Kot usiadł na ławce, żeby zebrać myśli.
Jeżeli wierzyć informacji w gazecie, z uniwersytetu ponownie skradziono pięć figurek. Co się nagle stało? Przez tyle tysięcy lat leżały spokojnie w grobowcu faraona i nikt się nimi nie interesował. Od czasu, gdy odnalazł je tata Maurycy, wszystko wskazywało na to, że złodzieje ustawili się po nie w kolejce. Kto to zrobił tym razem? Dostęp do sejfu mieli tylko profesorowie uniwersytetu. To znacznie ograniczało listę podejrzanych. Po ostatniej kradzieży profesor Wykop siedział w więzieniu. Tata Maurycy i wujek Jerzy byli w podróży dookoła świata. Pozostali jeszcze profesorowie Skarbek i Łakomiec. Zdaniem kota, profesora Łakomca można by było podejrzewać co najwyżej o kradzież pączków z cukierni, ale nie o włamanie do uniwersyteckiego sejfu. Ale kto to wie, nawet koty się czasem mylą. Na pewno warto z nimi pogadać.
Kto jeszcze mógł coś wiedzieć o kradzieży? Oczywiście porucznik Sfinks. Na pewno on prowadził śledztwo. Sęk w tym, że nie należał do zwolenników kota. Co gorsza, musiał otrzymać już list gończy wysłany z Paryża. W przypadku spotkania szybciej by zwierzaka aresztował, niż chciał z nim rozmawiać.
Zanim kot zdążył dojść do jakichś odkrywczych wniosków, jak z katapulty wyleciał w powietrze. Zderzenie z rosnącym przy ławce drzewem nie byłoby dla nikogo miłe. Próbując uchwycić się pazurami kory, powoli osunął się na ziemię. Świat wirował wokół jego głowy.
- Co to było? - zaczął się zastanawiać. - Chyba nie atak kosmicznych myszy?
Oszołomiony spojrzał na ławkę, na której siadło właśnie dwóch panów o wyglądzie niewzbudzającym zaufania.
- Widziałeś, Józek, jak rzuciłem tym kotem?
- No, latał wokół drzewa jak Tabaluga - przytaknął Józek.
- Niech na drugi raz głupie zwierzę wie, że ławka jest do siadania dla ludzi, a nie dla kotów.
„Głupie zwierzę” chciało zaprotestować, ale jego zainteresowanie wzbudziła dalsza część rozmowy dwóch dżentelmenów.
- Obrobiliśmy gościa na cacy. Nawet nie zauważył, jak mu wyjąłem portfel - odezwał się jeden z nich.
- No - przyznał jego kumpel - facet był niezła gapa, nic nie zauważył. Dawaj, Józek, zobaczymy, co ma w środku.
Józek wyjął z kieszeni portfel i otworzył.
- Całkiem nieźle, jest sporo grosza i jakieś wizytówki. Rysiu, zobacz, obrobiliśmy doktorka.
- Pokaż - zainteresował się Rysio. - Ale heca, faktycznie. Patrz, nawet jest wizytówka, możemy do niego zadzwonić zapytać, jak się czuje bez portfela.
Józek wyjął z kieszeni telefon komórkowy i położył na ławce razem ze znalezioną w portfelu wizytówką.
Słuchając tej rozmowy, kot zdał sobie sprawę, że ma do czynienia ze zwykłymi złodziejaszkami. Nagle doznał olśnienia. Kto może najwięcej wiedzieć o kradzieży egipskich figurek? Na pewno wszyscy złodzieje o tym rozmawiają. Wystarczy posłuchać. A gdzie spotykają się najważniejsi przestępcy w mieście? Oczywiście w restauracji Pasiaczek.
Chciał już ruszyć w drogę, ale przypomniał sobie o Józku i Rysiu. Nie, tej sprawy nie można było tak zostawić. Cichutko podszedł do ławki, wziął leżący tam telefon i wizytówkę, cofnął się i zniknął za drzewem.
- Doktor Kozłowski, czym mogę służyć? - usłyszał w słuchawce. Tak, to musiał być właściciel portfela. - Dzień dobry, panie doktorze - przywitał się. - Chciałbym zapytać, czy nie skradziono panu przed chwilą portfela?
- O rany! - krzyknął doktor. - Nie ma go! Jak ja teraz pojadę na kongres?
- Wydaje mi się, że mogę panu pomóc - pochwalił się kot. - Właśnie podsłuchałem dwóch mężczyzn, którzy rozmawiali o tym, że ukradli pański portfel. Pozwolę sobie opisać miejsce, gdzie może pan ich znaleźć.
Gdy kot skończył rozmawiać, usiadł za drzewem, czekając na rozwój wydarzeń. Nie minęły trzy minuty, gdy zobaczył biegnących w stronę ławki dwóch policjantów w towarzystwie pana z walizką w ręku.