Targ Mięsny. Ofiarą może być każda dziewczyna
Świat mody chętnie angażuje młode osoby. Często nieśmiałe, wrażliwe. Dopiero budujące poczucie własnej wartości. Oślepiając blaskiem fleszy, wykorzystuje ich naiwność. Nagradza, gdy decydują się na drakońskie diety. Naraża na przemoc seksualną. Utwierdza w przekonaniu, że ciało jest towarem.
"Targ Mięsny" opowiada historię Jany Novak, która w wieku 17 lat zostaje odkryta przez agencję modelek i błyskawicznie robi karierę. Choć brzmi to jak piękny sen, nastolatka szybko odkrywa pułapki branży mody. Uczy się, że nie należy wszystkim ufać. Staje się ofiarą molestowania, a kiedy mówi o tym w agencji, nie dostaje wsparcia.
Autorka książki - Juno Dawson - należy do grona najpopularniejszych współczesnych pisarzy dla młodzieży w Wielkiej Brytanii. W wieku 30 lat Juno podjęła decyzję o rozpoczęciu procesu zmiany płci. Nastoletnia bohaterka "Targu Mięsnego" ma androgyniczną urodę, ale nie jest osobą transpłciową.
Zdaje sobie jednak sprawę, że jej wygląd, tak pożądany w branży mody, nie powinien być źródłem odniesienia dla innych. Jednocześnie autorce zależało, by pokazać, że ofiarą może być tak na prawdę każda dziewczyna.
Zobacz: Paulina Gałązka: nas aktorki nazywa się histeryczkami, gdy wyznaczamy swoje granice
- Zdecydowałam, że Jana będzie ciskobietą, bo chciałam uważnie skupić się na historii jej wyzysku. Transpłciowe kobiety są czasami wykorzystywane, ale w nieco inny sposób. Zależało mi, gdy Jana pada ofiarą nadużyć, by czytelniczki i czytelnicy zdali sobie sprawę, że ofiarą może być KAŻDA dziewczyna, nie tylko transpłciowa - tłumaczyła pisarka w rozmowie z "Wysokimi obcasami".
Dzięki uprzejmości debiutującego na rynku wydawnictwu Books4YA prezentujemy fragment książki "Targ Mięsny" autorstwa Juno Dawson:
ŁOWCA
Dlaczego mężczyźni to takie świnie?
Jestem całkiem pewna, że ktoś nas śledzi. Znowu zerkam przez ramię i rzeczywiście, ten koleś wciąż za nami idzie. Co za zbok. Zauważyłam go po raz pierwszy, gdy wyszłyśmy z kibla i ruszyłyśmy w stronę rollercoastera Stealth. Skrada się za nami od tamtej pory. Ohyda. Przecież widać, że to szkolna wycieczka. Co jest z tobą nie tak? Śmierdzący drań, serio. (…)
Raz jeszcze zerkam przez ramię. On wciąż nas śledzi. Cholera. Na pierwszy rzut oka to gość koło trzydziestki. Nie na tyle stary, żeby mógł być moim ojcem, ale dużo mu nie brakuje. Skręcamy w alejkę prowadzącą do Swarma, zaprojektowaną tak, żeby wyglądała jak po inwazji kosmitów: słyszę syreny policyjne, widzę przewróconą karetkę i zwęgloną budkę telefoniczną. Całkiem to fajne, ale…
– Jana, czy ty mnie słu…?
– Okej… – przerywam jej, przyciskając się do jej boku – nie oglądaj się za siebie, ale myślę, że ktoś nas śledzi.
Oczywiście od razu się odwraca.
– Co takiego?!
– Laurel!
Przenosi wzrok z powrotem na mnie.
– O kim mówisz? O tym hipsterze?
– Tak – syczę. – Przysięgam, idzie za nami, od kiedy wyszłyśmy z kibla.
– Serio? Fuj! Co za oblech. – Tym razem to Laurel udaje, że odgarnia długie do pasa włosy i zerka ukradkiem za siebie. – O mój Boże, Jana, on idzie w naszą stronę!
– Co?
– Cześć! Przepraszam! – woła za nami mężczyzna. Co do licha? – Nie zatrzymuj się – mówię półgębkiem. Czasami robotnicy wykrzykują do nas z rusztowań rozmaite gówniane komentarze, ale jeszcze nikt tak bezczelnie za nami nie szedł. Trochę to straszne. A mogłoby się wydawać, że będziemy bezpieczne w piep*** parku rozrywki, co nie?
– Przepraszam, że zawracam wam głowę. Mogę z wami chwilę porozmawiać?
– Przekonajmy się, czego on chce. Może coś po drodze upuściłaś?
– Laurel, nie…
Za późno. Mężczyzna podchodzi do nas zamaszystym krokiem.
– O rety, ale jesteś szybka… próbowałem cię dogonić. – Zwraca się bezpośrednio do mnie. – Cześć, nazywam się Tom Carney i pracuję…
Rollercoaster przejeżdża tuż nad naszymi głowami i jego słowa toną we wrzaskach ludzi jadących kolejką. Podmuch powietrza nawiewa mi włosy na twarz.
– Co takiego?! – krzyczę.
– Pytałem, ile masz lat.
Laurel się krzywi.
– Jest dla ciebie zdecydowanie za młoda, oblechu.
Mężczyzna śmieje się i grzebie w swoim plecaku. Wyciąga wizytówkę i podsuwa mi ją pod nos. (…)
Mrugam, zdezorientowana. Jego usta poruszają się, ale kolejka znowu przemyka w pobliżu i nie słyszę, co mówi. – Przepraszam, co takiego?
– Pytałem, czy pracowałaś kiedykolwiek jako modelka? – powtarza.
Nie wygląda na pedofila, chociaż podejrzewam, że tylko ci najbardziej nieudolni dają po sobie poznać, że są zboczeńcami. Tak naprawdę przypomina homoseksualnego hipstera z Shoreditch: czapka typu beanie, okulary w plastikowych oprawkach, koszula w kratę i ruda broda. Założę się, że ma składany rower.
– Serio? – wtrąca Laurel z niedowierzaniem. – Jana?
Ignoruję jej komentarz, a w każdym razie staram się. – Nie – mamroczę.
Nienawidzę brzmienia mojego głosu, gdy się denerwuję. Staje się zbyt głęboki, jak u wielkiego faceta. Normalnie huczę niczym Hagrid.
– Czy kontaktowała się z tobą wcześniej jakaś agencja?
– Nie – zaprzeczam znowu tym męskim głosem. Czy on sobie żartuje? Agencja modelek? Chwileczkę, czy on przypadkiem nie szuka aktorek do filmów porno? Bo dosłownie nikt nie chciałby zobaczyć mojego płaskiego tyłka w pornolu.
– Wow. To mnie naprawdę dziwi – przyznaje Tom Carney. – ile masz lat?
– Szesnaście – odpowiadam.
Jest upalny, czerwcowy dzień, taki w sam raz na krem z wysokim filtrem. Uda lepią mi się od potu w dżinsowych obciętych krótkich spodenkach. Do tego mam na sobie T-shirt z Nirvaną oraz brudne converse’y, które dawno już przestały być białe. Właśnie zdaliśmy egzaminy i w nagrodę władze szkoły zabrały nas na wycieczkę do Thorpe Park. W powietrzu unosi się gęsty zapach balsamu opalania Hawaiian Tropic, waty cukrowej oraz hot dogów z musztardą i keczupem.
– Nie mów mu tego – syczy Laurel, ciągnąc mnie za rękę. – On może być pedofilem. Powinnyśmy poszukać nauczycielki.
– Macie absolutną rację, że zachowujecie czujność, po mieście kręci się sporo fałszywych łowców talentów, ale przysięgam, że ja się pod nikogo nie podszywam. Prestige to jedna z naj[1]lepszych agencji modelingu w Londynie. Możesz zadzwonić do naszego biura albo zajrzeć na stronę internetową. Jak się nazywasz?
Nie mam bladego pojęcia o modzie, ale nawet ja słyszałam o tej agencji, bo reprezentuje Clarę Keys. Kochamy Clarę Keys. To ziomalka z naszej dzielni.
– Nazywam się Jana. Jana Novak.
– Bardzo ładnie. Skąd jesteś?
Moje nazwisko zawsze prowokuje to pytanie.
– Z Battersea. Ale moi rodzice są Serbami.
– Fantastycznie. Wiesz może, ile masz wzrostu?
Za dużo, do cholery.
– Nie wiem – mówię, wzruszając ramionami.
– Chyba z metr osiemdziesiąt? – Taką mam nadzieję. Nie chciałabym być jeszcze wyższa. Zawsze się garbię, tak na wszelki wypadek.
Kolejny rozwrzeszczany rollercoaster przelatuje nam nad głowami.
– Słuchaj – zwraca się do mnie Tom – weź moją wizytówkę. Na odwrocie jest numer telefonu. Nie naciskam, ale jeśli chcesz, porozmawiaj z rodzicami i umówimy się na oficjalne spotkanie w biurze. (…)
– Ja? Jesteś pewien?
On znowu się uśmiecha.
– Jano, szczerze mówiąc, jestem zdumiony, że nikt nigdy wcześniej nie próbował cię zwerbować. Poproś rodziców, żeby się ze mną skontaktowali, w porządku? Życzę wam miłego dnia. Pamiętajcie o kremie z filtrem! – Żegna się i po chwili zostaje wessany przez tłum hiszpańskich turystów, a ja zastanawiam się, czy nie miałam przypadkiem halucynacji. Ach, to wiejskie powietrze.
– O mój Boże, Jano! Potrafisz w to uwierzyć?
Skoro Laurel też jest w szoku, to chyba naprawdę musiało się wydarzyć. Przeskakuje z nogi na nogę, jakby znowu chciało się jej siusiu. (…)
- To było to. Ten WIELKI MOMENT.
– Dlaczego był taki wielki?
– Bo… bo wtedy wszystko się zmieniło. – Na lepsze czy na gorsze?
– Jana?
– Na lepsze. Początkowo