Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:59

Szpieg w Jałcie

Szpieg w JałcieŹródło: Inne
dqr2jq3
dqr2jq3

Krótki zimowy dzień dawno już dobiegł końca, gdy samochód wiozący brytyjskiego premiera podjechał pod neogotycką bryłę pałacu Woroncowów. Kręta droga przez góry wyczerpała Churchilla fizycznie, a widok wszechobecnych spustoszeń jeszcze go przygnębił, więc wkraczając do przeznaczonego dlań apartamentu, stary mąż stanu był w bardzo złym humorze.
Dodatkowo zirytowała go informacja, że Sarah przydzielono pokój w innej części domu.
– Co to, do cholery, za pałac, gdzie moją córkę traktuje się jak obywatelkę drugiej kategorii i umieszcza w izdebce pokojówki?!
– Ze złością cisnął w Sawyersa czapką, lecz nie trafił.
Osunął się na okropny wielki fotel i zapalił cygaro. Westchnął i wydawało się, że wraz z tym westchnieniem ulatuje z niego resztka energii. Opuścił ramiona, zapadł się w sobie. – Co my tu, do diabła, robimy?
– Ratujemy świat. Przynajmniej tak mi pan powiedział w Chequers – odpowiedział Sawyers, szperając wszędzie w poszukiwaniu popielniczki. Gdy w końcu znalazł ciężkie kryształowe naczynie, stwierdził ze zdumieniem, że widnieje na nim carski herb Romanowów.
– Ratujemy świat? – parsknął Churchill. – Ale się nam nie udaje. Nawet gdybyśmy mogli, nie mamy czasu. Nie mamy czasu. – Popiół spadł mu na marynarkę, ale nie zwrócił na to uwagi. – Prezydent oznajmił, że zostanie tu tylko pięć, najwyżej sześć dni. Sześć dni! Podczas gdy my walczymy o życie od blisko sześciu lat. – W jego słowach pobrzmiewała gorycz. – Sześć marnych dni! Nawet Najwyższy potrzebował siedmiu.
– A pan potrzebuje kąpieli – odrzekł Sawyers.
– Cholera, potrzebuję się napić!
– Nie, potrzebuje pan kąpieli.
– Do diabła z twoją bezczelnością, Sawyers! Od kiedy to zacząłeś wydawać rozkazy?
– To prawda, być może jestem bezczelny, ale pan i tak potrzebuje kąpieli.
Coś w wyrazie niebieskich oczu kamerdynera i jego zaciśniętych ust sprawiło, że Churchill przestał protestować. Sawyers odkręcał już kurki, puszczając kaskadę wody do żeliwnej wanny, i kiwał na swego pana. Premier ciężko podniósł się z fotela.
– Dziwne rzeczy się tu dzieją – szepnął Sawyers, gdy Churchill się zbliżył. – Wydaje się, że pokój jest na podsłuchu.
– Co? Co takiego? Gdzie?
Kamerdyner przyłożył palec do ust.
– Podobno w lampce przy łóżku. I to nie wszystko. Odkąd przyjechałem, cały pałac pełen był rozlicznych robotników, ale tego ranka wszyscy się ulotnili jak dzieci, gdy zbiją szybę. Teraz mamy dziwnie wyglądającą służbę w białych kurtkach. Jeden od lunchu już trzy razy polerował balustradę przed drzwiami. Podejrzanie się zachowuje, tyle mogę powiedzieć.
Musi należeć do YMCA, czy jak to się tam nazywa.
– NKWD, ty cholerny głupcze – mruknął Churchill, ostentacyjnie bębniąc palcami w wannę, by narobić jeszcze więcej hałasu. – Zatem towarzysz Stalin jak zwykle coś knuje. Nie miałem co do tego cienia wątpliwości. – Policzki znów mu się zaróżowiły. – Gdzie, mówiłeś, jest ta pluskwa?
– W lampce na nocnym stoliku.
Churchill ciężko ruszył w stronę łóżka. Nie dotykając lampki, przyjrzał się jej dokładnie. Początkowo niczego nie zauważył, wkrótce jednak dostrzegł dodatkowy kabel biegnący do otworu w listwie przyściennej, a po chwili uważnego wpatrywania się – także malutki mikrofon, ukryty w skomplikowanym wzorze liści na podstawie lampki. Odetchnął głęboko, uniósł lampkę, by zajrzeć od dołu, a następnie głośno odśpiewał kilka pierwszych taktów Rule Britannia, tak chrapliwie i fałszywie, że Sawyers aż się skrzywił.
– Brytyjczycy nigdy, przenigdy nie zostaną niewolnikami! – krzyknął na użytek tego, kto go słuchał. A następnie wypuścił lampkę z rąk. Upadła na podłogę i rozbiła się w kawałeczki. – Cholera. Ale ze mnie niezdara. – Uśmiechnął się kwaśno do służącego. – No, Sawyers, mów. Skąd się o tym, do diabła, dowiedziałeś?
– Od polskiego hydraulika. Powiedział, że potrzebuje naszej pomocy.
– Każdy Polak na tej planecie potrzebuje naszej pomocy.
Gdyby to tylko było możliwe! Co jeszcze mówił?
– że gdybym był Rosjaninem, miałbym już stopień co najmniej pułkownika.
– Gdybyś był Rosjaninem, Sawyers, zostałbyś rozstrzelany za nieustanną niesubordynację. A teraz, jeśli to nie za wielki kłopot, co z moim drinkiem?
– Wie pan, co myślę? – odrzekł kamerdyner, nie ustępując pola.
– Co takiego?
– Że może rewolucja ma też jakieś dobre strony.

dqr2jq3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dqr2jq3