Spotkania z ekskluzywnymi prostytutkami w warszawskich hotelach kosztowały 2 tys. zł za maksymalnie 3 godziny przyjemności. Jeśli klient uwinął się w mniej niż godzinę, mógł liczyć na promocyjną cenę.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Deadline publikujemy fragment książki Piotra Krysiaka "Dziewczyny z Dubaju".
Klienci
Kim są klienci ekskluzywnych prostytutek i dlaczego z nich korzystają? Czego brakuje im w rodzinie? Czy może są samotni? Te pytania najczęściej zadawały mi osoby, które wiedziały, o czym będzie ta książka. W tej seksaferze występują bogaci kolekcjonerzy damskich trofeów, znudzeni biznesmeni, artyści poszukujący inspiracji, sportowcy i przypadkowi klienci. Pisząc „przypadkowi”, mam na myśli tych, którzy organizując na przykład wieczór kawalerski najlepszemu kumplowi, sami korzystali z usług prostytutek.
Czytając ich zeznania, odniosłem wrażenie, że w tej całej aferze klienci zachowali się najbardziej honorowo. Wyjątkiem byli tylko pewni siebie biznesmeni, którzy kłamali jak najęci. Artyści, sportowcy czy ci „przypadkowi” bez zbędnych szczegółów potwierdzali (lub zaprzeczali) zdobyte przez policjantów informacje. Pewnie czasami nie mieli wyjścia, bo w nie których przypadkach funkcjonariusze dysponowali podsłuchami lub esemesami między klientami a sutenerkami. Nie było więc sensu niczego ukrywać. Jeszcze inni zdawali sobie sprawę, że nie zrobili nic złego i nawet jeśli policjant „złapał ich za rękę”, to bezczelnie mówili, że to nie ich ręka. Bali się, że dowiedzą się ich żony?
Znany polski piłkarz
Emilię P. poznał w 2006 lub 2007 roku. Doskonale wiedział, czym ona się zajmuje. Za pierwszym razem zamówił dziewczyny telefonicznie. Zawsze to on wybierał miejsce spotkania. Najczęściej odbywały się one w warszawskich hotelach: Sheratonie, Sobieskim czy Marriotcie.
"Zamawiałem u Emilki dziewczyny na wieczory od jednej do trzech godzin. Ona po dawała kwoty i za każdym razem były to kwoty dwa tysiące złotych za taki wieczór z dziewczyną z seksem. Całą kwotę płaciłem w złotówkach w gotówce. Większość płaciłem dziewczynie, choć mogło się zdarzyć, że raz zapłaciłem Emilce osobiście, bo była taka sytuacja, że gdzieś ją poznałem osobiście” – zeznawał Rafał F., były reprezentant Polski.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Sportowiec opowiedział też, że za każdym razem były to spotkania jeden na jeden. Potwierdził również, że zdarzało się, choć nie za każdym razem, że zanim dziewczyna do niego przyjechała, Emilia P. wysyłała mu mailem zdjęcia jej lub kilku kandydatek i sam wybierał tę, z którą chciał się spotkać.
Mężczyzna przyznał też, że korzystał z usług innych sutenerek, między innymi Ewy L. [wtedy nazywała się Ewa W.]. Opisał spotkanie w hotelu w centrum Warszawy. Nie wykluczył, że z drugą sutenerką skontaktowała go również Emilia P., ale nie był w stu procentach pewien.
Negocjacje, 19.10.2008
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Emi miałabyś coś fajnego na dziś tak na 18.00?”.
EMILIA P. DO RAFAŁA P.:
„Mam”.
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Jak wygląda? Jaki koszt za godzinę?”.
EMILIA P. DO RAFAŁA P.:
„Naturalna śliczna szatynka. Standardowo 1 do 3 godzin za 2 tys. zł, jak max do godziny to 1700 zł”.
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Wysoka? Biust?”.
EMILIA P. DO RAFAŁA P.:
„170, 70C”.
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Ok. Na godzinę za 1,5 o 19.30 w Sheratonie. Tylko nie dawaj nikomu mojego numeru”.
EMILIA P. DO RAFAŁA P.:
„Za max godzinę 1,7”.
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Ok. Niech ci będzie. Daj mi jej numer. Napiszę numer pokoju jak już będę”.
EMILIA P. DO RAFAŁA P.:
„519-xxx -xxx Kamila”.
RAFAŁ F. DO EMILII P.:
„Zostawiłem jej w recepcji kartę w kopercie na nazwisko Janiak, pokój 404”.
EMILIA P. DO KAMILI.:
„Pokój 404. W recepcji jest koperta z kluczem na nazwisko Janiak. Z góry weź 1,7. Twoje 1,2. Max godzinę siedź. Jak dłużej to dzwoń ma dopłacić. On ściemnia więc się pilnuj. Nie wierz, że da więcej, dopóki nie dostaniesz do ręki”.
KAMILA DO EMILII P.:
„Ok. Myślę, że poradzę sobie”.
Kiedy sportowiec wysłał jej esemesa, że jest już w hotelu, dziewczyna pojechała do centrum. Kilkanaście minut po dziewiętnastej zjawiła się w recepcji hotelu. Bez problemu odebrała kartę do pokoju czterysta cztery zostawioną na nazwisko Janiak i skierowała się prosto do windy. Weszła do pokoju, w którym czekał klient.
Nie miał dla niej za dużo czasu, więc od razu chciał przejść do rzeczy. Okazało się jednak, że Kamila nie wzięła ze sobą prezerwatyw. Poirytowany sytuacją mężczyzna znalazł je w kieszeni spodni. Po niespełna godzinie Kamila była już wolna.
Spuścił sobie z krzyża
Kamila od razu zadzwoniła do Emilii P.
– No już po wszystkim. Śpieszyło mu się, bo miał jakieś ważne spotkanie.
– Wracasz do chaty? – spytała Emilia P.
– Nie. No właśnie poczekam teraz na Michała, bo chciał się ze mną spotkać.
– Dał kasę bez problemu?
– Słucham? – pyta Kamila, której przeszkadza gwar na ulicy i hałas przejeżdżających samochodów.
– Dał kasę bez problemu? Nic nie mówił?
– Wiesz co, kurwa, wielką pretensję do mnie miał, bo mówi „a masz gumkę”? a ja mówię „nie”. Jak się wkurwił, jaki debil, co? No i się wkurzył. Ja mówię: „sorry, skąd miałam wiedzieć, że nie masz” – żali się prostytutka.
– Nie pierdolił nic więcej?
– Nie. Nie pierdolił.
– Ale ładny jest, nie? – zmienia temat burdelmenedżerka.
– Ładny. Kurwa, Izka to by się z nim bzyknęła za darmo. Dał tysiąc siedemset, dla ciebie pięć, tak?
– No tak, no to dobrze. No to bardzo fajnie, bo mi się kiedyś wpierdolił do chaty. Chciał się ze mną bzykać, bo ja się obraziłam na Mateusza. A jak tam byłam z nim i się wkurwiłam, i poszłam z imprezy, i Rafał starał się mnie pocieszyć, ale ja nie wiedziałam, że on takim chujem jest. To ja mówię, dobra, przyjedź do mnie. Przyjechał z szampanem i pierwsze co, to mi się prawie rozbiera.
– Nie... – dziwi się Kamila.
– No. Mówię: „Coś ci się pojebało” – chętnie opowiada Emilia P.
– Powiedziałam mu, że znam cię od miesiąca i po wiedziałam mu, że jestem nowa – wyznaje Kamila.
– No dobra, dobra. To sobie spuścił z krzyża, a ty do chaty i na spotkanie. Wszyscy są zadowoleni - podsumowuje Emilia P.
– Co?
– Wszyscy są zadowoleni – powtarza.
– No. Tak, wszyscy są zadowoleni – potwierdza Kamila.
– No to dobrze. To buzia, pa.
– Buzia, pa.
Popularny artysta
Joannę B. poznał około 2004 roku. Według kolorowej prasy poznała go z nią jedna z najbardziej kontrowersyjnych piosenkarek muzyki pop. Daniel L. natychmiast się zorientował, że Joanna B. obraca się w towarzystwie modelek i że zajmuje się stręczycielstwem. Wtedy szybko się za przyjaźnili, a wkrótce artysta został jednym z najlepszych klientów Joanny B.
W ciągu kilku lat zamówił u niej – jak sam twierdzi – ponad sto dziewczyn. Z tych najlepszych korzystał po kilka razy.
„Na przestrzeni tych pięciu lat za wszystkie spotkania płaciłem Asi różne kwoty, od pięciuset do tysiąca pięciuset złotych. Nie wiem, ile łącznie, ale gdybym miał policzyć, to z pewnością byłoby to około stu tysięcy złotych” – zeznawał Daniel L.
„Wysyłałem pieniądze na konta, które mi podawała. Z dziewczynami od Asi spotykałem się w różnych miejscach, od hoteli począwszy, na mieszkaniach skończywszy. Wszystkie spotkania miały miejsce w Polsce. Głównie w Warszawie, ale zdarzało się tak, że były też miejsca związane z moją pracą. Nie potrafię podać tych miejsc, bo było ich za dużo”.
Daniel L. ożenił się w 2012 roku z inną sutenerką, Ewą W., która także była zamieszana w tę aferę. Wielokrotnie miała czerpać korzyści z nierządu. Jej proces do dziś toczy się przed warszawskim sądem. Kobieta nie przyznaje się do winy.
Zapoznawałem dziewczyny od Joanny B.
Inny klient Joanny to niespełna sześćdziesięcioletni biznesmen ze Śląska. Znają się od kilkunastu lat. W prokuraturze mówił, że poznawał dziewczyny za pośrednictwem Joanny B., ale też przedstawił swoją definicję pośrednictwa.
„Nie było to pośrednictwo w klasycznym znaczeniu, czyli zlecenie i wynagrodzenie. Przynajmniej sobie nie przypominam takiej sytuacji. Bardziej było to wejście do kręgu jej znajomych. Niekiedy z tych kontaktów dochodziło do uprawiania seksu” – zeznawał Wiesław A.
„Prosiłem panią Joannę o umówienie z ciekawymi dziewczynami, które chciałyby się spotkać z kimś takim jak ja – starszym, żonatym, celem spędzenia czasu towarzysko, włącznie, ale niekoniecznie, z uprawianiem seksu”.
Biznesmen nie przypominał sobie, by przekazywał za to sutenerce jakiekolwiek pieniądze. Zdradził tylko, że przez wiele lat pomagał jej finansowo. Przekonywał, że nie posiadał żadnej umowy z Joanną B. na jakiekolwiek pośrednictwo. Nie pamiętał też, z iloma dziewczynami umówiła go Joanna, z kilkunastoma czy kilkudziesięcioma. Twierdził, że nie przywiązywał do tego wagi.
Nie pamiętał też ich imion ani nazwisk. Przyznał, że spotykał się z nimi zarówno na Śląsku, jak i w Warszawie, w apartamencie Babka Tower, a może nawet za granicą. Szczegółów też nie pamiętał. Kiedy prokurator zaczął wypytywać o nazwiska, biznesmen nie odpowiadał wprost.
Jeśli już przyznał się do kontaktów seksualnych z jakąś prostytutką, to zwykle nie pamiętał, kto go z nią poznał i komu za to płacił.
Wiesław A. zaprzeczył też, by znał Emilię P. wtedy prokurator pokazał mu wyciąg bankowy, z którego wynikało, że na jej konto wpłacił tysiąc złotych.
„Nie przypominam sobie takiej kwoty i nadal nie wiem, czego dotyczy. Nie pamiętam pani P. Może ktoś wpłacił w moim imieniu” – odpowiedział biznesmen.
Następnie prokurator pokazał mu jego maile do Joanny B., między inny mi ten:
„Potrzebuję kogoś jeszcze, bo jest nas dwóch. Kogoś ładnego”.
„To moje maile. Zrezygnowałem z tego wyjazdu do Madrytu. Nic nie pamiętam” – zeznawał.