego więcej nie pragnę. Dla mnie najtrudniejszymi słowami były: "Całkowicie zgadzam się z panowaniem Twej woli".

Pierwszy raz, kiedy z trudnością przechodziły mi przez gardło, to wtedy, kiedy nie chciano mnie wyświęcić, bo mądrzy tego świata uważali, że będę ośmieszał instytucję kapłaństwa. Dla mnie uklęknięcie w seminaryjnej kaplicy i z pełną świadomością powiedzenie: "Panie Boże, w tej trudnej dla mnie sytuacji całkowicie zgadzam się z panowaniem Twej woli", było ogromnym wysiłkiem. Pamiętam, że niemal się duchowo spociłem, bo mówiłem te słowa z pełną konsekwencją ich znaczenia. Myślałem: jeżeli nie otrzymam święceń – a byłem wewnętrznie przekonany, że duchowo jestem prawdziwie powołany – to przecież się na Ciebie nie obrażę. Tak samo jest dzisiaj. Jeżeli Pan Bóg nie zechce mnie uzdrowić – w sensie dosłownym – jeżeli nie zabierze mi raka, to przecież się na Niego nie obrażę.

A drugim momentem, kiedy wyjątkowo przeżyłem znaczenie tych słów, był ten, gdy leżałem w szpitalnym łóżku. Przyszła wtedy do mnie jakaś pani i przekazała wyniki badań. Nie były dobre. Tę modlitwę, o której mówię, odmawiam codziennie przed snem, ale wtedy, po tej złej informacji, odmówiłem ją jeszcze raz. Potem znowu odebrałem kolejne wyniki, które znów były złe, i jak każdy człowiek byłem spanikowany. Jednocześnie jednak miałem jakąś taką niezłomną pewność, którą poczytuję sobie za łaskę, że powinienem wyjść stamtąd i wsiąść do taksówki. Musiałem uciec od mojej rodziny, która by na mnie naskoczyła, gdyby poznała wyniki. Nie powiedziałem im o tym, że są złe, bo by mnie tam szarpali, zaczęliby płakać, spazmować – oczywiście z miłości, oni są po prostu tacy bardzo emocjonalni. Uwolniłem się od nich, wsiadłem do tej taksówki i odmówiłem tę modlitwę z wielkim zdziwieniem, że jakoś tak wyjątkowo łatwo przyszło mi pogodzenie się z tym, co te złe wyniki zapowiadały. I za to jestem Panu Bogu wdzięczny.

Znowu, na jakimś innym etapie mojego bycia księdzem, przeszedłem trudny czas. Nie chorobowo, z innego powodu. Gdy wtedy zacząłem myśleć o sytuacji, w jakiej się znalazłem, zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy i powiedziałem do siebie: "Johnny, Janie, codziennie podchodzisz do ołtarza, codziennie sprawujesz Najświętszą Ofiarę i nie ma w tobie zgody na cierpienie? Nie. Jeżeli jesteś księdzem, to w jakimś sensie musisz cierpieć. Jeśli nie z powodu bólu fizycznego, to z uwagi na wizję bycia starym kawalerem, który starzeje się na dziada". Bo muszę państwu powiedzieć, że będąc księdzem, można się starzeć na ojca, ale można się starzeć na zgryźliwego dziada, a będąc zakonnicą, można się starzeć na starą, nieznośną babę albo na matkę.

d21ywzo

Tak swoją drogą, to jest ogromny wysiłek, żeby wytrwać w powołaniu kapłańskim także – a może przede wszystkim – w samotności, która jest niezwykle dojmująca w życiu księdza diecezjalnego. Pomyślcie czasem o swoim księdzu proboszczu. Zakonnikom jest łatwiej, bo oni zawsze mają, lepszą lub gorszą, wspólnotę, a my jesteśmy zawsze sami. Oczywiście, wybraliśmy sobie taki los, ale warto powiedzieć, jak to tak naprawdę wygląda.

Moi państwo, w tym całym celibacie, to nie brak seksu jest najtrudniejszy. Umówmy się, po pięćdziesiątce to już i tak po ptakach. Najtrudniejsza jest ta samotność – nikt cię nie przytuli, nikt nie jest z tobą. Odwiedźcie więc czasem swojego proboszcza, swojego wikarego i powiedzcie mu: "Grzegorz, powiedziałeś świetne kazanie". Wesprzyjcie go. Wesprzyjcie nas, żebyśmy nie czuli się samotni. Bądźmy razem, a to tylko pomoże nam pełniej realizować naszą ofiarę.

My przecież jesteśmy dla Was. To, że chodzę do tych moich umierających, to nie jest żadna moja zasługa, to mój obowiązek, który sam sobie wybrałem. Mam teraz mniej więcej dwudziestu ludzi w stanie terminalnym. Gdybym przestał do nich przychodzić, gdy przestanę do nich biec, jeśli nie będę miał w kieszeni olejów, nie będę gotowy do walki o człowieka, który jest na granicy życia i śmierci, to będzie oznaczało, że moje kapłaństwo się skończyło. Mogę je wyrzucić do śmieci. Dla mnie kapłaństwo nie może być pluszowe, kapłaństwo musi kosztować. Sprawowanie Najświętszej Ofiary musi kosztować.

wyd. Znak, 2022 Materiały prasowe
wyd. Znak, 2022Źródło: Materiały prasowe

Przyznam się szczerze, że pochodzę z dość zamożnego domu. Niewierzącego, ale zamożnego. Dla moich najbliższych to, że zostałem księdzem, było raczej społeczną degradacją. Moja matka mówiła: "Boże, mój syn całe życie będzie żebrakiem". "To fakt" – odpowiadałem – ale ekskluzywnym, bo ja żebrzę w kościele, a nie przed nim".

d21ywzo

I taka jest prawda. My, księża, utrzymujemy się z żebractwa, tak to już jest ustanowione.

Moja matka mówiła mi zresztą więcej podobnych rzeczy. Jeszcze na samym początku, kiedy trwałem w takim pierwotnym zapale, jako młody ksiądz, zaraz po święceniach – mam nadzieję, żem do dziś jakoś bardzo nie ostygł – mniej więcej dwa tygodnie po nich, moja mama powiedziała: "Janek, jakbyś chciał zmienić zawód, to ty się nami w ogóle nie przejmuj. My cię będziemy zawsze akceptować". "Mamo, serio? Matka kapłana po dwóch tygodniach od święceń mówi takie rzeczy…".

Przywołuję te przykłady, żeby powiedzieć, że jeśli się z kimś jest w relacji, to ta relacja jest niezmienna i stała, nawet jeśli nie do końca się we wszystkim zgadzamy albo się nie rozumiemy. Niezależnie od tego, czy mówimy o relacji z przyjacielem, rodzicem czy Bogiem. Chcę to powiedzieć też bardzo uczciwie, iż mam nadzieję i modlę się o to, żeby do samej śmierci moja relacja z Nim była maksymalnie stała i maksymalnie stabilna.

d21ywzo

(...)

Powyższy fragment pochodzi z książki "Zamiast czekać, zacznij żyć" z tekstami rekolekcji wygłoszonych przez ks. Jana Kaczkowskiego, która ukazała się nakładem wyd. Znak.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d21ywzo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d21ywzo