Rozmowy o rozmowach. Czyli miej głos i nie wahaj się go użyć!
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2016 |
Autorzy | |
Wydawnictwo |
Polecamy nową publikację z zakresu komunikacji autorstwa logopedy medialnego, coacha, eksperta personal brandingu Katarzyny Bąkowicz i dziennikarza prasowego, wydawcy portalu internetowego, redaktora i lektora telewizyjnego Marcina Kozłowskiego. Książka w przystępny sposób opisuje zagadnienia związane z komunikacją międzyludzką, dlatego ściśle koresponduje z przekazem dotyczącym rozwoju osobistego. Czy ludzie mają ogony? Dlaczego powinniśmy unikać foteli? Jakie zalety ma korek od wina? Na te i inne pytania odpowiada nasza nowa książka "Rozmowy o rozmowach, czyli miej głos i nie wahaj się go użyć!", która miała swoją premierę 15 lutego 2016 nakładem Oficyny Wydawniczej Impuls. "Rozmowy..." to seria pełnych praktycznych wskazówek i dowcipnego dystansu wywiadów o tym, jak odpowiednio komunikować się z innymi i jak przełożyć to na sukces zawodowy i prywatny.
Numer ISBN | 978-83-7850-986-8 |
Wymiary | 235x160 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 116 |
Język | polski |
Fragment | Dla każdego pojęcie „sukces” oznacza coś zupełnie innego. Jeden chce zdobywać pieniądze, inny ułożyć sobie życie osobiste, jeszcze inny podróżować po świecie i nawiązywać nowe znajomości. Bez wątpienia każdy potrzebuje komunikacji. Przede wszystkim odpowiedz sobie na pytanie, czego tak naprawdę chcesz. Szczerze. Nie czego chcą najbliżsi, ale co wypływa z głębi serca, z twoich potrzeb. Nawet jeśli to tylko marzenie, warto je wyrazić i dowiedzieć się, skąd się wzięło. Co daje bycie taką osobą, co można zyskać, będąc właśnie nią. To pierwszy, najtrudniejszy ale i najważniejszy krok – świadomość. Mając ją, możemy dowolnie kształtować własną postawę wobec świata, a o to przecież chodzi w komunikacji. Najzdrowszą manipulacją jest manipulacja wobec samego siebie. Paradoksalnie daje lepsze efekty niż próby wpływania na świat, który będąc w nieustannym ruchu, szybko o nas zapomni. Dopiero mając siłę wewnętrzną wynikającą ze stabilnego wizerunku, możemy wpływać na ludzi dookoła. Gdy wizerunek jest spójny i zgodny z naszym wnętrzem, wtedy działa. Inaczej zbudujemy wydmuszkę bez treści, która szybciej wszystko zepsuje, niż doprowadzi nas do sukcesu. Niepoukładane i chaotyczne wnętrze będzie widać na zewnątrz, nawet mimo znajomości technik, które działają bowiem tylko wtedy, kiedy mają czym zarządzać, czyli mają treść. Brzmi to trochę filozoficznie, jednak jest absolutną prawdą i podstawą. To trochę tak jak z zupą. Jesteś bardzo głodny. Chcesz zjeść zupę. Masz do wyboru: poświęcić trochę czasu i ugotować zdrowy, smaczny i wartościowy posiłek albo otworzyć torebkę z napisem „instant” i zalać wrzątkiem. Zupa ugotowana da ci smak i siłę, gdyż ma dużo wartości odżywczych. Będziesz czuł się lepiej, myślał sprawniej, zadbasz o swoje zdrowie. Po zupce z proszku szybko zrobisz się głodny, bo nie ma w niej niż poza laboratoryjnymi wynalazkami mniej lub bardziej zdolnych chemików. Może nawet rozboleć cię brzuch. Ale to twoja decyzja. Tak jak z komunikacją masz wybór: chcesz szybko, tu i teraz – kup podręcznik, przeczytaj i stosuj w życiu; chcesz zbudować wizerunek na stabilnych i trwałych posadach, którego nie zburzą stres i labirynt życia – popracuj nad sobą, a efekty, choć przyjdą po jakimś czasie, będą zaskakująco pozytywne i przede wszystkim trwałe. Czego potrzeba, żeby osiągnąć sukces? Na przykład chcesz być menedżerem, a nie radzisz sobie z ludźmi, nie słuchają cię, nie wzbudzasz zaufania i nie potrafisz być dla nich autorytetem. Zatem potrzebujesz umiejętności komunikacyjnych na poziomie treści (co przekazać) oraz formy (jak przekazać, żeby treść była odebrana w oczekiwany sposób i przyniosła zakładane rezultaty). I teraz wchodzimy na drugi etap. Co masz w sobie takiego, co pozwoliłoby ci być dobrym menedżerem, jakie posiadasz zasoby, co jest twoją mocną, a co słabą stroną. Proces poznawania siebie dobrze jest przechodzić ze specjalistą. On szybciej zauważy nasze zachowania, komunikaty czy gesty świadczące o zdolnościach w danym kierunku, których sami możemy nie dostrzec. Profesjonalista zawsze też powie, że nie będziesz śpiewakiem operowym, mając tylko jedną oktawę... Warto być w tym procesie szczerym i ze sobą, i, jeśli taka jest, z osobą, która pomaga. Często nie widzimy swoich atutów. Jesteśmy przyzwyczajeni do zestawu cech, mamy je od zawsze, nieświadomie z nich czasem korzystamy, ale nie doceniamy możliwie dużej roli, jaką mogą odegrać w naszym życiu. A mocne strony ma każdy bez wyjątku i każdy może je rozwinąć. Stanie się to jednak dopiero wtedy, kiedy będziemy je znać. Można być świetnym merytorycznie w swojej branży, ale mieć problemy z przekazywaniem tej wiedzy. Zatem pierwszy kierunek będzie brzmiał: praca nad formą. Należy jednak dążyć do tego, żeby wizja samego siebie była spójna i przede wszystkim prawdziwa. Przyszedł kiedyś do mnie klient, któremu ktoś doradził, żeby przeniósł się na inne stanowisko, ponieważ na obecnym ponosił porażki, nie potrafił porozumieć się z ludźmi i nie był specjalnie lubiany. Zasugerowano mu, że może lepiej byłoby, gdyby podjął się pracy w wymiarze biurowym, spokojniejszej, bardziej przewidywalnej, z mniejszym kontaktem z ludźmi. Był gotów zgodzić się na to, ale zapytał co o tym myślę. Poprosiłam, żeby wyobraził sobie, że już tam jest i wykonuje swoje nowe obowiązki, siedzi w nowym biurze, zajmuje się przydzielonymi sprawami. Zapytałam, jak się z tym czuje. Odpowiedział po chwili, że źle, że tam jest nudno i czuje się zmęczony samym myśleniem. Zorientował się, że nie może przystać na propozycję. Jego droga powinna polegać na wyszlifowaniu tego, co ma w sobie, a nie na zmianie stanowiska. Udało mu się, bo zrozumiał, że rezygnacja z wizji samego siebie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Łatwo nie było, musiał włożyć wiele pracy w to, żeby uzyskać pożądany efekt. Ale dziś jest zadowolonym i spełnionym zawodowo człowiekiem, docenianym przez współpracowników, którzy nie wyobrażają sobie, że mogłoby go nie być. Każdy ma wady i nie należy się tego wstydzić. Gdyby nie one, wszyscy bylibyśmy jednakowi, niczym nie moglibyśmy się wyróżnić. Swoje słabe strony też trzeba znać i umiejętnie tę świadomość wykorzystać. Wiedzieć, gdzie są nasze słabe punkty, czym nas można zaskoczyć, w czym się nie sprawdzamy. Może zdarzyć się tak, że doskonale radzimy sobie komunikacyjnie w sytuacjach prywatnych, potrafimy być duszą towarzystwa na imprezach, jesteśmy lubiani, a w pracy przed prezentacją ściska nam żołądek. Nie potrafimy wydusić słowa, a kiedy już to zrobimy, to wypowiedź nie ma ładu ani składu. To wcale nie znaczy, że powinniśmy rezygnować z tej części pracy. Ta umiejętność już jest – to dobra i skuteczna komunikacja. Nie działa tylko we wszystkich sytuacjach, dlatego trzeba umiejętności przenieść i zaadaptować na innym gruncie. Zatem nie każda wada wbrew pozorom jest nie do przezwyciężenia czy zaakceptowania. Na jakość komunikacji wpływa też uczucie komfortu. U niektórych osób w ogóle nie ma znaczenia miejsce spotkania, inni czują się źle w określonym otoczeniu. Warto to wiedzieć i nie umawiać się na przykład w miejscach, które są dla nas krępujące. Podobnie w wygłaszaniu prezentacji: nie możemy poradzić sobie z pracą rąk, rozpraszają nas, nie umiemy się skupić na mówieniu, bo nie jesteśmy w stanie ich opanować. Warto wtedy zastosować coś odstresowującego, na przykład podkładkę pod dokumenty. W wielu sytuacjach jej trzymanie pomaga, daje nam wentyl bezpieczeństwa, a dla procesu komunikacyjnego nie ma żadnego znaczenia, bowiem i tak korzystamy z danych w formie papierowej, na które w trakcie prezentacji zerkamy. Atutem każdego z nas bez wyjątku jest głos. I wcale nie znaczy to, że wszyscy możemy i powinniśmy mówić jak znani telewizyjni lektorzy. Nie jest nam to potrzebne, a w niektórych sytuacjach może nawet zaszkodzić, czyniąc nas wytresowanymi manipulantami. Naturalność jest wartością absolutną, a głos ma spełniać przypisaną mu rolę – u śpiewaka zachwycać skalą, u dziennikarza ciekawie brzmieć, u sprzedawcy intrygować, u menedżera pokazywać jego profesjonalizm. Te cechy nie biorą się z talentu, tylko z pracy. Zdefiniowany cel dookreśla głos w jego przekazie, co ma w nim być, żeby przynosił korzyści. Najczęściej są to dwie lub trzy kluczowe dla danej osoby cechy z perspektywy jej potrzeb. Zatem pracuje się nad płynnością, tempem, dynamiką, artykulacją czy akcentowaniem, lub też nad barwą, skalą albo melodią. Do wypracowania potrzebnych cech niezbędna jest dbałość o postawę, która będzie wzmocnieniem dla głosu, co za tym idzie – oddechu, i jednocześnie bazą do jego powstawania. Przy okazji poprawi sylwetkę, wyprostuje ją i skoryguje, nauczymy się właściwie siadać, stać i chodzić zgodnie z naszym charakterem, cechami osobowości i upodobaniami. Pewny krok, swobodny gest i świadome ciało to właściwości, które rozmówca widzi i przez ich pryzmat ocenia nas. Jeśli ciało jest mocne, cała nasza postać będzie robić wrażenie silnej. I nie chodzi tu o mięśnie i siłę fizyczną, ale odczucie obcowania z silną osobowością. A przecież nikt nie chce wypaść na słabeusza. Za postawą idą gesty: naturalne, dobrane do anatomicznej budowy tułowia i rąk. Wzmacniają przekaz treści, są zdecydowanie mocniejsze, kiedy coś akcentujemy, i słabsze, gdy melodia wypowiedzi staje się monotonna. Należy sprawdzić i poprawić najdrobniejsze szczegóły: strzelanie palcami, krzywienie głowy na boki, błądzący wzrok, krzywy układ stóp itd. Wszystko bowiem składa się na wizerunek i sukces, do którego dążymy. Nie chcemy przecież wyglądać na znerwicowanych nieprofesjonalistów. Oglądasz czasem katalogi z wystrojami wnętrz? Zauważ, tam wszystko jest do siebie dopasowane: ściany, meble, zasłony i dodatki, nawet najdrobniejsze. Lubisz to oglądać, ponieważ jest estetyczne. Ale czy równie chętnie oglądałbyś mieszkania, gdzie poza tynkiem i podłogą nic nie ma? Nie, bo wszystko wyglądałoby tak samo, nie miałoby charakteru. Zatem w swoim wizerunku dbaj o detale, które zbudują i pokażą twój charakter. Kluczowy jest etap prób i wdrażania zmian. Testujemy, jak nam się chodzi, jak mówi, jak brzmi nowy głos, czy stał się ciekawszy, czy wyraża nas wystarczająco dobrze, jak czujemy się nie w nowej, ale wreszcie dobrze dopasowanej skórze. Metoda prób i błędów jest zawsze najlepsza – bez jednych i drugich nie moglibyśmy się rozwijać. Zatem nie bójmy się popełniać błędów, ale wyciągajmy z nich konstruktywne wnioski. Każdy etap powinien być poprzedzony hasłem „sprawdzam”, żeby nie pozostawiać cienia wątpliwości. Nie obawiajmy się testów, stańmy przed lustrem i zobaczmy, jak się prezentujemy, czy ten, kogo widzimy w lustrze, to fajny gość. Pogadajmy do siebie, posłuchajmy się, pobawmy w teatr jednego widza. Włączmy kamerę, którą teraz każdy ma w telefonie, obejrzyjmy nagranie bez zbędnego krytycyzmu, ale z rzetelną oceną. Wtedy próby kosztują najmniej. Oceniamy się sami i nie ponosimy z tego tytułu żadnych konsekwencji. Wreszcie przychodzi czas na wyjście do ludzi. Może najpierw do tych, przy których czujemy się bezpiecznie, żeby jeszcze trochę przetestować zmiany, zobaczyć, jak oddziałują na innych, spróbować nowych form komunikatu i przeanalizować wyniki pracy nad sobą. We wszystkim, co robimy, musimy przede wszystkim czuć się swobodnie, czuć się jak „my”, a nie jak wytresowane zwierzę wypuszczone na cyrkową arenę. Nie ma takiego wizerunku, choćby był najbardziej idealny, który sprawdzi się wbrew naszej osobowości. Wszystko, co sztuczne, wychodzi na jaw z prędkością światła. Gdy jest dobrze, nasze samopoczucie poprawia się, wtedy przychodzi czas na całkowite wdrożenie nowego siebie do świata. Praca, dom, znajomi, nowi ludzie... Zobaczą tę samą osobę, ale jakby inną, lepszą. Co ciekawe, zupełnie zapominamy wtedy o chęci manipulowania innymi, ponieważ nasza komunikacja i kontakty na tyle się poprawiają, że aby uzyskać zamierzone efekty, nie musimy posuwać się do książkowych technik. Jest prościej, łatwiej, swobodniej. Z sukcesem, jaki sobie zaplanowaliśmy. I tego wam, drodzy Czytelnicy, życzymy. |
Podziel się opinią
Komentarze