Trwa ładowanie...
30-09-2014 16:08

Szczęście jest reglamentowane - wywiad z Barbarą Kosmowską

"To mogła być przecież także moja historia" - z Barbarą Kosmowską, autorką powieści "Gorzko" rozmawia Ewa Jankowska.

Szczęście jest reglamentowane - wywiad z Barbarą KosmowskąŹródło:
dbyulev
dbyulev

"To mogła być przecież także moja historia" - z Barbarą Kosmowską, autorką powieści "Gorzko" rozmawia Ewa Jankowska.

Ewa Jankowska: Czy „Gorzko” nie jest nazbyt gorzkie?

Barbara Kosmowska: Dla wiecznych optymistów zapewne tak. Ale nauczona doświadczeniem, że nic nie jest wieczne, wybrałam „smak” życia bliższy mi niż słodycz. Prawdziwy i bez konserwantów.

Skąd pomysł na tę powieść? Czy historia wrażliwej dziewczyny z biednej rodziny, która wyjeżdża do miasta, by zmienić swój los, jest w jakiś sposób Pani bliska?

Tak. To mogła być przecież także moja historia. Mam świadomość, że wprowadziłam do powieści wątek wręcz banalny, niemal „obowiązkowe CV” prowincjonalnych uciekinierów. Oczywiście celowo. W tamtych czasach wszyscy byliśmy biedni na ten szczególny, peerelowski sposób. Chciałoby się powiedzieć: jednakowi. Jeżeli cokolwiek nas różniło, to właśnie siła marzeń i wrażliwość. To historia zdecydowała, że mój pomysł na powieściową „emigrację zdolności” jest tak mało twórczy, nazbyt zwyczajny. Ale też ja zdecydowałam, że właśnie o tej zwyczajności chcę napisać. Innym językiem, rzecz jasna. Swoim.

dbyulev

Dlaczego na czas akcji wybrała Pani właśnie PRL? Czy życie głównej bohaterki odbija się w tej szarej rzeczywistości?

Uczciwie byłoby powiedzieć, że PRL z racji urodzenia jest mi najbliższy. Jak na czas dojrzewania, to dość toporna i milcząca epoka, gdyby zestawić ją ze współczesnością. Zapewne jest taka z powodu swojego zawstydzenia. „Milcząca” nie oznacza „nudna”. Mam tę szczególną frajdę, że było mi dane obserwować dwie różne wolności. Tę „ezopową”, o którą dopominało się moje pokolenie i tę dzisiejszą, już udomowioną, obłaskawioną. Może to sentyment, może frazes, ale kiedyś było ciekawiej. Straszyło nas wszystkich wielkie tabu, ale my, pod tablicami pełnymi zakazów też smakowaliśmy życie, byliśmy niegrzeczni, błądziliśmy, zdani na samych siebie. I nie można było usiąść wygodnie na kozetce terapeuty. Pomyślałam, że sobie taką kozetkę zafunduję. Teresa na niej siedzi, a wraz z nią - nasze lęki, obsesje, nasz wstyd i poczucie winy.

Czy Teresa to ktoś, kogo Pani zna? Kim się Pani inspirowała przy tworzeniu tej postaci?

Znam Teresę doskonale. To ta dziewczyna z warkoczami, co siedziała na biologii pod oknem. Ale i ta śmiało ostrzyżona „na poziomkę”, co wymiatała na wuefie. I również ta, co to o niej myśleliśmy, że jest od nas lepsza. No i była. A trochę i mnie jest w Teresie. Zwłaszcza w scenach przyjaźni z babcią... Teresa ma wiele twarzy, ale na szkolnym tablo wygląda bardziej niż przeciętnie. Musi wyjechać, by urodzić się od nowa w kokonie Miasta, bo na oczach Miasteczka można się było co najwyżej szybko zestarzeć. Wiedziałyśmy o tym. Miałyśmy powojenne matki.

Ucieka z „Miasteczka”, a w rzeczywistości od narzekającej rodziny, ale jednak wciąż do niego wraca. Czym właściwie jest ta rodzina?

Z jednej strony koniecznością, okupywaną codziennymi traumami, jakie tylko najbliżsi są w stanie sobie zafundować, z drugiej ‒ komfortem trwałości, umowną legendą, w której muszą pojawić się nadludzie i nasza wiara, że my z nich...

Dlaczego uczyniła Pani babkę Teresy jej najbliższą osobą? Dlaczego z kolei rodziców dziewczyny uczyniła Pani tak obcymi?

Rodzinne miłości i relacje chodzą własnymi ścieżkami. Wychowuje się nas do obdarzania uczuciem najbliższych. Czasami jest to scheda nie do udźwignięcia. Można przekonać kogoś do zmiany fryzury, wizerunku, upodobań. W sprawie miłości i religii wydaje się to jednak niewykonalne. Teresie jest bliżej do babci. Zasługa starszej pani...

dbyulev

Teresa to miła, nieasertywna dziewczyna, która raczej płynie z nurtem niż się buntuje. Milczy niż krzyczy. Obserwuje i przeżywa niż próbuje za wszelką cenę coś zmienić. Mimo że jej życie nie jest ani łatwe, ani wesołe - nie narzeka. Czy na tym polega ludzki, kobiecy heroizm?

I na tym również. Pomimo zakrętów losu, jest jej ze sobą „po drodze”. Poza tym Teresa została tak, a nie inaczej wychowana. Asertywność dawniej była kiedyś tak samo mało znana, jak kosmetyki do higieny intymnej.

Wydźwięk powieści jest dość przygnębiający. Teresa musi stawić czoła wielu przykrym sytuacjom - bolesna inicjacja, nieodwzajemniona miłość, poczucie niedopasowania w rodzinie, strata dziecka. Odnosi się wrażenie, że to istny Hiob w spódnicy. Dlaczego uczyniła z niej Pani taką męczennicę?

Wcale nie chciałam! I nie uczyniłam! Myślę, że w butach bohaterki do dziś przechadza się kilka powojennych roczników, nie ubolewających wcale nad swym Hiobowym losem. Tak było, tak się żyło. Poza tym męczennica cierpi dla idei, a Teresa ma dystans do świata i siebie. Niczego nie traktuje w kategoriach katastrofy. I, jak sama Pani wcześniej zauważyła, „próbuje za wszelką cenę coś zmienić”. Hiob nie próbował, a Teresa walczy. Nie godzi się na żadne męczeństwo.

*Ile jednak trzeba wycierpieć. I jak się oszukiwać, zanim przyzwyczajenie obrośnie drugą, grubą skórą (...)” Chwil szczęścia w powieści jest jak na lekarstwo. Dopiero pod sam koniec pojawia się najjaśniejsze światełko w tunelu. Aż się popłakałam. Czy tylko miłość jest w stanie dać kobiecie pełnię szczęścia?*

dbyulev

To truizm, ale miłość jest najważniejsza. I bynajmniej, wcale nie chodzi o tę jej wersję romansową. Jeśli potrafimy kochać, choćby życie i siebie - wszystko jest do zaakceptowania. Często ci, którzy najbardziej cierpią, najpiękniej potrafią cieszyć się życiem.

Czy ma Pani również w swoim życiu taką jedną niespełnioną miłość, która wierzy Pani, że po latach wróci i będzie mogła się spełnić? A może wydarzyło się to naprawdę?

Wydarzyło się naprawdę. I długo trwało. Tak długo, aż zapomniałam, że szczęście też jest reglamentowane.

Mężczyźni w Pani powieści upokarzają, porzucają, zdradzają, zadają ból, odchodzą lub po prostu - do niczego się nie nadają. Dlaczego w taki sposób ich Pani przedstawia?

To powieść o kobietach. Tym razem mężczyźni pozostają w ich cieniu, ale wcale nie są tacy beznadziejni. Ojciec Teresy dojrzewa do buntu, wcześniej zdominowany krzykliwą żoną i córkami. Adam jest ofiarą jakże częstej „komedii omyłek” wynikającej z zakłóceń w miłosnej komunikacji. A pozostali? Jak w życiu. Zresztą nie jest tak, że panie są idealne. Wiele moich drugoplanowych bohaterek zmaga się ze znacznie większymi niż oni przywarami. Są tam przecież kobiety uzależnione od mężczyzn, słabe, niepewne i z porcelany. Słowem: uczciwie przedstawiony świat, w którym ściera się z sobą nie płeć, a ludzkie słabości.

dbyulev

Mimo to, ta płeć znacząco różnicuje pozycję kobiety i mężczyzny. Wszystko zaczyna się już w pierwszej scenie, która urasta wręcz do rangi symbolu – inicjacja seksualna rodzi wyłącznie upokorzenie i wstyd. Władza mężczyzny nad kobietą jest niepodważalna.

Nic bardziej mylnego! To Teresa decyduje o miłosnych zmaganiach i wybiera takiego partnera, który zapewni jej dyskomfort i upokorzenie. W ten sposób mści się, bierze odwet za swą sponiewieraną, jak sądzi, pierwszą miłość. Jeśli zaś chodzi o wstyd, to kilkadziesiąt lat temu był jedynym dostępnym ogólnie środkiem antykoncepcyjnym. Jakie czasy, takie środki...

O kim Pani myślała, pisząc tę książkę i do kogo ją Pani kieruje?

Myślałam o tych wszystkich Lidkach, Jolkach i Teresach. O kobietach, wśród których sama dojrzewałam do swojej kobiecości. A książkę dedykuję tym czytelnikom, którzy w szarości lubią odnaleźć pozostałe kolory życia.

Jakiego rodzaju ślad chce Pani pozostawić w czytelniku?

Nie mam już takich oczekiwań. Chcę, żeby każdy, kto przeczyta książkę, miał prawo ją znielubić lub się zachwycić. Ucieszę się, jeśli wzruszę lub poruszę. Czegóż więcej pragnąć?...

dbyulev

Czy Pani zdaniem współcześni czytelnicy będą w stanie identyfikować się z bohaterami Pani powieści czy jest to raczej historia, którą należałoby wyłącznie wspominać i pozostawić w przeszłości - jak PRL?

Nie odpowiem. Nie wiem. Ale jeśli identyfikują się ze światem wampirów i wilkołaków, jest szansa, że się także odnajdą w realistycznym świecie babć i dziadków.

Czy pisała Pani tę powieść w jakimś wyjątkowym momencie swojego życia?

Tak. Bo każdy moment naszego życia jest wyjątkowy, tylko wcześniej tego nie wiemy. Książka powstała w takim właśnie momencie.

Jakiego rodzaju ślad pozostawiła ta powieść na Pani?

Lubię ją. Przypomina mi szczególnie wzruszające wieczory, gdy dzieliłam się pisaną opowieścią z kimś najbliższym. A że ją lubię, to już wiele. Na ogół, gdy kończę powieść, jesteśmy już różne, ona i ja. Nie tym razem.

dbyulev

„Gorzko” to kolejny krok w Pani twórczości pisarskiej. Jaki to krok?

Śmiały. Osobiście bolesny. Potrzebny, bo przynajmniej wiem, że nie stanęłam w miejscu, jak rzeczona w powieści żona Lota.

Czy spala się Pani w pisaniu?

Tak. Choć i powstaję, jak feniks. Za to spalam nieprzyzwoite ilości papierosów i tu już nie mam żadnej anegdoty, która by mnie usprawiedliwiała.

W którym momencie wiedziała Pani, że będzie pisarką?

Do dziś się kryguję, mawiam, że jestem autorką. Ale sama zaczynam w to nie wierzyć. Czuję się pisarką od niedawna.

Uczyła Pani w szkole, pisze Pani książki dla młodzieży. Co Pani sądzi o młodych ludziach? Są zdolni do głębokiej, trudnej refleksji, jaką Pani funduje książką czy raczej nastawieni na łatwe emocje, rozwiązania?

Są, paradoksalnie, często dojrzalsi od nas, niby dorosłych. Jestem spokojna o ich kontakty z literaturą. Zwłaszcza, że książka zaczyna być artykułem luksusowym, dla wybrańców, a ja stawiam na jakość. Ilość jest ważna tylko podczas połowów i polowań.

Jakiego rodzaju książek brakowało Pani w Pani wczesnej młodości, okresie dojrzewania, dorastania?

Takich typu „Buszujący w zbożu”, tyle że w polskich realiach. Nie uczono nas buntu, samodzielności, odwagi ujawniania się z własnymi potrzebami, a już największym zaniechaniem było pozbawienie nas indywidualizmu. Książki z dzieciństwa i młodości były całym moim wielkim światem, ale wyobrażenie o nim mocno weryfikowało ówczesne życie. Tyle, że nie narzekam. Im mniej samodzielna byłam kiedyś, tym bardziej staję się taka dzisiaj.

Na Facebooku wciąż pojawiają się listy 10 książek, które wywarły największy wpływ na użytkowników portalu. Jakie książki znalazłyby się w Pani dziesiątce?

Tylko dziesięć? Jak je wybrać spośród tak wielu? „Dzieci z Bullerbyn” ‒ nauczyły mnie czytać. Ania z Zielonego Wzgórza ‒ uciekać na wagary do innego kraju. „Sto lat samotności” ‒ nauczyłyo myśleć. „Zabić drozda” to lekcja wrażliwości. „ Anna Karenina”, „Lalka”, „Pani Bovary” - obowiązkowy tryptyk. Literacki wstęp do „życia w rodzinie”. Wiersze Szymborskiej ‒ wciąż pozostawiają ślady. "Wojna polsko-ruska" ‒ radość z inteligentnej książki. "Pod wulkanem", ale i "Tysiąc spokojnych miast" i "Kamień na kamieniu". Cała składam się z piękna tysiąca książek, choć to światło odbite.

dbyulev
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dbyulev

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj