Trwa ładowanie...
fragment
25-05-2012 15:18

Zwykłe niezwykłe życie

Zwykłe niezwykłe życieŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0



Historia rodzinna

Budził się z ciężkim kacem. Zawód komornika jest tak niewdzięczny, że albo trzeba pić, albo być kanalią. Najgorzej kończą ci, którzy wybierają obie opcje. Wacek starał się unikać jednego i drugiego. Co prawda kanalią nie był, ale wódeczka go lubiła.

Słońce wpadało wąską szparą między zasłonami i kłuło go w oczy. Zasunął je i poczuł ulgę. Tylko chwilową, bo suchość w ustach i tępy ból głowy kazały mu otworzyć je ponownie. Sięgnął po szklankę z wodą. Anielka nie zapomniała jej postawić. Wypił tak szybko, jak tylko pozwoliło na to skurczone gardło. Przeciągnął się jak kot i padł na poduszki.

Anielka krzątała się w kuchni na dole. Słyszał, jak tłucze garnkami i pokrzykuje na Mańcię. „Że też Mań-cia to wszystko znosi — myślał. — Z drugiej strony nie ma wyjścia. Oprócz nas nie ma nikogo, a poza tym tak kocha Wandzię, że nigdy nie odejdzie”. Wanda to córka Wacka i Anieli. Duma rodziców i niani, studentka medycyny. „Do kogo ona jest właściwie podobna? — pomyślał. — Na pewno nie do Anieli. Czyj ma nos? Trochę za duży. Oczy piękne, jak po babce. I figurę też”.

d4i7yg0

Przyzwyczaił się do swojej żony. Nigdy jej nie kochał, ale się przyzwyczaił. Dlaczego się z nią ożenił? Często myślał, jak go omotała. Był przecież atrakcyjnym kawalerem. Lubił się bawić. Miał pieniądze. I nie najgorsze pochodzenie. Niewielki majątek pod Grodnem dzielił z bratem. Obaj hulali za młodu. Mnóstwo atrakcyjnych panien przewinęło się przez ich ręce, nie tylko w tańcu. Aniela była jego bardzo daleką kuzynką. Widywali się często. Oczytana, spokojna i skryta panna zazwyczaj siedziała, gdy inni wirowali na parkiecie. Czasem poprosił ją jakiś wuj albo starszy rotmistrz, który zatańczyłby nawet z ordynansem. Wacek lubił z nią rozmawiać. Czasem na majówce nad Niemnem przegadali cały dzień. Nie miał pojęcia, że Aniela się w nim kocha. Nigdy nie myślał o niej jak o dziewczynie do wzięcia. Aniela to Aniela, a nie panna na wydaniu. Aż tu rumiana Anielka zapadła na suchoty. Jeździła do wód i sanatoriów, ale było coraz gorzej. Rodzina robiła wszystko, aby ratować dziewczynę, gdy ta słabła i szarzała jak chmura
deszczowa. Czasem tylko chorobliwy rumieniec pojawiał się na jej twarzy. Zawsze gdy odwiedzał ją Wacek. Żal mu było dziewczyny i częściej zabierał ją gdzieś na spacer czy do kawiarni. Pewnego razu oświadczyła mu się. Powiedziała: „Pożyję może rok, może mniej. Proszę cię, ożeń się ze mną. To moje największe marzenie. Kocham cię od zawsze. Od kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz. Byliśmy mali. Opryskałeś mnie wodą. Wraz z nią spłynęła na mnie miłość”. Jak mógł odmówić umierającej? Nie mógł. Ostatnia wola to świętość. Wzięli ślub ku zdziwieniu całego Grodna i okolic. Wuj Antoni pytał go ze sto razy, czy wie, co robi. Odpowiadał, że wie, ale tak naprawdę nie wiedział.

Po ślubie Anielka poczuła się lepiej. Po roku wyzdrowiała. Nie dotrzymała obietnicy, a na dodatek twierdziła, że to ślub ją uleczył. Cóż, nie było odwrotu. Wacek wierzył w Boga i nie mógł złamać złożonej przed Nim przysięgi. Z małym wyjątkiem. Był za młody, aby dochować wierności niekochanej żonie. Ona przymykała oko na mężowskie „wyjazdy na ryby”. Nosiła jego nazwisko i to było najważniejsze. Lekarze przestrzegali ją przed ciążą, ale po kilku latach urodziła się Wandzia. Czy się cieszył? Na początku niespecjalnie, ale wszystko się zmieniło, gdy złotowłosa rusałka siadła mu na kolanach. Pokochał córkę jak nigdy nikogo. Jego córka, jego duma i nadzieja.

Aniela była dobrą matką. Dbała o dziecko z oddaniem. Miała w sobie coś z lwicy broniącej kociąt i własnego terytorium. Może to zwycięska walka z gruźlicą pozwoliła jej uwierzyć, że ani wojna, ani bieda nie odbiorą jej rodziny. Dla córki dałaby sobie zedrzeć skórę. Nie była wylewna w okazywaniu uczuć, mimo to i Wacek, i Wanda wiedzieli, że nigdy ich nie zawiedzie.

Dziś Wanda to panna na wydaniu. Nie odda jej byle komu. Aniela też strzegła córki jak skarbu. Jej jednej nie żałowała niczego poza wolnością.

d4i7yg0

Była oszczędna. Ta oszczędność drażniła Wacka. Sam lubił mieć gest. „Pieniądze są po to, aby je wydawać”, mawiał i zawsze chował sobie zaskórniaki. Gdyby wszystko oddał Anieli, nie zobaczyłby złamanego grosza. „Co zrobiłem z tym rulonem, który leżał w szufladzie? Wczoraj go wyjąłem i nie pamiętam. Chyba nie przepuściłem u Felka?” Felek prowadził maleńki zajazd nad jeziorem. To dawny kolega z rodzinnych stron, po wojnie obaj trafili na Mazury. Wacek wstał i chwiejnym krokiem ruszył w poszukiwaniu pieniędzy. W kieszeni spodni znalazł cienki zwitek. Tylko tyle zostało po libacji. Nagle zapragnął zobaczyć córkę. Były wakacje i miał ją w domu. Ciężko zszedł po schodach.

— Tato! Jak ty wyglądasz! Znowu balowałeś u Felka?

Gdy to usłyszał, zaśmiał się w duszy. Teraz ona go strofuje. Lubił to. Czuł, że go kocha.

d4i7yg0

Przypomniał sobie, jak znosił ją do schronu u sąsiadów. Urodziła się w 1940 roku. Wkrótce po wybuchu wojny. Była piękna, ciepła jesień. Dowiedział się, że ma córkę, dopiero po demobilizacji, kiedy wrócił do rodzinnego miasta. Działał w podziemiu. Ukrywał się i tylko czasem widywał dziecko. Jako żołnierz Armii Krajowej musiał być nie tylko czujny, ale i dyspozycyjny. Pomieszkiwał w domu znajomego dróżnika, który o nic nie pytał. Sowieci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wielu żołnierzy i oficerów wróciło w rodzinne strony nie po to, by im się pokłonić. Bał się o rodzinę i znajomych. Zazwyczaj wpadał do domu podczas bombardowania. Nawet Rosjanie bali się bomb bardziej niż „wrogów rewolucji”. Wtedy w schronie poczuł, że jest ojcem. Wanda miała rok, złote loki, niebieskie oczy i promienny uśmiech. Nie bała się. Miał wrażenie, że to dzięki jego obecności. Siedziała mu na kolanach i bawiła się kluczem od domu. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się. Wojna, bombardowanie, a tu malutka rusałka posyła mu złoty
uśmiech. Od tamtej pory jest pod jej stałym urokiem. Wanda nie ma już loków, tylko fryzurę jak Gina Lollobrigida. Ale śmieje się tak samo.

Aniela tłukła kotlety na obiad. Nigdy nie dawała tej roboty Mańci. Z prostego powodu. Mańcia robiła cztery kotlety z tego, z czego Anieli wychodziło dziesięć. Gdyby jeszcze mieli je zjeść sami, ale dziś na obiedzie będą goście. Aniela więc nie była rozrzutna i uważała to za swoją zaletę. Z czasem jednak zrobiła się po prostu skąpa. Dolewała wody do mleka, herbatę parzyła i trzy razy. Wydzielała jedzenie, jakby przymierali głodem, a przecież czego jak czego, ale pieniędzy im nie brakowało.

Mania była z Anielą od zawsze. Przygarnięta przez jej rodziców, białoruska sierota została w ich domu. Swojego nie miała. Aniela zapomniała już, że ma na imię Małania. Mańcią została u nich. Dali jej swoje nazwisko. Ta k było łatwiej. Mimo to nigdy nie stała się częścią rodziny. Miała już dwanaście lat i nie umiała zapomnieć o przeszłości. Najpierw zatrudniono ją jako niańkę. Sprawdziła się znakomicie. Nie traktowano jej źle, ale sama przyjęła rolę służącej. Wszyscy przyzwyczaili się do tego. Została Kopciuszkiem. Tyle że książę nie przyjechał.

d4i7yg0

Mańcia weszła do kuchni z naręczem kopru na małosolne ogórki. Spojrzała na cienkie jak pajęczyna kotlety i skrzywiła usta.

— Niech się Mania nie wykrzywia. Schab jest ciężkostrawny. Jak za gruby, to zgagą się kończy — skwitowała jej minę Aniela i zaczęła panierować schabowe papierki. Grubo, po kilka razy każdy.

Mania zajęła się ogórkami i myślami. Miała ładne rysy, które zawsze kłuły Anielę w oczy. Teraz na tle letniego światła z okna widziała jej prosty nos i pełne usta. Nawet czas tego nie zmienił. Nigdy nie podnosiła głosu, mało jadła i spała czujnie jak ptak. Nie była gadatliwa, ale lubiła śpiewać. Czemu żaden mężczyzna nie zabrał jej z ich domu? Kiedyś miała jakichś adoratorów. Chodziła z nimi na tańce, ale nic więcej. Aniela doceniała pracę swojej gospodyni, lubiła o niej mówić. Nie rozmawiała z nią na inne niż domowe tematy. Nigdy się sobie nie zwierzały. Czy się lubiły? Raczej potrzebowały siebie nawzajem. Każda z innego powodu. W rozświetlonej letnim słońcem kuchni krzątały się dwie kobiety. Ale kto wie, co o sobie myślały? Ta k od dwudziestu lat.

d4i7yg0

Mańcia, a raczej Małania, wychowała młodszą o dwanaście lat Wandzię, potem pannę Wandę. Zżyła się z całą rodziną, ale szczególnie polubiła rodziców Anieli. Jej ojciec, Józef, był zażywnym wesołkiem. Stworzony do zabawy, nie unikał żadnych rozrywek. Nie umiał strzelać, ale zawsze brał udział w polowaniach. Za to nieźle jeździł konno. Towarzyszył więc myśliwym i skutecznie płoszył zwierzynę. Kochał las i nie bawiło go zabijanie. Kiedyś, niby to niechcący, został postrzelony. Mówiło się, że to nieszczęśliwy wypadek, lecz Mańcia wiedziała, jak było naprawdę. Zbierała jagody i zobaczyła, że jeden z myśliwych posłał mu śrucinę. Śmiał się potem pod nosem, że mu się udało trafić w pośladek jeźdźca, nie raniąc konia. Ale konia też zranił. Te n poniósł nieszczęsnego wielbiciela lasu i skończyło się poważnym wypadkiem.

Ranny znalazł pierwszą pomoc w rodzinnym domu Małanii. Pobiegła ile sił w nogach po macochę, która była zielarką i znachorką. Chłopi przynieśli go na starych drzwiach. Miał złamaną nogę i dziurę w pośladku. Gdyby nie Mańcia, nie wiadomo, jak by się to skończyło. Dzięki temu zdarzeniu miała śmiałość iść do niego po pomoc, gdy sama znalazła się w opresji.

Matka zmarła, gdy Mańcia miała dziewięć lat. Po jej śmierci ojciec zaczął pić i zapomniał o dzieciach. Sprowadzał do domu dziwnych ludzi. Wplątał się w jakieś interesy z Cyganami. Raz przyszła z nimi rozczochrana kobieta i została. Piła razem z ojcem. Znała się na ziołach i chorobach. Ludzie przychodzili do niej i zawsze przynosili wódkę. Mańcia bała się jej. Nieraz widziała, jak zabawia się z obcymi mężczyznami. Wcale nie krępowała się dzieci.

d4i7yg0

Mańcia miała dwóch młodszych braci. Byli bardziej zainteresowani cukierkami z targu, które macocha im dawała, niż jej trybem życia. Dziewczynka tęskniła za matką i za takim ojcem, jakim był kiedyś. Dlaczego nazywali ją macochą? Ojciec tak kazał, choć nie była jego żoną. Patrzyła na Manię dziwnie. Ta k jak patrzy się na krowę lub konia na targu. „Z Małanii ładna panna będzie, a za darmo jeść nie dostanie”, mawiała do ojca i śmiała się. Ojciec klął wtedy i rzucał w nią tym, co miał pod ręką, ale ona zaraz mu coś do ucha gruchała i raczyła go wódką.

Kiedyś wieczorem ojciec wyszedł do miasteczka. Macocha była szczególnie miła dla dziewczynki. Opowiadała o wielkim świecie, sukniach i koralach większych niż gołębie jaja. Czesała jej włosy i dała wódki. Małania nie chciała. Wódka jest niesmaczna i pali gardło. W końcu uległa. Wypiła, ale tylko troszkę i z miodem, który macocha skrywała przed chłopcami. Potem już niewiele pamiętała. Wszystko wokół wirowało. Iskry z pieca fruwały nad jej głową. Kolorowe kwiaty z chusty macochy błyszczały jakimś nieziemskim blaskiem. Widziała obcych ludzi pochylających nad nią twarze. Słyszała ich śmiech, ale nie bała się. Te ż się śmiała. Nagle poczuła okropny ból. Jakiś straszny człowiek dyszał jej w twarz. Zaczęła krzyczeć, ale ktoś wsadził jej szmatę do ust. Była pewna, że ją mordują. Straciła przytomność.

Ocknęła się na ławie przy piecu. Bolało ją wszystko.

— No i czegoś się tak darła? Nic się nie stało. To normalny babski los. Teraz już będzie lepiej. A jak piśniesz ojcu, to cię zabiję. Masz, to dla ciebie. Zarobiłaś. — Rzuciła jej maleńką monetę. Taką, za jaką można kupić rożek miętowych cukierków.

Dziewczynka patrzyła na nią, jakby nic nie rozumiała. Macocha przestraszyła się tego wzroku i wyszła na podwórze. Małania leżała na ławie i obracała w palcach metalowy krążek. Nagle rzuciła go w kąt z całą siłą, jaka mogła zmieścić się w drobnej ręce dwunastolatki. Czuła, że nie może tu zostać ani chwili dłużej. Wciągnęła na siebie pogniecione łachy i wymknęła się oknem z drugiej strony domu.

Biegła przez pole, a pozostałe na ściernisku badyle uderzały ją w twarz. Kiedyś lubiła to uczucie. Bawili się w chowanego, biegali po polu i tylko kłosy dawały znać, gdzie się schowali. Potem ojciec ganiał ich z pasem, za zdeptane zboże. Dziś jej już nie dogoni, a zboże biło mocniej niż on. Nie wiedziała, dokąd pójdzie. Może na rynku ktoś ją zatrudni do prania albo sprzątania? Przypomniała sobie, jak ratowała z opresji postrzelonego jeźdźca. Powiedział, żeby go odwiedziła. Mieszkał w drewnianym dworku ze żwirowym podjazdem. Pobiegła ile sił w nogach.

Siedział na oszklonej werandzie, pił lemoniadę i czytał gazetę. Padła mu do nóg. Przynajmniej tak to wyglądało, bo potknęła się i runęła jak długa. Już nie mogła skrywać fatalnego stanu duszy. Rozpłakała się jak małe dziecko. Przecież była dzieckiem. Nie umiała ładnie mówić, a chciała wszystko mu opowiedzieć. Bała się, że nie zdoła, więc płakała. Patrzył na nią przerażony i powolutku przypominała mu się dziura w pośladku.

— Czy ktoś cię też postrzelił? — To jedyne, co przyszło mu do głowy. — Nie płacz, tylko mów, co się stało. Jesteś strasznie brudna i posiniaczona. Czy ktoś cię skrzywdził?

Teraz rozryczała się na dobre. Ta k jak umiała, tak opowiedziała. Jego oczy robiły się coraz większe.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj