Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:46

Życie seksualne Immanuela Kanta

Życie seksualne Immanuela KantaŹródło: Inne
d1t5vip
d1t5vip

Pogawędka pierwsza ###KOCHAĆ KRÓLEWIEC

Szanowni Państwo
Wyznaję, że kiedy doktor Borowski zaszczycił mnie zaproszeniem do waszej wspólnoty, wahałem się długo. Nie jestem specjalistą od Kanta. Jego znakomite dzieło mnie onieśmiela - zapuszczenie się w tę dżunglę napawa człowieka lękiem. Niektórzy się na to porwali i tyle ich widziano (śmiechy na sali).

Tym większe były moje skrupuły, że godząc się na wykład o życiu seksualnym Kanta, miałem świadomość, iż popełniam świętokradztwo. Cóż za czelność! Intymne życie filozofa! Kwestie biografii są źle widziane - co najzupełniej normalne, gdy kto głupio próbuje wyjaśnić dzieło myśliciela przypadkami jego życia. Nie to jest moim celem. Czy życie filozofa ma jakiekolwiek znaczenie dla filozofii?

Moi profesorowie z Sorbony odpowiedzieliby zgodnym chórem: "Nie!" I tego mnie nauczyli. Przygotowując się do wykładu, słyszałem w głębi sumienia pełen wyrzutu głos: "Jak śmiesz mówić o życiu płciowym Immanuela Kanta, jak możesz mu poświęcać tyle uwagi?"

A jednak pchany jakąś mroczną siłą przyjąłem wasze zaproszenie i zabrałem się do czytania wszystkich - nielicznych zresztą - dzieł, jakie życiu mędrca z Królewca poświęcono. I doszedłem do zdumiewającego wniosku, który chciałbym wam tutaj przedstawić. Ale na wstępie pragnę zaznaczyć, że jakkolwiek szokujące i przykre mogą się wydawać moje konkluzje, to w niczym nie umniejszają one mego szacunku, ba, czci dla Immanueła Kanta, który pozostaje dla mnie niezrównanym wzorem filozofa.

d1t5vip

Seks Kanta, nie będąc bynajmniej tematem anegdotycznym czy nieprzyzwoitym, jest królewską drogą, prowadzącą nas do zrozumienia kantyzmu. Ale teraz przystąpmy do rzeczy, gdyż - jak mówi poeta -"zapada zmierzch i wielki biały lampart wślizguje się w nasze sny".

* Dla wielu ludzi Kant uosabia obraz pere tranquille filozofii. Wiadomo, jak regularne były jego zajęcia, jak banalne jego osiadłe życie. Nie opuszczał swego zacnego grodu, co doprawdy zdumiewające w czasach, kiedy wszyscy wielcy filozofowie - Wolter, Rousseau, Diderot, Hume - byli zapalonymi podróżnikami, Europejczykami niesytymi swego kontynentu. Tymczasem Kant siedział w Królewcu. Tam się urodził, tam pracował, tam umarł. Największe ówczesne uniwersytety niemieckie - Halle, Jena, Erlangen, Mittau - proponowały mu katedrę filozofii.

Zawsze odmawiał. Miał swoje przyzwyczajenia. Co dzień lokaj Lampe budził go za pięć piąta, z wybiciem piątej Kant siedział już za stołem, wypijał jedną lub dwie filiżanki herbaty, wypalał fajkę i przygotowywał się do wykładów, które zajmowały mu całe przedpołudnie do dwunastej z trzema kwadransami. Wychylał wtedy kielich węgrzyna i o pierwszej siadał do obiadu.

Po obiedzie szedł na przechadzkę do twierdzy Friedrichsburg, zawsze tą samą drogą, ochrzczoną przez miejscowych mianem "drogi filozofa". Nie potrzebowali dzwonnicy, żeby wiedzieć, która godzina, bo oto przechodził filozof...

O szóstej, po lekturze dzienników, wracał do pracy w gabinecie, gdzie stale utrzymywał temperaturę piętnastu stopni, przy czym zawsze siadał tak, aby mieć przed oczyma wieże starego zamku. Kiedy wybujałe drzewa nie pozwoliły mu cieszyć się tym widokiem, ucierpiały na tym jego rozmyślania.

d1t5vip

Około dziesiątej, kwadrans po tym, jak przestawał myśleć, szedł spać do sypialni, której okna pozostawały zamknięte przez okrągły rok. Rozbierał się i układał do snu, wykonując szereg osobliwych gestów, aby przez całą noc pozostać całkowicie przykrytym. Jeśli musiał wstać za potrzebą, trzymał się sznura zainstalowanego między łóżkiem a wygódką, by się nie potknąć po ciemku.

W rozgorączkowanej Europie wieku oświecenia, w czasach szalejącej Rewolucji Francuskiej, którą przywitał z entuzjazmem, Kant pozostał przykuty do tego miasta nad Bałtykiem: Królewca! Wbrew niemieckiej tradycji "wielkiej podróży" (Kavaliertour), którą w XVIII stuleciu ilustruje Winckelmann, współczesny Kanta i jak on Prusak, a pokolenie później wielki Goethe, Kant nigdy nie był we Włoszech.

Wyruszał jedynie w "małą podróż" między domem a dzwonnicą. Ta egzystencja bez wyrazu, bez dramatu, na pozór bez kryzysu dotyczy najintymniejszej sfery osoby Kanta. Nigdy nie był zakochany, do śmierci pozostał kawalerem, nie miał kochanki ani żony. Należał do tych wielkich ludzi, jak Newton czy Robespierre, którzy wobec kobiecego ciała pozostawali niewzruszeni niczym marmur. Nieprzekupni! Bezpłciowi...

d1t5vip

Żadnej kobiety w domu Kanta, choćby służącej. Za to wierny sługa Lampe, którego ponoć zwolnił, kiedy dowiedział się o jego ożenku... Kant, samotny elektron, nie bywał u swego licznego rodzeństwa (z dziewięciorga dzieci siodlarza Johanna-Georga Kanta i jego żony Anny-Reginy pięcioro osiągnęło wiek dojrzały). Nie odwiedzał nawet brata, Johanna-Heinricha, który był pastorem i pisał do niego żarliwe listy.

Powiedzmy otwarcie: dla biografów i amatorów przygód Kant jest złym klientem. W odróżnieniu od Pitagorasa, o którym legenda mówi, że przeżył w pełni dwadzieścia żywotów, Kant żył zaledwie raz.

Nie podzielam jednak zdania, że ta monotonna egzystencja była wyrazem jałowizny filozofa. Przeciwnie, chciałbym udowodnić, że ta banalność z wyboru jest nierozłączna z filozofią Kanta i filozofią w ogóle. Wyjaśnię wam, dlaczego celibat nie jest bynajmniej jakąś przygodną kwestią, lecz należy do istoty filozofii.

d1t5vip

Taka teza może dzisiaj szokować. A przecież nigdy dość pochwał dla roztropności filozofa, który stanowczo nie chciał dzielić życia z kobietą. Można system Kantowski podważać, można śmiać się z filozofa, ale w jednej sprawie Immanuel Kant musi budzić powszechny podziw: tą sprawą jest jego celibat. Wszystkie Kantowskie tezy są dyskusyjne z wyjątkiem tej jednej: filozof godny tego miana się nie żeni.

Jeśli chodzi o życie seksualne, to proszę, byście się powstrzymali od wszelkich uprzedzeń i nie osądzali go pochopnie, a nawet w miarę możliwości nie osądzali go wcale. Proszę, byście przyjęli postawę zalecaną przez Spinozę w jego Traktacie politycznym: "Nie płakać, nie śmiać się, ale rozumieć". ###* Kant nie żył jak pustelnik: z dala od miasta, z dala od epoki. Nie wyobrażajmy sobie, że był wrogiem życia towarzyskiego, zamkniętym w wieży z kości słoniowej.

Podejrzewam, że biografowie wygładzili jego życie, polakierowali filozofa, aby zamazać wszelkie plamy i chropowatości, utrwalając dla historii obraz starego maniaka. A przecież Kant żył, zanim stał się sławny, to znaczy zanim skończył sześćdziesiąt lat! Jako jeszcze tylko "magister" bywał w gospodach i grywał w bilard, czasem do późna w nocy. Gdy został profesorem tytularnym i mógł sobie pozwolić na kupno domu i utrzymanie służącego, lubił wydawać proszone obiady, które ciągnęły się do późnego popołudnia.

d1t5vip

Chętnie bywał w świecie i przyjmował zaproszenia od ludzi z najlepszego królewieckiego towarzystwa, którzy cenili sobie tego "miłego kompana", jak go nazywa współczesny świadek: "Nader żwawy i zabawny z niego starzec, prawdziwy bon vivant w najszlachetniejszym sensie słowa.

Równie dobrze trawi najcięższe dania, jak publiczność źle filozofię, którą jej serwuje"'. Na kolacjach u księcia i księżnej Keyserling, u których za młodu był preceptorem, Kant miał prawo do honorowego miejsca, gdyż - jak opowiada pewien świadek - "niemal zawsze trzymał wodze rozmowy". Mógł rozprawiać na każdy temat. Radzono się go zresztą we wszystkich sprawach. W 1774 roku pewien uczony fizyk, któremu władze miejskie zleciły zainstalowanie na dzwonnicy kościoła Haberberger pierwszego w Królewcu piorunochronu, pisze do naszego filozofa, żeby zasięgnąć jego opinii. Kant jako ekspert od piorunów! ###* Kant nie chciał opuszczać Królewca z jednego prostego powodu, o którym mało się mówi. Miał tam bowiem sklep. Często wyobrażamy sobie naszego filozofa jako akademika z regularną pensją i zabezpieczoną egzystencją, niemal funkcjonariusza. Poważny błąd perspektywy, oczywisty anachronizm!

Kant jako zastępca bibliotekarza dostawał niewielkie uposażenie od władzy królewskiej. Ale jako profesor żył na własnym rozrachunku. Samodzielny pracownik naukowy, z całym związanym z tym ryzykiem! Lwią część jego dochodów stanowiły honoraria płacone przez uczniów. Jak nie było klientów, to nie było pieniędzy!

d1t5vip

Kant działał jeszcze w ramach starego systemu, rodem ze średniowiecza, kiedy nauczyciele akademiccy byli opłacani przez swoich słuchaczy. Nie miało to nic wspólnego z naszym nowoczesnym uniwersytetem, ani nawet z Uniwersytetem Berlińskim, który w latach trzydziestych XIX wieku zapewnił karierę i dobrobyt profesorowi Heglowi. Kant uprawiał filozofię jako wolny zawód, niczym lekarz lub adwokat. Żeby przyjmować klientów, potrzebował sali. Oto dlaczego uparcie dążył do tego, aby mieć własny dom i urządzić w nim na parterze audytorium, główne pomieszczenie i ośrodek Kantowskiego życia. To narzędzie pracy można było zresztą wynajmować.

Niektórzy śmieją się z naszego filozofa, że narzekał na hałaśliwych sąsiadów, zwłaszcza gdy zaczynali śpiewać, szczególnie zaś uskarżał się na więźniów, których monotonne, a nie zawsze przyzwoite melopeje dolatywały zza krat więzienia. Kant napisał do władz miejskich, aby ukrócić ten stan rzeczy...

Rozśpiewani więźniowie, dobre sobie! Pracował przecież w domu. Musiał przygotowywać i wygłaszać swoje wykłady w spokoju, z dala od zgiełku. Jego dom był małym przedsiębiorstwem, zatrudniającym dwóch pracowników: samego Kanta oraz lokaja Lampego. Klientela składała się z młodych studentów i z ludzi dojrzałych.

W programie figurowały najrozmaitsze przedmioty: geografia, poezja, artyleria, astronomia. Zbyt często zapomina się o tym, że wcale nie nauczał głównie filozofii. To absurd robić z niego pierwszego profesora filozofii! Kant nie jest pierwszym nowożytnym filozofem, tylko ostatnim filozofem starego ustroju. Swoje filozoficzne książki, owoc żarliwej namiętności albo terapii, pisał po godzinach. Bonzowie uniwersyteccy przez długie lata uważali go za myśliciela amatora. Kiedy przyszła sława - bardzo późno - Kant nadal odgrywał chodzącą encyklopedię. Do siedemdziesiątego piątego roku życia, to znaczy póki miał siły, kontynuował wykłady. Nie dostawał emerytury.

Cóż za mordęga! Życie nie było łatwe. Niektórzy studenci nie płacili. Innych, pozbawionych funduszy, a poleconych przez przyjaciół, musiał uczyć za darmo. Jak chłop przez okrągły rok przykuty do roli, Kant nie mógł sobie pozwolić na wakacje. Dla syna skromnego rzemieślnika, pochodzącego z rodziny wielodzietnej, to życie intelektualisty już i tak było wielką karierą.

Wymagać, żeby się szlajał w Paryżu czy w Wenecji!? Żeby miał jeszcze więcej wykładów, bo trzeba wykarmić gromadkę dzieci, które biegałyby z wrzaskiem po korytarzach, podczas gdy w audytorium Kant swoim wątłym, ledwo słyszalnym głosem próbowałby zatrzymać rosyjskich i pruskich klientów! ###* Kant nigdy nie zapuścił się dalej niż do Pillau, odległego od Królewca o czterdzieści kilometrów drogą morską. Nabawił się z tej okazji choroby morskiej. Nigdy nie pojechał do Rygi - niespełna czterysta kilometrów od Królewca - ośrodka intelektualnego, gdzie mieszkał jego wydawca Hartknoch. Gdyby znalazł się tam 13 września 1773 roku, poznałby Diderota, który zatrzymał się w Rydze po drodze do Sankt-Petersburga. Wycieńczony wieloma dniami podróży dyliżansem pocztowym, francuski filozof pozwolił sobie na odpoczynek nie wojownika, lecz podróżnika w ramionach pewnej szelmy, co go natchnęło do napisania swawolnego wiersza pod tytułem Posługaczka z karczmy Pod Kopytem.

Za nią jedną w niemym zachwycie
Cała Ryga się uganiała
Piękna dziewka z karczmy Pod Kopytem
Za obola mi szal zsunąć dała.

Za dwa grosze - cóż uczyniłem?
Za cyc wielki chwyciłem kobitę,
Za dukata ujrzałem jej tyłek,
Za dwa w piczę wsadziłem jej pytę.

Za trzy dukaty, obola, dwa grosze,
Był cyc, dupa, picza i kiła
w krótkim czasie, zważcie to proszę,

Bo mąż zacny jej lat czekał siła
I wór złota stracił bez mała
Nim tym samym go obdarowała

Diderot nie miał więc okazji zadeklamować tego wiersza przed Kantem. A choć w 1773 roku Francuz bawił przejazdem w Królewcu, nie poprosił jednak o spotkanie z Kantem, wówczas we Francji nieznanym. Szkoda.

Marzyłoby się nam spotkanie obu filozofów za stołem, przy obiedzie takim, jakie Kant zwykł wydawać. Diderot niewielkie miałby szanse na to, żeby tam spotkać kobietę. Zdziwiłby się. Salon bez filozofii - temat zakazany przez Kanta przy jedzeniu - i bez kobiet? Doprawdy zdumiewający jest ten Prusak!

d1t5vip
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1t5vip

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj