Ta książka wyciągnęła ją z depresji
Była na życiowym zakręcie. Slogan. Ale wtedy pasował jak ulał. Nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią ojca, mąż stracił ważne kontrakty, a nią szarpały emocje. I wtedy zaczęła pisać. Wydała książkę i przeżyła zawód. To była spektakularna klapa. Mogła się załamać, a jednak się nie poddała. Od tamtych chwil, Anna Kasiuk wydała pięć książek. Poprawiła tę pierwszą, najważniejszą, która była, jak koło ratunkowe. Przed chwilą premierę miało ”Za zakrętem”. Ten jej, został daleko za nią.
Rachela Berkowska: ”Za zakrętem”, to historia z dreszczykiem. Ale dzięki tej książce pokonała też pani własny życiowy zakręt.
Anna Kasiuk: Postanowiłam pisać w momencie, kiedy życie moje zaczęło się gmatwać. Mąż miał problemy w pracy, stracił część kontraktów. W trudnych chwilach trzeba wspierać swoją połówkę, a ja nie bardzo umiałam. Chwilę wcześniej zmarł mój ojciec, co było dla mnie ciosem. I tak znaleźliśmy się na życiowym zakręcie, a ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nie chcąc być ciężarem, zaczęłam pisać. Nie myślałam wtedy o książce, to miała być moja terapia.
I jak ta terapia przez pisanie działała?
Schodziłam wszystkim z drogi, żeby swoim rozedrganiem nie mnożyć trudnych emocji. Zamykałam się wieczorami w pokoju, brałam kartkę, długopis i pisałam. W jakimś momencie zamieniłam papier na komputer. Znalazłam odskocznię od trosk. Mąż widział to i namawiał mnie, żebym wydała książkę. Mówił: ”Nie ma możliwości, żebyś teraz schowała to swoje pisanie do szuflady!”. Motywował, wspierał. Przecież to on miał prawo czuć się gorzej, a tu proszę, gorsze chwile przeżywałam ja. Pozwolił mi na to. Mamy troje dzieci. Dwóch młodszych chłopaków i kilkunastoletnią dziewczynę. Kiedy potrzebowałam chwili wyciszenia, zabierał synów na spacer (potrafią być nieźle absorbujący). W ten sposób, zajmując się w trudnych chwilach zupełnie innymi rzeczami, radziliśmy sobie z kryzysem.
(img|746495|center)
fot. iStock.com/jochoz
”Za zakrętem” zadedykowała pani ojcu.
To była książka, którą pisałam z myślą o nim. Powstała dlatego, że zabrakło mi taty. Miała premierę 5 lipca - nikt tego nie planował - 5 lipca tata obchodziłby urodziny. To on zaszczepił we mnie miłość do książek. Tata coś przeczytał, czytałam i ja. Całego Jacka Londona, Hansa Klosa w komiksach. Był takim filarem w moim rodzinnym domu. Tata bardzo chciał mieć syna, a urodziły mu się dwie córki, co zupełnie nie przeszkadzało w zaszczepieniu nam stricte męskich zachowań. Siostra grzebała w samochodach, prawo jazdy zdała śpiewająco, a ja czytałam. To od taty dostałam burę za pierwsze w życiu wagary. Zamiast na lekcje, poszłam wtedy do biblioteki, wypożyczyłam książki i wróciłam z nimi do domu. Nie mając pojęcia, że ktoś w nim jest (śmiech). Tato był ważny, był filarem, oparciem dla mnie, mamy, siostry i nagle, z minuty na minutę, go zabrakło. Miał 55 lat, był taki młody. Przeżywałam wtedy rozczarowanie. Byłam oburzona, bo tata obiecywał, że nigdy w życiu nas nie opuści! A tu nagle go nie ma. W kółko zadawałam
sobie pytanie - dlaczego został nam zabrany? To jeszcze nie był ten czas. I czułam się oszukana.
Oszukana przez Boga?
Miałam trochę pretensji. Teraz już tak nie myślę. Musiał minąć pewien czas. Ale wtedy, przyznaję, przychodziły takie myśli: Dlaczego żyją ludzie, którzy na to nie zasługują? A tu gaśnie świeczka cudownego człowieka, który miał jeszcze tyle przed sobą.
Pisanie pomagało uładzić emocje?
Pomogło przetrwać chwilę kryzysu. Bo zaraz wszystko wróciło na swoje tory. Problemy męża się rozwiązały. A we mnie obudziła się chęć tworzenia.
Wydaje pani tę książkę po raz drugi. Już raz ją wycofała z rynku. Co za historia się za tym kryje?
Pisałam ją cztery lata temu, w 2013 roku i w końcu, po namowach męża zdecydowałam się wydać. Wysłałam maszynopis do paru wydawnictw. Z taką myślą - poczekajmy chwilę, zaraz będę lśnić (śmiech). A tu cisza, mijały dni i nikt się nie odzywał. Zaczęłam się niepokoić. Założyłam konto na Facebooku i wtedy do mnie dotarło, że to nie będzie takie proste. Trzeba sięgnąć wyżyn, żeby przebić się przez sporą grupę takich, jak ja. Czekających na swoje pięć minut. W końcu zaczęły spływać odpowiedzi. Czytałam utarte regułki w stylu - dziękujemy, w tym roku zamknęliśmy już proces wydawniczy. Ale odezwały się też wydawnictwa self-publishingowe. Jedno - warszawskie - znałam. Pomyślałam, niech będzie i zdecydowałam się wydać książkę ze współfinansowaniem. Byłam przekonana, że jak wyłożę własne pieniądze, zostanę potraktowana z należną uwagą. Za coś przecież płacę. Ale to był błąd.
Co się wydarzyło?
Pani z wydawnictwa odzywała się do chwili, aż przelałam ostatnią transzę z umówionej kwoty. Wtedy kontakt kompletnie się urwał. W końcu książka wyszła, a ja natychmiast znalazłam w niej kilka niedociągnięć, literówek. Późniejszy kontakt wzięła na siebie wynajęta przeze mnie adwokat. Umowa została rozwiązana. Ale książki nie mogłam odpuścić. Była dla mnie zbyt ważna. No i wkręciłam się w pisanie. Skończyłam ”Piąte nie zabijaj”, bo taki miała początkowo tytuł. Zaraz przyszła mi do głowy kolejna historia i znów siadłam do komputera. Prawdę mówiąc, nie było wtedy siły zdolnej mnie od niego oderwać.
To się nazywa - odkryć w sobie pasję.
Dokładnie tak. Kiedyś słysząc słowa - robię coś z pasją, zastanawiałam się, a co jest moją? Czy to, że dbam o porządek w domu i odkurzam go dwa razy dziennie? No nie, to nie jest pasja. Od dwudziestu lat pracuję w korporacji. Wiele mnie nauczyła. Po drodze miałam różnych szefów. Nie powiem, że jej nienawidzę, lubię swoją pracę. Ale korporacja potrafi wpłynąć na życie prywatne, pożreć człowieka. Bo nie jest tak, że kiedy się z niej wychodzi, przestaje się o niej myśleć. Od momentu, kiedy zaczęłam pisać, coś się zmieniło. Kończyłam pracę ciesząc się, że mam jeszcze tyle godzin dla siebie i chcę je dobrze wykorzystać.
Wykorzystuje je pani. Napisała już pięć książek
Bo po tej pierwszej, potrzeba opowiadania wręcz we mnie kipiała. Bawiłam się wymyślając kolejne sceny. Historia opisana w ”Za zakrętem” jest fikcją, ale takie sytuacje, o których piszę się przecież zdarzają. Moja siostra pracuje w policji. Opowiadała mi o swojej pracy tyle, ile mogła. Pomogła w stworzeniu realistycznej intrygi. Mieszkam w Nowym Dworze Mazowieckim, to miasto swego czasu było pod wpływem dwóch mafii, pruszkowskiej i wołomińskiej. O zdarzeniach podobnych do tych, które opisuję, słuchałam od dziecka. Może dlatego ”Za zakrętem” jest tak wiarygodna. Wciąż potrafię szarpać śpiącego męża za rękaw i budzić go ze słowami: ”Wstawaj, muszę ci coś przeczytać!” A on niezmiennie mnie wysłucha, zastanowi się i powie, co myśli.
Pierwszy krytyk?
Fruwam, jak ten balonik wypełniony helem, a on, za sznureczek ściąga mnie na ziemię. Wiele podpowiada. Gotowych książek nie czyta, to nie jego literatura, ale jest świetnym konsultantem. I rośnie mu wsparcie. Nasza piętnastoletnia córka podsunęła mi dwa tematy, a teraz dociska, żebym się za nie wzięła. Słucham jej i serce mi rośnie. Świeża głowa, a jakich używa metafor, potrafi tak pięknie ująć myśli w słowa, że duma rozpiera.
Mąż nie czyta, bo to literatura kobieca? Mogłaby mu się spodobać, pisze pani z dreszczykiem, nie unika erotyki.
”O seksie nie powinno się rozmawiać. Te sprawy mają zostać za zamkniętymi drzwiami sypialni”, to zdanie mojej mamy. Nie uważam tak, absolutnie. W tej książce seksu jest bardzo mało, w ”Łowiskach” znajdzie go pani znacznie więcej. Odważniejszy, nie tak delikatny jak w ”Za zakrętem”. Ale i tu były głosy, które uznały, że nazbyt go widać. A dlaczego ma nie być widać? Lubię czytać o seksie, pisanie o nim nie sprawia mi problemu. A co do literatury, mówi się, że ta kobieca, to dolna półka, pisanie niewysokich lotów. Ale czasami takiego właśnie potrzebujemy. Każdy z nas mierzył się w życiu ze stratą. Liczymy się z tym, że bliskich, których mamy obok siebie, kiedyś zabraknie. Z tych, czy innych względów. Rozdzieli nas śmierć, czy rozstanie. Straciłam ojca, jestem po rozwodzie, wiem o czym mówię. W życiu spotykają nas sytuacje, na które nie mamy wpływu, a bolą nas okrutnie. I o tym jest moje pisanie. Może to nie jest górna półka, ale czy w szafie mamy wyłącznie szpilki Gucci? Czy może stoją tam też zwykłe trampki,
kolorowe conversy? Są buty na różne okazje i książki na różne potrzeby. Znalazłam wreszcie świetnie wydawnictwo, Novae Res dba o autorów. Moją stronę na Facebooku obserwuje prawie cztery tysiące osób. Zaczynałam od pisania sobie na pomoc, dziś mam grupę fanowską. To uskrzydlające.
Myślała pani o napisaniu scenariusza do ”Za zakrętem”? Chętnie obejrzałabym ekranizację tej historii.
Hm, no to teraz mam kolejne marzenie do spełnienia.
Anna Kasiuk ”Za zakrętem. Opowieść o miłości, która ocala”, Wydawnictwo Novae Res
(img|746491|center)
o autorce: Anna Kasiuk urodziła się i mieszka pod Warszawą. Na co dzień planistka w międzynarodowym koncernie. Swoją przygodę z pisarstwem rozpoczęła w 2014 roku, debiutując powieścią "Piąte nie zabijaj", która zajęła III miejsce w konkursie czasopisma Fanbook na najlepszą książkę.
Autorka bloga "Świat równoległy", gdzie zamieszcza swoje opowiadania, recenzje oraz relacje ze spotkań z autorami. Dotąd na rynku ukazały się cztery jej powieści:
Piąte nie zabijaj (2014)
Lewy brzeg (2015)
Mroki Łowisk (2016)
Jagoda (2017).