Shania pogrzebała w swoich kieszeniach i wyjęła małą buteleczkę z jakąś substancją. Wlewając kilka kropel płynu w usta szlachcica, powiedziała:
– Po jaką cholerę żeś tam łaził, kretynie?! Nie masz nic innego do roboty, tylko wtykać nos tam, gdzie cię nikt nie prosi?!
Thomas po wypiciu kilku kropel oprzytomniał trochę, jakby przebudził się z letargu. Powiódł obłąkanym wzrokiem po pokoju i zatrzymał go na twarzy Szarookiej.
– Co cię podkusiło, Thomas, żeby węszyć w tych górach?
Szlachcic milczał.
– Co widziałeś i co słyszałeś?
[…]
Thomas usiłował zebrać myśli, ale te bezładnie kołatały mu się w głowie. Wściekła, trzęsąca nim Shania nie ułatwiała mu sprawy. Przypominał sobie swoją wędrówkę przez las, jakieś światło, strumyk, grotę, głosy. Obrazy jawiły się w jego pamięci nieskładne i rozmazane, zupełnie jakby próbował przywołać jakiś niedorzeczny sen.