Walka o granice czy wojna domowa? Nowe spojrzenie na odrodzenie Polski. Niepodległość widziana oczami niemieckiego historyka
Pierwsza wojna światowa nie zakończyła się w listopadzie 1918 r. 11 listopada 1918 r. niewiele różnił się od poprzednich dni. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ta data stanie się symbolem odrodzenia Polski. Nikt wówczas nie wiedział, gdzie dokładnie jest Polska, ani kogo można nazwać Polakami.
Listopad 1918 r. umożliwił powstanie II Rzeczpospolitej, ale był też preludium nowej wojny. Wojny na wielu frontach. Wojny wyniszczającej. Wojny bohaterskiej. Wojny zwycięskiej. Ale też wojny domowej. Autor "Wojny domowej" udowadnia, że boje, które toczyła Polska w latach 1918-1921, nie były odosobnionymi incydentami w walce o granice. Dowodzi, że wszystkie były elementami jednej wielkiej wojny domowej, która stworzyła Polskę i Polaków.
Fot.: Żołnierze Pierwszej Kompanii Kadrowej Legionów Polskich wkraczają do Kielc, 12 sierpnia 1914 roku:
Przemoc i zbrodnie wojenne poza polem bitwy
Niejednoznaczności
Jak się przekonaliśmy, w bitwach toczonych przez polskie formacje wojskowe i paramilitarne uczestniczyły oddziały, których metody postępowania, skład etniczny i przynależność narodowa budziły wątpliwości, ujmując rzecz delikatnie. W walce o przetrwanie władze II Rzeczypospolitej nie mogły być wybredne, zatem wysyłały w teren każdego, kto mógł wesprzeć wysiłek wojenny na froncie. Lecz jest i druga strona medalu. Z definicji wojnę o granice toczy się na pograniczu, a typową cechą pogranicza jest zróżnicowany skład etniczny, uniemożliwiający jednoznaczność. W rezultacie nie tylko ludność na terenach objętych walkami, ale także niektóre oddziały operujące na miejscu miały mieszany skład. Podobnie jak umundurowanie, uzbrojenie i ekwipunek, tak samo pochodzenie etniczne i język stanowiły omnium gatherum z czasów zaborów i władzy imperialnej. Dlatego w przypadku wielu bojowników udział w etnopolitycznych walkach narodowowyzwoleńczych był nie tylko kwestią pochodzenia, lecz także świadomego wyboru. Zmiana scenerii ze wschodniej na zachodnią flankę środkowoeuropejskiej wojny domowej ilustruje wagę i złożoność problemu.
Starcia zbrojne między polskimi a niemieckimi bojownikami w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku po pierwszej wojnie światowej były w przeszłości interpretowane na ogół jako zaciekły konflikt o przynależność spornych terenów między dwoma wyraźnie rozgraniczonymi wspólnotami narodowymi. Lecz jeśli pamiętamy, co napisano na pierwszych stronach tej książki o płynnym charakterze tożsamości narodowej, i weźmiemy pod uwagę specyfikę zróżnicowanego etnicznie pogranicza, wówczas można się zastanawiać, jak bardzo kategoria narodowości determinuje wydarzenia rozgrywające się na miejscu. Oczywiście konflikt o uprzemysłowione obszary Górnego Śląska na polsko-niemieckim pograniczu był konfrontacją władz centralnych dwóch państw mającą międzynarodowe konsekwencje. Lecz jeśli zejdziemy z poziomu państwa i wkroczymy w niejednoznaczny świat różnorodności etnicznej, wyraźnie zarysowane podziały ulegają zatarciu. To, co z lotu ptaka wydaje się bezspornym faktem, dyskutowanym na konferencjach pokojowych i upamiętnianym w memorandach, w terenie traci siłę wyrazu, a czasem nawet sens.
Fot.: Ceremonia zaprzysiężenia generała Józefa Dowbor-Muśnickiego 26 stycznia 1919 roku na placu Wolności w Poznaniu:
W swojej opowieści zawadiaki o wojnie Jan Faska jedzie harleyem-davidsonem, siedząc w koszu, i przypadkiem natyka się na grupę polskich bojowników. Obie strony początkowo biorą siebie nawzajem za Niemców. "Przez sekundę patrzyliśmy na siebie twardym, nieubłaganym wzrokiem, dopiero kiedy jeden z nich twardym głosem ryknął: «No cóż, siarczysty pieronie, wyłaź z tej pitowej kolebki, culiku germański. Nie bój się, pieroński haharze, bo w swoim życiu już więcej w takiej kolebce po tej świętej polskiej ziemi nie będziesz się migoł». […] Przyczem wiercił mi bagnetem po brzuchu i piersi. […] Kiedy posłyszałem nasz piękny, wyraźny i jędrny język, czułem, jak mi bebechy ze szczęścia i radości pęcznieją. Co za kochane byki. Byłbym ich po kolei po pyskach wycałował”.
To, co na pierwszy rzut oka wydawałoby się zabawnym zdarzeniem, mogło mieć tragiczne konsekwencje w przypadku konfliktu etnicznego na szczeblu regionalnym, gdzie mieszane pochodzenie etniczne było bardziej regułą niż wyjątkiem. Jak w takich warunkach odróżnić sojusznika od nieprzyjaciela? W pamiętnikach Faski jest pełno polskich "zdrajców”, którzy przeszli na stronę Niemców. Po drugiej stronie niewyraźnej linii frontu policja specjalna Oskara Hauensteina starała się wyłapywać podobnych "zdrajców” (oczywiście niemieckich, którzy przeszli na polską stronę). O ile nie ulega wątpliwości, że ktoś, kto zdradza swoich przyjaciół, obdarzony ich zaufaniem, zasługuje na miano zdrajcy, to w poszczególnych przypadkach czasem trudno ustalić, czy "Polak” przeszedł na "niemiecką” stronę (lub vice versa). W niejednoznacznym świecie płynnej tożsamości wyznaczniki etniczne – takie jak język, wygląd czy wyznanie – były wykorzystywane do wyklarowania sytuacji, a przemoc stosowano do ugruntowania ustanowionych różnic.
Fot.: Wojna polsko-czechosłowacka o Śląsk Cieszyński, cmentarz w Stonawie. Zwłoki 20 polskich żołnierzy najprawdopodobniej zamordowanych przez czechosłowackich legionistów po poddaniu się 26 stycznia 1919 roku:
Jak już stwierdzono, paramilitarny charakter wszystkich konfliktów zbrojnych, które toczyła odradzająca się Polska, klasyfikuje je raczej jako wojnę domową, a nie wojnę między państwami narodowymi, jako konfrontację mieszanej ludności, a nie wrogich narodów. W pracy na temat wojny domowej w Niemczech w latach 1918–1920 Hannsjoachim Koch podkreśla niejednoznaczność wschodniej granicy Niemiec z Polską jako miejsca styku: "Skomplikowane rozproszenie populacji różnej narodowości na spornych terenach sprawiało, że wszelkie nadzieje na rozsądne rozwiązanie były płonne. Niekoniecznie wszyscy Polacy na tych terenach pragnęli zostać obywatelami państwa polskiego ani niekoniecznie wszyscy Niemcy pragnęli pozostać obywatelami państwa niemieckiego. Ta trzyletnia walka narodowościowa była w zasadzie wojną domową, a słowa te są szczególnie trafne w odniesieniu do frakcji, które rekrutowały się z tych terenów”.
Po której stronie konfliktu stoi rodzina złożona z matki i ojca mówiących różnymi językami ojczystymi i dwujęzycznych dzieci? Czy nie powinniśmy stanąć w obronie przyjaciela z "niewłaściwej” grupy etnicznej, gdy w gospodzie napadają go nasi rodacy? Czy sąsiedzi, którzy w zeszłym roku wspólnie obchodzili święta Bożego Narodzenia, rok później muszą strzelać do siebie nawzajem? Czy ludzie lojalni wobec różnych skonfliktowanych obozów na pewno pragnęli udzielać jednoznacznych odpowiedzi na te pytania i angażować się w sytuacje, w których należało stanąć wyraźnie po jednej ze stron? Gdy zastanawiamy się nad tymi dylematami, dostrzegamy dwa istotne aspekty: po pierwsze, złożoność składu narodowościowego i relacji społecznych na pograniczu wymyka się czarno-białym obrazom charakterystycznym dla przemocy na tle etnicznym, a po drugie, przemoc na tle etnicznym to wyraz dążenia do skutecznego wymazania odcieni szarości poprzez zmuszanie ludzi do opowiedzenia się po którejś stronie lub pokazanie im, do którego obozu jakoby należą.
Jochen Böhler – niemiecki historyk specjalizujący się w historii Polski, autor bestsellerowego Najazdu 1939, patrzy na odrodzenie Polski z szerszej perspektywy i opisuje pierwsze lata II Rzeczypospolitej w sposób, w jaki nikt przed nim tego nie zrobił.