Spokojny sen Anny
- Mariusz nie jest psychopatą, ludzie nie biorą pod uwagę, że po pierwsze te zabójstwa były dawno, a po drugie nie wiadomo kim obecnie byłyby te dzieci - mówi o Mariuszu Trynkiewiczu, zabójcy skazanym za zamordowanie czterech chłopców, jego żona Anna.
Z kobietą rozmawiała Justyna Kopińska , autorka książki * „Polska odwraca oczy” .Jej fragment publikujemy dzięki uprzejmości autorki i wydawnictwa Świat Książki*.
Według rankingu Google najczęściej zadawane w Polsce pytanie w ciągu ostatnich dwóch lat to: „Gdzie jest Mariusz Trynkiewicz?” 54-letni dziś Trynkiewicz latem 1988 roku zabił czterech chłopców. Jedenastoletniego Tomka, dwunastoletnich Krzysia i Artura oraz trzynastoletniego Wojtka. W czasie procesu biegli orzekli, że Mariusz jest poczytalny, ma bardzo wysoki iloraz inteligencji, a jego zachowanie cechował sadyzm i pragnienie zaspokojenia popędu seksualnego.
Rok wcześniej Trynkiewicz został skazany na dwa i pół roku więzienia za czyny lubieżne z chłopcami. W czasie przepustki, której udzielono mu z powodu choroby matki, zwabił do domu w Piotrkowie Trybunalskim chłopca, którego udusił. Trzy tygodnie później zabił nożem trzech kolejnych chłopców. Ciała wszystkich ofiar zakopał w lesie. Odnalazł je grzybiarz.
W 1989 roku Trynkiewicz został skazany na czterokrotną karę śmierci. Na mocy amnestii kara została zmieniona na 25 lat więzienia.
W lutym 2015 roku wyszedł na wolność. Już miesiąc później na mocy tzw. ustawy o bestiach [ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, które zagrażają życiu lub wolności seksualnej innych] został tymczasowo przewieziony do Gostynina, zamkniętego ośrodka dla osób stwarzających zagrożenie. Nie wiadomo kiedy zostanie zwolniony.
Na zdjęciu: Mariusz Trynkiewicz
(img|666368|center)
W związku z końcem kary media bardzo interesowały się losem Trynkiewicza, powstało wiele programów telewizyjnych opowiadających o zbrodni sprzed lat. Do Gostynina zaczęły przychodzić listy od zauroczonych Mariuszem kobiet. Wszystkie wyrzucał do kosza. W tym czasie planował już ślub z Anną.
Dreszcze
- Gdy po raz pierwszy czytałam list od Mariusza, poczułam takie ciepło jakby ktoś wrzątek na papier wylał i zanurzył mnie w cichym i spokojnym śnie – mówi mi Anna, od 30 października 2015 roku żona Mariusza Trynkiewicza. – Ten spokój czuć w nim cały czas – gdy maluje, nuci, rozmawia. Najpierw poznała go moja przyjaciółka, socjolog, która badała przestępców skazanych wcześniej na karę śmierci. Zrobił na niej ogromne wrażenie. Gdy mówiła, że jest delikatny, inteligentny i ma takie przenikliwe erotycznie spojrzenie, poczułam dreszcz. Zauważyłam, że jej się spodobał. Mówiła, że dawno nie spotkała mężczyzny, który słucha całym sobą i zależy mu na drugiej osobie.
Był rok 2010. Ja też nie spotykałam na co dzień takich mężczyzn, czułam się samotna i brakowało mi szczerej rozmowy.
Napisałam list do Mariusza. Pisałam głównie o sobie. O tym, że jestem w trakcie rozwodu, nie mam wielu przyjaciół, wolę stać z boku, bo nie ufam ludziom. Zwracałam się do o niego „proszę pana”.
Odpisał od razu. List na kilka stron, bo on jest takim kochanym gadułą. Przeszedł na ty, opisywał filmy przyrodnicze i przygodowe, pisał o malarstwie, muzyce rosyjskiej. Później zaczął przysyłać mi wiersze. Pisał:
„Ktoś rozrzucił chmury / Nad parapetem horyzontu / i uwiązał je w niewidzialnej sieci / ponad zielenią próśb. / Odganiam je zaklęciem. / Otwieram słoiki ze słońcem / I wołam ciebie / poprzez niebo".
Pytasz, czy nigdy nie zaniepokoiło mnie, że nawiązuję bliską relację z zabójcą? Nie. Nawet przez sekundę nie miałam takich wątpliwości. Wcześniej nie miałam kontaktu z więźniami, ale myślałam o nich tak samo jak o żołnierzach, którzy przebywają w koszarach. Bez oceniania.
Na samym początku naszej znajomości dostrzegłam tylko w oczach mojej szesnastoletniej córki Kasi pytanie: „Mamusiu, a ty na pewno wiesz, kto to jest Mariusz Trynkiewicz?”
Ona wiedziała wszystko, od razu sprawdziła Mariusza w internecie. Ale Kasia jest mądra, nigdy nie zadała tego pytania na głos, tylko sama zrozumiała, że Mariusz musi być dobrym człowiekiem, skoro mnie zainteresował. Córka ufa mi bezgranicznie.
Na zdjęciu: Mariusz T. w trakcie rozprawy dotyczącej posiadania dziecięcej pornografii, Płock 17.04.2015
(img|666370|center)
Pojechałam do niego do więzienia w Strzelcach Opolskich. Nigdy wcześniej nie byłam w zakładzie karnym. Trochę przerażało mnie przeszukanie a później widok funkcjonariuszy z bronią, jednak przede wszystkim byłam podniecona, że go poznam. Ależ on mi się spodobał! Miał długie blond włosy, niebieskie oczy i taki piękny ton głosu, który onieśmieliłby każdego.
Opowiadałam mu o pracy, córce. Mariusz miał trudniej, nie bardzo mógł zrobić na mnie wrażenie swoją codziennością. Mówił o dzieciństwie w Piotrkowie Trybunalskim, o lesie, psach, działce i o tym jak samotnie tańczył w pokoju, gdy dostał od rodziców swój pierwszy motor. Był bezwarunkowo szczery, odsłaniał się jak mały chłopiec. Zauroczyłam się w nim od pierwszego spotkania.
W Strzelcach Opolskich mogłam odwiedzać Mariusza raz w miesiącu. Odkąd jest w Gostyninie możemy spotykać się kiedy tylko chcemy. Rozmawiamy też pięć razy dziennie. Mariusz dzwoni o 8:10, 13:20, 17:00, 19:00 i 20:30. Wiemy nawet, o której porze chodzimy na siku.
Mówimy o sprawach codziennych, Marusz pomaga mi w wychowaniu córki, bo był nauczycielem i świetnie zna się na dzieciach. Niedawno miała zadanie z polskiego - opis najlepszego przyjaciela. Mariusz znalazł dla niej wiersz Marzanny Kielar, który idealnie pasował do wypracowania.
Dzieli się z nami ulubionymi filmami i muzyką, zawsze zapominam tytułów, ale Mariusz lubi mądre komedie lub filmy historyczne, fascynuje się średniowieczem. Kupiłam mu laptop, różne sprzęty RTV, więc podczas spotkań daje nam video na USB. Bardzo się o nas troszczy, przypomina mi postać graną przez Macieja Zakościelnego w „Tylko mnie kochaj”.
Zawsze pyta jak się czuję, czy nie zmarzłam. Mówi, żebym do niego nie przyjeżdżała jak jest tak zimno, bo jeszcze się przeziębię. Uwielbiam, gdy u niego jestem, a Mariusz wstaje i całuje mnie w czółko.
Nigdy wcześniej nie byłam przez nikogo tak kochana. Zanim poznałam Mariusza czułam, że w moim życiu brakuje ważnego fragmentu układanki. Nie wiem jak to wytłumaczyć: taka pustka w duszy, której nic i nikt nie potrafiło zapełnić. Wreszcie jestem bezpieczna.
(…)
Teraz planujemy dziecko z Mariuszem. Na razie widzenia są w obecności strażników, więc nie mogliśmy skonsumować związku w pełny sposób, ale to jest wisienka na torcie.
A mówiąc o torcie – na naszym ślubie był pyszny tort kawowy. Moja teściowa przywiozła też roladę śmietankową oraz serniczek. Dyrektor ośrodka w Gostyninie stanął na wysokości zadania. Oddał nam na uroczystość salę widzeń. Był stół nakryty zielonym obrusem, a przed nim ustawione krzesełka. Moim świadkiem była ta koleżanka socjolog, która poznała mnie z mężem, a teraz wspiera nasz związek. Drużbą Mariusza był jej chłopak. Za nimi siedziała teściowa. Mama ma 82 lata i chore serce. Dzwonią do siebie z Mariuszem regularnie, ona przesyła mu paczki, ale rzadko go odwiedza. Przed ślubem nie widzieli się od półtora roku. Wzruszyłam się, gdy padli sobie w ramiona. Mariusz pięknie wyglądał w czarnych spodniach i śnieżnobiałej koszuli
(…)
Mariusz nie jest psychopatą, ludzie nie biorą pod uwagę, że po pierwsze te zabójstwa były dawno, a po drugie nie wiadomo kim obecnie byłyby te dzieci. Może wyrosłyby na zabójców lub złodziei. Kto włóczy się samotnie przy rzece w wieku kilkunastu lat? To jest dopiero brak odpowiedzialności! Mariusz mówił mi, że także jeden z policjantów, który pracował przy sprawie tych zabójstw, pocieszał go, że nie wiadomo na kogo chłopcy by wyrośli, więc nie jestem w moich poglądach odosobniona.
(…)
Mówisz, że dzieci są nieświadome. Ale ja wiem, że jest inaczej. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam, nawet Mariuszowi. Miałam piętnaście lat, gdy poszłyśmy z koleżanką do kawiarni na warszawskiej Starówce. O 21:00 przysiedli się do nas trzej trzydziestokilkuletni mężczyźni. Chwilę rozmawialiśmy. A później poszłyśmy do domu.
Na zdjęciu: Warszawa, 11.02.2014. Pikieta "Tak dla kary śmierci" przed Ministerstwem Sprawiedliwości w Warszawie, która odbyła się w dniu, w którym więzienie w Rzeszowie opuścił Mariusz T., zabójca 4 chłopców skazany na 25 lat pozbawienia wolności
(img|666371|center)
Ale oni podjechali samochodem i wciągnęli nas do niego siłą. Chyba byli gangsterami, bo mieli broń, i bardzo luksusowy samochód. Byłam pewna, że chcą nas zabić, ale nie miałyśmy jak uciec. Próbowałam zapamiętać każdą ulicę, którą jechaliśmy. Zatrzymali się na Żoliborzu. Przenieśli nas do kilkupokojowego mieszkania. Patrzyłam na broń, która leżała na stole. Czułam taki strach, że moje ciało stało się zupełnie bezwładne. Myślałam, że tego nie przeżyjemy.
Moją koleżankę zgwałcili wszyscy trzej. Mnie - ten, który nimi dowodził. Później przyszedł drugi, a ja szlochałam, wyrywałam się. Uderzył mnie tak, że osunęłam się na podłogę. Chciał dalej mnie bić, ale wtedy stało się coś dziwnego - uratował mnie mój gwałciciel. Rozkazał mu wyjść z pokoju. I więcej mnie nie tknęli. Jak skończyli z moją koleżanką, to powiedzieli: „ale dziewczyny mają szczęście, że Kaczy dziś nie ma. On by je poćwiartował i spuścił w toalecie.” Kazali nam się ubrać i odwieźli nas na ulicę, przy której mieszkałyśmy. Powiedzieli „na razie” i pojechali.
Od razu poszłam z dziadkami na policję. Chciałam, żeby odpowiedzieli za to, co nam zrobili. Okazało się, że policjanci ich znali. Więc mogli postawić im zarzuty. Ale ja cały czas musiałam przeżywać ten strach na nowo. Najpierw pytała mnie o gwałt policjantka, później psycholog, potem kazali mi go opisywać kolejni lekarze. Te opisy były w dużych odstępach czasu, musiałam przypominać sobie każdy szczegół z gwałtu przez kolejne miesiące.
W końcu poprosiłam dziadków byśmy wycofali zarzuty. Z dziadkami o gwałcie nie rozmawiałam, zostałam sam na sam z moimi myślami. Próbowałam zrozumieć ich motywy. I doszłam do wniosku, że uczciwa dziewczynka nie poszłaby wieczorem na starówkę. Ten gwałt to tylko moja wina.
*
*(video|http://wp.tv/i,ci-chlopcy-prosili-sie-o-smierc-wyznanie-zony-trynkiewicza,mid,1883064,cid,5050,klip.html|620|400) *