Część pierwsza ###POCZĄTKI ###I. DZIEJE DO OFICJALNEGO UZNANIA ZAKONU ###l. ZDOBYCIE JEROZOLIMY Pierwsza krucjata zakończyła się pełnym triumfem. Trzynastego lipca 1099 roku, po całych wiekach muzułmańskiego panowania, [Jerozolima](https://turystyka.wp.pl/jerozolima-6050015139271809c) znowu znalazła się w rękach chrześcijan. Krzyżowców ogarnęła niewiarygodna euforia: uporawszy się z trudami podróży, dotarli do świętego celu swojej pielgrzymki, a przy tym jeszcze wybawili Miasto Pana z rąk niewiernych - aczkolwiek w dość radykalny sposób: kroniki mówią bowiem o potokach krwi, które tamtego dnia popłynęły ulicami Jerozolimy.
Na przestrzeni wieków między chrześcijanami i muzułmanami toczył się nieustanny spór o miasto, które jest święte dla trzech wielkich religii - judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Oczom Średniowiecznego Zachodu Jerozolima jawiła się jako mityczne centrum wszechświata, św. Augustyn zaś nazywał ją "miastem wieczystego pokoju". To tutaj, jak powszechnie wierzono, Chrystus miał pewnego dnia ponownie zstąpić z nieba, tutaj też po Chrystusowym powrocie i triumfie dobra nad mocami ciemności miał odrodzić się raj na ziemi. Ta nowa, niebiańska Jerozolima stała się dla chrześcijan symbolem bezgranicznej nadziei na zbawienie.
I właśnie fakt, iż niemal nikt z nich nie widział tego miasta przed rokiem 1099, w niepomiernym stopniu rozwijał skrzydła społecznej fantazji; wyobrażenia o Jerozolimie - tej realnej i tej mitycznej - przeplatały się ze sobą, Wykorzystywali to duchowni i królowie, nawołując do krucjaty; tym zaś, którzy wyruszali w podróż, obiecywano krainę bajecznego bogactwa.
Pod wpływem takiej propagandy wielu krzyżowców roku 1099 faktycznie spodziewało się ujrzeć złote dachy mitycznego Jeruzalem. Zamiast tego musieli jednak siłą zdobyć "miasto wieczystego pokoju", nie znajdując tam ani złota, ani pokoju. Sytuacja państwa krzyżowców była również po podboju Jerozolimy bardzo krytyczna, pielgrzymi w każdej chwili musieli być gotowi do walki.
Wkrótce okazało się, że zdobycie miasta i jego utrzymanie to dwie zupełnie różne sprawy. Większość krzyżowców chciała tuż po wielkim zwycięstwie niezwłocznie wracać do domu, jedynie nikła mniejszość wyruszyła na wyprawę z zamiarem osiedlenia się tam na stałe. Przez pierwsze lata orszaki nowo przybyłych pielgrzymów równoważyły w chrześcijańskich szeregach liczbę krzyżowców powracających do domu, tak że siła wojsk Stacjonujących w Jerozolimie pozostawała niezmienna. Euforia sukcesów w Palestynie co roku porywała na zbrojną pielgrzymkę całe rzesze ochotników z Europy. Kiedy miasta portowe znalazły się w rykach chrześcijan, krzyżowcy nie musieli już pokonywać uciążliwej drogi lądowej.
Do Ziemi Świętej mogli teraz dotrzeć na pokładach okrętów. Podróż nadal jednak wiązała się z wieloma niebezpieczeństwami, ponieważ tłumy pielgrzymów stały się wkrótce łakomym kąskiem dla kierujących się mniej szlachetnymi motywami - złodziei i rabusiów. Główny szlak prowadził z portu Jafa przez Ar-Ramla do Jerozolimy, i zwłaszcza górzysty odcinek pomiędzy Ar-Ramla a Mountjoy zaroił się szybko od różnej maści rozbójników, tak że podróżni nie wyruszali już w drogy bez zbrojnej asysty.
Wielu kronikarzy wspomina o muzułmańskim napadzie na pielgrzymkę podążającą z Jerozolimy nad Jordan w Wielkanoc ] ] ] 9 roku. Incydent ów nie stanowił bynajmniej wyjątku w kontekście surowych obyczajów, panujących w Ziemi Świętej; okazał się jednak o tyle istotny, że poniekąd stał się bezpośrednim impulsem dla założenia zakonu templariuszy.
Brak bezpiecznej drogi między Zachodem a Orientem stanowił część diabelskiego kręgu: bez bezpiecznych dróg na nowo zdobyte tereny nie mogli docierać pielgrzymi, tak potrzebni do zasiedlenia tychże ziem. Jednak dopiero większa społeczność chrześcijan byłaby w stanie sama wyłonić uzbrojoną straż, która chroniłaby pątników przed atakami. Jeszcze w I] ] 5 roku król Jerozolimy Baldwin I skarżył się, że w Jerozolimie mieszka tak niewielu chrześcijan, że "ledwie zapełnić by nimi można jedną z głównych ulic".
Hugorl z Payns, szlachcic z Szampanii, dostrzegając wagę tego problemu, zdecydował się w roku] 119 na założenie organizacji militarnej, która miała w przyszłości zadbać o bezpieczeństwo na pielgrzymich szlakach. ###2. ZAŁOŻENIE ZAKONU Niewiele wiadomo o dokładnych okolicznościach towarzyszących założeniu zakonu. Brakuje jakichkolwiek zapisów współczesnych tamtym wydarzeniom. Przeważnie cytuje się tu kroniki arcybiskupa Wilhelma z Tyru, który jednak urodził się dopiero około 1130 roku i nie dysponował podaniami z pierwszej ręki.
Według jego Historii wydarzeń zamorskich (tytuł oryginału: Historia rerum in partibus transmaris gestarum) , powstałej w latach 1169-1184, kilku rycerzy ze szlacheckich rodów w 1118 roku złożyło w obecności Garimonda, patriarchy Jerozolimy, przysięgę życia według reguł św. Benedykta: w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie. Ponadto poprzysięgli oni uczynić wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo na drogach i chronić pielgrzymów przed atakami i zasadzkami niewiernych.
Jakub z Vitry, XIlI-wieczny biskup Akki przytacza kilka innych szczegółów, dotyczących powstania zgromadzenia: według niego "było to dziewięciu mężów, którzy powzięli tak święte postanowienie; przez dziewięć lat pełnili oni swoją służbę w świeckich szatach, które dostali od wiernych jako jałmużnę. Król, jego rycerze i patriarcha pełni byli współczucia dla tych szlachetnych mężów, którzy dla Chrystusa poświęcili wszystko". Porywająca historia. Niestety jednak od początku do końca zmyślona. Jakub z Vitry przejął w swojej Historia orientalis kilka danych z pism Wilhelma z Tyru i przyozdobił zdawkowe fakty kolorowymi detalami. Nie dysponował żadnymi innymi źródłami ani dokumentami. Liczbę rycerzy Jakub po prostu wymyślił. Wilhelm z Tyru mówił o dziewięciu rycerzach, którzy w 1128 roku ustanawiają regułę zakonu. Ponieważ jednak z całą pewnością wiadomo, że w latach 1119-1128 do zakonu wstąpiło kilku innych rycerzy, to dostrzec można oczywistą sprzeczność w doniesieniach obu kronikarzy.
Zbyteczne wydaje się jednak rozstrzyganie kwestii, który z nich ma rację, gdyż liczby dziewięć nie należy tutaj brać dosłownie. W średniowiecznej mistyce liczb trójka symbolizowała świętość (przypuszczalnie przez analogię do Trójcy Świętej) , natomiast trzy pomnożone przez trzy, czyli dziewięć, oznaczało najświętszą z liczb, będącą wyrazem doskonałości. "Dziewięć" nie oznacza więc, że rycerzy było dziewięciu, lecz po prostu "kilku" lub "kilkunastu". Poza tym nic więcej nie możemy powiedzieć na temat dokładnej liczby członków-założycieli zakonu.
Niektórzy współcześni autorzy interpretują tę liczbę dosłownie. Udało im się nawet ustalić listę nazwisk dziewięciu szlachciców, którzy mogli być przy tym obecni. Spekulacje te wydają się jednak zbyteczne, gdyż po prostu nie istnieją żadne dokumenty z czasów powstania zakonu templariuszy, które mogłyby albo poprzeć, albo obalić owe przypuszczenia.
Zostańmy więc przy obrazie nakreślonym przez Jakuba z Vitry, dobrze wiedząc, że jest on zmyślony: dziewięciu rycerzy żyło przez dziewięć lat w znoszonych szatach, które dostali jako jałmużnę. W tym kontekście ważny jest fakt, iż ślub ubóstwa odnosił się tylko do niektórych rycerzy, a nie do całego zakonu.
To właśnie dzięki wstępującym do zgromadzenia nowym członkom, którzy zapisywali templariuszom swoje dobra, już w kilka lat od chwili powstania zakon dysponował znacznym majątkiem. Ponadto już od 1119 roku zaczęły napływać darowizny - drugie istotne źródło zamożności zgromadzenia. Nawet Baldwin II, król Jerozolimy, śpiesznie oddał w ręce nowo powstałego zakonu swój pałac, a sam przeniósł się do nowej rezydencji w pobliżu Wieży Dawida. A ponieważ siedziba zakonu znajdowała się prawdopodobnie dokładnie w tym samym miejscu co Świątynia Salomona, rycerzy nazywano Braćmi (Strażnikami) Świątyni (łac. templum), Rycerzami Świątyni lub po prostu templariuszami; oficjalna nazwa zgromadzenia brzmiała: Ubodzy Żołnierze Chrystusa (Pauperes commilitones Christi templique Salomonici Hierosalemitanis).
Od kogo wyszła inicjatywa założenia zakonu? Oto, jak pisze o tym Wilhelm z Tyru: Rycerze złożyli śluby, następnie zaś "patriarcha i inni biskupi powierzyli im pierwszą misję na odpuszczenie grzechów", a mianowicie ochronę dróg. Obraz ten nie jest jednak wiarygodny. Bo gdyby templariusze faktycznie złożyli jedynie śluby ubóstwa, cnoty i posłuszeństwa, to byłoby to tylko przejęcie reguły benedyktyńskiej i nie miało w sobie nic szczególnego.
Można więc z całą pewnością uznać, że Hugon z Payns założył zakon specjalnie w celu ochrony dróg, a król Baldwin był tak zachwycony pomysłem Hugona, że spontanicznie oddał swój pałac na siedzibę zakonu.
Baldwin popierał templariuszy przypuszczalnie nie tylko dlatego, że obiecali podjąć się ważnego dla królestwa zadanie, lecz również z czysto politycznych względów. Szlachta Ziemi Świętej już od 1117 roku dążyła do większej niezależności od władzy królewskiej.
Baldwin miał jednak nadzieję, że przez swoje poparcie zyska sympatię templariuszy, by kiedyś móc ich wykorzystać jako przeciwwagę wobec szlachty. Wilhelm z Tyru celowo zresztą zniekształca prawdę, kiedy podkreśla, że templariusze musieli początkowo służyć królowi.
Krytykuje w swoim dziele bogactwo i arogancję zakonników i poucza ich, przypominając, jak ubogie były początki zakonu: bez środków do życia i pod cudzymi rozkazami. W pewnym sensie templariusze faktycznie podlegali zarówno patriarsze, jak i swojemu dobroczyńcy - królowi. Monarchy i templariuszy nie łączyła jednak relacja władczo-poddańcza, lecz raczej pewien rodzaj symbiozy: obie strony wiedziały, jak ważne mogą być dla siebie i starały się kształtować te stosunki jak najlepiej.
W jednym z wcześniejszych listów Hugon z Payns narzekał jednak, że współbracia niechętnie słuchają rozkazów panów innych niż mistrzowie zakonu. Louis Charpentier podaje całkiem inną wersję zdarzeń. według niego zakon został założony w zupełnie innym celu niż ochrona pielgrzymów. Właściwe zadanie templariuszy czekać na nich miało nie w Ziemi Świętej, lecz we Francji. Benedyktowi z Nursji - kanonizowanemu później założycielowi zakonu benedyktynów- w VI wieku wpaść miały w ręce tajne dokumenty, pradawne podania, "których mądrości od dawien dawna znane były tylko wtajemniczonym".
Benedykt wymyślił więc stan braci Świeckich: mnichów, którzy uczestniczyli w normalnym świeckim życiu i mogli w ten sposób dyskretnie rozpowszechniać owe mądrości, a których w razie zagrożenia ze strony jakiegoś władcy lub biskupa chronił zakon. Książęta bowiem, jak twierdzi Charpentier, wszelkimi sposobami starali się przeszkodzić w rozgłaszaniu tajemnej wiedzy wśród pospólstwa. Templariusze powołani zostali zatem - zgodnie z kilkusetnimi planami! - tylko po to, by chronić kaznodziejów, którzy opowiadali prostemu ludowi o tajemnicach starożytności. Niestety cały ten wywód Charpentiera to czysta spekulacja, nie dająca się wesprzeć żadnymi faktami.