Pokonana eskadra hamowała wytrwale, wściekłe żagwie kierowała ku stolicy, ku Zanshaa. „Bombardowanie Delhi” jęczało i dygotało pod naciskiem trzech g. Wstrząsy i drgania były czasami tak gwałtowne, że Caroline Sula bała się, że zniszczony statek się rozpadnie.
Po tylu strasznych dniach hamowania niewiele ją to jednak obchodziło.
Suli nieobce były trudy dużych przyśpieszeń. Służyła na „Nieustraszonym” pod dowództwem kapitana lorda Richarda Li, gdy ponad dwa miesiące temu statek dołączył do Floty Macierzystej w serii szalonych hamowań, która w końcu wyrzuciła ich przez linię wormholowych bram w kierunku wroga zaczajonego przy Magarii.
Wróg przygotował się na ich przybycie; z załogi „Nieustraszonego” tylko Sula przeżyła. „Delhi” – ciężki krążownik, który wyciągnął szalupę Suli z pobojowiska – był poważnie uszkodzony i cud, że w ogóle przetrwał bitwę.
Sześć uratowanych okrętów eskadry prawie już nie miało amunicji. Gdyby doszło do walki, byłyby bezużyteczne. Musiały hamować, zacumować przy stacji pierściennej Zanshaa, załadować pociski i zapasy antymaterii na paliwo, potem serią przyśpieszeń nabrać odpowiedniej prędkości, bo gdyby wróg nadciągnął, zniszczyłby statki doszczętnie.
To oznaczało kolejne miesiące przebywania pod przyśpieszeniem co najmniej trzech g; Sula odczuwała to tak, jakby na jej klatce piersiowej siedział potężny mężczyzna.
Dzwonek alarmował, statek wielokrotnie przeciągle zaskrzypiał i Sula odetchnęła z ulgą, gdy niewidzialny pan, który przysiadł na jej piersiach, wstał i odszedł. Kolacja – cała godzina ulgi w grawitacji 0,6g, czas na rozprostowanie ścięgien i rozmasowanie bolesnych skurczów mięśni. Potem, wraz z kapitanem „Delhi” i dwoma porucznikami, ma wyznaczoną wartę w pomocniczej sterowni – tylko tu można było trzymać wartę, gdy prawdziwa sterownia została zniszczona.
Powieki miała ciężkie, serce znużone. Uwolniła się z uprzęży fotela akceleracyjnego i wstała. Poczuła zawroty głowy, gdy serce ponownie usiłowało wyrównać ciśnienie krwi. Odpięła hełm – w czasie akceleracji musiała przebywać w skafandrze ciśnieniowym – i zaczerpnęła powietrza, które nie było całkowicie przesiąknięte jej własnym zapachem. Pokręciła głową – zgrzytnęły kręgi szyjne. Zza ucha odlepiła przylepiec, który podawał narkotyki, pomagające lepiej znieść duże przyśpieszenia.
Zdążę wziąć prysznic, doszła do wniosku po chwili zastanowienia.
Pozostali członkowie załogi kończyli kolację, gdy Sula w czystym pożyczonym kombinezonie podchodziła do oficerskiego stołu, przyklejając sobie nowy przylepiec za uchem. Mesa oficerska została zniszczona i teraz wszyscy jadali w kambuzie żołnierzy, a ponieważ prywatne zapasy żywności i napitków też zostały rozniesione na strzępy, oficerowie musieli zadowalać się żołnierską strawą. Steward przyniósł Suli danie obiadowe zupełnie płaskie – tak wyglądał posiłek po pięciu godzinach w piecu, gdy statek równocześnie hamował przy trzech g.
Poczuła stęchły zapach spłaszczonych, silnie skompresowanych duszonych warzyw, które popiła zwietrzałym płynem. Steward wiedział, że Sula do posiłku woli wodę, a nie wino czy piwo jak pozostali oficerowie.
Naprzeciw niej siedział porucznik lord Jeremy Foote w nienagannej zielonkawej mundurowej bluzie, której wygląd dobrze świadczył o zaradności jego służących.
- Spóźniłaś się – stwierdził.
- Wykąpałam się, milordzie – odparła. – Pan też mógłby to kiedyś zrobić.
Aluzja oszczercza, gdyż z pewnością Foote równie jak ona nie lubił się kisić we własnym smrodku. Jednak Morgan, pełniący obowiązki kapitana, uśmiechnął się półgębkiem na tę kąśliwą uwagę.
Przystojna twarz Foote’a nie zdradzała żadnej reakcji.
- Myślałem, że może zaczytałaś się w ostatnim liście od kapitana Martineza. – Foote uśmiechnął się po kociemu.
Serce Suli skoczyło na dźwięk tego nazwiska. Miała nadzieję, że nikt nie dostrzegł jej poruszenia. Właśnie układała stosowną replikę, gdy wtrącił się Morgan:
- Martinez? Martinez z „Korony”?
- Ten sam – potwierdził Foote. Jego mowa z charakterystycznym przeciąganiem samogłosek, świadczącym o arystokratycznym pochodzeniu Foote’a z warstw uprzywilejowanych, przybrała złośliwy ton. Starał się, by słowa dotarły do sąsiedniego stołu, przy którym siedzieli rekruci. – Prawie każdego dnia śle wiadomości do naszej młodej Suli, a ona odpowiada równie często, namiętnie, z głębi swego subtelnego serduszka. To taki wzruszający romans w stylu pieśni derivoo.
- Ty i Martinez? – Morgan spojrzał na nią pytająco.
Sula nie widziała powodu, by ujawnienie tego faktu miało ją peszyć. Lord Gareth Martinez należał do nielicznych bohaterów wojennych po stronie lojalistów i w odróżnieniu od innych nadal pozostawał przy życiu.
Sula zjadła trochę mdłej siekaniny, a odpowiadając, starała się, by jej głos brzmiał równie donośnie jak głos Foote’a.
- Martinez i ja jesteśmy starymi znajomymi, ale lord porucznik Foote zawsze wymyśla dla mnie jakieś romanse. Usiłuje w ten sposób wyjaśnić, dlaczego nie mam ochoty się z nim przespać.
Podziałało: zauważyła, że drgnęła mu powieka. Morgan znów skrycie się uśmiechnął.
- Mam nadzieję, że dobrze o nas mówisz – powiedział.
Sula przyszpiliła Foote’a zielonymi oczyma i odparła tonem doskonale naśladującym jego wymowę.
- O większości z was. – Popiła wody. – A nawiasem mówiąc, ciekawe, jak lord porucznik Foote dobiera się do mojej korespondencji.
- Jestem cenzorem – odparł Foote i pokazał w uśmiechu bielutkie, idealnie równe zęby. – Oglądam wszystkie kawałki twoich namiętnych wideo.
- To cenzura nadal istnieje? – Sula była zdziwiona tym niedorzecznym faktem. – Czy Foote nie ma nic lepszego do roboty?
Lecieli zniszczonym krążownikiem, którego załoga w większości zginęła, uzbrojenie nie działało, a jedna trzecia statku od strony dziobu była nadtopionym złomem otwartym na kosmiczną próżnię. Z pewnością oficer – jeden z niewielu pozostałych przy życiu – mógł lepiej wykorzystać swój czas, niż przeglądając cudzą korespondencję.