Jerzy Edigey Tajemnica starego ko艣ci贸艂ka
Rozdzia艂 I
Znowu Wroc艂aw
Tak si臋 jako艣 sk艂ada艂o, 偶e moje drogi reportera chyba od sze艣ciu czy nawet siedmiu lat nie wiod艂y przez Wroc艂aw. Wreszcie jednak znalaz艂em si臋 w mie艣cie nad Odr膮. Po ulokowaniu si臋 w hotelu, wykr臋ci艂em numer centrali Wojew贸dzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej i poprosi艂em o po艂膮czenie mnie z majorem Adamem Krzy偶ewskim - moim starym przyjacielem.
- Pu艂kownikiem Krzy偶ewskim - poprawi艂a telefonistka.
- Takiemu to dobrze - pomy艣la艂em sobie - mnie przybywaj膮 siwe w艂osy, jemu gwiazdki.
- Krzy偶ewski, s艂ucham - odezwa艂 si臋 w s艂uchawce znajomy, lekko zachrypni臋ty g艂os.
Rozpocz膮艂em oczywi艣cie rozmow臋 od gratulacji awansu na pu艂kownika.
- Na razie podpu艂kownika - m贸j przyjaciel zawsze by艂 艣cis艂y. Um贸wili艣my si臋 na wiecz贸r. Adam ju偶 czeka艂, by艂 zwykle punktualny co do minuty, ja niestety po staremu sp贸藕ni艂em si臋 i przyszed艂em dopiero po kwadransie. Mo偶e w艂a艣nie dlatego, tu偶 po przywitaniu si臋, spotka艂a mnie z jego strony z艂o艣liwo艣膰.
- Czytam te wasze wszystkie krymina艂y i za g艂ow臋 si臋 艂api臋, jak wy mo偶ecie pisa膰 takie brednie?
- Polskie krymina艂y ciesz膮 si臋 opini膮 jednych z lepszych w Europie. S膮 masowo t艂umaczone i wydawane w ZSRR, w Czechos艂owacji, na W臋grzech, w NRD, a nawet w takich pa艅stwach jak Szwecja czy W艂ochy. I wsz臋dzie maj膮 du偶e powodzenie ? broni艂em sk贸ry w艂asnej i koleg贸w. - Co im mo偶na zarzuci膰? Akcja toczy si臋 zazwyczaj wok贸艂 autentycznych wydarze艅. Czy to nasza wina, 偶e powody przest臋pstwa s膮 w Polsce inne ni偶 na Zachodzie? Nie ma u nas porywaczy dzieci i bogatych bankier贸w. Z艂odzieje nie w艂amuj膮 si臋 do sejf贸w bankowych i nie kradn膮 brylant贸w wielkich jak w艂oskie orzechy, a bandy gangster贸w jak na przyk艂ad w Chicago nie p臋dz膮 przez ulice Wroc艂awia, ostrzeliwuj膮c si臋 z karabin贸w maszynowych.
- Tego by tylko brakowa艂o - mrukn膮艂 podpu艂kownik. - Realia polskiej powie艣ci sensacyjnej - ci膮gn膮艂em dalej swoj膮 obron臋 - s膮 zawsze zgodne z rzeczywisto艣ci膮 dnia codziennego. Przysz艂y historyk, kt贸ry za par臋set lat b臋dzie pisa艂 ksi膮偶k臋 o 偶yciu Wroc艂awia w drugiej po艂owie dwudziestego wieku, w艂a艣nie w tak wyszydzanych przez ciebie krymina艂ach znajdzie najwi臋cej autentycznych informacji o tym, jak naprawd臋 to 偶ycie wygl膮da艂o. A na pr贸偶no b臋dzie ich szuka艂 w naszej powie艣ci wsp贸艂czesnej.
- Nie chodzi mi o akcj臋 tych powie艣ci - Krzy偶ewski atakowa艂 dalej - ani o tak zwane ma艂e realia, o to na przyk艂ad, 偶e ludzie stoj膮 w ogonku po kie艂bas臋, 偶e bilet tramwajowy kosztuje z艂ot贸wk臋, 偶e kino 艢l膮sk mie艣ci si臋 na tej ulicy, a kawiarnia Stylowa na innej, czy wreszcie o to, 偶e hotel Panorama d艂ugi i niski jak jamnik jest dziwol膮giem architektonicznym. Ale to, co wy piszecie o milicjantach, zw艂aszcza o oficerach dochodzeniowych, razi ju偶 szczeg贸lnie.
- Jak to?
- Nie ma chyba ani jednej wsp贸艂czesnej powie艣ci kryminalnej, w kt贸rej by oficer milicji, jaki艣 kapitan bia艂y, czarny czy br膮zowy nie siedzia艂 w eleganckim nocnym lokalu i ze znudzon膮 min膮 nie s膮czy艂 leniwie francuskiego koniaku, obserwuj膮c niebezpiecznego przest臋pc臋, zagryzaj膮cego dzwonkiem 艣ledzia kieliszek czystej. Da艂by nam komendant dobrze popali膰, gdyby kt贸ry艣 z nas przyni贸s艂 rachunek ju偶 nie na par臋 tysi臋cy, lecz cho膰by na par臋set z艂otych. Taki spryciarz d艂ugo by w milicji nie pracowa艂. Musia艂by si臋 przekwalifikowa膰, to jest przerzuci膰 si臋 na pisanie krymina艂贸w.
Milcza艂em, c贸偶 bowiem mog艂em powiedzie膰?
- Ka偶dy z tych genialnych oficer贸w - podpu艂kownik zapala艂 si臋 coraz bardziej - w ka偶dej waszej powie艣ci jest par臋 razy wyci膮gany z 艂贸偶ka w nocy, bo dzwoni stary i ka偶e im natychmiast zameldowa膰 si臋 w komendzie.
- To si臋 mo偶e zdarzy膰.