Trwa ładowanie...
fragment
29 kwietnia 2010, 14:18

Tragarze śmierci. Polskie związki ze światowym terroryzmem

Tragarze śmierci. Polskie związki ze światowym terroryzmemŹródło: Inne
d3bj507
d3bj507

Dzika Banda

Ludzie płakali. Łzy ciekły po policzkach młodych dziewcząt i wyglądających na twardzieli mężczyzn. Płakali też policjanci. Obok berlińskiej Deutsche Oper płynęły strugi wody. Stężenie gazu łzawiącego było tak silne, że nikt nie pozostawał na to obojętny. Ludzie ryczeli jak na Przeminęło z wiatrem.

Wokół trwały walki policji z długowłosymi młodzianami. Manifestacja powoli jednak dogasała. Policja zapanowała nad zamieszkami, jakie wybuchły w czasie wizyty szacha Iranu Mohammada Rezy Pahlawiego. W bramie naprzeciwko opery schroniło się kilkudziesięciu studentów. Wykrzykiwali antyfaszystowskie hasła i coraz bardziej niemrawo przepychali się z policją. Młodzi ludzie byli zmęczeni, emocje pierwszego dnia zadymy powoli opadały.
W pewnej chwili od grupki studentów oderwał się szczupły chłopak. Podbiegł do niego wyglądający na tajniaka cywil. Chwilę o czymś gwałtownie dyskutowali. Student gestykulował. Naraz tajniak wydobył spod płaszcza pistolet i z odległości dwóch metrów wycelował w głowę studenta. Padł strzał. Oczom oniemiałych ludzi ukazał się widok człowieka padającego bezwładnie na bruk.

Nazajutrz w nagłówkach gazet ukazała się informacja, że przebrany za cywila funkcjonariusz policji Kurras zabił studenta Benna Ohnesorga…


Każde archiwum ma inny zapach, zapewne wynika to z różnych tajemnic, jakie schroniły się na archiwalnych półkach. Można zaryzykować twierdzenie, że każda tajemnica inaczej pachnie.

d3bj507

Istnieją ponoć także ludzie, którzy jak „archiwalne szczury” potrafią bezbłędnie wyczuć, gdzie znajduje się najbardziej skrywana tajemnica.

Woń ta jest zupełnie wyjątkowa i nieporównywalna z niczym. Mało tego, zapach starych dokumentów dociera do nozdrzy takich osób, ilekroć w sposób przypadkowy znajdują się w pobliżu zaledwie kilku stron starych zapisków. Osoba taka zachowuje się wówczas jak prawdziwy „archiwalny szczur” . Staje się niespokojna, pobudzona i potrafi wywęszyć takie dokumenty, choćby schowane były głęboko na dnie tajnego sejfu.

Kiedy zjawiliśmy się w archiwach dawnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – MfS zapomnianego już dziś państwa NRD, poczuliśmy się na moment jak prawdziwe „archiwalne szczury”. Ze wszystkich stron dobiegały smakowite zapachy nierozwiązanych jeszcze zagadek.

Kompleks kilku posępnych socrealistycznych gmachów w centrum Berlina przy Karl-Friedrich-Strasse, w którym jeszcze trzydzieści lat temu mieściła się instytucja lepiej znana światu jako Stasi, jakby zastygł w nieruchomym geście, jego przygniatające cielsko wyglądało jak dogorywający kolos, który jeszcze niedawno budził lęk, a dziś jest już tylko starannie omijanym truchłem.

d3bj507

Szare, obrzydliwe budynki to dziś jedynie magazyn starych dokumentów. To przytułek bezpańskich papierów opowiadających o niedawnych tragediach, podłościach i ciszy… Tej charakterystycznej NRD-owskiej ciszy, jaką słyszało się na ulicach, gdy padały słowa: „solidarność”, „wolność” czy „zjednoczenie”. Po dawnej potędze Stasi, zatrudniającej dziesiątki tysięcy pracowników, których jedynym zadaniem było stanie na straży komunistycznego porządku, oprócz złych wspomnień zostało dziś tylko wielkie archiwum.
To właśnie dokumenty tu zgromadzone stały się celem naszej wycieczki do Berlina. W stolicy Niemiec szukaliśmy brakujących fragmentów pewnej pasjonującej układanki.
Intuicyjnie czuliśmy, że współpraca najbardziej krwawej grupy terrorystycznej w Europie – zachodnioniemieckiej RAF, Frakcji Czerwonej Armii – z polską bezpieką jest najbardziej „gorącym kartoflem” z przeszłości. Wszyscy oficerowie, z którymi rozmawialiśmy, z wielkim zaangażowaniem się tego wypierali. To zaangażowanie wydało się nam podejrzane. Z zapału, z jakim przekonywali nas, że nic takiego nie miało miejsca, wywnioskowaliśmy, że układy pomiędzy SB i RAF musiały istnieć!

Dziś w Polsce pewnie mało kogo to obejdzie, ale jeśli uda nam się udowodnić taki fakt, to po pierwsze trzeba będzie zmienić podręczniki historii, a po drugie zostanie stworzona możliwość oskarżenia władz PRL o wspieranie terroryzmu, a tym zajmują się międzynarodowe trybunały!
Coraz więcej poszlak i mglisty, ale coraz bardziej konkretny obraz, jaki się z nich wyłaniał, przygnał nas do dawnej siedziby Stasi w Berlinie.

Wszechwiedząca NRD-owska bezpieka, której oczkiem w głowie była występująca przeciwko porządkowi społecznemu w RFN Rote Armee Fraktion, musiała wiedzieć o kontaktach terrorystów z polskimi służbami. A jeśli wiedziała lub współpracowała z PRL-owską bezpieką, to w pedantycznie prowadzonym archiwum wschodnioniemieckiej służby musiał zachować się jakiś ślad tego… Dokumenty bezpieki są jak linie papilarne – nigdy do końca nie znikają.


Historia i działalność RAF do dziś wzbudza duże emocje. Wiele jest w niej bezsensownej brutalności, nielogiczności, ale także tajemnic. Pewne jest jednak to, że działalność terrorystów z RAF była najkrwawsza i najbardziej bezkompromisowa w powojennej Europie. O historii tej organizacji napisano kilkanaście książek, powstało wiele filmów dokumentalnych, a ostatnio nawet głośny film fabularny w reżyserii Ulego Edela Baader-Meinhof.

d3bj507

Lata sześćdziesiąte w Niemczech Zachodnich to okres wielkiej prosperity. Niemiecka gospodarka, a za nią społeczeństwo, dzięki gigantycznej międzynarodowej, szczególnie amerykańskiej, pomocy osiągnęły bardzo wysoki poziom rozwoju. W sferze gospodarczej druga wojna światowa powoli odchodziła w niepamięć. Trudniej goiły się jednak rany w świadomości społecznej. Niemcy wciąż rozpamiętywali faszyzm i jego skutki.

Społeczeństwo Republiki Federalnej Niemiec uczulone było wówczas na wszystkie, nawet najmniejsze symptomy dawnej choroby. Kompleks agresora był w tamtym czasie bardzo silny, a wszelkie ruchy antywojenne bardzo popularne. Paradoksalnie, właśnie działalność ruchów pacyfistycznych i antyatomowych oraz odurzenie przenikającymi do Niemiec ideałami światowej rewolucji socjalistycznej przyczyniły się do wybuchu największej po drugiej wojnie światowej fali przemocy w tym kraju.

Wiosna 1967 roku w Niemczech przebiegała w gorącej politycznej atmosferze. Studenckie protesty w wielu europejskich stolicach nie ominęły także Berlina. Młodzi ludzie wychodzili na ulice porwani hasłami wzywającymi do zrzucenia skostniałego gorsetu konserwatywnego myślenia. Chcieli zmian na politycznych szczytach władzy w swoich krajach. Protestowano przeciwko wojnie w Wietnamie, obecności amerykańskich wojsk w Europie, stosowaniu i rozpowszechnianiu broni atomowej. Czy to w Londynie, czy w Paryżu studenci, a wraz z nimi część politycznych elit, głównie lewicowych, organizując wielotysięczne manifestacje, żądali zmian w strukturze własności środków produkcji i sprawiedliwszego podziału zysków. Protestowano przeciwko imperializmowi i, jak twierdzono, odradzającym się tendencjom faszystowskim. W niektórych miastach Niemiec powstawały anarchistyczne bojówki, głoszące hasła konieczności odbierania bogatym ich majątków. W latach siedemdziesiątych frankfurcka PutzGruppe, której członkami bądź sympatykami byli
między innymi przyszły minister spraw zagranicznych zjednoczonych Niemiec Joschka Fischer (Fischer formalnie związany był z innymi organizacjami anarchistycznymi o nazwie Walka Rewolucyjna i grupa Sponti, ale współdziałał także z PutzGruppe) i znany nam już Hans-Joachim Klein (który później związał się z terrorystami z Komórek Rewolucyjnych), przekuwała hasła w czyny, przejmując mieszkania i domy należące do bogatych niemieckich Żydów. Frankfurcka bojówka uzbrojona w pałki i hełmy oraz koktajle Mołotowa stoczyła wiele zaciekłych ulicznych bojów z niemieckimi siłami bezpieczeństwa. W zajmowanych lokalach urządzano komuny, w których kreślono plany nowego porządku świata, posiłkując się dziełami Mao Tse-tunga. Jednym z tych, którzy czynnie wspierali anarchistów, był Daniel Cohn-Bendit, francuski socjalista niemieckiego pochodzenia, dziś filar europejskiego ruchu „Zielonych”.

d3bj507

Hans-Joachim Klein nie ukrywa rozgoryczenia. Czuje się oszukany i zdradzony przez dawnych towarzyszy. Twierdzi, że jego aresztowanie w 1998 roku podejrzanie zbiegło się w czasie z wyborami parlamentarnymi w Niemczech, w których startował Joschka Fischer. Klein miał dużą wiedzę na temat anarchistycznej działalności Fischera, który pod koniec lat dziewięćdziesiątych był już znaczącą figurą w niemieckiej polityce. Podczas naszego spotkania w normandzkiej mieścinie w lipcu 2009 roku subtelnie zasugerował, że jego zatrzymanie miało na celu zablokowanie ewentualnych przecieków na temat tej aktywności, a sama akcja była starannie zaplanowana w Berlinie. Całość sprawy skwitował jednym zdaniem:

– Razem robiliśmy to, co robiliśmy, ale dziś to ja jestem terrorystą, a on znanym politykiem.

Na marginesie, w 2000 roku to właśnie Klein, podczas własnego procesu, na którym sądzono go za udział w zamachu na siedzibę OPEC w Wiedniu, poinformował światową opinię publiczną o działalności Joschki Fischera w anarchistyczno-terrorystycznej grupie. Fischer przez wiele lat nawet nie zająknął się na ten temat. Jednym z głównych obrońców Kleina, ale przede wszystkim Fischera, był oczywiście Daniel Cohn-Bendit, który stwierdził, że pałki, hełmy i koktajle Mołotowa, którymi posługiwali się członkowie PutzGruppe, Walki Rewolucyjnej i Sponti, były obroną przed systemem. W sensie dosłownym. Fischer nigdy nie został formalnie oskarżony o terroryzm. Świadkowie, którzy pamiętali jego działalność, mimo że początkowo deklarowali chęć zeznawania przed sądem, ostatecznie zamilkli. Pozostały jedynie zdjęcia, na których widać, jak młody Joschka Fischer uczestniczy w ulicznych walkach z policją.

d3bj507

Wspólnym mianownikiem wszystkich protestów i haseł polityczno-społecznych był także postulat wolności seksualnej. Hippisowska idea „dzieci kwiatów”, wolnej miłości, legalizacji marihuany i innych narkotyków z Ameryki dotarła także do Europy. Jak grzyby po deszczu w RFN wyrastały komuny, których członkowie, niczym ludzie pierwotni, przez większość dnia funkcjonowali nago (co doskonale widać na zdjęciach z tamtego okresu). Współdzielenie się partnerem było wyrazem wolności i miłości do innych, wyrazem zrzucenia kagańca norm nieprzystających do tworzącej się nowej, lepszej rzeczywistości. Stara rzeczywistość – zdewaluowanych zakazów i nakazów, norm społecznych, moralności i religii – miała odejść w zapomnienie. W takim pikantnym polityczno-społecznym sosie rewolucyjne wrzenie powoli ogarniało Niemcy, a wraz z nimi całą Zachodnią Europę.

Bomba wybuchła 2 czerwca 1967 roku, kiedy szach Iranu Reza Pahlawi wraz z żoną złożyli oficjalną wizytę w RFN. Tysiące demonstrantów wyszło wówczas na ulice Berlina Zachodniego w proteście przeciwko brutalnym rządom szacha. Nawet postronnych obserwatorów zaskoczyły rozmiary tego protestu. Zainteresowanie niemieckich studentów i obywateli sposobem sprawowania władzy i wewnętrzną sytuacją w Iranie wzbudzały powszechne zdziwienie. Już w pierwszym dniu wizyty proamerykańskiego przywódcy Iranu na placu przed berlińską operą rozpętało się prawdziwe piekło. Naprzeciw siebie stanęło kilka tysięcy studentów wspieranych przez anarchistów i członków lewicowych organizacji oraz kilkuset uzbrojonych policjantów. Wielu spośród uczestników tego protestu oprócz transparentów z hasłami „Szach morderca” trzymało w rękach najnowszy egzemplarz tygodnika „Konkret”, w którym jego była redaktor naczelna, absolwentka socjologii w Hamburgu Ulrike Meinhof w płomiennych słowach sprzeciwiała się wizycie Pahlawiego. Meinhof z pasją
atakowała styl życia szacha i jego rodziny, szachowi dostało się od młodej publicystki także za „służalczą politykę wobec imperialistycznego Zachodu i Izraela”.

W tym czasie kierowany przez lewackiego działacza Klausa Rainera Röhla „Konkret” był jednym z najpopularniejszych tygodników w Niemczech, jego nakład przekraczał dwieście pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy. Na łamach „Konkretu” publikowali tacy autorzy jak choćby Marcel Reich-Ranicki (który później okazał się wieloletnim współpracownikiem polskiego UB) czy Günter Grass.

Ranicki tak oto wspomina swoje pierwsze spotkanie z Ulrike: „Była pierwszą osobą w RFN po tym, jak przybyliśmy z Polski do Niemiec Zachodnich w 1958, która spytała o mój pobyt w getcie warszawskim. Spotkaliśmy się wówczas w kawiarni «Funkeck» w Hamburgu. Pod koniec wywiadu, który trwał o wiele dłużej, niż początkowo zaplanowano, Ulrike Meinhof miała łzy w oczach”. (…)

d3bj507
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3bj507

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj