„Pojawiał się znikąd w paryskich kawiarniach i opowiadał ludziom historie. Po mieście krążyły na jego temat legendy, szeptali o nim ważni urzędnicy, oficjele, artyści na Montmartre, miejscowi kloszardzi, nawet prostytutki. Przysiadał się do szukających zapomnienia w alkoholu, haszyszu i opium, wyrzutków, nieszczęśników, życiowych bankrutów, wszystkich samotnych, opuszczonych, dotkniętych nagłą tragedią. Milkli, kiedy zaczynał mówić z ledwie wyczuwalnym obcym akcentem. Z czasem zaczęto nazywać go Zaklinaczem Słów, bo jego opowieści pozwalały odzyskać siłę do walki z przeciwnościami.
Nikt nie spotkał Zaklinacza więcej niż jeden raz. Kim był? Potomkiem emigrantów? Zbłąkanym wędrowcem? Artystą, poszukującym inspiracji w światowej stolicy sztuki? A może zjawą? Pijackim przywidzeniem? Podyktowaną rozpaczą ułudą? Relacje świadków różniły się między sobą. Nikt nie potrafił opisać jego wieku, wyglądu ani pochodzenia, słuchacze zapamiętali tylko niezwykły, hipnotyczny głos i basmalę, od której zaczynał swoje opowieści. (…) Wiele pytań na zawsze pozostało bez odpowiedzi, a Zaklinacz zniknął tak nagle, jakby rozpłynął się we mgle nad Sekwaną”.