Gdy tylko wezwę pana Ryszarda Ryszanka, byłego pomocnika FC Śląska Ostrawa, a później zawodowego boksera, zjawia się w swoim odświętnym jasnym garniturze i żółtej koszuli z brązowym krawatem; elegancki jest pan Ryszanek. Zanim powiesili go w roku jeden tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym, jego ostatnie życzenie brzmiało, by w tym najważniejszym wydarzeniu swojego życia mógł wystąpić w odświętnym garniturze. Rano przed egzekucją jeszcze pana Ryszanka ogolili, on zaś wylał na siebie cały flakonik wody kolońskiej. Zawsze dbał o to, żeby być starannie ogolonym i pachnącym.
Teraz wokół szyi nosi dodatkowo żółtą jedwabną apaszkę. Ciągle się też stara nadać swemu zachowaniu cechy wykwintnej elegancji. Głos ma opanowany, czasem tylko robi się niespokojny i szybkim ruchem poprawia na szyi apaszkę, aby nie było widać szramy, którą mu tam zostawił katowski sznur.
Pan Ryszard Ryszanek przyszedł do FC Śląska Ostrawa wiosną roku jeden tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego, kiedy zarząd musiał usunąć z drużyny pana Dawida Wiesenthala, ponieważ część sympatyków klubu, członkowie Narodowego Bractwa Faszystowskiego, urządzali na boisku burdy, gdy w składzie pojawiał się Dawid. Tato kupił Ryszanka w Pradze, ale najpierw musiał za niego zapłacić jakieś należności różnym damom, lecz wziąwszy pod uwagę, że był wtedy pierwszorzędnym pomocnikiem, to i tak dla FC Śląska Ostrawa stanowił nabytek raczej tani. Pan Ryszanek dostał na rękę dziesięć tysięcy, a FC uiścił jego długi w wysokości sześciu tysięcy koron.
W roku jeden tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym FC nareszcie awansował do pierwszej ligi, więc nikt się już tak bardzo nie przejmował byle tysiącem. W sparingach pan Ryszanek spisywał się fantastycznie, kłopoty pojawiły się tuż przed pierwszym meczem rundy wiosennej, kiedy w szatni oznajmił, że wyjdzie na boisko pod warunkiem, że dostanie na rękę, i to przed rozpoczęciem spotkania, dwieście koron.
Tato i zarząd utargowali setkę, ale musieli obiecać następną, jeśli Ryszanek dobrze zagra przeciwko rywalowi z Brna.
Zarząd bowiem dowiedział się z wiarygodnego źródła, że trzy dni przed meczem odwiedzili Ryszanka dwaj jegomoście, po czym uiścili jego długi, które miał wobec pani Preis za wikt i mieszkanie. Wiarygodnym źródłem informacji zarządu była pani Preis, która nie omieszkała pochwalić się tacie, jakich to szarmanckich przyjaciół ma pan Ryszanek. I gdy tato wyciągnął z niej wszystkie szczegóły wizyty, łatwo już mu było wykombinować, że pana Ryszanka odwiedził prezes SK Brno, pan Józef Nowaczek, oraz sekretarz tegoż klubu, Erwin Hampejz.
Nie udało się już ustalić, czy pan Ryszanek dostał od Brna jeszcze jakieś pieniądze ekstra, niemniej pozostaje faktem, że jego występ przeciwko SK Brno określiło „Czeskie Słowo Wieczorne” jako rozczarowanie dla wszystkich kibiców sportu w mieście. W drugiej kolejce FC grał w Ołomuńcu, gdzie pan Ryszanek zaprezentował się rewelacyjnie: sam strzelił dwie bramki, a przy jednej asystował. „Czeskie Słowo Wieczorne” napisało później, że w składzie FC Śląska Ostrawa nareszcie znalazł się „wydajny motor”. Po meczu w Ołomuńcu zażądał pięciuset koron, ale dostał tylko dwieście pięćdziesiąt, które go usatysfakcjonowały, gdy tato dał mu do zrozumienia, że zarząd ma informacje o jego rozmowach przed spotkaniem z Brnem. Pan Ryszanek wziął dwieście pięćdziesiąt koron, ale oświadczył rozzłoszczony, że nie zagra w przyszłym meczu, jeśli nie dostanie z góry dwustu pięćdziesięciu koron. Zarząd i tato w tym momencie zrozumieli, dlaczego praski klub tak tanio pozbył się Ryszanka.
Przed końcem rundy wiosennej roku jeden tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego w lokalu klubu FC Śląska Ostrawa zjawiła się pani Preis, przedkładając rachunek na jeden tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron za wikt i mieszkanie Ryszarda Ryszanka.
Pan prezes FC, dr Henryk Staniolowski, powiedział, że rachunku nie spłaci, ponieważ klub nie przyjął na siebie obowiązku płacenia za wikt i mieszkanie pana Ryszanka.
Pani Preis rozpłakała się w obecności zarządu, bo w takim razie któż jej wypłaci ten jeden tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron? Dla wdowy to niemałe pieniądze i niech zarząd pomyśli też o jej niezabezpieczonym materialnie dziecku.
Oznajmiła ponadto, że wprowadzając się, pan Ryszanek powiedział, że za jego wikt i mieszkanie będzie płacił klub.
Akurat trwał letni okres transferowy i zarząd prowadził rozmowy o paru obiecujących zakupach, pan dr Staniolowski mógł więc sobie pozwolić na walnięcie pięścią w stół i na oświadczenie, że wobec tego FC rozwiązuje z Ryszankiem umowę. Pan Ryszanek może sobie iść, dokąd zechce, a w ostatnim meczu rundy wiosennej wystąpi pan Dawid Wiesenthal, ponieważ FC nie gra u siebie i nie należy się obawiać antysemickich rozrób.
Pani Preis zorientowała się, że jej należność przepadła, przestała więc płakać i poszła do domu, gdzie zaraz zaatakowała pana Ryszanka, że oszukał i okradł biedną wdowę, no i co ona teraz pocznie, bo przecież nie może, ot tak sobie, wyrzucić za okno jeden tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron.
Pan Ryszard Ryszanek był w swoim najatrakcyjniejszymi stroju, czyli miał na sobie tylko spodenki oraz trykot bez rękawów, więc jego tors oraz bicepsy prezentowały się w całej krasie.
Pani Preis natychmiast spuściła oczy na widok takich mięśni. Już nie chciała widzieć muskularnego mężczyzny, tylko swoje pieniądze.
Ale nie jestem pewny, co by się mogło stać, gdyby pan Ryszanek milcząco położył na stole jeden tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron i powiedział:
- Tu są pieniądze, niech pani wybiera: tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron albo ja!
Mam wrażenie, że pani Preis jednak wybrałaby muskuły pana Ryszanka.
Pan Ryszanek zaczął mówić cichym, kojącym głosem i wpatrując się w panią Preis, starał się, by światło padało na niego z boku i podkreślało walory jego umięśnionego ciała.
- Ja jestem honorny facet - powiedział - więc jak działacze nie mają za grosz sumienia i charakteru, to rzecz jasna zapłacę. Chyba nie myśli pani, że ją zostawię na lodzie? Pani Preis - ściszył głos - przecież się już wyraziłem dość jasno, to nie moja wina, że wpadła pani w łapska tego rzeźnickiego chama... No, chybaby pani nie chciała, żeby te nędzne tysiąc sześćset pięćdziesiąt koron zniszczyło nasz związek, na którym przynajmniej mnie tak bardzo zależy...
Wyobrażam sobie, że w tej chwili pani Preis chciała krzyczeć. Wykrzyczeć z siebie, że z Emerykiem Cachem już skończyła, że Emeryk tylko ją haniebnie wykorzystywał, a gdy miał okazać swoje prawdziwe uczucia, to się wycofał.
„Jestem wolna - chciała wykrzyknąć pani Preis - wolna dla pana, panie Ryszanek! Niech już pan nie mówi o tych nędznych pieniądzach, rozmawiajmy o nas, o naszej przyszłości!” Lecz zamiast wyzwalającego okrzyku szczęścia pani Preis tylko uniosła głowę, tak właśnie było: nie krzyknęła, tylko uniosła głowę i żeby jej nie stanęło serce, wzięła głęboki oddech.
- Pani Preis - szepnął pan Ryszanek - nie chciałbym, żeby się nam nie udało z powodu nędznego tysiąca sześciuset, byłaby to zbyt niska cena za moje uczucie wobec pani... Mam czas, mogę jeszcze poczekać, aż się pani przebudzi z tego szaleństwa, w które wprawił panią demoniczny rzeźnik...
- Nie, już się wydostałam z tego szaleństwa - szepnęła pani Preis - dzięki tobie, najdroższy.
Pan Ryszanek objął panią Preis. Z całą pewnością starał się przy tym. żeby jego mięśnie stwardniały w miejscach zetknięcia z ciałem rozdygotanej Żydówki.
- Nie, jeszcze nie teraz - głos pani Preis drżał również - co by na to powiedział Natan...
- Nic - szepnął pan Ryszanek. - Pani Preis, on już nigdy niczego nie powie, teraz moja kolej...
- No, panie Ryszanek, nie było to z pańskiej strony uczciwe - mówię, gdy były piłkarz i zawodowy bokser zjawia się przy moim łóżku.
- To prawda, nie było, pieniądze miałem przygotowane, tylko że... Wiesz, Lojzek, ona mnie kochała... Ale pieniądze dla niej miałem. Później, jak już boksowałem, trzymałem je cały czas, no, a potem panią Preis wywieźli i...
- Mógł jej pan tę forsę oddać wcześniej.
- No tak, tak - zaniepokojony pan Ryszanek przesuwa apaszkę, żeby zakryć szramę po sznurze. - Ale ciebie, Lojzek, też będzie gryzło nieczyste sumienie, przygotuj się na to.
- Stare dzieje, teraz już na wszystko jestem przygotowany.
- Przypomnij sobie tylko, jak żeście sprali Eryka - uśmiecha się pan Ryszanek.
- Za tę bójkę na naszym podwórku mi nie wstyd, a na to drugie manto zasłużył sobie sam. On nas zdradził, panie Ryszanek.
- Ale tłukliście go we trzech...
- Zgadza się, we trzech.