Doug Hornig: Gra magicznej śmierci
Jego IBM stał na biurku milczący, obojętny, lecz kryjący w sobie moc. Nie był to najlepszy komputer na rynku.
Jeśli porównać wydaną kwotę z oferowanymi możliwościami, to tak naprawdę był to jeden z najgorszych modeli. Litery IBM widniejące na obudowie przypominały jednak, że mimo wszystko Billy zostawił konkurencję daleko z tyłu. Pod jego system operacyjny pisano więcej nowych programów i gier niż na jakikolwiek inny. Z tego właśnie względu sprzedał poprzedni komputer i kupił ten, a niektórzy z jego przyjaciół z lokalnej sieci hakerów zrobili to samo. Inni postanowili trzymać się komputerów opartych na systemie CP/M czy Apple, dzięki czemu jako grupa nadal byli wszechstronni.
Ostrożnie i z uczuciem Billy wyjął dyskietkę z opakowania.
Stał się jej właścicielem całkiem przez przypadek, dzięki czemu miał pewność, że żaden z chłopaków jeszcze jej nie dorwał. Jak co tydzień czytał właśnie Computer World i zerknął na dział z ofertami pracy, co czynił doprawdy rzadko. Dostrzegł niewielką ramkę, najprawdopodobniej umieszczoną tam przez pomyłkę: „Magiczna śmierć – dla IBM PC oraz modeli kompatybilnych, nowość ze studia Personal Computer Odysseys, Homer, ak 99603, cena – 59,95$”. Billy nigdy wcześniej nie słyszał o mieście Homer na Alasce, a już tym bardziej o Personal Computer Odysseys, lecz nie było w tym niczego zaskakującego. Studia komputerowe pojawiały się i znikały szybciej, niż ktokolwiek mógłby się w tym połapać.
Teraz trafił na kolejne, które właśnie wydało nową grę.
Kosztowała co prawda odrobinę za dużo, ale opłacało się wyłożyć trochę grosza, by być pierwszym z bandy. Billy wysłał czek jeszcze tego samego popołudnia. Gra przyszła pocztą pięć dni później. Kolejna zagadka. Ile czasu potrzeba, by poczta dotarła na Alaskę i wróciła?
Z pewnością więcej niż pięć dni. Do dyskietki dołączono kartę z trzema linijkami tekstu: „Personal Computer Odysseys; Nasza specjalność to szybka obsługa personalna; Dziękujemy za oczekiwane zamówienie”. Wszystko jedno, co to właściwie miało znaczyć. Billy nie lubił rozpatrywać kwestii, na które nie miał żadnego wpływu. Może i była to jakaś dziwna firma, ale co z tego? W branży funkcjonowało przecież sporo dziwaków. Liczyła się jakość produktu. Wsunął dyskietkę do stacji i uruchomił komputer, a potem załadował grę. Na ekranie pojawiły się słowa:
DZIEŃ DOBRY, PANIE SAMPSON. CZY CHCIAŁBY PAN ROZPOCZĄĆ GRĘ MAGICZNA ŚMIERĆ? JEŚLI TAK, PROSZĘ WCISNĄĆ RETURN.
Gra zna moje nazwisko?, zdziwił się Billy. Ach, więc o to chodzi z tą obsługą personalną. Wcisnął RETURN i ujrzał kolejny ekran.
WYBIERZ POZIOM GRY:
poziom 1: ŚMIERĆ LOSOWA
poziom 2: ŚMIERĆ WIELOKROTNA
poziom 3: ŚMIERĆ MIĘDZYLUDZKA
poziom 4: ŚMIERĆ TWÓRCY
poziom 5: ŚMIERĆ WŁASNA
WYJDŻ Z GRY.
Super. Każda przyzwoita gra musi mieć poziomy trudności. Z doświadczenia Billy wiedział, że niższe poziomy będą dla niego zbyt proste. Był doskonałym graczem. Zawsze rozpoczynał grę z wyższego poziomu niż ktokolwiek inny. Był przecież mistrzem. Bez wahania wybrał poziom piąty.
Podaruję sobie zabawę dla dzieci, myślał.
BRAK DOSTĘPU
Szlag by to trafił! No dobra.
Spróbował poziom czwarty, potem trzeci i drugi, lecz za każdym razem widział ten sam komunikat. W końcu niechętnie wybrał poziom pierwszy.
ŚMIERĆ LOSOWA. TWOIM PRZECIWNIKIEM JEST
Nastąpiła dziesięciosekundowa przerwa, po której pojawiło się nazwisko JEFFREY HIGHPORT. Potem Billy ujrzał ekran, u góry którego widniał napis: WYBIERZ TRZY RODZAJE BRONI, A PÓŹNIEJ DWA TUZINY PROPOZYCJI.
Billy czuł, że spodoba mu się ta gra. W opakowaniu nie było instrukcji obsługi, przez co nie miał pojęcia, jaką broń wybrać i jak będzie uzbrojony jego przeciwnik. Ciekawe. Musi poznać grę i opracować strategię na własnych błędach.
Wybrał NIEPRZENIKNIONA OSŁONA, MANEWR WYMIJAJĄCY oraz LASER CIEPŁOCZUŁY, a zatem jedną broń ofensywną, jedną defensywną oraz taką, której można użyć zarówno w obronie, jak i w ataku. Dobra kombinacja.
TÓWJ PRZECIWNIK SPOŻYŁ SUBSTANCJĘ CHEMICZNĄ, KTÓRA OBDARZYŁĄ GO WIELKĄ DETERMINACJĄ, ALE ZMNIEJSZYŁA JEGO MOBILNOŚĆ. JEGO POJAZD MKNIE KU TOBIE Z OGROMNĄ PRĘDKOŚCIĄ, ZDERZENIE NASTĄPI ZA X SEKUND.
TWOJA ODPOWIEDŹ:
Jakże prymitywna strategia, całkiem niegodna kogoś tak doświadczonego jak Billy. Z osłony z pewnością mógł skorzystać tylko raz, gdyż w przeciwnym razie chowałby się za nią bez końca i gra utraciłaby dynamikę.
Gdyby zaś aktywował osłonę zbyt szybko, jego przeciwnik prawdopodobnie wykonałby zawczasu unik i ograniczył jego możliwości obrony. Należało więc uruchomić osłonę w chwili, gdy pęd pojazdu będzie zbyt wielki, by uniknąć kraksy. Póki co Billy zdecydował się tylko go spowolnić.
Wpisał: LASER CIEPŁOCZUŁY X=30. POJAZD CZĘŚCIOWO UNIERUCHOMIONY, ZDERZENIE ZA X SEKUND. ODPALONO POCISK O PROSTEJ TRAJEKTORII. TWOJA ODPOWIEDŹ:
Póki co nie najgorzej. Trzydzieści sekund to mnóstwo czasu, przeciwnik zdołałby wyminąć osłonę. Billy przyłożył mu laserem, a jego koordynacja była osłabiona na skutek spożycia środka chemicznego. Przy założeniu, że rozpoczęli starcie z podobnym arsenałem, nadchodził czas, by przejąć inicjatywę.
NIC NIE ROBIĘ.
X=35. POCISK PRZESZEDŁ BOKIEM. POJAZD PRZECIWNIKA DOKONUJE SAMONAPRAWY. ZDERZENIE ZA X SEKUND.
TWOJA ODPOWIEDŹ:
Billy czuł, że zyskał przewagę. Samonaprawa z pewnością należała do broni defensywnych, a zatem jego przeciwnikowi pozostała do dyspozycji tylko jedna. Pora zwabić go bliżej i zniszczyć.
MANEWR WYMIJAJĄCY
X=10. POJAZD PRZECIWNIKA WŁĄCZYŁ DOPALACZE. ZDERZENIE ZA X SEKUND
TWOJA ODPOWIEDŹ
Kolejne wydarzenia następowały po sobie zbyt szybko, by sprawdzać, czy gra działała w trybie czasu rzeczywistego, więc Billy błyskawicznie wpisał odpowiedź:
NIEPRZENIKNIONA OSŁONA
X=3. ZDERZENIE. POJAZD PRZECIWNIKA ZNISZCZONY.
PRZECIWNIK ZNEUTRALIZOWANY. WYGRAŁEŚ, BILLY SAMPSON.
Zaraz potem ekran pociemniał. Nie pojawiło się menu początkowe, nie było dalszych instrukcji, nic. Billy próbował wszystkich znanych mu metod, ale nie udało mu się zmusić komputera do jakiejkolwiek reakcji. Wyłączył nawet peceta i włączył go ponownie. Nadal nic.
Co się, do cholery, dzieje?! To nie fair! Bez wątpienia miał do czynienia z ciekawą grą, ale nie zapłacił prawie sześćdziesięciu dolców za coś, co wywala kompa na pierwszym poziomie! Nim położył się spać, ułożył w myślach paskudny list do ludzi z Personal Computer Odysseys.
Drugi dysk przyszedł następnego dnia. Czekał na niego, gdy Billy wrócił do domu. A więc po ukończeniu pierwszego poziomu należało załadować kolejny dysk? Ciekawe. Być może drugi dysk reaktywuje pierwszy, by ktoś inny również mógł w to zagrać. To byłoby ok.
Odłożył jednak grę na bok. Zdecydował, że zagra później – poczeka, aż zniecierpliwienie weźmie nad nim górę.
Po kolacji ojciec zapytał:
– Billy, czy mogę z tobą poważnie porozmawiać?
– Pewnie, tato.
I znowu to samo. Billy wiedział, co zaraz usłyszy: że marnuje czas na ten głupi komputer i że jego oceny w szkole są coraz gorsze. Na szczęście nauczył się już wpuszczać takie gadki jednym uchem, a wypuszczać drugim.
Usiedli w salonie.
– Posłuchaj, synu – zaczął ojciec. – Za kilka miesięcy rozpoczniesz kurs na prawo jazdy. Mam nadzieję, że wiesz, jaka się kryje za tym odpowiedzialność.
– Pewnie, tato – odpowiedział Billy.
Chyba nie będzie aż tak źle.
– Billy, nie jestem pewien, czy ty nie popijasz alkoholu. Pijesz, synu?
– Zdarza się, że obalę sobie piwko. Wiesz, z kolegami.
– Dziękuję ci za szczerość. Nie potępiam tego, rzecz jasna. Ja sam również z chęcią wypijam jakiś koktajl od wielkiego dzwonu, jak pewnie zauważyłeś. Tym niemniej chciałbym, żebyś mi jedno obiecał.
– Co masz na myśli, tato?
– Omówiliśmy tę kwestię z twoją matką. Chcemy oboje, żebyś nam przyrzekł, że gdy już dostaniesz prawo jazdy i wypijesz sobie jedno za dużo, to po nas zadzwonisz. My cię zawieziemy do domu. Obojętnie, która to będzie godzina, przyjedziemy po ciebie. Wystarczy, że zadzwonisz. Wolimy, żebyś nas wyrwał w nocy z łóżka, niż przeżyć kiedyś... Przeżyć kiedyś coś takiego.
Ojciec podał Billy’emu popołudniową gazetę. Na pierwszej stronie znajdowała się fotografia szerokości trzech kolumn tekstu, przedstawiająca wrak trudnego do zidentyfikowania samochodu.
– Zginął taki młody chłopak. Ledwie o rok starszy od ciebie. Przyrzekniesz nam, synu?
– Pewnie, tato. Jasna sprawa – odparł Billy. I tak nigdy nie wypijał dużo.
– Dziękuję. Doceniamy to.
Billy rzucił okiem na krótki artykuł pod zdjęciem:
Jeffrey Highport, lat siedemnaście, pochodzący z Crozet, zginął wczoraj wieczorem, gdy stracił kontrolę nad pojazdem i uderzył w betonowy wspornik mostu na autostradzie międzystanowej 64. Według raportów policji kierowca wracał z imprezy w Charlottesville, gdzie spożywano alkohol, choć nie była to bezpośrednia...
Nagle przerwał czytanie i szeroko otwartymi oczyma spojrzał jeszcze raz na nazwisko. Zamarł. Jeffrey Highport.
Bardzo powoli odłożył gazetę na tapczan. W ustach poczuł suchość. Przesunął językiem po wargach.
– Co się stało, synu? – zapytał ojciec.
– Uff, to naprawdę okropna historia, tato. Nie musicie się o mnie martwić. Mnie to nie grozi. Nie, nie mnie.
Wstał, poszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Nie.
Zbieg okoliczności. To musiał być zbieg okoliczności. To przecież niemożliwe, by... Przez ponad godzinę siedział na łóżku i obracał w dłoniach nowy dysk, zastanawiając się, co zrobić. Zbieg okoliczności.
Takie rzeczy dzieją się bez przerwy. Jakiś facet idzie sobie na ryby, łapie wielkiego okonia, rozpruwa mu brzuch, a tam obrączka ślubna, którą wrzucił do jeziora dwadzieścia lat temu. Takie rzeczy się zdarzają.
Nie, to nieprawda. Nie zdarzają się, a przynajmniej nie takie. Istniało tylko jedno wytłumaczenie: Billy Sampson w jakiś sposób spowodował śmierć okolicznego chłopaka, którego nigdy wcześniej nie widział na oczy. Brzmiało to jak szaleństwo, ale nie umiał wyjaśnić tego w inny sposób. Śmierć Jeffreya nie ulegała wątpliwości.
Rozmyślał na ten temat i po jakimś czasie doszedł do wniosku, że się jednak myli. Istniało przecież jeszcze inne wytłumaczenie, a mianowicie takie, że Jeffrey miał tej nocy zginąć. Było mu to pisane. Było mu pisane, że tego właśnie dnia wypije za dużo, a gdy wsiądzie do samochodu, czeka go kraksa. Gra otworzyła jedynie swego rodzaju okno, w którym Billy przelotnie ujrzał drobny wycinek przyszłości.
W tym wypadku nie ponosił żadnej odpowiedzialności.
Mógł jedynie spróbować wykorzystać to, co właśnie odkrył, w jakimś dobrym celu. Tymczasem należało zrobić jedno, nawet pomimo nieprzyjemnych doświadczeń tego popołudnia. Nikt na całym świecie nie postąpiłby inaczej. Billy włączył peceta i wsunął nową dyskietkę do stacji.
WITAMY ZNÓW, PANIE SAMPSON. CZY CHCE PAN KONTYNUOWAĆ GRĘ MAGICZNA ŚMIERĆ?
Wcisnął return.
Pojawiło się znajome menu. Billy czuł, że pojął już zasady gry, ale mimo to spróbował wybrać poziom piąty, a potem czwarty, trzeci i pierwszy. Nie dziwił się, gdy na ekranie wyskakiwał komunikat o braku dostępu. Zasady nie uległy zmianie, wybrał więc poziom drugi.
ŚMIERĆ WIELOKROTNA. TWOIMI PRZECIWNIKAMI SĄ:
Chwila przerwy...
ROBERT ARCHER, BELINDA ARCHER, SALLY ARCHER, COOKIE ARCHER. WYBIERZ BROŃ:
Na tym poziomie menu wyglądało zupełnie inaczej.
Billy przyjrzał mu się uważnie, usiłując odnaleźć jakiekolwiek prawidłowości. Za pierwszym razem wybrał broń dość szybko i zwyciężył starcie, na wyższym poziome gra mogła być jednak bardziej wymagająca. Tym razem będzie potrzebował czegoś więcej niż tylko odpowiedniego wyczucia czasu. Przyda się coś, z czego można porządnie postrzelać.
Dokonał wyboru.
TWOI PRZECIWNICY SĄ ZABARYKADOWANI W FORTECY I PRZYGOTOWUJĄ TRUJĄCY GAZ. Z CHWILĄ ZAKOŃCZENIA PRODUKCJI GAZ STANIE SIĘ ŚMIERTELĄ BRONIĄ.
MASZ 15 MINUT.
TWOJA ODPOWIEDŹ:
Teraz to od niego oczekiwano pierwszego posunięcia.
Billy zamyślił się i po dziesięciu minutach postanowił, że zadziała tak, by przeciwnicy wzięli jego poczynania za próbę zastawienia pułapki. W pierwszej kolejności skorzystał więc z najlepszej broni.
OGNISTA STRZAŁA.
PRZECIWNICY NIE ZDOŁALI ZAMKNĄĆ OSŁON NA CZAS. FORTECA STANĘŁA W OGNIU. URUCHOMIONO ZRASZACZE.
TWOJA ODPOWIEDŹ:
KOŃ
PRZECIWNICY ATAKUJĄ PRZY POMOCY KUSZY. ATAK BEZSKUTECZNY.
EKSPLOZJA TRUJĄCEGO GAZU PRZED UDERZENIEM OGNIA. FORTECA ZNISZCZONA.
TWOJA ODPOWIEDŹ:
Wszystko poszło po jego myśli. Gaz eksplodował, a on znajdował się w bezpiecznej odległości. Niebawem będzie po wszystkim. Chyba że o czymś zapomniał.
Oczywiście. Przemknął palcami po klawiaturze.
PANCERZ
Przy założeniu, że gaz sam w sobie broni nie stanowił, jego przeciwnicy wykorzystali trzy z czterech przysługujących im broni. Pozostała jedna, co nie miało znaczenia, jeśli nie było komu jej użyć.
WŁÓCZNIA OSTATNIEGO Z ARCHERÓW ZNEUTRALIZOWANA PRZEZ PANCERZ. TWOJA ODPOWIEDŹ:
SIEKIERA
WSZYSCY PRZECIWNICY ZNEUTRALIZWANI. WYGRAŁEŚ, BILLY SAMPSON.
Ekran stał się czarny, ale tym razem Billy nawet nie próbował uruchomić komputera ponownie. Poszedł do łóżka i przez całą noc ciskał się i przewracał na prześcieradle, ścigany przez koszmary za każdym razem, gdy zapadł w sen.
Trzecia dyskietka pojawiła się w sobotę. Przez dwa wcześniejsze dni Billy nie opuszczał pokoju, obawiając się tej chwili. Po tym, jak usłyszał o losie rodziny Archerów, wrócił chory ze szkoły. Archerowie mieszkali w dzielnicy Belmont – Robert, który pracował dla firmy telefonicznej, jego żona Belinda oraz ich dwie córeczki. Tej nocy, gdy Billy kończył poziom drugi, w ich domu pękła rura z gazem. Wkrótce w pomieszczeniach zgromadziło się tyle gazu, że wystarczył płomień w junkersie, by spowodować eksplozję. Troje członków rodziny spłonęło żywcem. Czwartym była starsza córka Sally, której pokój znajdował się najdalej od centrum wybuchu. Wyskoczyła z pierwszego piętra, nim ogarnęły ją płomienie. Gdy wylądowała, przewróciła się i uderzyła głową o kamień.
Od uderzenia pękła jej czaszka.
O siódmej wieczorem do pokoju Billy’ego wszedł ojciec.
– Synu, wiem, jak paskudnie się czujesz, ale co powiesz na to, żebyśmy wyszli z mamą na parę godzin? Dziś jest to cholerne przyjęcie u Davida na High Street. Musimy tam pójść ze względu na interesy. Co powiesz? Dasz sobie radę?
– Jasne, tato.
– Dzięki. Wynagrodzę ci to jakoś.
Nawet dobrze się składało, że wychodzili. Billy nie mógł im przecież powiedzieć, co się stało. Zadzwoniliby natychmiast do kliniki uniwersyteckiej i umówili mu spotkanie z szefem wydziału psychiatrycznego. Poza tym, choć był wprost chory ze strachu, wiedział, że musi przejść poziom trzeci, a to najlepiej zrobić w samotności.
ZNÓW SIĘ SPOTYKAMY, PANIE SAMPSON. JEST PAN PEWIEN, IŻ ŻYCZY PAN SOBIE
KONTYNUOWAĆ GRĘ MAGICZNA ŚMIERĆ?
Billy zawahał się, ale po chwili zdecydowanie wcisnął RETURN. Następnie zaznaczył poziom trzeci. Tym razem program natychmiast wyświetlił kolejne menu.
ŚMIERĆ MIĘDZYLUDZKA. BRONISZ: PANA I PANIĄ SAMPSON.
WYBIERZ DWA TYPY BRONI
Dobry Boże! Zmienili dla niego zasady! Co gorsza, tym razem mógł wybrać jedynie dwa typy broni z dwudziestu czterech.
Na czoło wystąpił mu pot. Czy rozgrywka trwała w czasie rzeczywistym? Czy zegar już tykał? Nie miał bladego pojęcia. Przestudiował menu, nie mogąc się zdecydować, kolejne pomysły błyskawicznie pojawiały się i znikały.
I nagle znalazł rozwiązanie.