"Czy to już Iran?". Rusza proces o obrazę uczuć religijnych
W łódzkim sądzie rozpoczął się proces przeciwko artyście Marcelo Zammenhoffowi, który zestawił zdjęcia waginy z portretami m.in. Jana Pawła II, Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i braci Kaczyńskich. - To moja wypowiedź na temat polskiego kołtuństwa - tłumaczy WP artysta.
Piotr Wygachiewicz, artysta znany lepiej pod pseudonimem Marcelo Zammenhoff, zdziwił się, gdy 18 czerwca 2021 r. na wystawie jego zdjęć pojawili się policjanci.
– Zaczęli chodzić po wystawie, odcięli ją taśmą – wspomina Zammenhoff. – Niespecjalnie mnie to ucieszyło, zwłaszcza że po chwili zrozumiałem, że są na łączach z prokuratorem. Opisywali mu, co widzą na zdjęciach, a on przez telefon kazał im moje prace aresztować. To co mieli robić? Ściągali je ze ścian.
W sumie, jak mówi Zammenhoff, aresztowanych zostało kilkanaście jego prac. Głównie z części zatytułowanej "Wagina polska" (na wystawie było w sumie ponad 200 prac z różnych lat).
Cykl "Wagina polska" powstawał w latach 2010-2016. Zammenhoff poprosił swoje koleżanki, feministki, żeby zapozowały mu nago. Do tego trzymały między nogami różne symbole polskości. A to wódkę z zagrychą (ogórek i kiełbasa), a to łowicki haft. Były też zdjęcia polityków: Tuska, Komorowskiego, Wałęsy czy papieża Jana Pawła II. Także wizerunek Matki Boskiej czy różaniec. – Modelki współtworzyły aranżację tych zdjęć – mówi artysta. Zammenhoff nie ukrywa, że cykl miał prowokować.
– Nie oczekuję pochwał – mówi twórca. – Tak jak ja mam prawo wypowiedzieć się na temat polskich symboli narodowych i religijnych, tak każdy Polak ma prawo mnie skrytykować i powiedzieć, że mu się moja praca nie podoba. Teoretycznie jest w Polsce wolność wypowiedzi.
Dlaczego teoretycznie? Ponieważ Zammenhoff nie spodziewał się, że jego praca – po tym, jak była pokazana we Wrocławiu i Lanckoronie – zostanie aresztowana w Łodzi w Galerii Off.
Jeszcze mniej spodziewał się, że wyląduje na ławie oskarżonych za obrazę uczuć religijnych i patriotycznych. Proces właśnie rozpoczął się w łódzkim sądzie. Artyście grożą dwa lata więzienia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Oskarżycielka: z pewnych tematów żartów się nie robi
Oskarżycielką posiłkową jest mieszkanka Łodzi Agnieszka Wojciechowska van Heukelom. To ona złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Uważa, że to obraza uczuć religijnych oraz publiczne znieważenie znaku lub symbolu.
Pytam ją, dlaczego nie odpuszcza fotografowi.
– Artysta chciał sprowokować i to mu się udało. Może oczekiwał, że ja wystawę obejrzę, pójdę do domu popłakać i nic z tym dalej nie zrobię. Albo że podejdę do niego w galerii i zapytam, co poeta miał na myśli. To żałosne. Czy ja mam każdego artystę pytać, co miał na myśli? Tym bardziej, że to ani artysta, ani żadne dzieła.
– Nie uważa pani tych zdjęć za sztukę? – pytam.
– To jest bełkot.
– Nawet jeśli to jest w pani ocenie bełkot, to chyba artysta ma prawo do swojego bełkotu w wolnym kraju?
– Po pierwsze: zatytułował pracę "Wagina polska". Pytam: czy wagina ma narodowość? Po drugie to nie jest wagina tylko otwarty srom. Po trzecie: dlaczego nie zestawił sromu z flagą Izraela, gwiazdą Dawida czy Koranem? Ciekawe, jak wtedy zareagowałby cywilizowany świat. Dlaczego polskie symbole miałby być traktowane gorzej?
– Nie ma prawa zestawić waginy z czym mu się podoba? – pytam.
– Dochodzimy do momentu, w którym artystom już wszystko wolno. Otóż nie. Ja walczyłam w PRL o prawo do wolnej wypowiedzi i wolności słowa. Ale prawa tego pana kończą się tam, gdzie zaczynają się moje prawa.
– O jakich prawach pani mówi?
– On się powołuje na artykuł 70 Konstytucji, który mówi o wolności sztuki i nauki. Ale artykuły 30 i 31 wyraźnie mówią o ochronie godności ludzkiej. Godność wielu osób została naruszona tymi pracami. Zestawianie polskiej flagi z otwartym kroczem to nie tylko chory pomysł, ale jest obraźliwe.
– Dlaczego?
– On sobie urządza ordynarne kpiny ze spraw ważnych i bolesnych dla wielu osób. Choćby z katastrofy smoleńskiej. Ja znam rodzinę, która w tej katastrofie straciła bliską osobę.
– Ale nie ma w Polsce zakazu kpienia z poważnych, nawet bolesnych spraw. Codziennie tysiące Polaków kpią z różnych rzeczy...
– Co do zasady uważam, że z pewnych rzeczy żartów się nie robi. Nie wolno robić wszystkiego, co komu przyjdzie do głowy. Poza tym nie godzę się na łamanie prawa. Jestem propaństwowcem i patriotką oraz osoba wierzącą, choć nie żadną dewotką.
– Może pani nie rozumie, jak działa współczesna sztuka krytyczna?
– Robienie ze mnie zaścianka jest absurdem. Ja znam języki, jestem dobrze wykształcona. Niektórzy piszą o mnie: "jakaś pani poczuła się obrażona, bo nie zna się na sztuce". No nie, właśnie ta pani rozumie, co to jest sztuka. Nie każdy wytwór osoby, która uważa się za artystę, jest sztuką. Sama chciałam studiować historię sztuki i Estreichera przeczytałam jeszcze w liceum [chodzi o polskiego historyka sztuki – red.].
– Uważa pani, że sąd to dobre miejsce do dyskusji o sztuce?
– Do dyskusji o sztuce jest akademia sztuk pięknych. Ale to nie jest dyskusja o sztuce, bo ja tego za sztukę nie uważam. Poszłam do sądu dyskutować nie o sztuce, ale o prawie, które zostało złamane. Czym innym jest wolność słowa, a czym innym próba rekompensaty braku talentu za pomocą skandalu. A poza tym, co to za talent, który potrzebuje nastu lat na stworzenie czegoś takiego?
Czy to wciąż Polska czy już Iran?
Marcelo Zammenhoff jest wyraźnie rozczarowany, że jego sprawą zajmuje się sąd: – Tego typu kwestie nie powinny być w ogóle rozważane na salach sądowych. Każdemu moja praca może się nie spodobać. Ale to kwestia gustu, a nie procesu. "Obraza uczuć religijnych" to pojęcie abstrakcyjne i filozoficzne, a nie temat na sprawę karną.
– Ani to pornografia, ani profanacja – dodaje. – Sąd zajmuje się moimi zdjęciami, a tymczasem w Polsce politycy partii rządzącej defraudują, marnują albo przywłaszczają miliony złotych, obsadzają państwowe stanowiska bez konkursów, wdrażają nepotyzm, pogardliwie wypowiadają się o mniejszościach seksualnych czy narodowych, a prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa. A na "cipkę" zawsze mają czas i sprawnie im to idzie.
Artysta tłumaczy, że prace pokazywał w małym pomieszczeniu w lekkim półmroku. Kto nie chciał ich oglądać, nie musiał przychodzić do galerii. Po co się na własne życzenie denerwować?
Do winy się nie przyznaje.
– Przecież wie pan, że dla wielu osób papież to święty, do którego się modlą. Może nie należało wchodzić ze swoją sztuką w ich sakralną przestrzeń? – pytam.
– Po pierwsze: sztuka ma prawo zajmować nawet takimi tematami, które inni uważają za drażliwe – mówi. – A po drugie: dla jednych Jan Paweł II jest świętym, a dla innych, w świetle ostatnich śledztw dziennikarskich, to osoba odpowiedzialna za tuszowanie pedofilii w Polsce i na całym świecie, co jest odrażające. Trwa debata na temat jego świętości i jego win. Dla wielu Polaków w ogóle nie jest świętym, a raczej potencjalnym przestępcą.
Prokuratura w tej sprawie przesłuchała sześć osób, które potwierdziły, że ich uczucia religijne zostały obrażone. Do tego doszły dwie opinie biegłych: z zakresu antropologii kulturowej oraz z katedry filozofii chrześcijańskiej wydziału teologicznego w Toruniu.
Zammenhoff: – Pierwsza z tych opinii jest neutralna, a nawet korzystna dla mnie. Druga zaś nie, gdyż wystawiona przez profesora-księdza, co jest bardzo stronnicze. Powołanie księdza jako biegłego jest tendencyjne. To tak, jakby firma wydobywcza, która zatruwa środowisko, powołała jako biegłego swojego pracownika.
Artysta mówi, że część jego prac długo leżała w depozycie sądowym, przez co nie mógł ich sprzedać, a miał chętnych na kupno oryginałów, a nie kopii. Ale nie kwestia pieniędzy jest tu najważniejsza. Zammenhoff uważa, że jego proces może świadczyć o chęci zamknięcia ust krytykom władzy i Kościoła. Jego zdaniem jest to niebezpieczne.
Mówi: – Ludzie, którzy kiedyś walczyli z komunizmem, dziś upodabniają się do komunistów, bo chcą, jak oni, cenzurować sztukę i wolną wypowiedź. Takich spraw jak moja jest coraz więcej. Czy to wciąż wolna, świecka Polska czy już niedemokratyczny, fundamentalistyczny Iran?
Sebastian Łupak, dziennikarz WP