„To jest walka. O każdy dzień, o każdą przespaną noc” – rozmawiamy z Agnieszką Lingas-Łoniewską na temat jej najnowszej powieści.
Autorka czterdziestu powieści, przez swoich czytelników nazywana jest dilerką emocji, ponieważ każda jej historia niesie ogromny ładunek emocjonalny, a swoich bohaterów wystawia na ciężkie próby. Agnieszka Lingas-Łoniewska po dziesięciu latach zdecydowała się na kontynuację swojej debiutanckiej i kultowej już powieści „Bez przebaczenia”. Porusza w niej trudny temat związany z syndromem stresu pourazowego, który często dotyka żołnierzy wracających z misji. Dla nich, a także dla ich rodzin życie to nieustanna walka - o każdy dzień, o każdą przespaną noc. „Bez pożegnania”, najnowsza powieść jednej z najpopularniejszych polskich pisarek, właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Burda Książki.
Artykuł sponsorowany
1. Ponad 10 lat temu ukazała się Pani debiutancka powieść „Bez przebaczenia”. Dlaczego czytelnicy musieli tak długo czekać na kontynuację tej historii?
Moi czytelnicy wiedzą doskonale, że nigdy nie piszę „na zamówienie”, tylko wówczas, gdy w mojej głowie pojawi się konkretny i sensowny pomysł. A już szczególnie, kiedy jest to kontynuacja i to tak kultowej książki, jaką jest „Bez przebaczenia”. Pod koniec 2018 roku wpadłam na pomysł napisania dalszych losów pułkownika Piotra Sadowskiego, chciałam poruszyć trudną tematykę dotyczącą adaptacji do życia żołnierzy po powrocie z misji, czyli PTSD. I dlatego pojawił się nowy bohater-porucznik Jacek Krall.
2. Jak długo powstawało „Bez pożegnania”?
Książka to nie tylko pisanie samo w sobie. To przede wszystkim kreowanie fabuły, praca nad konceptem, potem research, czyli czytanie książek (tutaj korzystałam z dokumentów Marcina Ogdowskiego, Krzysztofa Pluty, Edyty Żemły i z książki Kevina Lacza), rozmowy z osobami, które mogą dostarczyć mi merytorycznych informacji na dany temat, zbieranie materiałów, później swego rodzaju inkubacja. No i wreszcie praca fizyczna, jak ją nazywam, czyli zapis. Samo pisanie zajęło mi trzy miesiące codziennej pracy.
3. Podejmuje Pani problem związany z PTSD, czyli syndromem stresu pourazowego. Sięgnęła Pani po fachowe opracowania na ten temat, a czy miała Pani kontakt z osobami, które przeszły taką traumę?
Tak, czytałam mnóstwo opracowań, dokumentów, wywiadów, a także wysłuchałam kilka osobistych zwierzeń. Była to żmudna i trudna praca, niosąca ogromny ładunek emocjonalny, która uświadomiła mi, z jakimi potwornymi rzeczami muszą sobie radzić żołnierze, powracający z misji. Ale nie tylko oni. PTSD dotyka nie tylko samych żołnierzy, ale także ich żony, partnerki, całe rodziny, to problem zbiorowy. Czy zdajecie sobie Państwo sprawę, że nawet zapach może przywołać bolesne wspomnienia i całkowicie wytrącić człowieka z równowagi?
4. Czy była Pani w jednostkach wojskowych, które pojawiają się w powieściach?
W Orzyszu byłam trzy lata temu, kiedy miałam tam trasę autorską. Zawsze robię sobie dokumentację fotograficzną, bo nie wiadomo, kiedy może mi się to przydać. A gdzieś tam w zakamarkach umysłu kołatało się już, że kiedyś będę musiała wrócić do historii Piotra Sadowskiego. Właściwie, że będę chciała, nie musiała. Wrocławską jednostkę znam, gdyż swego czasu mieszkałam niedaleko. Oczywiście w mojej książce nie są one opisane 1:1, stanowią tło rozgrywających się wydarzeń.
5. Dla żołnierzy, ale nie tylko, bo często też dla innych bohaterów Pani powieści, dużym wsparciem są kobiety, mimo że same też zmagają się z przeszłością. Skąd w nich tak wielka siła?
To jest walka. O każdy dzień, o każdą przespaną noc. Myślę, że kobiety odnajdują tę siłę głęboko w sobie, w miłości, w nadziei, w wierze. Lecz nie zawsze to wystarcza. Często potrzebna jest pomoc z zewnątrz, terapia, rozmowy, wspólne działania. O tym właśnie napisałam w tej książce.
6. W Pani powieściach pojawił się autentyczny projekt, który ma pomóc żołnierzom i ich rodzinom. Czy może więcej Pani o nim opowiedzieć?
W „Bez pożegnania” pojawia się autentyczny program wsparcia dla weteranów i dla ich rodzin, zwany „Projektem Wojownik”. Jest to autorski program pułkownika Szczepana Głuszczaka z Warszawy, z którym nawiązałam kontakt w ubiegłym roku, gdy pisałam tę powieść. Zainteresowała mnie idea przyświecająca temu projektowi: integracja i terapia poprzez sport. Żołnierze uprawiają walki MMA, spotykają się na wspólnych treningach i rozgrywkach w różnych miastach Polski, włączając w te działania także swoich bliskich. A także pojawiają się tam żony, matki, partnerki tych żołnierzy, którzy zginęli na misjach. Pan pułkownik Głuszczak wyraził zgodę, abym umieściła ten projekt w książce. U mnie to pułkownik Piotr Sadowski jest inicjatorem tych działań i wciąga w nie swojego podwładnego -porucznika Jacka Kralla, który jest głównym bohaterem II tomu.
7. Poddaje Pani swoich bohaterów ciężkim próbom i doświadczeniom, takim prawie nie do udźwignięcia. Czy często spotyka Pani na swojej drodze ludzi, którzy przeszli tak wiele, ale udało im się podnieść i pójść do przodu?
Wiele razy spotkałam takich ludzi i ich nieustępliwość, determinacja i walka dają nadzieję i pokazują, jak silny jest człowiek, jeśli tylko bardzo chce dalej żyć. Ale nie zawsze tak się dzieje i moja książka pokazuje z czym muszą się niejednokrotnie borykać żołnierze cierpiący na syndrom stresu pourazowego. A także ich żony, partnerki, które same na siebie mówią „misjonarki”. To tak jak z partnerami czy dziećmi osób uzależnionych od alkoholu, oni też są współuzależnieni.
8. Przez 10 lat napisała Pani prawie 40 powieści, stała się też jedną z najpopularniejszych polskich pisarek literatury obyczajowej i dorobiła się potężnego fanklubu zwanego „Sektą Agnes”. Czy ciężko jest się przebić i utrzymać na polskim rynku wydawniczym?
Zaczynałam w czasach, kiedy nie było to takie trudne, stosunkowo szybko zdobyłam wiernych czytelników i ta liczba wciąż rośnie. Debiutowałam w 2010 roku, a w 2013 definitywnie odeszłam z pracy zawodowej i od tamtego czasu zajmuję się tylko pisaniem i z tego żyję. Teraz jest o wiele trudniej, ponieważ jest mnóstwo osób piszących. A co będzie dalej? W obecnej sytuacji nie wiemy co będzie za miesiąc, więc nie ma co robić dalekosiężnych planów. Priorytety się zmieniły.
9. Jakie miała Pani myśli, kiedy odeszła Pani z pracy i postanowiła całkowicie oddać się pisaniu powieści?
Oczywiście obawę, ale i pewną taką niecierpliwość i coś na kształt chęci poczucia smaku nieznanego, smaku przygody. I ogromną nadzieję i wiarę w to, że to idealne posunięcie. I takim się okazało.
10. Czy obecne wydarzenia związane z pandemią sprawiają, że ma Pani więcej czasu i pisze Pani więcej? Takie zamknięcie to dla wielu twórców wymarzona sytuacja, a także niezła inspiracja do kolejnej historii…
Nie piszę więcej. Teraz pracuję nad thrillerem psychologicznym, czytam sporo opracowań, powieści dokumentalnych, beletrystyki. Muszę się odpowiednio przygotować. Poza tym codziennie jestem bombardowana mało optymistycznymi wiadomościami, co skutecznie uniemożliwia mi skupienie się na pracy. Tak jak wspomniałam wyżej, zmienia się wszystko. Świat już nie będzie taki sam i my także.
11. Podobno jednym z Pani ulubionych pisarzy jest Stephen King. Czy pokusi się kiedyś Pani o napisanie czegoś w klimacie z jego mrocznych thrillerów?
King to wzorzec i mistrz. Ja tworzę książki, które łączą w sobie szereg gatunków, mam też thriller na koncie, ale oczywiście z mocnym wątkiem miłosnym, bo nie zapominajmy, że piszę romanse osadzone w różnorakim świecie fabularnym. Nie aspiruję do nikogo i niczego, mam swój styl, który pokochali czytelnicy.
12. Jakie są Pani plany wydawnicze na przyszłość?
Planów jest sporo, a czy uda się je zrealizować - czas pokaże. Teraz pamiętajmy, że nadeszło zagrożenie, niewidzialny wróg, przed którym możemy się bronić odpowiedzialnością i rozwagą. Ci co nie muszą -niech zostaną w domach. Wiem, że to nie jest takie proste, sama mam domowników, którzy codziennie wychodzą do pracy i bardzo się o nich boję. I boli mnie bagatelizowanie zagrożenia. Mamy tylko jedno życie, pamiętajmy o tym!