Trwa ładowanie...
19-05-2010 11:51

Uroczysko – Magdalena Kordel

Uroczysko – Magdalena Kordel

Uroczysko – Magdalena KordelŹródło: Książki WP
d29jyev
d29jyev

* Uroczysko to pełna humoru, ciepła opowieść o tym, jak malownicze miasteczko w Sudetach odmieniło życie pewnej warszawianki.*

Porzucona przez męża Maja, mama piętnastoletniej Marysi, właścicielka dwóch psów i kota, myśli, że limit przypisanych jej nieszczęść został już wyczerpany. Wkrótce przekonuje się, że to zaledwie początek. Nieszczęścia, jak to mają w zwyczaju, chodzą nie tylko parami, ale wręcz stadami. Paradoksalnie jednak to co złe prowadzi do zmian na lepsze. I tak Majka – pomimo zmagań z samotnym rodzicielstwem i mężem, który niczego nie ułatwia – znajduje w sobie siłę, o której istnieniu wcześniej nie miała pojęcia. Pobyt w Sudetach, w domku należącym kiedyś do jej ciotki, daje początek zmianom, które odmienią egzystencję całej jej rodziny. A wszystko to w malowniczej scenerii gór i lasów, przesycone ciepłem nowych i starych przyjaźni oraz okraszone humorem, którego nigdy nie powinno zabraknąć ani w książce, ani w życiu.

Skąd wziął się pomysł na książkę?
* Magdalena Kordel*: Gdy zaczynałam pisać Uroczysko pomyślałam, że napiszę książkę optymistyczną i taką, po którą sama chętnie bym sięgnęła. Chciałam, żeby było w niej dużo ciepła, trochę humoru i odrobinka goryczy, czyli tego wszystkiego, co zwykle funduje nam życie. Jednocześnie pragnęłam, żeby książkę zaludniły postacie z krwi i kości - smutne, wesołe, złośliwe, ale jednak z przewagą dobra, bo ja cały czas w nie wierzę, podobnie zresztą jak bohaterka Uroczyska . Poza tym Sudety to nasza rodzinna miłość i postać Majki w dużej mierze została zainspirowana moimi marzeniami. Oczywiście, nie znaczy to, że chciałabym żeby mąż mnie porzucił, ale od kilku lat marzy nam się pensjonat w górach i właśnie dlatego bohaterka wylądowała w Sudetach i zajęła się prowadzeniem pensjonatu. Część wydarzeń w książce zdarzyło się naprawdę, część jest czystą fikcją, ale które są które zostawię do oceny czytelnikom.

Skąd czerpie Pani inspiracje?
* Magdalena Kordel*: Inspiracje czerpię z otoczenia, z obserwacji i... z głowy. Czasami zdarza się tak, że wystarczy usłyszeć jedno słowo, zdanie i wokół tego małego fragmentu zaczyna tworzyć się cała historia. W ogóle z pisaniem jest zabawnie, bo w pewnym momencie okazuje się, że książka zaczyna żyć własnym życiem. Nieoczekiwanie pojawiają się nowe postacie, o których na początku nie miałam bladego pojęcia, tworzą się same z siebie wątki, po prostu książka w pewnych fragmentach przejmuje kontrolę.

d29jyev

Kto jest Pani ulubionym pisarzem / ulubioną pisarką?
* Magdalena Kordel*: To bardzo trudne pytanie, bo nie mam ulubionego autora. Czytam bardzo dużo i właściwie wszystko, co wpadnie mi w rękę. Dużym sentymentem darzę książki Terry'ego Pratchetta, lubię powieści Małgorzaty Kalicińskiej, ostatnio przeczytałam cykl książek o Mitford autorstwa Jan Karon, które też z pewnością staną na półce z ulubionymi książkami. Poza tym bardzo lubię twórczość Andrzeja Stasiuka i wszelkie książki o Sudetach i Toskanii. To takie moje dwa koniki. Ostatnio zakupiłam nową książkę Małgorzaty Matyjaszczyk "Toskania dzień po dniu", ale niestety jeszcze nie zdążyłam do niej usiąść i z niecierpliwością czekam na chwilę, gdy czas pozwoli mi oddać się smakowitej lekturze. Poza tym od lat wierna jestem Małgorzacie Musierowicz, Krystynie Siesickiej i... długo by można jeszcze wymieniać. Po prostu jestem maniakalną czytelniczką i tyle.

Czy planuje Pani kolejną książkę?
* Magdalena Kordel*: Książka nie tylko jest zaplanowana, ale już prawie zakończona. To dalsza część Uroczyska i jeżeli wszystko pójdzie dobrze powinna ukazać się w okolicach grudnia.

Fragment książki:
(...)
W domu wszystko układało się zadziwiająco poprawnie. Marysia, mimo zbliżającego się końca roku szkolnego, bezboleśnie zaaklimatyzowała się w nowej szkole, Anielka – która nadal mieszkała u mnie, bo Łucji zdjęcia jakoś niepokojąco się przedłużyły – wyglądała na całkowicie zadomowioną, Jagoda przez całe dnie albo tonęła w opasłych książkach, albo stukała w klawiaturę komputera, ojciec – co szczerze mówiąc, trochę mnie niepokoiło - wyglądał na jeszcze bardziej zadomowionego niż Anielka. Nawet Igor miło mnie rozczarował, bo gdy w końcu się dowiedział, że mój nowy adres znajduje się grubo ponad trzysta kilometrów od Warszawy, tylko kilka razy zaklął szpetnie i zapytał, kiedy zamierzałam mu o tym powiedzieć i jak w takim razie on ma się spotykać z Marysią. Gdy wyjaśniłam mu, że Marysia może go odwiedzać (ktoś na razie bliżej nieokreślony zawsze ją odwiezie), zachował się po ludzku i nie drążył tematu. Czyli, mówiąc najzwięźlej, wszystko układało się nad podziw dobrze. Aż zaczęło mnie to trochę niepokoić, bo
doświadczenie nauczyło mnie, że sielanka nigdy nie trwa długo. I rzeczywiście, zgodnie z oczekiwaniami na gładkiej powierzchni mojego całkiem nowego spokojnego życia zaczęły pojawiać się drobne fale. Pierwsza objawiła się w postaci Anielki. Dziecko pokochało nas do tego stopnia, że nie chciało słyszeć o zamieszkaniu u Łucji, która w końcu wróciła, kajając się i przepraszając za opóźnienie.
- Ciociu ja już nigdy nie włączę telewizora i będę anielsko dobra i piękna, tylko pozwól mi zostać. Przecież mama kiedyś wyzdrowieje, to mnie i tak zabierze. Ja nie chcę wracać do cioci Łucji! - Anielcia postanowiła nie przebierać w środkach i żeby mnie przekonać, nie tylko wyła jak opętana, ale malowniczo rzuciła się na kolana.

Osłupiała Łucja stała z rozdziawionymi ustami i nie miała pojęcia, co z tym zasmarkanym i głośnym fantem zrobić. Jakby było mało zamieszania, wrzaski Anielki ściągnęły na dół całą rodzinę plus Norberta, który pomagał Marysi odrabiać matematykę. Nawiasem mówiąc, patrząc na swoją córkę, odnosiłam wrażenie, że w stanie, w jakim się znajduje, przyswojenie wiedzy matematycznej całkowicie przekracza jej zdolności. Chyba że Norbert zastosował metodę obrazkową, polegającą na dodawaniu, mnożeniu i tak dalej serduszek z wypisanymi inicjałami w środku.

d29jyev

Moje rozmyślania przerwał ojciec, który zbulwersowany widokiem czerwonego i zapuchniętego stwora łkającego na podłodze rzucił się utulać i pocieszać cierpiącą.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu to biedne dziecko tak krzyczy?
- Dziecko krzyczy, bo nie chce do mnie wracać – wyręczyła mnie w wyjaśnieniach Łucja. – Więcej panu nie powiem, bo też niewiele z tego rozumiem. Taka ze mnie jędza czy co?
- Pani Maju, jak ja też zacznę krzyczeć, to pozwoli mi pani zostać? – z uwodzicielskim uśmiechem zagadnął Norbert, jednocześnie uchylając się przed rękawiczkami, którymi rzuciła w niego Łucja.
- No wiesz co? Tego się po tobie nie spodziewałam, synu wyrodny!
W ślad za rękawiczkami poleciało etui na komórkę, które również nie trafiło w cel.
- O, mamo, to dobry pomysł – dołączyła się Marysia. – Ja się mogę nawet z Norbertem podzielić pokojem i tapczanem.
- Jeszcze tego brakowało! – powiedziałam ze zgrozą w głosie, a oczami wyobraźni ujrzałam swoją córkę jako małoletnią matkę i siebie jako stanowczo zbyt młodą babcię. – A swoją drogą to co was tak do mnie ciągnie?
- Zapewne twój zwierzęcy magnetyzm – prychnęła śmiechem Jagoda.
- Przepraszam, ale ja tu szlocham – przypomniała o sobie urażonym głosem Anielcia, na którą już od kilku minut nikt nie zwracał uwagi. – I to specjalnie dla ciebie, ciociu. Mogłabyś bardziej to docenić.
- Jestem zaszczycona – mruknęłam, z trudem zbierając myśli. – Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeżeli najpierw porozmawiam spokojnie z ciocią Łucją. Dobrze?
- Czyli mam jeszcze szansę? - zainteresował się Norbert. – Bez urazy, mamo, ale tutaj przynajmniej zawsze jest ktoś w domu i wszystkie kobiety odznaczają się niebywałymi talentami kulinarnymi.
- No tak, wiedziałam, że w końcu coś takiego usłyszę, podły zdrajco! - Łucja się zaśmiała. – Rozprawię się z tobą w domu, ale dopiero jutro, bo dziś mam dla was, dziewczyny, propozycję nie do odrzucenia.
- To znaczy? Szczegóły poproszę – zażądałam, jednocześnie podnosząc z podłogi opierającą się nieco Anielkę.
- Szczegóły zaraz przyniesie z bagażnika mój wyrodny syn. Biegnij, dzieciaku, biegnij, będziesz wiedział, co przynieść.
- Brzmi intrygująco – zauważyła Jagoda. – Mam nadzieję, że nie chowasz tam żadnego trupa i nie każesz nam go zakopywać w ogródku.
- Skąd u ciebie takie krwawe myśli? - zainteresowałam się, usiłując podpatrzyć przez okno, co takiego targają Norbert i Marysia.
- A nie wiem, powinnam chyba poczytać Freuda, może on by mi to wyjaśnił – westchnęła Jagoda. – Ale z tym trupem to nie do końca się myliłam – dokończyła, wbijając wzrok w skrzynkę, którą dzieciaki wniosły do domu. – Nie będziemy wprawdzie nikogo zakopywać, ale jak widzę, zalejemy się w zupełnie niezłego denata. Obrabowałaś monopolowy czy jak?
- Nie, to tylko taki prezent z pracy. Robiłam sesję markowym alkoholom i w rezultacie trochę mi się oberwało. Mam zamiar dziś z wami to rozpić.
- Matko Boska, wszystko naraz? - zapytałam lekko zszokowana.
- A czemu by nie? – rozochociła się Łucja. – Takich win, dziewczynki, to wy w życiu nie piłyście. Nawet nie chcecie wiedzieć, ile tu stoi pieniędzy. Chociaż raz w życiu możemy się poczuć jak prawdziwe bogate księżniczki.

Zaśmiałam się.
- Słuchaj, księżniczko, ja jutro muszę iść do pracy i byłoby niedobrze, gdybym dzieciakom chuchała prosto w twarz oparami alkoholowymi. Nawet jeżeli będą to markowe opary.
- No nie bądź taka sztywna belferka! – Jagoda się skrzywiła. – Zresztą czy od razu musisz zdoić się jak świnia? Przecież możemy wypić kulturalnie jedną, góra dwie butelki i już, dobrze mówię, panie Tadku? – zwróciła się do mojego taty.
- Pewnie, Jagódko, trochę się zabawicie, odpoczniecie. Maju, tobie to naprawdę dobrze zrobi. Raz na jakiś czas nie tylko można, ale wręcz trzeba dla zdrowia – powiedział tata i zawadiacko mrugnął do Łucji.
- No, widzę, że masz bardzo rozsądnego tatę – podlizała się Łucja. – Ale oczywiście pan też do nas dołączy, prawda?
- Dziękuję bardzo, ale nie. Obiecałem Anielce przeczytać bajkę na dobranoc i mam jeszcze Norbertowi wytłumaczyć fizykę, ale chętnie wezmę kieliszeczek ze sobą na górę.
- Moje drogie, od czego zaczynamy? - zapytała Jagoda, gdy tylko zostałyśmy same. – Może wylosujemy?
- Losujmy – zgodziłam się. - Możecie też przeszukać kredens, powinny tam jeszcze być jakieś ciastka. Słuchaj, Łucja, może od razu pogadajmy o Anielce, bo potem nie będzie… hmm… warunków.
- Ale o czym tu rozmawiać, mała musi wrócić do mnie, to logiczne.
- A może dopóki jest tutaj mój tata, mogłaby zostać, co? Ojciec się do niej przywiązał, zresztą ty, znając życie, za chwilę znów wybędziesz w świat i mała trafi do mnie. To może nie mieszajmy jej w głowie i niech po prostu zostanie.
- Nie mogę. Zrozum, obiecałam jej mamie, że się małą zajmę. Jak by to wyglądało, gdybym podrzuciła ją komuś innemu? Jestem za nią odpowiedzialna.
- Masz rację… No dobra, to bez nocowania, co? Ty będziesz mogła pracować, a tata będzie miał zajęcie. Oni się po prostu pokochali od pierwszego wejrzenia i nie wyobrażam sobie, co ja zrobię z ojcem, jak zabierzesz małą. Łucja, bądź człowiekiem!
- A, to inna bajka. Na dzień możesz ją zabierać. Ja i tak nie miałam prawie w ogóle czasu, żeby się nią zajmować, i Anielka pętała się bez celu. Jeżeli twój tata będzie szczęśliwy, nie ma sprawy. A teraz, dziewczynki, koniec dyskusji i wypijmy za miłość!
- Za miłość? - Nastawiłam czujnie uszu. – A dlaczego za miłość?
- Bo jest najpiękniejszym uczuciem, takim wzniosłym i czystym i…
- Dobra. To jak ten wzniosły wygląda i skąd go wytrzasnęłaś? - przerwałam jej bezceremonialnie.
- A co, od razu musi ktoś być? Może ja tak platonicznie… No dobra, słuchajcie. – Łucja zrezygnowała z podniosłego tonu i cała się rozpromieniła. – Poznałam go na zdjęciach. Brunet, wdowiec, jego żona parę lat temu zginęła w wypadku. A jaki przystojny! I ma takie światełko w oczach!
- Przynajmniej zaoszczędzisz na żarówkach – mruknęła Jagoda i napełniła kieliszki. – No to teraz dla odmiany wypijmy za koniec miłości i koniec paryskiej przygody.
- Co takiego? - Znieruchomiałam z uniesionym kieliszkiem. – Co ty, Jagódka, mówisz?
- Że wróciłam na dobre. Klaudiusz wybrał paryżanki. Jak on to powiedział? „One są takie subtelne i zadbane”. Od siebie mogę dodać, że są również wyjątkowo młode. Przynajmniej te, które przewijały się przez nasz dom. Zauważyłyście, że faceci zwykle odchodzą do młodszych?
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? Boże, a ja, egoistka, widziałam tylko swoje nieszczęście! Przez moment wydawało mi się, że coś jest nie w porządku, ale błyskawicznie uśpiłam to przeczucie! - Rzeczywiście kilka razy miałam wrażenie, że Jagoda jest jakaś nieswoja, lecz nigdy nie usiłowałam jej przycisnąć i zachęcić do zwierzeń. Podła, podła egoistka ze mnie!
- Daj spokój, Majka! Teraz to mi nawet już nie żal. Dobrze, że się nie pobraliśmy, bo było łatwiej się rozejść. Miałam ci powiedzieć, ale wtedy zaczęła się u ciebie ta historia z Igorem. U mnie to już była końcówka żalu, u ciebie początek problemów. Po co miałabym cię martwić?
- Teraz to mnie jest głupio – wtrąciła się Łucja. – Wy tu przeżywacie tragedie, a ja wypaliłam z miłością i zakochaniem!
- Dajcie spokój. – Jagoda wzruszyła ramionami i sięgnęła po butelkę. – Nie ma co rwać szat. U mnie było, minęło. Lżej mi się po prostu zrobiło, jak to powiedziałam i nic już nie muszę ukrywać. A w przyrodzie musi być równowaga. Widać nam dopiekło, a tobie, Łucjo, tym razem się poszczęściło. I dobrze. A z rozpaczą koniec. Na pohybel z nią. Wypijmy za to!
I wypiłyśmy. Spodobał nam się ten toast. Potem piłyśmy jeszcze za to, żeby Klaudiuszowi na wieki wieków co nieco uschło, żeby Łucji brunet świecił wyłącznie dla niej, żebym znalazła letników i… nie pamiętam już za co. W każdym razie dużo było tych toastów. Gdy szumiało nam już nieźle w głowach, Łucja nagle wstała i popukała mnie w ramię.
- A ja jeszcze coś dla ciebie mam – powiedziała i czknęła. – Otwórzcie następną butelkę, a ja pójdę po Żyda.
- Matko Boska, po jakiego Żyda? - zapytałam wstrząśnięta.
- Normalnego, zaraz zobaczysz, mam go w samochodzie.
- Coś ci się pokręciło, w twoim samochodzie nie ma nikogo – usiłowałam ją przekonać.
- A co ty tam wiesz, jak mówię, że jest, to jest. Miły, ładny Żyd.
- Łucja, a po co go tam trzymasz? - zainteresowała się Jagoda. Była w tym momencie upojenia alkoholowego, w którym jeszcze się wszystko rozumie, ale nic już nie dziwi.
- Ależ wy jesteście tępe! No przecież mówię, że Majce go przywiozłam. Powiesi go sobie…
- Zwariowałaś? - przerwałam jej przerażona. - Ja nie mam żadnych uprzedzeń rasowych! I nikogo nie będę wieszać!
- A co ma do tego uprzedzenie? – zdziwiła się Łucja i nie bacząc na protesty, wyturlała się do samochodu, skąd po chwili wróciła z niewielką paczuszką. – Masz, to dla ciebie.
Nieufnie obracałam pakunek w dłoniach.
- Co to jest?
- Żyd. Otwórz wreszcie!
- Za chwilę – burknęłam i odłożyłam paczkę na stół tak ostrożnie, jakby zawierała bombę, i dla dodania sobie odwagi wychyliłam pełen kieliszek jednym haustem.
A potem zdecydowanym ruchem rozpakowałam paczuszkę. W środku był obrazek. Portret Żyda. Prawie że słyszałam uderzenie kamienia, który właśnie spadł mi z serca.
- No dobrze. Rzeczywiście Żyd. Ale po co? - zapytałam mało inteligentnie i choć wiedziałam, że pod żadnym pozorem nie powinnam już więcej pić, sama sobie dolałam do kieliszka.
- Na pieniądze. Podobno działa. Stawiasz go albo wieszasz w jakimś miłym miejscu, na ramie obrazka kładziesz pieniążek i Żyd zaczyna działać. Trzeba jeszcze go czasami potrząsnąć i pogadać do niego.
- A co ja, głupia jestem, żeby do obrazka gadać?
- Nic nie poradzę, taka instrukcja obsługi i już. A masz mu mówić, żeby liczył pieniądze dla ciebie. Żeby wiedział, co ma robić.
- No tak, jasna sprawa – zgodziłam się, bo nagle po kolejnym kieliszku wszystko wydało mi się proste i logiczne. Teraz mogłabym nawet przemawiać do koni na obrazie Kossaka i poplotkować z łasiczką damy. – To ja jutro mu wszystko wyłożę co i jak, podam numer konta i poproszę, żeby zadzwonił za mnie do weterynarza. Nie wiesz, czy zajmuje się też takimi sprawami?
- Wszystkim – powiedziała Łucja z przekonaniem. – A po co ci weterynarz?
- Mnie na całe szczęście po nic, ale zwierzaki trzeba zaszczepić. Przy ilości hurtowej chyba przyjeżdża, no nie?
- Trzeba zapytać, ale chyba tak.
- Tak czy inaczej mój Żyd się tym zajmie, a teraz, dziewczynki, pijmy za bogactwo i nowe możliwości.
No i piłyśmy. Obrazek z Żydem leżał na stole przykryty dwoma banknotami, bo gdyby miał ochotę już działać, szkoda by było nie skorzystać. A banknoty zamiast grosika miały zapewnić szybszy wzrost możliwości biednego staruszka. Gdybym w tym momencie szaleństwa alkoholowego jakimś cudem przypomniała sobie o tym, że po każdej nocy przychodzi ranek, najpewniej umarłabym z przerażenia, a już z całą pewnością nie wzięłabym ani kropli więcej do ust. Gdybym też zamiast pić do nieprzytomności, wzięła do ręki swój kalendarz – robiłam w nim notatki, do których nigdy nie zaglądałam - zapewne też zakończyłoby się to moim zgonem. Nic takiego jednak nie zrobiłam i w nieświadomości spowodowanej odurzeniem alkoholowym przetrwałam do rana, śpiąc pod kanapą razem z Biszkoptem i mając na twarzy stopy Jagody, która usnęła na siedząco. A ranek, jak to miał w zwyczaju, niestety nadszedł.

d29jyev
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d29jyev