Sprawa Barbary Ubryk. Seks stał się obsesją zakonnicy
Historia Barbara Ubryk, którą siostry przetrzymywały w celi z zamurowanym oknem przez ponad 20 lat budzi ogromne kontrowersje. Dlaczego tak się stało? Diagnoza lekarzy brzmiała: erotomania.
"Barbara spowiadała się pewnego razu aż piętnaście godzin" – pisze Natalia Budzyńska w nowo wydanej książce "Ja nie mam duszy. Sprawa Barbary Ubryk, uwięzionej zakonnicy, której historią żyła cała Polska".
"Jednego dnia osiem, drugiego siedem. Sama ledwo żyła, podobnie jak ojciec Dominik, spowiednik od dominikanów (…) Zauważono też, że Barbara, mimo tak częstych i intensywnych spowiedzi, wcale nie chce przyjmować komunii świętej. A potem zaczęła się śmiać".
Zobacz: Pokazał, jak żyją zakonnice za murami klasztoru. Z kamerami spędził z nimi 9 dni
Naga i śpiewająca
"Był to śmiech nagły, dziwny, wybuchowy, bez żadnego widocznego powodu. Jego ataki dopadały Barbarę w momentach zupełnie nieodpowiednich, często w chórze podczas Liturgii godzin lub cichej modlitwy myślnej. Nie potrafiła zachować powagi, kręciła się i wierciła, była podniecona, nadaktywna" – wspominały siostry z zakonu karmelitanek bosych w Krakowie, do którego należała Barbara.
Wydaje się, że jej historia zaczęła się bardzo niewinnie. W 1840 r. Barbara Ubryk (właściwie to Anna, Barbara to jej imię zakonne) wstąpiła do nowicjatu. Rok później przyjęła śluby wieczyste. Związała się już na zawsze z zakonem, w którym panowały ostre reguły. Siostry nie miały kontaktu ze światem zewnętrznym.
Barbara była lubiana, bardzo pobożna. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy siostry zaczęły dostrzegać jej dziwne zachowanie.
Wybuchała dzikim śmiechem, pluła na siostry, miała przywidzenia. Napady obłędu były coraz częstsze. Zakonnice bały się, że Barbara odbierze sobie życie lub podpali je.
Latem 1849 r. wydarzyło się coś, co zmusiło zakonnice do tego, by zamknąć Barbarę w karcerze.
Ubryk z krzykiem wybiegła z chóru na korytarz, weszła do swojej celi i zablokowała drzwi. Kościelny: "Pochwyciłem tedy siekierę, wyważyłem drzwi bez wielkiego natężenia, poczem ujrzałem ową Barbarę Ubryk tańcującą w celi całkiem nagą i śpiewającą".
Szał maciczny, erotomania, obłęd
Barbarę nie od razu zamknięto na amen w karcerze. Wychodziła na spacery, przychodziły do niej inne siostry. Tyle że było z nią coraz gorzej i gorzej. Wybijała szyby i kaleczyła się odłamkami szkła. Trzeba było w karcerze rozmontować piec, bo podobno wyrywała kafle i rzucała nimi w zakonnice.
Ubryk zniszczyła łóżko, więc wrzucano jej tylko co jakiś czas słomę, z której robiła sobie legowisko. Nie miała nawet toalety. Któregoś razu Barbara próbowała wcisnąć się w otwór na fekalia, bo uważała, że idzie do czyśćca.
Była agresywna, a seks stał się jej obsesją.
Czytając opisy jej zachowań można mieć przed oczami sceny z filmów o opętaniach.
Barbara rozbierała się, wyginała naga, trzymając się krat okna, śpiewała sprośne piosenki, wyzywająco uwodziła chłopaków pracujących w ogrodzie. Na zakonnice wołała "k…wy", a gdy widziała kościelnego, krzyczała, że uprawiała z nim seks.
Zakonnice zdecydowały się w końcu zamurować jej okno, by nie szerzyć zgorszenia.
Budzyńska wspomina słowa jednej z sióstr w książce: "Z początku dawano jej jeść przez drzwi. Kiedy jednak razu jednego Barbara siostrę Martę, która jej jeść zaniosła, pochwyciła za gardło, powaliła na ziemię, darła jej szkaplerz i welon, czego ja sama byłam świadkiem, bo nawet siostrę Martę obroniłam, od tamtego czasu wyrżnięto otwór w drzwiach zasuwany, którędy jej jeść podawano, i drzwi pierwsze dodano, ażeby w ten sposób głos jej się na korytarz nie rozchodził".
Doktor Szymon Wróblewski uważał, że Barbara "cierpi na chorobę umysłową zwaną erotomania". Taka "diagnoza" się przyjęła. Mówiło się, że to "szał maciczny", obłąkanie miłosne.
Dziś wiadomo, że zachowanie hiperseksualne są tylko jednym z objawów problemów psychicznych, a nie chorobą samą w sobie. Wtedy taka diagnoza wystarczyła…
60 pijawek
Dlaczego Barbary od razu nie przewieziono do szpitala psychiatrycznego tylko latami trzymano w celi z zamurowanym oknem? Karmelitanki bose nie mogą ot tak opuścić zakonu. Na wyjście na zewnątrz klasztoru muszą zezwolić najwyżsi rangą zwierzchnicy. To jedno.
Mówi się też, że siostry nie chciały zwracać uwagi społeczeństwa na Barbarę. Przełożona miała nadużywać swojej władzy nad nią i przetrzymywać, by nie generować dodatkowych problemów.
Wiadomo, że Ubryk próbowano leczyć. Z książki dowiadujemy się, że przystawiano jej pijawki, stawiano bańki, upuszczano krwi, dawano rozliczne lekarstwa, kąpano w zimnej wodzie.
Wątek pijawek jest chyba najbardziej szokujący. Autorka książki wspomina, że owszem – taka praktyka istniała w tamtym czasie – ale pacjentom przystawiano co najwyżej 6 pijawek. Barbarze aż 60, z czego wiele w miejsca intymne.
W ostateczności Barbara trafiła do szpitala. Ważyła wtedy zaledwie 34 kg. Nie zachowała się jej karta medyczna, z której możnaby dowiedzieć się czegoś obiektywnego o jej stanie.
Nikt nie próbował ustalić, co tak naprawdę przeżywała Barbara. Czego się bała? Skąd wzięły się te erotyczne fantazje? Są teorie, że być może została w młodości zgwałcona lub wykorzystana seksualnie, ale to tylko teorie. Nikt nic nie ustalił. Za to najgłośniej mówiło się o tym, kto jest tu odpowiedzialny.
Proces, zamieszki i legendy
O Ubryk w końcu dowiedzieli się mieszkańcy Krakowa, w którym to znajdował się klasztor.
Sprawę przedstawiono tak, że to siostry zakonne, a w ogóle to cały Kościół katolicki, był winny. Siostry więziły Barbarę i nieludzko traktowały - to był argument za protestami.
Doszło do tego, że 24 lipca 1869 r. kilkutysięczny tłum szturmował klasztor. Konieczna była… interwencja szwadronu huzarów, żeby zamieszki nie skończyły się jakąś tragedią.
Dwa dni wcześniej aresztowano przeoryszę zakonu i jej poprzedniczkę. Sąd argumentował, że ich postępowanie było nieludzkie i działały na własną rękę, bez zgody psychiatrów. Powołani do zbadania sprawy lekarze stwierdzili w raporcie, że gdyby Barbara była leczona w odpowiedni sposób, to miałaby szansę wyzdrowieć.
Siostry broniły się, że sporo osób wiedziało o istnieniu Barbary i jej chorobie. Podkreślały, że przecież opiekowały się nią i karmiły. Więzienie? To przecież była powszechna praktyka w przypadku osób chorych psychicznie. Bezprawne ograniczenie wolności? Osoby chore psychicznie nie podlegały Ustawie Karnej, która wtedy obowiązywała.
Zakonnice nie zostały ukarane. Ubryk zmarła w zakładzie dla umysłowo chorych. Miała 81 lat.
Ale historia żyła jeszcze długo. I dotarła nawet daleko za granicę.
Sprawa Barbary wpisywała się idealnie w antyklerykalne nastroje w Europie. Podawano to za przykład przestępstw popełnianych przez kler. Z drugiej strony historia obrosła w... miłosne legendy! W Portugalii przedstawiono to jako tragiczną historię kochanków ("A Freira no Subterrâneo. Romance histórico", czyli "Zakonnica w podziemiu. Historyczny romans").
Podobnie pokazano to we Włoszech ("La monaca di Cracovia Barbara Ubryk" i "L’abadessa Teresa Wenzick"). W włoskiej wersji historii Barbara była córką hrabiego i zakochała się w biednym studencie. Ojciec wydał ją jednak za księcia, w którym podkochiwała się Teresa Wenzick. Gdy Barbara uciekła do klasztoru, jej przełożoną została… Teresa. Wenzick chciała się zemścić na dziewczynie i więziła ją w celi. Potem wszystko kończy się szczęśliwie, bo Barbara uciekła i odjechała z ukochanym do Ameryki.
W Kanadzie np. uznano, że Barbara pewnie była ofiarą księdza-gwałciciela, który nachodził ją w celi i zmuszał do zachowania tajemnicy. W końcu oszalała. Mity krążą do dziś.
Więcej szczegółów tej historii znajdziecie w książce "Ja nie mam duszy. Sprawa Barbary Ubryk, uwięzionej zakonnicy, której historią żyła cała Polska". Natalia Budzyńska wykonała tytaniczną pracę, przekopując się przez archiwalne materiały o Ubryk. Książka dostępna w księgarniach od 29 stycznia 2020 r.