Podwójne życie autora "Dziadka do orzechów"
Był z pewnością najbardziej osobliwym urzędnikiem, jaki kiedykolwiek żył. Nieczęsto się zdarza, aby radca sądowy dekorował freskami ściany kościołów, komponował muzykę, i to wcale nieźle, pisał opowiadania grozy i przeszedł do historii jako romantyczny autor opowieści niesamowitych, horroru i kryminału.
Podobał się kobietom, notoryczne wpadał w oko atrakcyjnym adeptkom gry na pianinie, co zmuszało go do objazdowego trybu życia, rysował świetne karykatury i w hołdzie dla Mozarta do imion nadanych mu przy chrzcie dołączył trzecie: Amadeusz. Nazywał się Ernst Teodor Amadeusz Hoffmann i był autorem najpiękniejszej bajki świata - "Dziadka do orzechów", która jak żadna inna wprowadza w świąteczną atmosferę.
Z końcem XVIII wieku do Głogowa na Śląsku przybył niebrzydki młodzieniec, który właśnie rozpoczynał praktykę w sądzie. Młodzieniec miał zadatki na dobrze zapowiadającego się urzędnika, a że pociągał go świat miejscowej bohemy, wkrótce stanął przed dylematem, czy chce do końca życia zaznajamiać się z przepisami, czy może jednak lepiej będzie zostać artystą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
The Russian National Ballet - Dziadek do orzechów The Russian National Ballet - Dziadek do orzechów
A urzędnikiem był zgoła osobliwym: nieczęsto się bowiem zdarza, aby aplikant prawa pospołu ze znanym portrecistą, Aloisem Molinarim, zabierał się za zdobienie freskami ściany pojezuickiego kościoła. Hoffmann nie dość, że kaplicę udekorował, to przed głogowskim kościołem otworzył drzwi do światowej literatury za sprawą napisanego przez siebie opowiadania "Kościół jezuicki w G.".
E.T.A. podobał się kobietom. Nieopodal kościoła Bożego Ciała mieszkała Wilhelmina Enke, bohaterka skandali i notoryczna uwodzicielka, więziona w głogowskiej twierdzy metresa Fryderyka Wilhelma II. Wilhelmina, mimo objęcia jej ścisłym nadzorem, utrzymywała w najlepsze ożywione kontakty z miejscową elitą. Aplikant z rozwichrzonym włosem i wyobraźnią, rozdarty między prozą życia a pasją tworzenia, z pewnością wpadł jej w oko.
Wpadanie w oko nie tylko paniom pokroju Wilhelminy, ale nie mniej atrakcyjnym adeptkom gry na pianinie, stały się jego specjalnością i zmuszały do objazdowego trybu życia. Na krótko metę znalazł w Poznaniu, w którym jako świeżo namaszczony asesor rządowy w 1802 r. zmienił stan cywilny.
Marianna Tekla Michalina Rohrer-Trzcińska, Polka pieszczotliwie zwana "Misią" lub "Trzcinką", była o głowę wyższa od męża i przez następne 20 lat godnie znosiła jego ekscentryczne wybryki, towarzyskie skandale, kochliwość i zażyłość z wysokim procentem.
W Poznaniu E.T.A. uświetnił rejestr swoich wybryków: na jednym z maskowych balów, czy jak kto woli - reducie ostatkowej - puścił w obieg szkice karykatur ośmieszających miejscowych notabli, w tym podobiznę pruskiego generała Friedricha Wilhelma von Zastrow z małżonką. Już nazajutrz urażony generał wysłał skargę do króla Prus.
Za karę Hoffmanna przeniesiono do Płocka, gdzie - wedle jego własnych słów - czuł się "żywcem pogrzebany". Jego głównym zajęciem, obok urzędowania na stanowisku radcy stanu, stało się wtedy pisanie muzyki. Dla sąsiedniego opactwa w Czerwińsku komponował śpiewogry, oratoria i sonaty. Niewiele dziś o nich wiemy. Archiwum opactwa czerwińskiego znajduje się w bibliotece Zamoyskich w Warszawie: niewykluczone, że dzieła te spoczywają tam i czekają na odkrycie.
E.T.A. poszedł o krok dalej i skomponował "Ondynę" - dzieło uznane za pierwszą operę romantyczną, odkrył zapomnianego Bacha i w hołdzie dla Mozarta kazał nazywać się Amadeuszem. Sprawa pierwszeństwa nieco się gmatwa, bo za prekursora opery niemieckiego romantyzmu uznaje się także Carla Marię Webera, stryjecznego brata Konstancji Weber, żony Mozarta.
Zanim jego nazwisko rozsławiła opera "Wolny strzelec", w wieku zaledwie 18 lat zdobył renomę kapelmistrza teatru miejskiego we Wrocławiu i niemal jednocześnie stracił głos na skutek wypicia stosowanego w litografii kwasu azotowego postawionego przez pomyłkę obok butelki wina.
Największe olśnienie miało przyjść w Warszawie, do której przeniesiono naszego radcę sądowego w 1803 r. W stolicy Hoffmann przeżył chyba najszczęśliwszy okres swojego życia. Mniej szczęśliwi byli warszawscy Żydzi, którym - na podstawie rozporządzenia pruskiego - nadawał oryginalne nazwiska.
Wymyślał je przy tym wedle aktualnego nastroju: przed obiadem - podniośle, po obiedzie - filuterne. Jeśli akurat zjadł rybę - urząd opuszczali panowie Sztokfisz albo Uklej. Jeśli wcześniej grał na organach - spis mieszkańców wzbogacał się o pana Himmelblau. To dzięki inwencji Hoffmanna powstały nazwiska Wawelberg, Rothschild i Schwarzkopf.
Hoffmann stolicy nie opuścił nawet wtedy, kiedy w 1806 r. do miasta wkroczyły francuskie wojska Napoleona. Póki miał pełne kieszenie, siedział na miejscu, oglądał wojskowe rewie i śpiewał w kościelnym chórze. Wspólnie z Elsnerem założył Towarzystwo Muzyczne "Harmonia" wykonujące dzieła symfoniczne i kameralne.
Zakupiona na potrzeby towarzystwa rezydencja Mniszchów przy Senatorskiej, zwana "pałacem Lucypera", znajdowała się w tak fatalnym stanie, że trzeba było z miejsca przystąpić do remontu. Ciekawscy mogli zobaczyć Hoffmanna, kiedy z włosami w nieładzie i aparycją zwinnego czarta osobiście biegał po rusztowaniach i nadzorował prace.
Pobyt w Warszawie okazał się brzemienny w skutkach z jeszcze innego powodu. Hoffman mieszkał wtedy w Kamienicy pod Samsonem przy ulicy Freta. Jego sąsiadem i bliskim znajomym był Juliusz Edward Hitzig, człowiek wielu talentów, w tym prawnik i pisarz. To właśnie jego dzieci, Maria i Fritz, stały się pierwowzorami Klary i Freda z krainy zamieszkanej przez zabawki. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że Warszawa stała się inspiracją dla powstania najpiękniejszej bajki wszechczasów - "Dziadka do orzechów".
W 1845 r., czyli w niecałe trzydzieści lat po wydaniu "Dziadka do orzechów i króla myszy", ukazał się tekst Aleksandra Dumasa ojca, ozdobiony ilustracjami słynnego francuskiego rysownika Bertalla i przedstawiony jako dzieło własne autora "Trzech Muszkieterów".
Sprawa nie pozostała bez echa, bo w rok później Wiedeński Magazyn Sztuki, Literatury, Teatru i Mody, opublikował felieton, którego autor odkrywał przed czytelnikami historie plagiatów, w tym francuskiego tłumaczenia "Dziadka do orzechów i króla myszy" Aleksandra Dumasa.
Potwierdzeniem tej sensacji była kolejna, tym razem na łamach czasopisma "Humorist", w którym doniesiono: "Znana baśń E.T.A. Hoffmana, 'Dziadek do orzechów i król myszy', została gwizdnięta przez pana Aleksandra Dumasa, to znaczy wydana jako własna, a następnie ponownie przetłumaczona na język niemiecki jako dzieło zupełnie nowe".
Plagiat Dumasa, przez niektórych nazywany "adaptacją", stał się podstawą baletu Piotra Czajkowskiego z librettem Mariusa Petipy.
E.T.A. zmarł w 1822 r., nękany wytoczonym mu procesem sądowym, lękiem przed utratą własnego cienia i obsesją na punkcie Doppelgangerów, tajemniczych sobowtórów. Autor obdarzony wieloma talentami, w dzień urzędnik, w nocy artysta, dziś niemal zupełnie w Polsce niedoceniany a wciąż przecież fenomenalny przyczynek do co najmniej kilkudziesięciu doktoratów.
Przede wszystkim zaś ojciec "Dziadka do orzechów", wielokrotnie wydawanej baśni dla dzieci i dorosłych, okraszanej bajecznymi ilustracjami Szancera albo Geistera. To baśń jak żadna inna wpisująca się w klimat Bożego Narodzenia, nawet w dzisiejszym frenetycznym cyfrowym świecie, w którym coraz mniej miejsca dla romantyków.