Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:08

Załatwiaczka

ZałatwiaczkaŹródło: Inne
d1r9a0s
d1r9a0s

Wampir stał na werandzie tuż przy ścianie, tak, aby cień domu skrywał go przed zabójczym blaskiem słońca. Zaledwie kilka centymetrów od jego stóp podłoga była rozgrzana i ciepła – tylko niecały krok dzielił go od zagłady. Melancholijnie wyciągnął z paczki papierosa i zapalił go. A raczej próbował go zapalić, w czym skutecznie przeszkodził mu strumień wody, którą znienacka wylano krwiopijcy na głowę.
Spokojnie schował przemoczonego papierosa do przemoczonej paczki, a paczkę wsadził do kieszeni przemoczonej czarnej koszuli. Potem otarł z twarzy wodę, a z błękitnych oczu odgarnął czarne przemoczone włosy. Wreszcie spojrzał na załatwiaczkę. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Ona nie chciała – zasugerowała niepewnie, przytulając się do nogi słonia. Zwierzak, a właściwie zwierzaczka, bo była to słonica, nietaktownie prychnęła resztką wody z miniaturowego stawu. Kiedy tak stała sobie za domem, zajmowała równo połowę ogródka wampira Phillipa.
Wampir nigdy nie był fanem ogrodnictwa, więc próżno było szukać u niego rabatek z kwiatami. Cały ogród porastała trawa, a wysokie płoty odgradzały go od wścibskich spojrzeń sąsiadów. Podobną rolę miała spełniać krata z bluszczem, zawieszona nad tylną częścią działki. Już nie spełniała, bo trzeba ją było zdjąć. Słoń się pod nią nie mieścił. Po ślicznej fontanience nie zostało nawet śladu, a gustowny stawik, w którym tak ślicznie odbijał się nocami księżyc, aktualnie był pusty. Na dnie właśnie dogorywały krwistoczerwone rybki.
– Przypomnij mi, Małgosiu – powiedział łagodnie Phillip, strzepując z ramion wodę i kilka wodorostów – dlaczego nie trzymasz tego u siebie.
– W akademiku? Nie ma miejsca!
– Pani Willoughby zostawiła ci, o ile się nie mylę, dom – wampir dalej mówił tym samym, wręcz chorobliwie łagodnym i wyrozumiałym tonem.
– Wynajęłam go Kasandrze – przypomniała dziewczyna. – Za duży dla mnie. Wolę akademik.

Tak naprawdę to dom pani Willoughby ją przerażał, przynajmniej na początku. Za dużo w nim było… wszystkiego. Staruszka miała nawet wypchanego krokodyla. A poza tym załatwiaczka dostawała dreszczy na myśl, że miałaby tak jak pani Willoughby spędzać dnie w pełnym bibelotów saloniku przy staroświeckim telefonie i odbywać kolejne rozmowy, niczym mistrzyni marionetek sterując załatwianiem ze swojego tronu. O nie, plan Małgorzaty był prosty: załatwianie – tak; izolacja od świata – nie, dziękuję. Co jej strzeliło do głowy, żeby podpisać ten kontrakt? Owszem, praca załatwiaczki wydawała się bardziej atrakcyjna od cateringu, ale przecież to była Wielka Brytania, ziemia obiecana polskich pracowników! Na pewno znalazłaby coś innego.
Odziedziczyła też po staruszce dom, ale nie miała zamiaru dziedziczyć stylu życia. W tym ostatnim Phillip ją w pełni popierał. Wypominał jej tylko, że coraz mniej wagi przywiązuje do wyglądu. W takich chwilach Małgosia uprzejmie pukała się palcem w czoło: niech sam sobie dba o wygląd, esteta jeden. Ona z każdym dniem kontraktu miała coraz mniej czasu. Jedynym plusem było, że w jej nowym zawodzie wygląd naprawdę nie miał znaczenia. Ludzie i nieludzie, z którymi przyszło się jej stykać, cenili przede wszystkim fachowość. A w załatwianiu wszelkich spraw Małgorzata okazała się nadzwyczaj dobra. Wiadomo, Polka potrafi!
– Możesz wprowadzić aneks do umowy najmu – zauważył delikatnie wampir.
Załatwiaczka westchnęła.
– No niby tak, ale Kasandra ma kota. Lila się go boi, prawda? – poklepała zwierza po trąbie. Phillip przerwał wyżymanie mankietów koszuli i spojrzał na niszczycielską bestię z nagłym zainteresowaniem. Słonica odpowiedziała mu niechętnym łypnięciem lewego oka. Z tym człowiekiem przy budynku było coś nie tak, od razu się zorientowała. W końcu miała swój rozum, i to całkiem spory.
– Słonie powinny się chyba bać myszy – stwierdził z naganą wampir. Tak przynajmniej wynikało z kreskówek, które kiedyś zdarzyło mu się oglądać. Za jego dziecięcych czasów nie było telewizji, i jak mu się wydawało, ludzie byli jacyś łagodniejsi. Jeśli tylko, rzecz jasna, nie gonili go akurat z pochodniami i osikowymi kołkami.
– Ale ten się boi kotów, co ja na to poradzę. – Małgosia wzruszyła ramionami. Słoń skorzystał z okazji i spróbował wepchnąć dziewczynie trąbę do kieszeni ogrodniczek.
– Załatw jej psychoanalityka – zasugerował Phillip, obserwując, jak załatwiaczka uprzejmie, ale stanowczo odpycha wścibski nos.
– Bardzo śmieszne.
– A w ogóle, to na jak długo masz zamiar to tu zostawić?
– Nie wiem. Zleceniodawca mi nawalił. – Poklepała słonia na pożegnanie po trąbie i dołączyła do wampira na zacienionej werandzie. – Jakiś smarkacz, spietrał się przed matką.
– Załatwiłaś jakiemuś dzieciakowi słonia? – Phillip parsknął zmysłowym śmiechem.

Jak każdy wampir, nie potrafił śmiać się inaczej jak zmysłowo. To było jak cecha gatunkowa, automatyczny seksapil. Dziewczyna czasem żałowała, że nie może go poczuć. Inne kobiety oglądały się za Phillipem z zachwytem i z wywieszonymi językami. Potem wracały do swoich domów i śniły o nim w nocy, a Małgosia nic. Na załatwiaczy urok wampirów nie działał. W jej oczach Phillip był owszem, przystojny, ale nic poza tym. Żadnych trzęsień ziemi.
- Nie ma już innych rzeczy na tym świecie, którymi powinnaś się zająć? – zapytał.
– Nie wybieram sobie zleceń – przypomniała Małgosia. – I nie mogę nikomu odmówić.

To był, musiała przyznać, najgorszy aspekt tej pracy. Każdy, kto wypowiedział formułkę, stawał się automatycznie zleceniodawcą. I wszystko jedno, czego chciał, ona musiała mu to dostarczyć. A niejaki Chris, lat czternaście, chciał słonia. Skąd dzieciak dowiedział się o załatwiaczach, kto powiedział mu, gdzie jej szukać, i kto zdradził mu formułkę, Małgorzata nie miała pojęcia. Ale uważała, że kto by to nie był, zasługiwał na to, by teraz tego słonia pilnować. Albo przynajmniej szukać dla niego nowego domu.

d1r9a0s
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1r9a0s

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj