Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:19

Wyprowadzka z czyśćca. Burzliwe życie pośmiertne Marii Dąbrowskiej

Wyprowadzka z czyśćca. Burzliwe życie pośmiertne Marii DąbrowskiejŹródło: Inne
d4czpsa
d4czpsa

Jak wydawałem Dzienniki

(...)

Norma autentyzmu i szczerości

Swój dziennik od początku do końca Dąbrowska starała się prowadzić bez żadnych skrępowań. Był to dziennik w założeniu intymny, nie przeznaczony dla nikogo – prócz siebie i, jak zawsze, bliżej nieokreślonej potomności. Toteż diarystka rozmawiała tam szczerze ze sobą. Nie krępowała się również w sądach o ludziach. Także bez żadnych zahamowań rozpatrywała sprawy publiczne, tak międzywojenne, jak powojenne. Dzienniki Dąbrowskiej są nieporównanie bardziej żywiołowe i namiętne od jej twórczości. Nie wdając się w psychologiczno-filozoficzną analizę „szczerości”, jest to w sensie potocznym najbardziej szczery i nieskrępowany dziennik, jaki znam.
Czy przepisując go po latach na maszynie Dąbrowska nie poskramiała i nie temperowała swych odręcznych zapisków, zwłaszcza że nie była z nich zadowolona? Muszę tę sprawę wyjaśnić dokładniej niż we wstępie do Dzienników, gdyż budzi ona wśród czytelników nieporozumienia. Nieraz spotykam się z przeświadczeniem, że Dąbrowska później „przerabiała” swoje dzienniki.
Stosunek rękopis-maszynopis nie mógł mnie nie zainteresować jako jedna ze spraw podstawowych. Nie mogłem jej zbadać wyczerpująco i dogłębnie. Przekraczało to fizyczne możliwości jednego człowieka. Obrałem więc metodę prób. Wyznaczyłem około 150 miejsc bulwersujących pod rozmaitymi względami (osobistym, obyczajowym, politycznym, etycznym itd.), by sprawdzić, jak się te dwa teksty do siebie mają. Na podstawie wyrywkowych konfrontacji mogę stwierdzić, że Dąbrowska ex post nie korygowała w sposób istotny oryginalnych zapisków. Jeśli to czyniła, to we fragmentach drukowanych za życia. l owszem, nieco je szlifowała czy komponowała, niekiedy tonowała swe zapały czy oburzenie, lecz treści istotne przekazywała wiernie. Maszynopis autorski nie osłabia autentyczności dzienników.
Gdyby zresztą Dąbrowska sama dokonała autocenzury, nie musiałaby zapewne zastrzegać terminu druku, tak jak to uczyniła. Na mnie zatem spadała interpretacja tego zastrzeżenia. Trudno tu było ustalić jakiekolwiek ścisłe reguły. Chciałem przekazać możliwie najistotniejsze treści dzienników w możliwie najbardziej autentycznej postaci, a równocześnie nie wyrządzić krzywdy ludziom, o których się pisze, i jej samej. l tak nie udało się tego uniknąć. W tych – jakże względnych – sprawach bardziej trzeba było zdawać się na wyczucie, na doświadczenie, niż na jakieś przepisy czy reguły.
Pierwsza z wymienionych kwestii – opinie o ludziach – jest u nas niezwykle drażliwa. Na szczęście przekonałem się o tym dość wcześnie. W ślad za pierwszymi publikowanymi w prasie urywkami dzienników, jak mi się wydawało, zamierzchłymi (z okresu l wojny światowej), pojawili się u mnie adwokaci. Czy to przewrażliwienie na każde bardziej krytyczne słowo, ostrzejszą kreskę we własnym czy osoby bliskiej portrecie nie wiąże się też u nas z nieotrzaskaniem z tego rodzaju pisarstwem osobistym, z jego rzadkością?
Później przy poradach z adwokatami wyszkoliłem się nieco prawniczo i baczniejszą uwagę zwracałem na prawdę materialną, na epitety, na to, co może być podciągnięte pod obrazę osobistą. Innego rodzaju protesty oddalałem. Starałem się zwłaszcza odróżnić ochronę dobrego imienia osoby występującej w dziennikach od interesów niepowołanych obrońców (chcących „bronić” swych bliskich, dla których często zaszczytem były wzmianki w dziennikach, przed rzekomymi zniewagami ze względu, na przykład, na własny snobizm, niechęć ujawnienia swego pochodzenia). Jeszcze w ostatniej chwili, przy końcowych korektach, odwoływałem się nieraz do pisarskiego wyczucia Władysława L. Terleckiego. Jeśli opinie dziennikowe nie zadowalały zainteresowanych, na to nie miałem rady. Ale jeśli nie obrażały ludzi czy nie kwalifikowały się według nich na wokandę sądową, to był prawdziwy sukces wydawcy.
Nie mniej subtelna była sprawa autoportretu diarystki. Czyżbym miał tu jakieś zamiary brązownicze? Nikt, kto czytał mój wybór, chyba mnie o to nie posądzi. Przeciwnie, autoportret, jaki przekazałem, wydał się pod wieloma względami drastyczny, a wśród wielbicieli pisarki niejednokrotnie wywoływał szok. Ale w dążeniu do pełnej prawdy o sobie, której człowiek, jak pisze Dąbrowska, nie jest zdolny wyjawić nawet przed samym sobą, dzienniki jej pod tym względem są jeszcze znacznie śmielsze. Mimo że widać w nich ślady walki z tą pełną prawdą o sobie, Dąbrowska przekracza nieraz przyjętą u nas, jeśli chodzi o autentyczne świadectwo osobiste, granicę wstydliwości. Wydawało mi się, że rewelacje osobiste muszą być w takim wypadku relatywizowane i w stosunku do publicznego image danej osoby i w stosunku do świadomości obyczajowej i konwencji druku. Obawiałem się, że gdybym posunął się dalej, niż poszedłem, nie tyle bardziej bym ją odbrązowił czy bardziej sprowadził na ziemię (bo to się stało), ile wydał na łup złych
języków.
Bardziej wymierne wydawały mi się kryteria dotyczące spraw publicznych. Moje stanowisko wobec tego wątku dziennika było wypadkową między obowiązkiem wyraźnego zaznaczenia postawy piszącej a realizmem edytorskim. Z góry nie wyobrażałem sobie, zwłaszcza w stosunku do czasów powojennych, aby namiętności polityczne diarystki mogły być przekazane w pełnym wymiarze i ekspresji. Mimo nie wygórowanych, zdawałoby się, założeń – w początku lat siedemdziesiątych pierwsze wydanie Dzienników o te sprawy właśnie się rozbiło. (...)

d4czpsa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4czpsa

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj