„Pradziadkiem” naszego języka byt język praindoeuropejski. Posługiwali się nim ludzie, którzy mniej więcej w 5-4 tysiącleciu przed naszą erą żyli między Europą Środkową a centralną Azją.
Zajmowali ogromne terytorium, ponadto przemieszczali się w poszukiwaniu nowych siedzib. Ponieważ w tamtych czasach, co oczywiste, ludzie, którzy żyli w jakiejś odległości od siebie, w zasadzie nie mieli ze sobą kontaktu (nie znali pisma), to ich język szybko zaczął się różnicować - na przykład ci, którzy mieszkali na południu, mówili inaczej niż mieszkańcy północy. W ten sposób powstało kilka odłamów tego języka, które dały początek dużym rodzinom językowym. Każda z tych rodzin miała swojego przodka, którego określa się za pomocą przedrostka „pra-”: był więc na przykład język pragermański (z którego rozwinęła się rodzina germańska, na przykład języki niemiecki czy angielski) czy praitalski (z którego wywodzi się łacina). Istniał też język bałto-słowiański, który dał początek językowi prabałtyckiemu (z którego wywodzi się na przykład litewski) i prasłowiańskiemu (który jest „ojcem” polszczyzny). W ten sposób narodził się „dziadek” polszczyzny, czyli język bałto-słowiański. A stało się to prawdopodobnie około
dwutysięcznego roku oczywiście przed naszą erą.
Za sprawą języka praindoeuropejskiego współczesne języki narodów zamieszkujących Europę, choć dziś znacznie się od siebie różnią (jak na przykład polski, grecki, portugalski czy niemiecki), to są krewnymi. Tę wspólną rodzinę tworzą prawie wszystkie języki narodowe Europy, z wyjątkiem węgierskiego, fińskiego i estońskiego, bo przodkowie współczesnych Węgrów, Finów i Estończyków przybyli na tereny europejskie zza Uralu i „przywieźli” z sobą swoje języki.
Język bałto-słowiański narodził się prawdopodobnie 4 tysiące lat temu, około 2000 roku przed naszą erą, i istniał około 500 lat (a więc krótko, bo dla rozwoju języka to niewiele). Przodkowie dzisiejszych Bałtów i Słowian w wyniku wędrówek zajęli tereny między Odrą a Bugiem i Bałtykiem a Karpatami oraz wschodnie wybrzeże Bałtyku. Z oczywistych powodów nastąpiły dalsze podziały - zajmowali zbyt duże terytorium, aby mogli mówić jednym językiem.
W związku z tym wspólnota bałto-słowiańska rozbiła się na dwie - na bałtycką i słowiańską. My, oczywiście, należymy do wspólnoty słowiańskiej, a język, który się wówczas ukształtował - język prasłowiański - jest „ojcem” polszczyzny.
Słowianie dużo wędrowali. Początkowo dotarli na wschód, w okolice Dniepru, a w V wieku naszej ery rozpoczęli prawdziwą ekspansję - zawędrowali przede wszystkim na południe i zajęli Półwysep Bałkański. Dotarli też na zachód, nad Łabę. A więc w początkowych wiekach naszej ery zajmowali bardzo rozległe terytorium, co znowu spowodowało zróżnicowanie ich języka. Dlatego dziś wyróżnia się trzy rodziny języków słowiańskich, które wyodrębniły się między VII a X wiekiem: wschodniosłowiańską (do której należą języki: rosyjski, białoruski i ukraiński), południowosłowiańską (z językami serbskim, chorwackim, macedońskim, bułgarskim i słoweńskim) oraz zachodniosłowiańską - i w niej właśnie jest język polski, a oprócz niego: czeski, słowacki oraz języki łużyckie.
Najbliższe polszczyźnie są więc języki czeski, słowacki oraz języki łużyckie, a to z oczywistych względów, takich jak bliskość geograficzna i przynależność do rodziny języków zachodniosłowiańskich. Wiadomo, że narody (a wcześniej plemiona), które sąsiadują ze sobą, utrzymują z sobą kontakty, przez co ich języki mogą być do siebie podobne. I tak właśnie mamy dzisiaj - Polak może się w miarę dobrze porozumieć bez tłumacza z Czechem, a ze Słowakiem może nawet przeprowadzić dłuższą pogawędkę. Wiemy już, że język polski należy do rodziny języków zachodniosłowiańskich, przez co jest najbliższym krewnym (można chyba nawet powiedzieć: „bratem”) języków czeskiego i słowackiego oraz języków łużyckich. W początkowym okresie (czyli w IX-X wieku) to, co dziś określamy jako język polski, niewiele różniło się od czeskiego. W zasadzie były to różne dialekty jednego języka. I tak naprawdę to tylko wydarzenia historyczne przyczyniły się do tego, że istnieje coś takiego jak polszczyzna i język czeski. I też właśnie wydarzenia
historyczne sprawiły, że, powiedzmy, mieszkańcy obecnej Małopolski mówią po polsku, a nie po czesku.
Bo o ukształtowaniu się języków zadecydowały najpierw powstawanie, później rozwój państw. Jak wiadomo, do powstania naszego państwa przyczynili się najpierw (bo w IX wieku) Wiślanie (którzy zamieszkiwali dzisiejszą południową Małopolskę, a ich państwo sięgało aż po Śląsk), a później Polanie (którzy zajmowali tereny dzisiejszej Wielkopolski). I to głównie właśnie Polanom zawdzięczamy to, że mamy swoje państwo. A dzięki temu, że ukształtowało się państwo, mamy swój język. Bo różnice między ówczesnymi językami zachodniosłowiańskimi były tak znikome, że tylko zjawisko zewnętrzne, którym było powstanie państwa, mogło sprawić, że z bytu, jakim był dialekt zachodniosłowiański, zaczął się wyodrębniać osobny język.
I na przykład tylko dlatego, że dzisiejsza Małopolska leży na terytorium naszego państwa, w Krakowie mówi się po polsku. A kiedyś nie było to takie oczywiste, bo w X wieku tereny Wiślan dostały się pod panowanie czeskie. I gdyby na przykład nie udało im się przyłączyć do państwa, które dzisiaj nazywamy polskim, to mieszkańcy Krakowa mówiliby dziś po czesku. I to nie dlatego, że ktoś narzuciłby im swój język, tylko dlatego, że ich język (czyli język Wiślan) tak mało się różnił od tego, którym wtedy mówiono w dzisiejszych Czechach, że doszłoby do ich ujednolicenia.
Polska, Polak
Nasz naród wziął swą nazwę od Polan - plemienia, które mieszkało nad Wartą, Obrą i Prosną (a więc w miejscu, które dziś nosi nazwę Wielkopolska) i które dało początek naszemu państwu. Jeszcze w dokumentach XIII-wiecznych jako „Polan” określano wszystkich mieszkańców Polski, a nie tylko tych, którzy wywodzili się z plemienia Polan. Zresztą obcojęzyczne nazwy Polski czy Polaków, na przykład niemieckie Polen czy francuskie Pologne, polonais, wywodzą się właśnie z tej nazwy „Polanie”, a nie: „Polska” czy „Polacy”.
A nazwa „Polanin” oznaczała po prostu mieszkańca terenów polnych (tak jak „góral” to „mieszkaniec gór”). I z polem ma też związek nazwa „Polska” - otóż był to kiedyś przymiotnik od rzeczownika „pole”. Jeszcze w XV wieku mówiono na przykład o „roślinach polskich”, to znaczy o roślinach rosnących na polu (czyli - mówiąc po współczesnemu - o roślinach polnych), a nie o roślinach, które występują w naszym kraju. A więc słowo „polski” znaczyło to co dziś „polny”, a „polska” była formą żeńską tego przymiotnika. O naszym kraju mówiono „Ziemia Polska”, czyli „ziemia polna, ziemia, gdzie jest dużo pól”, a słowo „polska” w tym wyrażeniu odmieniano tak jak każdy przymiotnik (a więc mówiono na przykład: „na ziemi polskiej”). Później z tej nazwy „odpadł” element „ziemia” i została sama „Polska” - już odmieniana rzeczownikowo, czyli tak jak dzisiaj (a więc „Polska”, „Polski” itd.). A w zasadzie niecałkowicie odmieniała się tak jak odmienia się teraz, bo do XIX wieku nie mówiono „w Polsce”, tylko „w Polszcze”.
Niebo
Na początku świat składał się tylko z nieba i ziemi. Niebo, na którym dla nas, współczesnych, są i chmury, i słońce - dla naszych przodków było miejscem, gdzie są tylko chmury. Słowo „niebo” oznaczało więc miejsce nieprzyjemne - chmurne, mgliste; ma ono zresztą związek z łacińskimi nebula (czyli mgła) i nubes (czyli chmura). Być może w czasach stworzenia świata niebo było takie chmurne właśnie? Na szczęście po jakimś czasie zaczęliśmy dostrzegać i słońce, i obłoki - i „niebo” zaczęło dla nas oznaczać to co dzisiaj.
Od słowa „niebo” pochodzi przymiotnik „niebieski”. Dziś jest to nazwa koloru (takiego jak kolor nieba właśnie), ale dawniej ten wyraz znaczył przede wszystkim tyle co dzisiaj „niebiański”; wskazywał na związek z niebem rozumianym jako siedziba bogów (o Bogu mówi się przecież czasem „Ojciec niebieski”). Bo wszak „niebo” to także miejsce, gdzie jest Bóg i inne istoty nadprzyrodzone. Kiedyś mieliśmy nawet specjalne określenie na takie istoty, na istoty zamieszkujące niebo - mówiło się o „niebianach” i „niebiankach” (tak jak mamy Ziemian i Ziemianki czy Marsjan i Marsjanki).
Niektórzy, choć niesłusznie, dopatrują się też związku „nieboszczyka” z „niebem” - „nieboszczyk” to miałby być ten, kto idzie do nieba, w przeciwieństwie do „piekłoszczyka”, czyli tego, kto po śmierci trafia do piekła.