Wilan Waspers powoli zbliżył się do strefy kontroli przejścia. Za nią znajdowała się stocznia – miejsce jego pracy. Od kilku tygodni dyskretnie przeczesywał ten wąski odcinek korytarza, tak, by nie zwrócić na siebie uwagi strażników ani wiecznie czujnego komputera stacji. Musiał uważać. Chwila roztargnienia i zarejestrowany przez perceptory obraz, na którym mężczyzna gapi się na czujniki, uzyska wystarczający poziom „niezwykłości”, by system na bieżąco analizujący zachowanie ludzi na stacji ostrzegł ludzką obsługę.
Musiał pokonać dwie przeszkody. Pierwszą z nich, ludzi, łatwo było oszukać. Co innego elektronika – jej bezlitosnej uwagi nie dało się odwrócić, za to system dorównywał naiwnością dwulatkowi. W tym miejscu nie było czytników DNA, analizatorów zapachu czy skanerów siatkówki, jedynie czujnik sprawdzający lokalizatory przechodzących ludzi, by określić, czy posiadają oni odpowiednie uprawnienia. Mieli je wszyscy pracownicy oraz ich żony, lecz dzieci – już nie.
Dzieci na stacji należało chronić w szczególny sposób – z tym Wilan się zgadzał. Lokalizatory i czujniki miały zmniejszyć prawdopodobieństwo wypadków, do których na stacji dochodziło tak często, że nikt nie zwracał uwagi na dotyczące ich informacje w wiadomościach. Lecz był to tylko kamuflaż, mający skrywać niezliczone nadużycia tej technologii. Powszechnie znaną tajemnicą było, że identyfikatory służyły także Korpusowi Ochrony Stacji; Kosie, jak ją przezywano.
W miejscach takich jak to czujniki montowano parami. Wilan musiał znaleźć taki sposób na odłączenie obu jednocześnie, by wyglądało to na przepięcie lub awarię przekaźników sieci, a nie na sabotaż. Zarazem musiał zadziałać tak, by nie aktywować automatycznej diagnostyki systemu.
Może źle podchodzę do problemu, pomyślał, mijając strefę. To nie czujnik mam pokonać, lecz uruchamiający go nadajnik. Jak przemycić tędy Arto, razem z lokalizatorem, który sprawia, że nie ma prawa tu przebywać... który wykrywa pulsowanie krwi i spadek temperatury poniżej trzydziestu sześciu stopni, analizuje na bieżąco skład swojego otoczenia i wszczyna natychmiastowy alarm, gdy nie zgadza się ono ze składem żywej tkanki. Uaktywniony lokalizator wysyłał sygnał, który był niezależny od sieci czujników. Wtedy ruszała nagonka – automaty przeszukujące, żelboty, psy Kosiarzy oraz policja. Informacje o budowie i działaniu lokalizatora nie były jawne, lecz tyle wiedział każdy. Już tylko niektórzy mieli świadomość, że do łączenia się z czujnikami urządzenia te wykorzystują zaawansowane układy kodowania transmisji, oparte o zmienne klucze szyfrujące. Ale ta wiadomość była równie precyzyjna, jak stwierdzenie, że na Ziemi istnieje życie – nie mówiła nic na temat tego, jak ono wygląda.