Dzień dobry – przywitał się robot. – Dzień dobry, panie nauczycielu – odpowiedziały dzieci. Zaczęła się lekcja.
Roboty wkraczają w nasze życie. Uczą dzieci poprawnej wymowy i matematyki, udzielają informacji na lotniskach i rozbrajają ładunki wybuchowe. Pracują z dziećmi autystycznymi i pomagają cierpiącym na demencję.
Czy roboty coraz lepiej radzące sobie z odczytywaniem naszych potrzeb i emocji staną się również emocjonalnie ważne dla nas? Czy uznamy ich zasługi i potraktujemy tak, jak zrobiliśmy z żywą istotą? - Roboty nie są już tylko silnikami, trybikami i algorytmami. Są odbiciem naszego człowieczeństwa - twierdzi Kate Darling, pionierka robo-etyki.
Nie męczą się i nie oceniają
- Namaste (dzień dobry) - mówi Phil, rozpoczynając lekcję jogi z grupą nastolatków. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Phil jest robotem, a jego uczniowie cierpią na autyzm. Phil trenuje z nimi, uczy ich tańczyć, gotować, pomaga w matematyce i nauce czytania.
Phil nie jest jedynym robotem pracującym z dziećmi z autyzmem.
Timothy Gifford, założyciel i prezes Movia Robotics stworzył pierwsze proste oprogramowanie robotów do pracy z autystycznymi dziećmi w 2011 roku, po tym, jak znajoma opowiedziała mu o rosnącej liczbie dzieci ze spektrum autyzmu oraz o problemach w pracy z nimi.
Założyciel Movia Robotics twierdzi, że roboty tak dobrze sprawdzają się w pracy z dziećmi, również tymi wymagającymi specjalnej opieki, ponieważ są przewidywalne, nigdy nie wykazują zmęczenia lub zniecierpliwienia oraz przede wszystkim w żaden sposób nie oceniają swoich podopiecznych.
- Tego typu robot nie zastąpi terapeuty i kontaktu z człowiekiem, ale może być pomocnym narzędziem w terapii - mówi Joanna Rzosińska, nauczycielka pracująca z dziećmi autystycznymi.
Wyjaśnia, że jednym z problemów osób ze spektrum autyzmu jest nawiązanie kontaktu wzrokowego z człowiekiem, ponieważ różnorodność emocji wyrażanych przez ludzką twarz, przez oczy, jest dla autystów przytłaczające.
W przypadku robota, który ma bardziej przewidywalną i uboższą mimikę, nawiązanie kontaktu może być prostsze. Robot jest również precyzyjny w swoich komunikatach i powtarzalny, co również może być pomocne w pracy z osobami autystycznymi.
- Nawet gdyby miało to pomóc niewielkiemu odsetkowi populacji autystów to i tak warto inwestować pieniądze w tego typu pomoce i warto o tym pisać. Praca z osobami autystycznymi jest wymagająca, każdy przypadek jest inny i nie ma jednej właściwej ścieżki postępowania z nimi. Dla niektórych, którzy mają największy problem z nawiązaniem relacji z drugim człowiekiem, za to dobrze reagują na przykład na pracę z komputerem, terapia z robotem mogłaby być pierwszym krokiem do nabycia podstawowych umiejętności społecznych – dodaje Rzosińska.
Tylko mnie przytul
"Przytulniak" (Huggable), takie imię nadano robotycznemu misiowi skonstruowanemu przez MIT Media Lab we współpracy ze Szpitalem Pediatrycznym w Bostonie.
Przytulanka nawiązująca kontakt z małymi pacjentami była testowana na grupie pięćdziesięciorga dzieci. Jej zadaniem jest aktywizować maluchy, odsuwać ich myśli od leczenia i pobytu w szpitalu, a także pomagać nawiązywać kontakty.
Okazało się, że dzieci, którym udostępniono "Przytulaka" częściej się ruszały, wychodziły z łóżek, rozmawiały z innymi pacjentami i z personelem.
- Nawet jeśli zapewniamy małym pacjentom wsparcie ludzkie, pomagamy im poradzić sobie ze stresem wynikającym z hospitalizacji, to personel szpitalny nie jest przy dziecku non stop. Poza tym nie każde dziecko reaguje otwarcie nawet na najlepiej przeszkolonych dorosłych – mówi współautorka badań, psycholog dziecięca ze Szpitala Pediatrycznego w Bostonie Deirdre Logan. - Pluszowy miś, przytulanka reagująca na dotyk, poruszająca się, mówiąca i dająca wrażenie współodczuwania oraz będąca z dzieckiem cały czas, pozwala maluchom się uspokoić i lepiej znosić sytuację.
Od lat w domach opieki w Japonii wykorzystuje się robotyczne foczki Paro, które są tak zaprojektowane, by reagować na dotyk, przytulenie i symulować reakcję emocjonalną.
Świetnie sprawdzają się w pracy z osobami z demencją starczą. Ale nie tylko. Po tragicznych wydarzeniach w 2011 roku, kiedy fala Tsunami uderzyła we wschodnie wybrzeże Japonii, foczki były z powodzeniem używane do redukcji stresu u osób, które przeżyły kataklizm.
Za to boty, czyli wirtualne roboty, okazały się też skutecznymi pomocnikami w walce z symptomami stresu pourazowego u żołnierzy.
Żołnierze, którzy mieli do czynienia z tą specyficzną formą terapii, podkreślali, że robotyczny terapeuta miał dla nich dowolną ilość czasu, nie okazywał nigdy zniecierpliwienia, ani nie wydawał osądów moralnych, co pozwoliło na otwarcie się i zmierzenie z wojenną traumą. Okazuje się, że roboty i robotyczne zabawki mają na nas znacznie większy wpływ, niż sami chcielibyśmy przyznać.
Oczy powiedzą wszystko
Ale jak sprawić, by robot był przyjazny człowiekowi? By sprawiał wrażenie rozumiejącego, empatycznego, życzliwego? Aby wydawał się istotą żywą i myślącą?
Tony Belpaeme, profesor zajmujący się tzw. systemami kognitywistycznymi dla robotyki na Uniwersytecie w Plymouth twierdzi, że aby robot mógł pełnić funkcje społeczne, musi mieć twarz wyrażającą emocje.
- Tysiące lat ewolucji ukształtowały nas, nasze mózgi do ról społecznych, do komunikowania się z otoczeniem. Co ciekawe nie tylko z ludźmi, ale także z przedmiotami. Kto z nas nie próbował rozmawiać z komputerem lub z samochodem? Przypisujemy zwierzętom, a nawet przedmiotom emocje podobne do ludzkich. To się nasila, gdy dostrzeżemy w nich zarys twarzy. Wystarczą dwie kropki i kreska, by zobaczyć twarz - twierdzi badacz pracujący nad robotami socjalnymi i przygotowujący je do pracy z dziećmi.
Roboty Belpeame'a pomagają w szpitalach, w szkołach i przedszkolach. Zdaniem naukowca najlepiej sprawdzają się w czynnościach wymagających cierpliwości i częstego powtarzania. Naukowiec przekonuje jednak, że aby robot mógł poprawnie pełnić swoją funkcję, musi mieć ruchomą głowę i twarz.
Przede wszystkim robot musi mieć oczy i możliwość wyrażania podstawowych emocji dzięki prostej, czasami przerysowanej "mimice".
- Oczy są tym, co przykuwa uwagę człowieka. Robot, jeśli ma być czymś więcej niż typem rozbudowanego narzędzia w fabryce, musi mieć poruszające się i śledzące wzrok rozmówcy oczy - mówi dr Krzysztof Kubasek, projektant form przemysłowych związany z Uniwersytetem SWPS w Poznaniu, który zaprojektował wygląd m.in. robota Flasha stworzonego przez naukowców z Politechniki Wrocławskiej.
Flash porusza głową, szyją i oczami. Trzy dyski, które tworzą głowę robota, mogą się rozsuwać i przechylać oddając w ten sposób konkretne emocje.
- Zainspirowały mnie emotikony. Nie ich wygląd, lecz możliwość określenia konkretnych emocji poprzez znaki. Dwukropek i nawias to uśmiech, średnik i nawias żartobliwe puszczenie oczka. Emotikony to kwintesencja prostoty. Kilka znaków i wiemy, o co chodzi. Tę samą prostotę chciałem nadać Flashowi - wyjaśnia projektant.
Flash sprawia wrażenie wyjątkowo przyjaznego i ciepłego. Trochę jak Wall-E z kreskówki Pixara. Robot sprzątający, który potrafi pokazać całą paletę różnorodnych emocji tylko dzięki ruchom kamer-oczu.
- Wall-E, chociaż jest tylko postacią z kreskówki, to kwintesencja tego, do czego należy dążyć w projektowaniu robotów społecznych. Bo z jednej strony jest bez wątpienia maszyną, nie udaje człowieka, nie ma humanoidalnej postaci. Z drugiej jego umiejętność skupienia uwagi, sposób reagowania na otoczenie jest bardzo ludzki. A to wszystko głównie dzięki ruchom oczu - twierdzi projektant.
Etyka kontaktów robo-ludzkich
Skoro nasz sposób odbioru robotów osadza się na wyrażaniu i rozumieniu emocji, to czy potrafimy stworzyć realne więzi między nami a robotami? Między życiem biologicznym a sztucznym?
Kate Darling, pionierka robo-etyki z MIT twierdzi, że tak, że jest to dla nas zachowanie naturalne i przytacza historię, która natchnęła ją do zbadania tematu. Kate pokazywała gościom dinozaura-robota, którego właśnie kupiła.
Dino-robot miał wbudowane sensory reagujące na dotyk, położenie, poruszał się, wydawał dźwięki, a nawet płakał.
- Powiedziałam koledze, by chwycił zabawkę za nogę i trzymał ją głową w dół. Po chwili dinozaur zaczął się ruszać, próbując wrócić do poziomu. Gdy nie mógł, do ruchu dołączył płacz. Powiedziałam koledze, aby go odstawił, bo już wystarczy. Co więcej pogłaskałam dino-robota, by uciszyć jego płacz. Przecież wiedziałam, że to maszyna, wiedziałam, jak jest zbudowana oraz że to tylko nagrany dźwięk. A mimo wszystko sposób poruszanie się zabawki i wydawany przez nią dźwięk sprawił, że poczułam się moralnie zobowiązana do działania - wyjaśnia badaczka.
W 2007 roku Washington Post zamieścił artykuł o testach nowego robota do rozbrajania min. Robot spacerował po polu minowym i za każdym razem, gdy trafiał na minę, urywało mu jedną z cienkich, patykowatych nóg, po czym robot szedł do kolejnej miny, ponownie tracąc kończynę. Porucznik nadzorujący testy nakazał ich przerwanie. Powiedział, że to nieludzkie patrzeć, jak robot traci kolejne kończyny, a mimo to prze do przodu, by wypełnić swoje zadanie. Roboty rozbrajające bomby są odznaczane za odwagę, a niektóre grzebane z honorami i wśród salw, jak zasłużeni oficerowie.
Czy tego chcemy, czy nie, roboty wejdą w nasze życie. Chociaż na razie są dość prostymi asystentami, którym daleko do Rosi, robotycznej niani z kreskówki Jetsonowie, nie wspominając o super zaawansowanym androidzie Data z serii Star Trek Nowe Pokolenie, to bez wątpienia kiedyś posiadanie robota- asystenta w domu będzie równie oczywiste, co posiadanie komputera.
I dlatego tak ważne jest zrozumienie interakcji pomiędzy człowiekiem a naśladującą jego zachowania maszyną. Jest cały dział nauki poświęcony relacjom ludzie - roboty. Niektóre z badań wydają się dość absurdalne, choć pokazują nasze podejście do poruszających się i posiadających możliwość komunikowania się maszyn. I tak badacze z Uniwersytety Stanforda zauważyli, że ludzie nie czują się zbyt komfortowo, gdy prosi się ich, by dotknęli części intymnych robotów...
- Zmierzamy do rzeczywistości, w której roboty są wszędzie. Robotyka przenosi się z fabryk i wprowadza do naszych miejsc pracy i domów. Maszyny, które umieją czuć, podejmować niezależne decyzje, uczyć się znajdą się w tej wspólnej przestrzeni. Myślę, że najlepszą analogią do tego jest nasz stosunek do zwierząt. Tysiące lat temu zaczęliśmy udomawiać zwierzęta. Na przestrzeni dziejów jedne zwierzęta traktowaliśmy jak narzędzia czy produkty, a inne darzyliśmy życzliwością i społeczną rangą towarzyszy. Możliwe, że podobnie postąpimy z robotami - twierdzi Kate Darling.