Trwa ładowanie...
książka
MD
20-04-2023 09:22

Wygrał 774 kg złota. "Ktoś krzyknął, że to nierealne"

Karol Jaroszyński, syn powstańca styczniowego, utracjusz z bogatej rodziny właścicieli ziemskich na Podolu i hazardzista, rozbija bank kasyna i wygrywa równowartość 774 kg złota. Jak to się stało?

Karol Jaroszyński był swego czasu najbogatszym człowiekiem w PolsceKarol Jaroszyński był swego czasu najbogatszym człowiekiem w PolsceŹródło: Materiały prasowe
d2hobhv
d2hobhv

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Lira publikujemy fragment książki Wacława Holewińskiego "Cieniem będąc, cieniem zostałem" o życiu najbogatszego Polaka w historii - Karola Jaroszyńskiego.

Monte Carlo. Zatrzymał się w zbudowanym ledwie kilka lat wcześniej hotelu Hermitage. Był zmęczony podróżą, nieprzespaną nocą. Wyszedł na taras i stał tam dłuższą chwilę. Miał wrażenie, że drobiny morskiej soli osadzają mu się na wąsach. Usłyszał stukanie. Lokaj wniósł do saloniku jego bagaże. Pokazał, gdzie ma zostawić kufer. Kazał uprasować jasny garnitur. I białą koszulę. Położył pod lustrem czarną muchę, którą zamierzał założyć wieczorem. (…)

Przebrał się, schował w wewnętrznej kieszeni marynarki plik stufrankowych banknotów, wziął elegancką laskę i zszedł na dół. Maître d’hôtel ukłonił się i zapytał, czy zna drogę. Roześmiał się, kasyno było dwa kroki od hotelu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rafał Brzoska: Kiedy koledzy szukali pracy, ja miałem 12 mln euro na stole

Szybko wymienił pieniądze na żetony. Rozejrzał się po sali, szukając wzrokiem swoich nowych znajomych, ale nigdzie ich nie dostrzegł. Przeszedł do kolejnej, ale i tu ich nie było. Stanął przy stole z ruletką. Nie musiał długo czekać. Gruby Niemiec wzruszył ramionami i oznajmił, że to koniec, na dziś koniec. Zajął jego miejsce, zaczął obstawiać. Dziewiątkę, dwadzieścia siedem, trzydzieści jeden. Potem popatrzył na pozostałych siedmiu graczy. Trzech było wyraźnie starszych, musieli się zbliżać do pięćdziesiątki, dwóch mniej więcej w jego wieku, a dwóch kolejnych bez wątpienia młodszych. Pomyślał, że to oni pierwsi odpadną z gry.

d2hobhv

Krupier zakręcił kołem. Przegrał. Jeden z młodych ustawił obok siebie stosik wygranych. Obstawił drugi raz i znów przegrał. Pomyślał, że tym razem nie może skończyć jak poprzednio. Ale trzeci i czwarty obrót koła też nie przyniósł mu sukcesu.

Poczuł delikatne dotknięcie dłoni na swym ramieniu. Eleonora pochyliła się do jego ucha.

— Miał pan wygrywać, panie Karolu.

— Przy pani zacznę — obiecał i postawił na te same numery, co za pierwszym razem.

d2hobhv

Wygrał. Raz i drugi, ale potem znów zaczął przegrywać.

Odchylił się i zobaczył hrabinę przy innym stole. Stała za bratem, ale wzrokiem lustrowała resztę sali. Posłała mu swój uwodzicielski uśmiech. Skinęła głową.

Podwoił liczbę żetonów, którymi obstawiał coraz to inne pola. I wszystko się zmieniło. Wygrywał raz za razem. Tak jak przewidywał, pierwsi odpadli najmłodsi. Ich miejsce zajęli następni gracze, potem kolejni, wreszcie nie było już żadnego z tych, do których się dosiadł. Po dwóch godzinach wokół ich stołu zaczęli gromadzić się ciekawscy. Słyszał lekki poszum rozmów. Większość wyraźnie mu kibicowała.

d2hobhv

Poprosił kogoś z obsługi o kieliszek białego wina. W kolejnej rundzie nie obstawił. Krupier popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale on tylko kiwnął głową.

— Fin du jeu?

— Non, non. — Wskazał na kieliszek.

Potem znów wygrywał. Nie odwracał się, ale wiedział, że Szwedka stoi za nim.

Stos żetonów rósł i rósł. W którymś momencie usłyszał oklaski.

Do krupiera podszedł dyrektor kasyna, coś mu szeptał. Wiedział, kim jest. Wtedy, trzy lata temu, ten wyniosły mężczyzna potraktował go jak śmiecia. Zdawało mu się, że i tamten go poznał.

d2hobhv

Znów obstawił i znów wygrał. Sąsiednie stoły opustoszały. Grał on i kasyno, on i kasyno. Nikt inny się nie liczył. Powinien przerwać to szaleństwo i wyjść z wygraną, ale wiedział, że tego nie zrobi. Kilka razy przegrał, a kiedy wydawało się, że szczęśliwa passa dobiegła końca, postawił ogromną kwotę na trzynastkę, dzień swoich urodzin. I wygrał. Potem zaryzykował dwa tysiące franków, tak, tak, umiał błyskawicznie przeliczyć wartość żetonów na banknoty, i położył je pomiędzy numery dwadzieścia dwa a dwadzieścia trzy.

To już był huragan oklasków.

Patrzył na twarz dyrektora, usiłował przypomnieć sobie jego nazwisko, miał je na końcu języka: Ettine, Ebimee, Estinne… Ale żadne, które przychodziło mu do głowy, nie było tym właściwym. Widział, jak krople potu spływają tamtemu po twarzy. Jego wygrana powoli stawała się katastrofą dla kasyna. Ktoś zakrzyknął, że od lat nikt tu tyle nie wygrał, że to nierealne, nierzeczywiste. Jemu samemu zdawało się, że to sen. Ale wciąż czuł, że powinien grać.

d2hobhv

Wygrał tej nocy dwa miliony franków, rozbił kasyno. Przeliczył swoją fortunę na ruble. Milion. To było… to było… nie mógł uwierzyć, ale tak… Mógł, miał… prawie osiemset kilogramów złota.

Podniósł się od stołu. Wręczył obsłudze napiwki. Większość ludzi, którzy go otaczali, chciała mu gratulować, zamienić z nim kilka słów, dotknąć, jakby ten dotyk miał przenieść na nich choć odrobinę jego szczęścia. Poszukał wzrokiem hrabiny. Stała razem z bratem w pewnym oddaleniu. Pili alkohol, zapewne mocniejszy od wina. Podszedł do nich.

— Stał się pan dzisiaj legendą, panie Karolu. Gdybym tego nie widział, nigdy bym nie uwierzył. — Magnus Gyllenborg schylił przed nim głowę. — Chyba nikt przed panem nie dokonał czegoś takiego…

d2hobhv

Nie miał racji. Czytał przed laty o jakimś Amerykaninie, a może Angliku? Przypomniał sobie jego nazwisko: Charles Wells. Dziś wygrał sumę zbliżoną do jego wygranej. Ponoć władze kasyna szukały w grze tamtego oznak oszustwa, ale niczego mu nie udowodniono. Zastanawiał się, czy i jego także będą podejrzewać.

Zamienił jeszcze kilka zdań z rodzeństwem. Podszedł do niego dyrektor kasyna. Z trudem, ale jednak uprzejmie, pogratulował mu wygranej, a potem zaprosił do salonu milionerów. To było pomieszczenie, o którym zwykli gracze mogli wyłącznie pomarzyć.

— Panowie oczekują pana.

Przeprosił i pożegnał się z rodzeństwem. Eritine, jednak przypomniał sobie jego nazwisko, dyskretnie uchylił drzwi, przepuścił go przed sobą, a po wejściu zaanonsował:

— Panowie, wasz gość, pan Karol Jaroszyński.

Tak, ta wizyta stała się dla niego przepustką do innego świata. Dwudziestu trzech mężczyzn. Elita, najbogatsi z bogatych. Był dla nich kimś obcym, ale jednocześnie kimś, kto ma szanse stać się jednym z nich. Gratulowali wygranej, rozmawiali z nim uprzejmie, zapraszali do swoich domów, wręczali bilety wizytowe. A on każde z tych nazwisk zapamiętał.

Tu nie pito wina, które serwowano przy stołach. Corton Bourgogne Romanée-Conti, którym chciał zaimponować Szwedom, w tym towarzystwie na nikim nie zrobiłoby wrażenia. Musiał się tego nauczyć, ale wiedział, tak, już wówczas wiedział, że ta nauka przyjdzie mu z łatwością.

Wszedł do hotelu. Kazał przysłać do apartamentu butelkę koniaku i dwa kieliszki. Drogiego, ale nie najdroższego. Już nie musiał niczego udowadniać. Ani sobie, ani innym.

Usiadł na tarasie i poczuł na twarzy promienie wschodzącego słońca. Przez chwilę próbował na nie patrzeć, a potem usłyszał szmer za drzwiami. Otworzył je i wpuścił Eleonorę do środka.

Nalał koniaku do kieliszków. Powąchał, wziął maleńki łyk do ust. Martell Chanteloup pozwalał poczuć całą gamę owoców. Brzoskwinie, morele, figi. Ale też miód i orzechy. Nie rozmawiali. Zdjął z jej szyi złotą kolię, pomógł rozpiąć haftki sukni. Miała piękne ciało z maleńkim znamieniem pod lewą piersią. Pachniała kobiecym potem i jaśminową perfumą.

Kochał się z nią jak z żadną z wcześniejszych kochanek, a kiedy skończyli, pomyślał, że teraz będzie się musiał opędzać od kobiet. I że o żadną, co nie okazało się prawdą, nie będzie już musiał zabiegać.

"Cieniem będąc, cieniem zostałem" Materiały prasowe
"Cieniem będąc, cieniem zostałem"Źródło: Materiały prasowe
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d2hobhv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hobhv