Turcja w śnieżnej kuli
Śnieg Orhana Pamuka : książka interesująca, ale nie porywająca pisze Marcin Sendecki na łamach „Przekroju”.
Ka, niezbyt szczęśliwy turecki poeta mieszkający w Niemczech jako emigrant polityczny, wraca do Stambułu na pogrzeb matki. Dowiedziawszy się, że znana z czasów studenckich, nieobojętna mu kobieta po rozwodzie mieszka w odległym mieście Kars, wyrusza, by się z nią spotkać. Pretekstem jest zlecone przez znajomego redaktora dziennikarskie śledztwo w sprawie morderstwa tamtejszego burmistrza i serii samobójstw dziewcząt usuniętych ze szkoły za odmowę zdjęcia islamskich chust.
Śnieg wkrótce odcina miasto od świata. Przez kilka długich dni zaśnieżony, fantasmagoryczny Kars zdany jest sam na siebie. Izolowane miasto przedstawia Pamuk jako Turcję w pigułce, miniaturę zamkniętego w śnieżnej kuli kraju rozrywanego niemożliwymi zgoła do rozwiązania sprzecznościami.
Ka błąka się między świeckimi nacjonalistami z armii i wywiadu, różnej maści islamistami, Kurdami, niedobitkami lewackich ekstremistów i umiarkowanymi demokratami, próbując jednocześnie przetrwać, odnaleźć sens swego istnienia i zdobyć kobietę, która, jak sądzi, może mu przynieść ukojenie. Napięcie narasta, dochodzi do operetkowego i krwawego zarazem puczu skierowanego przeciw prawdziwym i domniemanym islamistom. Ka, nigdzie naprawdę nie przynależąc, pozwala się wykorzystywać wszystkim stronom konfliktu. Ostatecznie wyjeżdża z odblokowanego miasta, ale bez ukochanej i bez nadziei na odmianę swego losu, a kilka lat później ginie w Niemczech zastrzelony na ulicy przez nieznanego zamachowca. Opowiada zaś o tych wypadkach pisarz Orhan, przyjaciel Ka próbujący odtworzyć jego losy i odnaleźć cykl wierszy napisanych w Karsie, gdzie poeta doznał przypływu natchnienia.
Powieść ma świetne fragmenty.Takie detale, jak obyczaj składania sobie powinszowań z okazji zamachu stanu czy zgodne oglądanie przez nacjonalistów i islamistów meksykańskiej telenoweli pod tytułem Marianna (co zdaje się gorzkim żartem, wszak Marianna to symbol Republiki Francuskiej), więcej mówią o paradoksach tureckości niż tasiemcowe deklaracje bohaterów.
wp
Trudno jednak nie dostrzec mielizn i słabości tej książki. Lektura liczącego ponad pół tysiąca stron dzieła jest zajęciem mozolnym. Szczególnie dłuży się rozciągnięte na niemal 200 stron zawiązanie akcji. Sporo jest zwyczajnie niekoniecznych opisów, nijakich dialogów i kiepskich zdań. Mówiąc brutalnie, duża część Śnieg to sympatyczne wprawdzie, ale jednak nudziarstwo. A żeby się o tym dobitnie przekonać, wcale nie trzeba porównywać z Dostojewskim , Turgieniewem czy Kafką , do których się mniej lub bardziej jawnie odwołuje. Wystarczy sięgnąć po którąś ze współczesnych wielkoformatowych powieści politycznych, na przykład Rozmowę w Katedrze Maria Vargasa Llosy , aby pojąć dystans dzielący Śnieg od prawdziwej wielkości. Tyle że Mario Vargas Llosa Nagrody Nobla nie dostał i pewnie już nie dostanie.