Trwa ładowanie...
fragment
23-05-2011 13:18

Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa

Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupaŹródło: "__wlasne
d1mnoc9
d1mnoc9

Pewnego niedzielnego popołudnia, zaledwie kilka godzin przed tym, jak został zatłuczony na śmierć w garażu przy plebanii kościoła św. Sebastiana w starym centrum miasta Gwatemala, biskup Juan Gerardi Conedera popijał szkocką w ogrodzie znajomego, bawiąc towarzystwo dowcipami. Biskup Gerardi słynął z opowiadania dowcipów, zawsze śmiesznych, czasem niewybrednych. Miał opinię chistoso, kawalarza. „Każdy, kogo spotkał, musiał wysłuchać świeżego repertuaru” – powiedział policjantom dwa dni później miejscowy wikary Mario Orantes Nájera. – „Szkoda, że go nie znaliście”. Gwatemalczycy podziwiają ludzi, którzy potrafią opowiadać chistes. Dobry chiste to również lekarstwo na strach, rozpacz i samotność jakich doświadcza się, gdy nie można powiedzieć tego, co się myśli. W nerwowej, nieprzyjemnej czy groźnej sytuacji Gwatemalczyk szybko rzuca chiste lub dwa, opowiadając je z namaszczeniem, ba, niemal recytując, a odpowiednie słowa podkreślając nie tyle intonacją głosu, rzadko podniesionego, ile gestami. Śmiech, nawet
wymuszony, ma w sobie coś wyzwalającego.
Gwatemalczycy od dawna uchodzą za ludzi chłodnych, skrytych, wręcz ponurych. „Mężczyźni bardziej wyniośli niż góry” – napisał Wallace Stevens, odwiedziwszy „obcą, arogancką, zieloną, rzeczywistą Gwatemalę”. Narodowy charakter Gwatemalczyków ukształtowały dwie różne, acz jednakowo pompatyczne i podatne na urojenia kultury: hiszpańska, katolicka, i pogańska Majów, a ponadto wieki okrucieństwa i izolacji. (U szczytu potęgi imperium hiszpańskiego statki rzadko przybijały do gwatemalskich wybrzeży, ponieważ ląd ten nie obiecywał zbyt bogatych łupów, zwłaszcza w porównaniu ze srebrem i złotem Meksyku i Ameryki Południowej). W 1885 roku nikaraguański polityczny banita i pisarz Enrique Guzmán określił Gwatemalę mianem niebezpiecznego, skorumpowanego państwa policyjnego, dysponującego taką armią szpicli, że „nawet pijany uważa, co mówi” – ten obiegowy pogląd nadal się utrzymuje, bo niezależnie od częstych zmian rządów, nigdy nie stracił aktualności.
Biskup Gerardi był potężnie zbudowany i wciąż sprawny fizycznie, choć miał już siedemdziesiąt pięć lat. Mierzył ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i ważył ponad sto kilogramów. Miał szerokie bary, wydatny czerwony nos i gęste, kręcone siwe włosy. Po jego śmierci przyjaciele wspominali nie tylko jego poczucie humoru i skłonność do alkoholu, ale także zamiłowanie do książek, zdrowy rozsądek i świetne rozeznanie w gąszczu gwatemalskiej polityki, które wyniosło go do rangi najbardziej zaufanego doradcy w tych sprawach arcybiskupa Próspera Penadosa del Barrio, człowieka znacznie mniej światowego. Penados otrzymał nominację arcybiskupią w 1983 roku i wkrótce potem ściągnął Gerardiego z politycznego wygnania w Kostaryce. Jako założyciel i dyrektor Gwatemalskiego Archidiecezjalnego Biura Praw Człowieka (Oficina de Derechos Humanos del Arzobispado de Guatemala – ODHA) Gerardi stał się jednym z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych rzeczników i przywódców Kościoła katolickiego.
Przyjęcie w ogrodzie – tego ostatniego popołudnia w życiu biskupa Gerardiego – odbywało się z okazji ukończenia prac nad liczącym tysiąc czterysta stron, czterotomowym raportem „Gwatemala. Nigdy więcej”, podsumowującym wyniki bezprecedensowego śledztwa w sprawie „zaginięć”, masakr, morderstw, tortur i codziennej przemocy, której gwatemalskie społeczeństwo doświadczało od początku lat sześćdziesiątych XX wieku, czyli w okresie, gdy prawicowe wojskowe dyktatury, a potem zdominowane przez wojskowych cywilne rządy, toczyły wojnę przeciwko lewicowym ugrupowaniom partyzanckim. Szacuje się, że w czasie tej wojny zginęło około dwustu tysięcy cywilów; formalnie zakończyła się ona w grudniu 1996 roku wraz z podpisaniem porozumienia nadzorowanego przez ONZ. Armia gwatemalska z łatwością wygrywała kolejne bitwy, ale zawarcie rozejmu z partyzantami stało się polityczną i gospodarczą koniecznością. Niemniej jednak warunki porozumienia sformułowano pod dyktando wojskowych, którzy zapewnili sobie i ugodowo nastawionym
oddziałom partyzanckim amnestię, chroniącą przed odpowiedzialnością za zbrodnie wojenne. Ta „pinata samowybaczenia” była złowieszczym początkiem ery, którą rzekomo miały cechować takie demokratyczne wartości, jak rządy prawa, sprawiedliwość oraz demilitaryzacja.
Porozumienie zaowocowało powołaniem komisji pod auspicjami ONZ – Komisji Historycznego Wyjaśnienia (Comisión para el Esclarecimiento Histórico) – która miała ustalić prawdę o zbrodniach przeszłości. Jednak wielu działaczy na rzecz praw człowieka, w tym biskup Gerardi, który uczestniczył w negocjacjach pokojowych, miało wątpliwości, czy oenzetowska komisja zdoła przedstawić pełny obraz zdarzeń. Komisja nie miała prawa ujawniać nazwisk osób naruszających prawa człowieka ani przypisywać komukolwiek odpowiedzialności za zabójstwa. Zeznania składane przed komisją nie mogły być wykorzystane w przyszłych postępowaniach sądowych. Natomiast ODHA pod kierownictwem Gerardiego przeprowadziło de facto równoległe, pomocnicze śledztwo pod hasłem Odzyskania Pamięci Historycznej (Recuperación de la Memoria Histórica, w skrócie REMHI), którego zwieńczeniem był właśnie ukończony w kwietniu 1998 roku raport „Gwatemala. Nigdy więcej”. Biskup Gerardi był autorem wstępu do tego raportu.
W środę 22 kwietnia biskup Gerardi, któremu towarzyszyli: Ronalth Ochaeta, trzydziestotrzyletni prawnik, dyrektor wykonawczy ODHA, oraz Edgar Gutiérrez, trzydziestosześcioletni koordynator REMHI, zwołał konferencję prasową, by wstępnie zapoznać dziennikarzy z treścią raportu. Kiedy jeden z nich spytał, czy autorzy podejmują jakieś specjalne środki ostrożności, Gerardi przekazał mikrofon Gutiérrezowi i nachylił się do Ochaety, szepcząc mu do ucha: „Qué vaina”, co trudno dokładnie przetłumaczyć, ale oznacza mniej więcej: „Niech to szlag”. Krótko po zabójstwie, Ochaeta zobaczył w gazecie zdjęcie wykonane moment później: biskup znów wyprostowany, z mocno zatroskaną miną.
Następnego wieczora, w czwartek 23 kwietnia, biskup Gerardi z współpracownikami zaprosili dziennikarzy i wpływowe osobistości na kolację do Pałacu Arcybiskupiego w rozległym kompleksie zabudowań katedry metropolitalnej, nieopodal kościoła św. Sebastiana. W czasie spotkania rozdano egzemplarze pierwszych dwóch tomów raportu „Gwatemala. Nigdy więcej”, zatytułowanych „Skutki przemocy” i „Mechanizm zastraszania”. Kiedy goście się posilali, biskup Gerardi wyjaśnił metodologię REMHI, a potem odpowiadał na pytania. W ciągu dwóch lat – powiedział – około ośmiuset osób przeszło intensywne przeszkolenie w zakresie przesłuchiwania świadków i rejestracji zeznań. „Facylitatorzy pojednania” z trzynastu ośrodków regionalnych zjeździli kraj wzdłuż i wszerz. Co najmniej sześciedziesiąt procent ludności Gwatemali to Majowie i to właśnie Majowie, zwłaszcza mieszkający na wsi, byli głównymi ofiarami wojny. Ponad połowę przesłuchań wykorzystanych w raporcie „Gwatemala. Nigdy więcej” przeprowadzono w piętnastu dialektach
Majów, pozostałe – w języku hiszpańskim.
W piątek 24 kwietnia odbyła się uroczysta prezentacja raportu. Przepastną świątynię – surowo monumentalną, noszącą ślady wielokrotnych trzęsień ziemi, stupięćdziesięcioletnią neoklasyczną budowlę – szczelnie wypełnili zagraniczni dyplomaci, politycy, członkowie organizacji pozarządowych, byli partyzanci, dziennikarze, działacze na rzecz praw człowieka i inni. Jedyną instytucją, której przedstawicieli zabrakło, chociaż powinni się byli zjawić, był rząd prezydenta Gwatemali, Álvaro Arzú Irigoyena.
W dwóch bocznych nawach zainstalowano telebimy, żeby wszyscy mogli obserwować uroczystości przy głównym ołtarzu. Mimo przygnębiającej zawartości raportu, nastrój był podniośle radosny. Wielu uczestników tego wydarzenia sądziło, że Gwatemala rzeczywiście znalazła się na progu nowej epoki. Zaledwie dwanaście dni wcześniej prezydent Arzú obwieścił w telewizyjnym orędziu, że Komisja Praw Człowieka ONZ skreśliła Gwatemalę z listy krajów, gdzie prawa te są najczęściej łamane, na której figurowała przez dziewiętnaście lat, co owocowało oenzetowskimi sankcjami, kłopotliwymi misjami obserwacyjnymi i okresowym zawieszaniem przez Kongres Stanów Zjednoczonych pomocy wojskowej (chociaż kontynuowano niejawną pomoc militarną świadczoną za pośrednictwem CIA i takich państw jak Tajwan czy Izrael, który, na przykład, wybudował gwatemalską fabrykę amunicji).
Po zawarciu porozumienia pokojowego, zdjęcie z Gwatemali odium „państwa zbójeckiego” utorowało drogę do wznowienia pomocy zagranicznej. Obecnie zaś Kościół w ramach projektu REMHI inicjował proces rozrachunku z przeszłością – rozrachunku, bez którego, jak ustawicznie podkreślał biskup Gerardi, nie uda się zszyć porozrywanej materii społecznej i sprawić, by łamanie praw człowieka nie było już chronione przez zmowę milczenia oraz system prawny, który pozwala niektórym instytucjom i grupom społecznym popełniać zbrodnie, jednocześnie gwarantując całkowitą nietykalność.
Tego wieczora przy katedralnym ołtarzu zgromadzili się biskupi z wszystkich diecezji uczestniczących w REMHI. (Tylko jedna z dwunastu diecezji nie wzięła udziału w przygotowywaniu raportu). O zabranie głosu poproszono również luterańskiego pastora.
Kiedy przystępowaliśmy do wykonywania naszego zadania, chcieliśmy poznać prawdę, by się nią podzielić
– powiedział w swoim przemówieniu biskup Gerardi.
Chcieliśmy poznać historię cierpienia i śmierci, odsłonić motywy, zrozumieć jak i dlaczego. Chcieliśmy opisać ludzką tragedię, objąć współczuciem ból i udrękę tysięcy zabitych, zaginionych, torturowanych […] Projekt REMHI to jak otwarcie okna na oścież, żeby ludzie wreszcie mogli swobodnie oddychać i rozmawiać, żeby mogli zbudować wspólnoty nadziei. Pokój jest możliwy, taki pokój, który rodzi się z prawdy wszystkich nas i każdego z osobna.
Po uroczystości wszyscy udali się na przyjęcie do Pałacu Arcybiskupiego. Cały tłum, w tym sześćset osób pracujących dla REMHI w terenie, wtłoczył się na jedno ze starych kolonialnych patio, by wziąć udział się tradycyjnym poczęstunku, złożonym z tamales i kawy, oraz pogratulować biskupowi Gerardiemu. Edgar Gutiérrez zauważył, że Gerardi szybko wycofał się na koniec arkadowych krużganków biegnących wzdłuż dziedzińca i stał pod filarem, w milczeniu obserwując zgromadzonych. Gutiérrez podszedł do biskupa i spytał, czy czuje się nieswojo w takim tłumie. Gerardi udał, że nie słyszy pytania:
– Cudowny wieczór. Oby nie padało – powiedział. – A ty, Edgarze? Poczyniłeś już przygotowania, żeby wyjechać z rodziną za granicę, podjąć studia i przeczekać burzę?
– Jaką burzę, monsenor? – zdziwił się Gutiérrez.
– Tę, która się rozpęta, gdy przeczytają raport.
– W takim razie mam jeszcze trochę czasu, monsenor – zażartował Gutiérrez.
W ostatnich tygodniach i dniach swego życia Gerardi kilka razy prosił młodych współpracowników, by przedsięwzięli środki ostrożności. Prosił Ochaetę, by się zorientował w możliwościach zdobycia stypendium na jakimś europejskim uniwersytecie lub pracy w jakiejś międzynarodowej organizacji. O własne bezpieczeństwo troszczył się mniej. Ostatecznie, Gwatemala wciąż była żarliwie katolicka, pomimo masowych konwersji na protestantyzm w ostatnich dekadach wojny. Gerardi z pewnością zakładał, jak wszyscy w jego otoczeniu, że pozycja w kościelnej hierarchii zapewnia mu wystarczającą ochronę.

Niedziela, 26 kwietnia, ostatni dzień życia biskupa Gerardiego, zaczęła się dość zwyczajnie. Margarita López, od ponad dwudziestu lat kucharka i gospodyni na plebanii, przyniosła poranną kawę – mocną, taką jaką lubił – do jego pokoju. Biskup Gerardi sypiał na prostym drewnianym łóżku. Na ścianie powyżej wisiał krucyfiks, w szklance z wodą na szafce nocnej leżała proteza dentystyczna. Pokój był skromnie umeblowany: półki na książki, biurko, wieża stereo i telewizor w narożniku. Biskup Gerardi przywdział sutannę, nałożył na palec ciężki pierścień biskupi i o siódmej odprawił mszę. Potem odwiedził go bratanek Javier z dziećmi. Wikary, ksiądz Mario, później wspominał, z jakim przejęciem biskup obserwował maluchy grające w nintendo w jego pokoju. Ksiądz Mario, który miał wtedy trzydzieści cztery lata a w parafii pracował od ośmiu, jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę na niecodzienny ubiór biskupa: niebieskie dżinsy i koszulę w biało-czerwoną kratę zamiast czarnego garnituru i koloratki.
Około jedenastej rano zjawił się Ronalth Ochaeta, by zawieźć biskupa Gerardiego do El Encinal, willowego osiedla na pobliskich lesistych wzgórzach, gdzie dr Julio Penados, brat arcybiskupa, wydawał przyjęcie z okazji ukończenia raportu. Najpierw pojechali do domu Ochaety, żeby zabrać jego żonę i dzieci – Gerardi nazywał je swoimi „wnukami”. Ochaeta, niski, korpulentny Metys o twarzy cherubinka, pracował dla ODHA od blisko dziesięciu lat i Gerardi, co często podkreślano, traktował go niemal jak własnego syna. W drodze na przyjęcie biskup wrócił w rozmowie do zdarzeń piątkowego wieczoru i rozradowany oświadczył: „Teraz mogę spokojnie przejść na emeryturę”. Bawił się z dziećmi Ochaety, nagradzając czekoladą te, które najlepiej naśladowały jego śmieszne miny.
Gośćmi na tym ostatnim niedzielnym przyjęciu byli głównie współpracownicy z ODHA i członkowie ich rodzin. Wielu z nich wspominało, że „Monse” – to skrót od Monsenor – tryskał energią, i komentowało jego swobodny ubiór: do dżinsów założył beżową marynarkę. Panie komplementowały go, że wygląda, jakby mu ubyło dziesięć lat. Było mnóstwo śmiechu, toastów, a później na stoły wjechała duszona wołowina z ciecierzycą. Niebo było nieskazitelnie błękitne, powietrze rześkie, przesycone wonią pinii i eukaliptusa.
Kiedy uczestnicy przyjęcia wracają pamięcią do tamtego wieczoru, naturalnie podkreślają szczegóły, które teraz, z perspektywy czasu, wydają się zwiastunami tragedii. Wspominają więc, że w pewnym momencie biskup Gerardi zwrócił się do Ronaltha Ochaety i Edgara Gutiérreza: „Wy dwaj nie powinniście ciągle trzymać się razem, bo powiedzą, żeście huecos” – gwatemalskie potoczne określenie homoseksualistów. Kiedy ucichły śmiechy, biskup upierał się, że wcale nie żartuje. „Pamiętajcie – ostrzegł – że zaraz się zacznie kampania oszczerstw”.
Wspominają, że głównym przedmiotem rozmów był oczywiście raport REMHI. „Wiemy, co się wydarzyło, ale nie wiemy, kto wydawał rozkazy – stwierdził biskup Gerardi. – Chyba powinniśmy ruszyć z nowym projektem, raportem o tych, którzy są najbardziej odpowiedzialni za zbrodnie wojenne”. Poczekał, aż do zebranych dotrze sens tych słów, a potem drwiąco zachichotał. Wtedy Gutiérrez rzucił: „Tak jest, monsenor, wtedy na pewno nas zabiją”.
I wspominają, że synek Edgara Gutiérreza spadł z huśtawki zrobionej z opony przywiązanej liną do konaru i tak mocno rozciął sobie wargę, że pozostałe dzieciaki podniosły wrzask: „Leci krew! Leci krew!”, i że wkrótce potem, około wpół do piątej, goście powoli zaczęli się rozjeżdżać. Na teściowej Gutiérreza, która przyjechała aż z Meksyku, przestrogi biskupa zrobiły takie wrażenie, że postanowiła zabrać trójkę wnuków z sobą.
Ronalth Ochaeta z żoną i dwójką dzieci odwieźli biskupa Gerardiego do jego mieszkania przy kościele św. Sebastiana, starej parafii we wciąż jeszcze głównie willowej dzielnicy w Zona 1 (miasto Gwatemala dzieli się na ponumerowane zonas, czyli „strefy”, przeważnie obejmujące kilka dzielnic – colonias lub barrios – które mają własne nazwy). Święty Sebastian był oddalony zaledwie o kilka przecznic od głównego placu z katedrą i Pałacem Kultury, jeszcze niedawno zwanym Pałacem Narodowym, siedzibą kolejnych dyktatorów. Między kościołem św. Sebastiana i pałacem znajdowała się rezydencja prezydenta Gwatemali. Ochaetowie z biskupem dotarli na miejsce między siedemnastą trzydzieści a siedemnastą czterdzieści pięć. „Ekscelencja nie ma już dzisiaj mszy?” – spytał Ochaeta. Biskup odparł, że o szóstej mszę odprawia ksiądz Mario. Przez chwilę rozmawiali o wyjeździe Gerardiego na środową konferencję w Meksyku i Ochaeta zapewnił go, że wszystkie formalności są załatwione. Biskup wysiadł z samochodu, odwrócił się, żeby
pomachać wszystkim na do widzenia, po czym wszedł do domu parafialnego.

Gdyby biskup Gerardi rzeczywiście myślał o przejściu na emeryturę – od czasu do czasu wspominał o takiej możliwości, chociaż większość jego znajomych sądziła, że jest człowiekiem zbyt aktywnym, zbyt oddanym pracy, zbyt ważnym dla arcybiskupa Penadosa i Kościoła, żeby się na to zdecydować – to ukończenie raportu „Gwatemala. Nigdy więcej” stanowiłoby logiczne i tryumfalne zwieńczenie ponad pięćdziesięciu lat kapłaństwa. Gerardi, syn włoskich kupców-emigrantów, znaczną część pierwszego dwudziestolecia pracy kapłańskiej spędził w ubogich, przeważnie indiańskich parafiach, by następnie, po przeniesieniu do stolicy, stać się kolejno współpracownikiem dwóch skrajnie konserwatywnych i politycznie wpływowych hierarchów – arcybiskupa Mariano Rossella i kardynała Mario Casariega – oraz objąć stanowisko kanclerza kurii. Jego nominacja w 1967 roku na biskupa diecezji Verapaz na północy kraju przypadła na szczególny czas: między zakończeniem Soboru Watykańskiego II (1965) a Konferencją Episkopatów Ameryki Łacińskiej w
Medellin (1968). Oba te wydarzenia, zwłaszcza medellińska konferencja, zaowocowały większą otwartością Kościoła na sprawy tego świata i zaangażowaniem kleru w pomoc najuboższym.
To, co w oczach wielu uchodziło za przejaw nowej, radykalnej teologii – na przykład reforma liturgii, która miała uczynić ją bardziej przystępną – młody biskup Gerardi najwyraźniej uważał za dowód zdrowego rozsądku. Diecezja Verapaz obejmowała urwiste, spowite chmurami góry, subtropikalne lasy deszczowe i żyzne wzgórza, gdzie uprawiano kawę. Od dawna służyła duchowym potrzebom nielicznej oligarchii – złożonej z plantatorów, z których wielu było potomkami dziewiętnastowiecznych niemieckich imigrantów – kosztem ludności wiejskiej, głównie Majów Kekczi. Przez całe stulecia Kekczowie, często nieznający nawet hiszpańskiego, mszy, skądinąd bardzo rzadko odprawianych w ich odludnych wioskach, mogli słuchać jedynie po łacinie. Biskup Gerardi pierwszy wprowadził majański do liturgii. Zachęcał swoich księży do nauki języka kekczi, sam zaś organizował i finansował kursy dla katechetów i pozostałych świeckich nauczycieli.

d1mnoc9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1mnoc9