Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:46

Życie podziemne mężczyzny

Życie podziemne mężczyznyŹródło: Inne
d2klnzs
d2klnzs

Biedactwa... Większość mężczyzn jest właśnie

taka nieporadna życiowo.
Zakochaliby się nawet w owcy,
kozie lub kurze gdyby akurat
ją pierdolili.

[...]

Sara Najpierw wzięliśmy prysznic, a potem bardzo dokładnie ogoliłem swoje genitalia i jej łono. Następnych kilkanaście godzin spędziliśmy już tylko w łóżku. Nie istniała noc, nie istniał dzień i czas przestał odgrywać jakiekolwiek znaczenie. Po kilku kolejnych szczytowaniach i kolejnej zjedzonej, jakby w nagrodę, puszce brzoskwiń w syropie, [lodach](https://kuchnia.wp.pl/lody-6063436967384193c) lub jogurcie, zasypialiśmy jak dzieci, tuląc się do siebie. W trzy kwadranse później, a może po trzech godzinach - nie wiem, czas przecież stał w miejscu, powoli przywracały mnie do świadomości wilgotne i ciepłe usta Sary. Połykała go, ssała delikatnie, całowała brzuch i pośladki, lizała w kroku. Robiła to powoli, czule, z wielką, prawdziwie wielką miłością. Szczytowałem i zapadałem znowu w sen. I ponownie budziłem się czując, że trzyma go w buzi, a był to któryś już kwadrans jej pieszczot. Błogość jaką odczuwałem jest niemożliwa do opisania. Jeśli [orgazm](https://kobieta.wp.pl/10-oznak-ktore-upewnia-cie-ze-to-naprawde-orgazm-5982719961801857a) jest fizycznym dotarciem do szczytu rozkoszy, to ja przeżywałem nieustanną podróż po wszystkich

ośmiotysięcznikach świata. Uczucie absolutu, trwającego przecież tylko chwilę, moment jedynie - przez jej dotyk i pieszczoty, dane mi było doświadczać godzinami i z niezmienną intensywnością. Najwspanialszym zaś uczuciem była świadomość, że potrafię odwzajemnić się tym samym. Moja Sara, moja miłość. Kochanie moje. Role się zmieniały, lecz odczuwanie rozkoszy było jedno. Następnym razem to ja w ten sposób ją usypiałem. Pieściłem, docierając językiem lub wilgotną brzoskwinią we wszystkie możliwe zakamarki. Albo wkładałem palec w jogurt, a potem w nią. W półśnie, leżąc na brzuchu podciągała wtedy jedno udo do góry. - tak, by łatwiej mi było zostawiać strużkę śliny lub syropu w jej najbardziej wrażliwych miejscach. Delikatnie rozpychałem jej zagłębienia, znacząc mokrym śladem każdy milimetr jej krocza. Z wielkim namaszczeniem, bardzo powoli wcierałem w nią językiem spermę, krople jogurtu albo syropu z puszki. Zresztą oboje byliśmy mokrzy i lepcy, a im bardziej, tym intensywniej przeżywaliśmy miłość. Przyszło mi
do głowy, że jeżeli mógłbym wybrać sposób umierania, to - Panie Boże - chciałbym właśnie tak. ###* Wsiadamy do samochodu, żegnamy się z Kocurkami i adieu. Do następnego razu. Dobrze przynajmniej, że jazda do Gdańska trwała ponad godzinę, zaś to, że muszę skupić się na drodze, powoduje, że wróciłem do rzeczywistości nie tylko ciałem, ale też i umysłem, który przez tych kilka ostatnich dni był całkowicie poza realnym światem. ###* Lecz gdy już wrócę do świata żywych, to tam jestem... ###* Pod domem Sary poczułem lekkie zirytowanie. Sara, wysiadając, popatrzyła na mnie o kilka sekund za długo. Wpatrywała się tymi kochanymi (jasne, że tak!), półprzytomnymi oczami jakby chciała mnie zatrzymać, nie puścić... Jakby chciała te chwile szczęścia jeszcze przedłużyć, troszeczkę tylko, odrobinę. Ale niestety. Ja już byłem gdzie indziej i chciałem, by szybciej zabierała z tylnego siedzenia swoją torbę i znikła w drzwiach. Szybko!
- Pa... zobaczymy się... zadzwonię jutro... będę pewnie zajęty... wiesz - ojciec... Tak, tak... też cię kocham do nieprzytomności.. No to pa...

Podjechałem na stację benzynową. Najpierw opróżniłem popielniczkę i wyrzuciłem wszystkie pojemniki po jogurtach i puszki po piwie. Bardzo uważnie, badając każdy centymetr, zdjąłem z siedzeń włosy Sary. Przypomniałem sobie, że w aucie używała gumki do włosów. Rozejrzałem się dokładnie. Gdy odchylałem siedzenia, przypomniałem sobie ten moment: "Tak... Wychodząc z samochodu, zabrała gumkę ze sobą. Pamiętam...". Odkurzyłem cały samochód. Następnie z bagażnika wyjąłem z torby na garnitury spodnie i białą koszulę. Od kasjera wziąłem klucz do toalety. Przebrałem się i umyłem zęby. Trzeba się było spieszyć. Dochodziła szesnasta. Przypuszczałem, że o tej właśnie porze na stół wjeżdżał obiad. ###* Jak zwykle w takich sytuacjach czułem mocne bicie serca. Nigdy przecież nie wiem, jak zareaguje na mój powrót.
Drzwi się otworzyły. Stała w nich Darni.
- Jesteś już? - uśmiechała się. Szczerze. "Uff... kamień z serca".
- Tata! Tata przyjechał! - natychmiast przybiegły z pokoju dzieciaki.
Najpierw, jak zwykle, rzuciła się na mnie Zosia. Uniosłem ją do góry.
- Moje ty kochanie! Moja Zosieńka... chodź Igorku... ty też.
Podniosłem Igora drugą ręką.
- A Igor to się ciągle bije i siedzi z Maćkiem na komputerze i nie chce się ze mną bawić i w ogóle... - mówi Zosia ze śmiejącymi się oczyma i widać, że kompletnie się tym nie przejmuje.
- A my mamy nowy ekran! - krzyczy rozradowany Igor - z Bioniklami! Mama zrobiła...
- Trafiłeś idealnie - mówi Darni - właśnie siadamy do obiadu. A jak szkolenie? Nauczyli cię tam czegoś? Czy znowu jakieś bzdury, których nawet wymówić nie potrafisz? - pyta ze śmiechem moja żona.

d2klnzs

Postawiłem dzieci na podłodze.
- Wyobraź sobie, że jeszcze do dwunastej były zajęcia. Ale skserowałem wszystkie materiały dla ciebie... - mówię i czule obejmuję ją z tyłu. Odchylam jej włosy i całuję w szyję.
- Stęskniłeś się Misiu? - pyta Darni i przytula swój policzek do mego.
- Bardzo kochanie... ###* ### dlaczego ŻYCIE PODZIEMNE MĘŻCZYZNY Potwornie mnie bawi rozdźwięk pomiędzy tym, co mężczyźni deklarują, a tym, co robią naprawdę. Przede wszystkim, co MÓWIĄ innym kobietom, a co ROBIĄ; co mówią, że czują, a co czują naprawdę. Co mówią swoim ukochanym żonom, dziewczynom, kochankom na temat, na przykład gdzie byli, a gdzie byli naprawdę...

Mam kilkunastu przyjaciół, mężczyzn w różnym wieku, różnej profesji o zróżnicowanym wykształceniu i zainteresowaniach, rozrzuconych po całej Polsce. Właściwie łączy ich tylko to, że są facetami. Tylko dwóch z nich nie zdradza swoich kobiet. Jeden jest byłym klerykiem i człowiekiem szalenie religijnym. Reszta robi to mniej lub bardziej regularnie. Co oznacza, statystycznie rzecz biorąc, że większości kobiet, delikatnie rzecz ujmując, przedstawiana jest oficjalna wersja w odpowiedzi na pytanie "gdzie byłeś i co robiłeś kochanie".

Z racji swojej profesji przeprowadzałem niezliczone ilości rozmów z kierownikami firm i firemek, dyrektorami przedsiębiorstw mniejszych i większych. Za każdym razem, kiedy rozmowa stawała się mniej oficjalna, faceci schodzili na tematy, do których ich kobiety, chociażby szczerze kochane, nie miały po prostu dostępu. Mur, który oddziela mężczyzn od kobiet, jest naprawdę gruby i wysoki.

Mój przyjaciel mówi, że kobiety po prostu "są w kinie". Nic o nas nie wiedzą. Nie interesuje mnie ta "oficjalna wersja" na temat nas, mężczyzn. Po dziurki w nosie mam kolejne literackie lub filmowe próby zafałszowania rzeczywistości i przedstawiania nas tak, jak kobiety chciałyby nas widzieć, a jakimi nie jesteśmy i nie będziemy nigdy.

d2klnzs

Mdli mnie jak czytam tekst kolejnego "kolegi", który chce zaistnieć, pisząc swój pamiętnik, przy czym kłamie. Pisze to, o czym wie, że będzie dobrze odczytane, a nie to, co mu w duszy i lędźwiach gra. Nie interesuje mnie dzielny i heroiczny doktor Lubicz, przed kamerami odwalający przedstawienie dla milionów wpatrzonych weń rodaczek. Mnie interesuje życie podziemne doktora Lubicza.

[...] ### Darni Mam ja wtedy 29 lat. Darni 23. Miejscem akcji jest wynajmowane przez nas dwupoziomowe mieszkanie na warszawskiej Woli. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat. Moja Kim Basinger. Jest Tak Piękna, Tak Śliczna, Jest Mądra, Jest Najlepsza po prostu. Kiedyś powiedziałem Jej, że jest Moją Górą. Nie bardzo wiedziała, co miałem na myśli, a dla mnie, miłośnika patosu, był to największy z możliwych komplementów. A dlaczego Kim Basinger?

Upalony do granic afgańskim haszyszem widziałem przed sobą "kimbesindżer". Jak Boga kocham. Tańczyła na parkiecie w sopockim klubie "Bungalow". Nic nie mogło zmącić mej pewności, że oto widzę przez sobą najseksowniejszą kurwę, moją królową z "9 i pół tygodnia"! A tylko dobry Pan Bóg wiedział, ileż to razy w zapamiętaniu waliłem pod nią konia.

d2klnzs

Ledwo trzymając się na nogach, z czerwonymi do nieprzytomności oczami, ale z przesłaniem pt. "Pierdolę! Nawet jak mnie zastrzelą na miejscu jej ochroniarze, to przynajmniej umrę trzymając rękę na dupie, BOSKIEJ DUPIE, królowej seksu." - z takim to przesłaniem jąłem ją zagadywać. No właśnie... Dlatego Darni była Moją Kim Basinger.

Ale wróćmy do początku opowieści. Mijał wtedy drugi rok tego zagadywania-dymania, kiedy TO się wydarzyło. Aczkolwiek i wcześniej - i owszem - pierdolenie było zaiste zajebiste. Ale TO, zrobione WTEDY... tam... w tym mieszkaniu na Woli... to... The Final Countdown... ZMIENIŁO MOJE ŻYCIE.

I nie będę świrować, że "jedynie" zmieniło moje tzw. seksualne życie. Nie. Gówno. TO, co wtedy zaistniało, to było szaleństwo przeniesione z głowy do ptaka, to niesłychane sprzężenie zwrotne: głowa-ptak, albo: myśl-popęd, ten rój impulsów, ten włącznik, albo zawleczka... ten, kurwa... to jest jak... Wiem! To jest jak silnik z turbo doładowaniem!!! A wiec To Zmieniło Moje Życie. Taaak...

d2klnzs

Dobrze sprecyzowana fantazja erotyczna i do tego CZYSTY, i nieskażony kajdanami zakłamania umysł Darni: "The beautifull mind with no chains" - to jest jak seks z turbodoładowaniem. Auuu! auuu! Au! Au! Au! YESSSS!!! Dobra, dobra. Fakty panie kolego. No więc Darni z ptakiem w pipeczce siedzi na mnie leżącym na łóżku. (Pamiętam jak dziś. Stare szpitalne łóżko... i jeszcze pamiętam te wystające belki... to był strych...). OK, OK... Niby więc sobie gdzieś tam jedziemy - patataj, patataj, ale delikatnie raczej, i sobie rozmawiamy...

- Powiedz... Co byś chciał... Może masz jakieś marzenie erotyczne... może byś chciał, bym zrobiła coś specjalnego... powiedz, Misiu mój... - i uśmiecha się.
Kochana i cudowna Darni. I nie wiem skąd mi to przyszło do głowy:
- Pamiętasz to "Cats"? - pytam.
- Pamiętam...
- Pamiętasz tego wielkiego, pięknego, murzyńskiego penisa? Chyba na drugiej stronie?
- Pamiętam.
- Zamknij oczy i pomyśl, że na nim siedzisz... - Darni zamknęła oczy. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Był taki trochę przylepiony, ale życzliwy. Trwało to kilkanaście sekund.
- Zgaś światło... - zakomenderowała.

Pstryknąłem przycisk nocnej lampki. Blask księżyca docierający przez niczym nie zasłonięte połaciowe okno odbijał się od jej nagiego ciała... Najpierw na nie patrzyłem. Uwielbiałem patrzeć, jak skóra Darni pulsuje pod wpływem ruchu...

d2klnzs

I nagle strzał. Zacząłem to sobie wyobrażać. To, co wyobrażała sobie kołysząca się na mnie Darni. To, że ona rzeczywiście siedzi na tym nieprawdopodobnie wielkim i pięknym murzyńskim kutasie. Widziałem jak dyma ją wielki murzyński chuj... Jak na nim siada uginając nogi, a później wyjmuje go podnosząc biodra... Jak na nim jedzie coraz szybciej. Jak zaciska usta w grymasie coraz większego, ale słodkiego bólu... Jak oddycha, oddycha, coraz głębiej i niespokojniej, by za chwilę rzęzić już z rozkoszy...

WIDZIAŁEM TO I CZUŁEM TO!
I czułem, jak rośnie mi w niej mój ptak do niebotycznych rozmiarów... jak tej rozkoszy, której ona doświadcza, doświadczam i ja... Im mocniej i lepiej ON JĄ, tym mocniej i lepiej czułem to JA! Im większa dla niej ekstaza z murzyńskim chujem, tym większe moje szaleństwo! Nie pamiętam, co dalej... nie pamiętam, co dalej... nie pamiętam, co było dalej. Ale wiem jedno.

To było najważniejsze DT, czyli Dymanie Tysiąclecia w życiu tygryska. I od tego czasu myśl (i widok), że moja kobieta jest dymana przez innego faceta... I AKCEPTACJA TEGO MARZENIA przez moją kobietę daje mi... naprawdę, naprawdę doskonałego kopa. Dlatego też kochani , Za Waszą Wolność i Moją. Byśmy sobie mogli pofolgować. A jak! "Dobre dymanie to pozwalanie na wariowanie", remember?

d2klnzs

[...] ### licznik Co za historia!
Ale po kolei...
Pawełek z Brunem wzięli baby i pojechali do Rzucewa na "apartamenty i kaczuszkę". Rzucewo to taka wiocha koło Pucka, słynąca z zamku, w którym ponoć król Jan III Sobieski ze swą Marysieńką nocował, ilekroć sprawy państwowe go nad polskie morze przywiodły.

Przez następne stulecia zamek służył niemieckiej rodzinie Krokov, aż do nawały bolszewickiej w 1945 roku, która - jak zresztą wszystko, co wartościowe i z tradycją - zamek musiała zniszczyć, podeptać i w perzynę obrócić. Na całe jednak szczęście, jak pamiętamy z niedalekiej historii, Czerwony Burak w 1989 roku przedzierzgnął się w Światowca i Kapitalistę, i tak jak nowa moda nakazywała, postanowił na zamku zarobić.

Odsprzedali więc zamczysko potomkom tych, których wcześniej stąd wypędzili. I chwała tym pazernotom za to, bo Niemiec przyszedł, zrobił porządek, zamek według starych projektów odrestaurował i hotel czterogwiazdkowy zrobił, i jeszcze na dodatek znakomitą kaczkę serwuje. Dla zainteresowanych dodam, że za porcję, czyli połowę ptaka, 45 złotych sobie życzą, co - jak na warunki pomorskie, biorąc jeszcze pod uwagę wykwint i smak - nie jest przesadnie dużo.

Tym bardziej, że dzieje się to wszystko pośród oryginalnych zbroi, mieczy, doskonałych płócien i starogdańskich mebli. Szczerze polecam. Dla porządku warto jeszcze nadmienić, że pokoje do najtańszych nie należą - od 350 zł w górę. Ale wróćmy do naszej historii. No więc siedzą sobie chłopaki roześmiane i szczęśliwe; Śmigło (narzeczona Pawła) z Elżunią (narzeczona Bruna) świergolą; wszyscy kaczuszki zajadają, wiedząc przy tym, że to nie koniec atrakcji, bo apartamenciki na nich, już wynajęte, na pięterku czekają...

Aż tu dzwoni telefon. Paweł odbiera.
- Jak to gdzie jestem? W Warszawie... Restauracja "Pekin"... Mówi ci to coś? Chwila przerwy. Paweł dalej w doskonałym humorze.
- O której wrócę? No... jak wyjedziemy o szóstej rano to na dziesiątą powinniśmy być... nie, Bruno?
Żona Pawła słyszy głos Bruna: "No, no... na dziesiątą będziemy...". Dziewczyny poinstruowane, co należy robić, jak żona do któregoś z chłopaków zadzwoni - nie robią nic. Siedzą bez ruchu. Paweł dalej ze słuchawką przy uchu.
- Jak, ile jest kilometrów z Gdańska do Warszawy, trzysta pięćdziesiąt, a bo co...
Nagle zbladł.
- Cię pogięło, czy co?! No dobra... Cześć.
Wszyscy wpatrują się weń pytająco.
- Ta idiotka powiedziała, że wie, ile było na liczniku, jak wyjeżdżałem... i sprawdzi, czy rzeczywiście byłem w Warszawie.

To był cios. Dramat po prostu. Noż kurwa mać! Tu kaczuszka, pokoiki wynajęte, a tu ta jędza z licznikiem wyjeżdża! No nic - trzeba było poszukać kogoś, kto przekręci licznik w Pawła BMW. Ale, że auto nowiutkie i nafaszerowane elektroniką, zadanie do najprostszych nie należało. Jezus Maria! Jak te biedne chłopaki się nastresowały! Oczywiście nie było już mowy o żadnym dymanku.

W pięć minut po telefonie wyszli. Ukradli jeszcze książkę telefoniczną z recepcji, żeby jakiegoś majsterklepkę namierzyć. Ale w sobotę, i to o pierwszej w nocy?! Mniej więcej cztery godziny później chłopcy byli już zesrani ze strachu. Książka telefoniczna na nic im się nie zdała. Z powodu tej pierdolonej ustawy o ochronie danych książki już nie posiadają prywatnych numerów, więc mieli numery tylko do firm. Jeździli zatem po znanych sobie mechanikach, a ci przekazywali ich następnym mechanikom.

Rzecz jasna żaden ze zbudzonych w środku nocy majsterklepków do najszczęśliwszych nie należał. To samo można powiedzieć o dziewczętach, które na tylnym siedzeniu umierały z nudów, zniesmaczone całą sytuacją. W jednym miejscu, Bruno, choć nie ułomek, o mało co dostałby po mordzie od rozjuszonego właściciela warsztatu, który jak się okazało, raz obudzony, nijak zasnąć już nie mógł, a to był jedyny dzień w tygodniu, w którym mógł się wyspać.

W końcu, gdzieś koło siódmej rano, chłopcy trafili na mistrza świata od elektronicznych liczników. Majsterklepka przekupiony trzema stówkami podszedł do sprawy ze zrozumieniem. "W niedzielę giełda samochodowa, facet w potrzebie, by sprzedać samochód to i licznik chce przekręcić" - tak sobie pewnie i myślał. Ale tylko do czasu jak wywleczony na podwórko zobaczył nowiutkie BMW.

- Panie, przecież to nowe auto! Ma nie więcej niż 10 000 przebiegu! Po co panu tu licznik cofać?
Biedny Pawełek, którego ta akcja wybitnie wkurwiła, wrzasnął:
- Przekręć katarynę siedemset do przodu, ty pedale, a nie do tyłu, kurwa mać!!!
Za tego "pedała" musiał jeszcze dorzucić panu dwie stówki. Gdy przyjechał do domu, rzucił tylko żonie:
- No proszę cię bardzo! Idź i sprawdź licznik! Proszę bardzo...
Żonka objęła go ramieniem.
- No nie gniewaj się... przecież ci wierzę... żartowałam.

[...]

Wyszedłem z domu na ugiętych nogach. W momencie, gdy zamykałem drzwi usłyszałem dzwonek telefonu i głos Sary "halo". Nie odłożyła słuchawki, co znaczyło, że dzwoniła Darni, moja żona. I tak oto doprowadziłem do konfrontacji tych dwóch kobiet. Jeszcze trzydzieści minut temu "moich" kobiet... Świadomie wywołałem wojnę, chociaż nie ja rozpocząłem bombardowania. A przecież mogłem tego uniknąć. Mogłem, jak zawsze, gdy dzwoniła jedna, a ja byłem z drugą, krzyknąć "nie mam czasu", opierdolić, wymyślić jakiś kit. Cokolwiek.

Mogłem więc nie dopuścić do zbliżającej się konfrontacji, dostawałem przecież sygnały ostrzegawcze. Na razie miałem jeden wielki mętlik w głowie. Powłóczyłem nogami. Wszystko było jakieś ciężkie... ledwo zaciskałem palce na butelce wódki, którą wychodząc zabrałem ze schowka. Nie było w niej więcej niż dwie setki. Kiedy on zdążył to wypić? - przemknęło mi przez myśl. Taak... Teraz moja żona rozmawia z moją kochanką... Może planują morderstwo na "swoim Misiu"? Well...

Usiadłem na murku. Przymierzyłem się do gorzałki, ale tak ohydnie śmierdziała... Wyjąłem papierosa. Paliłem bez sił. W pewnym momencie pet wypadł mi z ręki. Minęło jakięś piętnaście minut. Z taksówki, która zatrzymała się nie dalej niż pięć metrów ode mnie, wysiadł Bruno. Podszedł szybkim krokiem.

- Kurwa! Misiu! Co tu się odpierdala?! Dzwoni do mnie twoja żona i mówi, żebym z tobą przyjechał, bo się krew poleje... Że cię przypaliła z Sarą i w ogóle to z nią rozmawiała, czy coś takiego... Kurwa, co tu się odpierdala?! Ja se siedzę u tego idioty Kocura... a tu twoja żona... i mówi... dawaj, bo się krew poleje... No, kurwa, przysięgam, że tak powiedziała! No to ja, że to jej się przyśniło chyba, ale ona, że z nią rozmawiała. To prawda?

Strasznie jechało od niego gorzałą. Nie zdążyłem niczego powiedzieć.
- No to, kurwa, wziąłem taksówkę i mówię gościowi, że żona przypaliła kumpla na dymaniu i muszę jechać i go ratować, bo go ta idiotka zabije... Ale nie mam kasy! Kurwa! A ten koleś mówi: "wsiadaj pan"... Kumaj... Dotargał mnie tu za friko!
Pierdolony Bruno! Nawet w takiej sytuacji mnie rozśmieszył! Dopiero jak przestał trajkotać, zobaczyłem jak potwornie jest pijany. - To wszystko prawda - mówię.
Zadzwonił mój telefon.
- Halo...
Natychmiast wypaliła. Tym razem była bardzo spokojna.
- Jeżeli chcesz rozwodu, to ci go dam.
- Nie chcę żadnego rozwodu! Chcę z Tobą być!
- Ale po co... Przecież ją kochasz...
- Gdyby tak było to teraz byłbym u ciebie i z tobą sprawę załatwiał. A jest odwrotnie!

Darni mnie zaskakiwała. Wyczuwałem, że pomimo prowokacji "ją kochasz", rozmawia ze mną normalnie i po prostu chce wiedzieć...
- Proponowałeś jej seks w trójkę...
Było to stwierdzenie, nie pytanie.
- Tak.
- I co?
Powiedziała jej, czy nie? A w ogóle to co ona wie? O czym rozmawiały?
- Nie powiedziała ci?
- Chcę to od ciebie wiedzieć...

Bruno zaczął się niecierpliwić. Chwilę temu usiadł na murku koło mnie i oparł się o ceglastą ścianę. Wziął z mojej ręki butelkę i wypił duszkiem resztę wódki. Jezus, jaki był najebany!
- Czy seks w trójkę jest teraz najważniejszy?
- Tak... Bo może zrozumiem dlaczego to zrobiłeś...
- Słuchaj... jest przy mnie Bruno. Nie chcę o tym rozmawiać przy nim...
- No nie żartuj! Przecież i tak wszystko sobie mówicie!
- Nie wszystko...
- A on nie wiedział?
- Wiedział...
To był błąd.
- Widzisz!
- Darni, posłuchaj... Najważniejsze, że ciebie kocham i chcę być z tobą. Będziemy pewne jeszcze długo na ten temat rozmawiać... jak dasz mi szansę... To znaczy... nie będę się tłumaczyć, dlaczego to wszystko, bo, kurwa, nie! Nie będę też przepraszał... ale gdybym chciał być z nią, to bym był... rozumiesz? Kocham ciebie...
- Michał! Ale ty byłeś z nią prawie cztery lata! Mówiłeś jej, że się rozwodzisz! Że mieszkasz tam, a nie tu! A teraz mówisz, że mnie ko...

Padła bateria. Na całe szczęście. Jak na razie, nie było źle. No... jeżeli umie się znajdować pozytywy w przejebanych sprawach. Jakoś dziwnie byłem podbudowany. ROZMAWIA ZE MNĄ! Kurwa mać! To najważniejsze.
- Bruno... Bruno... obudź się! - szarpnąłem go za kurtkę.
- Co jest? - wrócił do pionu. - Co jest, Misiu? Z kim gadałeś?
Popatrzyłem na niego z rozrzewnieniem. Był prawie nieprzytomny. Wyglądał jak... jak pełen nur.
- Z Darni.
- Ale masz, kurwa, chłopaku przejebane! - machnął ręką.
- Ty... muszę wracać - podniosłem się.
- Do domu, czy do tej? Ona dalej tam jest?
- kiwnął głową w kierunku domu mego ojca.
- Najpierw do tej...
- A do żonki?
- Później...
- Dasz se rade? Nie zajebie cię?
- Kurwa... obydwie mogą mnie zajebać. Ale dam rade.
- No to dzwonię do swej... Niech tu daje zara...
Wziął telefon i zaczął wybierać numer niezgrabnym, trzęsącym się paluchem. Znowu było mi wesoło.
- Kochanie! Jestem przy domu Łysego... No, na murku se siedze... Przyjedziesz po mnie? Będę se kimał... Ty, no... nie mogłem do cie przybić wcześniej, bo nie miałem sosu, a w ogóle to Łysy ma takie kłopoty, że to raz w życiu takie kłopoty... Ty, no... kurwaaaa... no wiem, że masz imieniny... ale... Ty, no... albo tu kurwa po mnie dajesz, albo srasz na swojego Misia... Nnnno! Popatrzył na telefon z odrazą i ostentacyjne drugą ręką przycisnął czerwony przycisk.
- Jakie one są wszystkie głupie... - znowu zaczął swoją śpiewkę.
Wiedziałem, że już czas na mnie, chociaż sto razy wolałbym się z nim pochachać.
Czas na rozmowę z Sarą.

[...]

Było to dziesięć lat temu. Siedzieliśmy z Darni naprzeciwko siebie, z Darni - moją boginią, moją "kimbesindżer", kandydatką na żonę.
- A gdybym chciał tak... - nie potrafię sobie przypomnieć, co bym "chciał". Może ją "sprawdzić", może podpuścić... może po prostu przećwiczyć coś intelektualnie, zadać jakiś, kurwa, umysłowy rebus do rozwiązania... nieważne. Istotne co mi odpowiedziała:
- Proszę cię... Nie graj ze mną. Boję się.

I to był chyba moment, w którym rozpocząłem oficjalnie swoje podziemne życie. Rozjaśnioną słońcem polanę i zbieranie słoneczników przeżywałem z nią, a ciemne groty i pieczary, kluczenia w wąwozach i po mokradłach, balansowanie na grani - zostawiłem sobie. Czyż mogę mieć pretensję do niej? Oczywiście, że nie. Czy zatem powinienem znienawidzić siebie za to? No właśnie... Za co? Że niby to jestem "hipokrytą", bo mam dwa życia?

Dr Jekyl i Mr Hyde. Nie, kurwa! Ja siebie lubię i mam nadzieję, że nigdy nie przestanę. I nie przestanę przeklinać. Amen.

d2klnzs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2klnzs

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj