Na dobrą sprawę powinno się wytępić wszystkich Żydów i Murzynów. Zwyciężymy. Pozostałe rasy znikną i wymrą.
Organizacja Oporu Rasy Aryjskiej, Szwecja 1991
Możecie nas wytępić. Dzieci Gwiazd jednak nigdy psami nie będą.
Somabulano, Rodezja 1896
do Ajn Salih 1
Wiesz już wystarczająco dużo. Ja też. To nie wiedzy nam brakuje. Brak nam odwagi, by zrozumieć to, co wiemy, i wyciągnąć z tego wnioski.
2
Tadmait, „pustynia nad pustyniami”, to najbardziej martwa część Sahary. Bez śladu roślinności. Wszelkie życie tu zgasło. Ziemię pokrywa czarny, lśniący pustynny werniks, żarem wyciśnięty z kamieni.
Nocny autobus, jedyny z ElGolei do Ajn Salih, jedzie, przy odrobinie szczęścia, siedem godzin. O miejsce siedzące trzeba stoczyć batalię z gromadą żołnierzy w ciężkich buciorach, wytrenowanych w algierskiej szkole walki wręcz w Sidi-bel-Abbes. Ktoś, kto dźwiga pod pachą kwintesencję myśli europejskiej zamkniętą w niemal już muzealnym komputerze, jest w tej sytuacji z góry przegrany.
Przy bocznej drodze do Timimun przez wyłom w murze sprzedają ciepłą kartoflankę z chlebem. Potem wyboisty, rozjeżdżony asfalt kończy się i autobus toczy się dalej przez bezdrożną pustynię.
To prawdziwe rodeo. Pojazd zachowuje się jak nieujeżdżony młody koń. Grzechocąc szybami, skrzypiąc resorami, kołysze się i podskakuje, prąc naprzód. Każdy wstrząs przenosi się na komputer, który trzymam na kolanach, i czuję to aż w miękkich chrząstkach kręgosłupa, chwiejącego się jak wieża z klocków. Kiedy już nie daje się siedzieć, chwytam się półki na bagaż i próbuję pozycji wiszącej lub przykucam na zgiętych kolanach.
To jest właśnie to, czego się obawiałem. To jest to, za czym tęskniłem.
Wspaniała noc księżycowa. Godzina za godziną obok nas płynie biała przestrzeń: kamienie i piasek, kamienie i żwir, żwir i piasek – wszystko skrzy się jak śnieg. Godzina za godziną. Nie dzieje się nic aż do momentu, kiedy nagle w ciemności rozpala się płomień. To sygnał. Jeden z pasażerów zatrzymuje pojazd, wysiada i rusza prosto przed siebie w pustynię.
Odgłos jego kroków znika w piasku. Wkrótce znika i on. Także i my znikamy w tym białym mroku.
3
Kwintesencja myśli europejskiej? Tak, istnieje zdanie, krótkie i proste zdanie, trzy lub cztery słowa opisujące dzieje naszej części świata, naszego człowieczeństwa, całą historię naszej biosfery od holocenu po holocaust.
Nie mówi ono jednak nic o Europie jako ojczyźnie humanizmu, demokracji i dobrobytu. Nie mówi więc nic o tym wszystkim, z czego nie bez racji jesteśmy dumni. Niesie jedynie tę prawdę, którą najchętniej wymazalibyśmy z pamięci.
Studiowałem to zdanie wiele lat. Zebrałem ogromny materiał, na którego przeanalizowanie nigdy nie znalazłem czasu. Chciałbym zniknąć gdzieś w tej pustyni, gdzie nikt by mnie nie znalazł, gdzie miałbym czas tylko dla siebie. Zniknąć i nie wrócić, dopóki nie zrozumiem tego, co już wiem.
4
Wysiadam w Ajn Salih.
Księżyc już nie świeci. Autobus zabiera ze sobą światło i znika. Dookoła mnie panuje gęsta ciemność.
To właśnie pod Ajn Salih napadnięto i obrabowano Aleksandra Gordona Lainga, szkockiego podróżnika i odkrywcę. Dostał pięć ciosów w ciemię i trzy w lewą skroń. Jeden z nich, lądując na lewej kości policzkowej, strzaskał szczękę i zmiażdżył ucho. Potworna rana na karku uszkodziła tchawicę, a kula wystrzelona w biodro doszła aż do kręgosłupa. Trzy ciosy w prawe ramię i rękę, złamane trzy palce, zmiażdżony nadgarstek etc., etc.
Gdzieś daleko, w ciemności, miga blask ognia. Zaczynam wlec w jego kierunku moją ciężką elektronikę i jeszcze cięższą torbę.
Ławice naniesionego wiatrem czerwonego piasku przecinają drogę. Na zboczach wydm sypki piasek zbiera się, tworząc zaspy. Robię dziesięć kroków, odpoczywam i znów dziesięć kroków. Światło wcale nie staje się bliższe.
Lainga napadnięto w styczniu 1825 roku. Ale strach jest ponadczasowy. Thomas Hobbes w swoim XVII wieku bał się samotności, nocy i śmierci tak samo jak ja. „Istnieją na świecie ludzie okrutni”, mówił do swego przyjaciela Aubreya, „którym zabicie człowieka sprawia większą przyjemność niż tobie upolowanie dzikiego ptaka”.
Ogień wydaje się nadal bardzo odległy. Czy mam „zaparkować” komputer i torbę, by było mi lżej iść? Nie. Usiądę w tym pyle i poczekam do świtu.
I nagle, tuż nad ziemią, dociera do mnie podmuch wiatru niosący zapach palonego drewna.
Czy zapachy pustyni czuje się intensywniej dlatego, że jest ich tu niewiele? A może na pustyni drewno jest bardziej skoncentrowane i dlatego bardziej aromatyczne? Pewne jest, że ogień, który dla oka wydawał się tak daleki, nagle dla nosa okazuje się dużo bliższy.
Wstaję i ruszam dalej.
Z mocnym postanowieniem osiągnięcia celu docieram w końcu do siedzących wokół ogniska ludzi.
Pozdrawiam. Pytam. I dowiaduję się, że idę w całkiem przeciwnym kierunku. Wystarczy zawrócić, mówią.
Dochodzę więc po swoich śladach do przystanku, na którym wysiadłem z autobusu.
A potem dalej, na południe, wciąż w ciemnościach nocy.
5
„Lęk pozostaje zawsze”, mówi Conrad. „Człowiek może zniszczyć w sobie doszczętnie wszystkie uczucia – miłość i nienawiść, i wiarę, i nawet zwątpienie; ale póki lgnie do życia, nie może zniszczyć lęku”.
Hobbes zgodziłby się z nim. Mogliby więc, poprzez wieki, podać sobie ręce.
Dlaczego tak ciągle podróżuję, skoro tak bardzo boję się podróży? Dlaczego podróżował Artur Lundkvist , który też się bał?
Może w lęku szukamy sposobu na wyostrzenie naszych zmysłów, intensywniejszej formy egzystencji? Boję się, więc jestem. Im bardziej się boję, tym bardziej istnieję?
6
W Ajn Salih jest tylko jeden hotel – duży, drogi, państwowy hotel Tidikelt. Kiedy wreszcie udaje mi się go znaleźć, ma do zaoferowania jedynie mały, ciemny i lodowato zimny pokój, którego system ogrzewania już dawno temu przestał funkcjonować.
Wszystko poza tym jak zawsze na Saharze: ostry zapach środków dezynfekujących, skrzypiące drzwi z nienaoliwionymi zawiasami i opuszczone do połowy rolety. Doskonale rozpoznaję znajomy kiwający się stół z krótszą jedną nogą, woalkę piasku na jego blacie, na poduszce i umywalce. Nie jest mi też obcy kran, który po całkowitym odkręceniu zaczyna powoli kapać, a napełniwszy do połowy szklankę do mycia zębów, poddaje się z ciężkim westchnieniem. Dobrze znam także surowo, niemal po wojskowemu zaścielone łóżko, na którym nie da się położyć inaczej niż w pozycji „na baczność”. Pościel, przymocowana do dolnej części łóżka, wystarcza na przykrycie połowy ciała mniej więcej do wysokości pępka, broniąc dziewiczo nienaruszonego posłania.
Ok, podróżować może i trzeba, ale dlaczego aż tu?