Zmarł autor szpiegowskich powieści Gerard de Villiers
Poczytny francuski pisarz Gerard de Villiers zmarł po długiej chorobie w wieku 83 lat. Zasłynął serią szpiegowskich thrillerów dotyczących aktualnych wydarzeń i problemów politycznych; jego śmierć zbiega się z wydaniem 200. książki z serii S.A.S. Linge.
Poczytny francuski pisarz Gerard de Villiers zmarł po długiej chorobie w wieku 83 lat. Zasłynął serią szpiegowskich thrillerów dotyczących aktualnych wydarzeń i problemów politycznych; jego śmierć zbiega się z wydaniem 200. książki z serii S.A.S. Linge.
"Książę Malko Linge został sierotą" - tak o śmierci autora przygód austriackiego księcia, agenta CIA, poinformował w piątek jego adwokat na Twitterze. Francuski skrót S.A.S. to odpowiednik zwrotu "Jego Książęca Mość".
Książki de Villersa, z których każda zawiera obok sensacji i kilku scen ostrego seksu i tortur dużą dawkę geopolityki i egzotyki, na świecie rozeszły się według ich autora w łącznym nakładzie 120-150 mln egzemplarzy. Stawia to francuskiego pisarza wśród najlepiej sprzedających się serii, takich jak historie o Jamesie Bondzie Iana Fleminga.
Książki de Villersa ukazywały się od ponad 50 lat w oszałamiającym tempie czterech rocznie i zawierały informacje o terrorystycznych spiskach, aferach szpiegowskich i wojnach, nierzadko wyprzedzając informacje o wypadkach rzeczywistych, a nawet samych wydarzenia na świecie.
Według określenia "New York Timesa", służyły one agencjom szpiegowskim na całym świecie za rodzaj swoistej ściągawki. Ich akcja toczy się łącznie w 130 krajach.
Dziennikarz z wykształcenia, de Villers obracał się w kręgach pracowników wywiadu i dyplomatów, którym najwyraźniej sprawiało przyjemność czytanie o samych sobie, oczywiście pod zmienionymi nazwiskami, i własnych tajemnicach.
W styczniu "NYT" przedstawił sylwetkę de Villiersa jako "autora szpiegowskich powieści, który wie za dużo".
"Nie jestem prorokiem - bronił się - po prostu stawiam na początku hipotezy odnośnie do krajów, które dobrze znam i niektóre z nich się urzeczywistniają".
"Nigdy nie miałem pretensji do zostania literatem" - wyjaśniał. Pracował "jak wielcy przedwojenni reporterzy, którzy udawali się na miejsce i prowadzili długie dochodzenia", a w domu przechowywali uzupełniane fiszki. "Na miejscu spotykałem się z dziennikarzami, m.in. AFP, dyplomatami, ludźmi ze służb, których znam od 20-30 lat" - opowiadał o sobie. Po podróżach zamykał się na miesiąc w gabinecie z maszyną do pisania z 1976 roku i pisał.
Regularnie oskarżany o rasizm i męski szowinizm, przyznawał, że "część kobiet w książkach jego autorstwa jest obiektami seksualnymi, ale inne to kobiety piękne, inteligentne i odważne" i zapewniał, że "w Afryce, gdzie ma wielu czytelników, zawsze dobrze go przyjmowano".